Lipiec
2015 roku. Podróżująca pociągiem angielska florystka Ella
Longfield zwraca uwagę na dwóch młodych mężczyzn nawiązujących
kontakt z dwiema nastolatkami. Słyszy ich rozmowę, z której
wynika, że panowie właśnie wyszli z więzienia, a nowo poznanym
dziewczynom prędzej to imponuje niż ich przeraża. Za to Ellę ta
wiadomość mocno niepokoi. Tak bardzo, że poważnie rozważa
zdobycie numerów telefonów rodziców nastoletnich dziewcząt w celu
poinformowania ich o całej sytuacji. Ostatecznie jednak porzuca ten
zamiar, a nazajutrz dowiaduje się, że jedna z nastolatek, Anna
Ballard, zaginęła. Ella jest przekonana, że mogła temu zapobiec,
dlatego dręczą ją ogromne wyrzuty sumienia. Zgłasza się na
policję i opowiada o tym, czemu świadkowała w pociągu i dzięki
jej zeznaniom śledczy wyłaniają głównych podejrzanych. Wszystko
jednak wskazuje na to, że mężczyźni, których szesnastoletnia
Anna i jej przyjaciółka Sarah Headley poznały w pociągu, uciekli
z kraju. Rok później Anna nadal uważana jest za zaginioną, a
policja ciągle prowadzi śledztwo w tej sprawie. Ellę wciąż
dręczą wyrzuty sumienia. Obwiniana przez część społeczeństwa,
w tym matkę zaginionej nastolatki, kobieta cały czas stara się
wrócić do swojego zwyczajnego życia, u boku męża Tony'ego i
siedemnastoletniego syna Luke'a, ale nie potrafi przejść nad sprawą
zaginięcia Anny do porządku dziennego. Wkrótce zaczyna dostawać
złowieszczo brzmiące listy od anonimowego nadawcy, który
najwyraźniej ją obserwuje. Ponadto w sprawie zaginięcia Anny
pojawiają się nowe tropy rzucające podejrzenia na osoby, które
dziewczyna znała.
Brytyjka
Teresa Driscoll przez kilkanaście lat była prezenterką programu
Spotlight kanału BBC. Odeszła żeby mieć więcej czasu dla
rodziny, ale z czasem odkryła swoje nowe powołanie. W światku
literackim debiutowała w 2013 roku krótkim zbiorem opowiadań
„Moments: A collection of short stories” (e-book), a pierwotnie
wydana w roku 2017 bestsellerowa powieść „Obserwuję cię” jest
pierwszym thrillerem psychologicznym w pisarskim dorobku Driscoll. I
bynajmniej nie ostatnim, bo w marcu 2018 roku pojawiło się pierwsze
wydanie „The Friend”, kolejnego poczytnego thrillera
psychologicznego autorstwa tej Brytyjki. W Polsce jak na razie
ukazało się jedynie jej „Obserwuję cię”.
W
posłowiu do omawianej publikacji Teresa Driscoll wyznaje, że zawsze
fascynował ją wpływ przestępstw na życie zwykłych ludzi i daje
jasno do zrozumienia, że właśnie ta fascynacja pchnęła ją do
napisania „Obserwuję cię”. Thrillera psychologicznego
zbudowanego na jakże często wykorzystywanym w tym gatunku motywie
zaginięcia jakiejś jednostki. Wybór takiego wątku potencjalnym
odbiorcom tej publikacji może sygnalizować duże skupienie autorki
na sferze kryminalnej, na policyjnym dochodzeniu śladami
nieszczęsnej nastolatki Anny Ballard i osoby odpowiedzialnej za jej
zniknięcie. Ale nie. Driscoll nie powierza najwięcej miejsca temu
aspektowi „Obserwuję cię”. Można wręcz powiedzieć, że
traktuje go ogólnikowo, snuje go w sposób tak bardzo powierzchowny,
że chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że jej zamiarem nie
było stworzenie kolejnej opowieści o dzielnych policjantach
starających się rozwikłać sprawę czyjegoś zaginięcia. Tak jak
Driscoll zdradza w posłowiu, „Obserwuję cię” jest odbiciem jej
zainteresowania innym następstwem przestępstwa. A nie tyle
fascynuje ją sam przebieg śledztwa, ile to, jak dana zbrodnia
odbija się na ludziach, w taki czy inny sposób, w nią
zamieszanych. Chociaż nazywanie tego zbrodnią może się okazać
pochopne – właściwie to wątpię, żeby wielu czytelników
„Obserwuję cię” przechodziło przez proces stopniowego
odkrywania tajników sprawy zaginięcia Anny Ballard z wyłącznie
takim nastawieniem. Bo ani my, ani przynajmniej niektóre postacie
przewijające się w tej powieści nie znamy powodów jej nagłego
zniknięcia. Dziewczyna, owszem, mogła zostać porwana lub
zamordowana, ale równie dobrze mogła po prostu uciec z domu – z
domu, w którym działo się coś tak złego, że tym rozpaczliwym
czynem w żadnym wypadku nie zasłużyła sobie na nasze potępienie.
Istnieje jednak jeszcze jedna możliwość. Ewentualność, która,
jestem o tym przekonana, co jakiś czas będzie rozkwitać w głowach
odbiorców „Obserwuję cię”. Myśl o tym, że to wszystko
zostało ukartowane przez zepsutą, wyrachowaną dziewczynę, która
nie czuła do swoich bliskich nawet ułamka tej miłości, jaką oni
darzyli ją, i której ktoś mógł, ale wcale nie musiał, pomagać
w realizacji jej planu porzucenia dotychczasowego życia. Ta mnogość
domniemanych odpowiedzi na postawione przez autorkę książki
pytanie „Co się stało z Anną?”, uprzyjemnia lekturę w nie
mniejszym stopniu, niż tajemnice skrywane przez niektóre z
ważniejszych postaci występujących w „Obserwuję cię”. Teresa
Driscoll spisała tę opowieść z kilku perspektyw, przy czym
jedynie w przypadku Elli Longfield i króciutkich, rzadkich wstawek
poświęconych obserwatorowi postawiła na pierwszoosobową narrację
– wszystkie pozostałe podała w trzeciej osobie. I to właśnie
dwie postacie, spośród tych ostatnich, wydają się skrywać coś
mającego bezpośredni związek z zaginięciem Anny Ballard. Sarah
Headley, jej najlepsza przyjaciółka, z którą to właśnie
potencjalna ofiara wybrała się w feralną podróż do Londynu nie
przedstawiła policji prawdziwej wersji wydarzeń. Bez wątpienia
kłamała i rok później, kiedy to rozgrywa się lwia część
omawianej powieści, nadal nikogo nie informuje o tym, co naprawdę
stało się tamtego nieszczęsnego wieczora. Czy uda jej się zebrać
na odwagę i ujawnić fakty, które najprawdopodobniej postawią ją
w złym świetle, ale za to może pomogą w odnalezieniu jej
najlepszej przyjaciółki? Tego łatwo się domyślić, ale nie
sądzę, żeby znalazło się wielu odbiorców „Obserwuję cię”,
którym uda się przedwcześnie przewidzieć wszystkie rewelacje
związane z postacią Sarah. Łatwiej będzie z ojcem zaginionej,
Henrym Ballardem, drugim z ważniejszych bohaterów mających jakieś
mroczne sekrety. Pośród tych osób, którzy nie stoją w
centralnych punktach danych rozdziałów, jak Sarah, Henry, Ella i
prywatny detektyw Matthew Hill (i sporadycznie tajemniczy
obserwator), jedna budzi szczególną nieufność odbiorcy książki,
przy czym tę osobę zdecydowanie łatwiej wiązać ze sprawą
prześladowcy Elli niż zaginięcia szesnastolatki. Ale czy możemy
mieć absolutną pewność, że łatwiejsza droga okaże się tą
właściwą?
„Obserwuję
cię” ma jeden poważny feler i parę mniejszych, z których to
część jest wypadkową tego największego. Czyli stylu obranego
przez autorkę – tak uproszczonego, że bardziej już chyba się
nie da. Wielu odbiorców niniejszej publikacji poczytuje to za plus,
co w ogóle mnie nie dziwi, bo takie szybko czytające się warsztaty
powieściopisarzy cieszą się dużo większym uznaniem niż
preferowany przeze mnie rozbudowany język. A tak uwielbianych przeze
mnie szczegółowych opisów miejsc, wydarzeń i postaci w „Obserwuję
cię” nie znalazłam. Bohaterom brakuje głębi, Teresa Driscoll
nie pozwala należycie wtopić się w ich sferę wewnętrzną, ich
osobowości, przemyślenia i czyny przedstawia za pośrednictwem aż
nazbyt prostego języka, chociaż tej warstwie poświęca bardzo dużo
miejsca. I dobrze, bo gdyby tymi niedługimi zdaniami w krótszych i
rzadszych fragmentach przybliżała mi ważniejsze sylwetki
przewijające się w jej opowieści to trudno byłoby mi się tutaj
dopatrzeć jakiejś płaszczyzny psychologicznej. A o choćby lekkim
zbliżeniu się do którejś z postaci to już w ogóle mogłabym
zapomnieć. Ale w takim rozrachunku udało mi się zaangażować w tę
historię – nie jakoś specjalnie mocno, bo ten ekstremalnie
uproszczony styl mocno mi dokuczał, ale nie mogę powiedzieć, że
zupełnie nie obchodził mnie los bohaterów i nie byłam ciekawa,
jak ta historia się skończy. I to właśnie ta ciekawość była
największą siłą napędową, to ona przede wszystkim popychała
mnie do dalszego czytania „Obserwuje cię”, chociaż niektóre
przygotowane przez Driscoll niespodzianki dla mnie niespodziankami
nie były. Parę zwrotów akcji udało mi się przewidzieć, ale
myślę, że w tej materii tj. zaskakiwanie czytelnika, autorka
znajduje się na dobrej drodze. Świadczy o tym chociażby
wyjaśnienie zaginięcia Anny Ballard, sposób w jaki budowała tę
główną tajemnicę i niektóre z jej rozgałęzień – niektóre,
bo inne znamionują tak daleko posunięte oczywistości, że chyba
nawet najmniej domyślni odbiorcy tej powieści nie będą mieć
problemów z przeniknięciem tych sekretów na długo przed tym zanim
autorka zechce je ujawnić. Ponadto mam wrażenie, że motyw
tajemniczego osobnika obserwującego Ellę Longfield został
zaniedbany – gubił się w gąszczu tych wszystkich wątków, co w
rozdziałach poświęconych postaciom mieszkającym w Kornwalii w
ogóle mi nie przeszkadzało, a bo zdecydowanie bardziej wolę klimat
małego miasteczka, w którym kłębią się jakieś mroczne
tajemnice od oklepanego motywu prześladowcy, ale gdy zapoznawałam
się z losami prywatnego detektywa wynajętego przez Ellę do sprawy
jej prześladowcy to nie miałam żadnych wątpliwości, że lepiej
by to wypadło gdyby obszar zajmowany przez Matthew Hilla zajmował
złowrogi osobnik, który z jakiegoś sobie tylko znanego powodu
obrał sobie za cel angielską florystkę. Dla mnie tego detektywa w
ogóle mogłoby nie być – tych wszystkich nudnawych wstawek z jego
prywatnego życia i przede wszystkim mało przekonujących przejawów
inteligencji większej od tej, jaką posiadali policjanci zajmujący
się sprawą zaginięcia Anny razem wzięci. Nieporównanie bardziej
interesowało mnie prywatne i zawodowe życie Elli Longfield (a
najbardziej wątki skoncentrowane na mieszkańcach Kornwalii),
kobiety zastraszanej przez jakąś jednostkę rok po zaginięciu Anny
Ballard, w którą to sprawę Ella mocno się zaangażowała. Przez
swój udział w niej, ale też oskarżenia formułowane przez część
opinii publicznej, głównie na portalach społecznościowych, gdzie
na ogół w błyskawicznym tempie i z lubością osądza się innych.
I to kolejna mocna strona „Obserwuję cię” - ta analiza jednego
z haniebnych zachowań niemałej części społeczeństwa, ludzi,
którzy wykorzystują social media do obmawiania innych, do wydawania
wyroków bez znajomości wszystkich faktów i bez zastanawiania się
nad tym, co ja bym zrobił w takiej sytuacji (a jak już to w sposób
idealizujący samego siebie, bez choćby grama szczerości).
„Obserwuję
cię” Teresy Driscoll najłatwiej mi zarekomendować tym sympatykom
thrillerów psychologicznych, którzy doskonale odnajdują się w
mocno uproszczonych stylach, którzy wprost uwielbiają krótkie,
szybko czytające się zdania i niezbyt szczegółowe opisy. Tym
poszukiwaczom dobrych historii (bo według mnie to jest całkiem
niezła historia), którzy potrafią przymknąć oko na kilka
przewidywalnych momentów, ale też tych, którzy lubią być
zaskakiwani, bo i parę niespodzianek można tutaj znaleźć. Wielkim
przeżyciem lektura tej powieści dla mnie nie była, ale jako taki
wypełniacz wolnego czasu całkiem dobrze się sprawdziła. Coś
lżejszego, niewymagającego nadwerężania mózgownicy i na tyle
podsycającego ciekawość, że jak już zaczęłam to w ogóle nie
brałam pod uwagę rezygnacji z poznania zakończenia. Wiedziałam,
że tak niedogodny dla mnie warsztat autorki nie zmusi mnie do
kapitulacji, że nawet nie rozważę pomysłu odłożenia tej pozycji
na półkę bez zapoznania się z całą jej treścią. I miałam
rację, bo podczas lektury ani razu taka myśl nie zaświtała mi w
głowie, bo język językiem, a fabuła to już zupełnie co innego.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Faktycznie, styl autorki jest bardzo prosty, ale przez to w moim przypadku sprawdziła się jako coś do przeczytania "na szybko" - na dzień, dwa. Jednak gdy sięgam po cięższe rzeczy często biorę się za SF, a czytając thriller wolę postawić na coś stosunkowo lekkiego.
OdpowiedzUsuń