niedziela, 2 września 2018

„Summer of 84” (2018)

Ipswich w stanie Oregon, lato 1984 roku. Mieszkający na przedmieściu piętnastoletni Davey Armstrong żywo interesuje się sprawami kryminalnymi i teoriami spiskowymi, dlatego gdy po raz pierwszy słyszy o seryjnym mordercy grasującym w okolicznych miastach wpada w zachwyt. Zmieszany z obawą o bezpieczeństwo tutejszych nastolatków, gdyż to przede wszystkim one padają ofiarami tajemniczego mordercy. Davey szybko zaczyna podejrzewać, że sprawcą jest jego sąsiad, policjant Wayne Mackey, ale kiedy przedstawia tę teorię swoim najbliższym przyjaciołom, Dale'owi 'Woody'emu' Woodworthowi, Tommy'emu 'Eatsowi' Eatonowi i Curtisowi Farraday'owi, uznają oni, że wyobraźnia go poniosła. Zgadzają się jednak pomóc mu w szpiegowaniu Mackey'a, podczas którego odnotowują podejrzane zachowania sąsiada i znajdują dowody, według nich, świadczące o jego winie.

„Summer of 84” to drugi, po „Turbo Kid” (2015), pełnometrażowy film Francois Simarda, Anouk Whissell i Yoanna-Karla Whissella – kanadyjsko-amerykański teen thriller prawdopodobnie powstały na fali popularności serialu „Stranger Things” i readaptacji „To”. Scenariusz „Summer of 84” autorstwa Matta Lesliego i Stephena J. Smitha został nagrodzony na Cinepocalypse, festiwalu filmowym w Chicago, a pierwszy pokaz filmu odbył się w styczniu 2018 roku na Sundance Film Festival.

Pewnego dnia oglądam sobie program informacyjny i nagle po raz pierwszy słyszę o „Summer of 84”. Króciutki opis fabuły natychmiast każe mi wysnuć wniosek, że pomysłodawcy rzeczonej historii naoglądali się „Niepokoju” D.J. Caruso. I rzeczywiście podobieństwa są tak uderzające, że bardzo bym się zdziwiła, gdyby się okazało, że twórcy omawianego obrazu nigdy tamtego dzieła nie widzieli (prawdę powiedziawszy wątpię, żebym w to uwierzyła). Francois Simard, Anouk Whissell i Yoann-Karl Whissell nakręcili teen thriller, który przynajmniej dla mnie stanowi mieszankę właśnie „Niepokoju”, „To” i „Stranger Things”. Jestem prawie pewna, że dążono tutaj do osiągnięcia takiego klimatu, jak w tych dwóch ostatnich z wymienionych przeze mnie obrazów i muszę przyznać, że filmowcom udało się tchnąć w „Summer of 84” podobnego ducha. Innymi słowy, gdyby nie informacja głosząca na początku filmu, że akcja rozgrywa się w latach 80-tych (i gdyby nie tytuł, skoro już o tym mowa) to najpewniej nie domyśliłabym się, że umiejscowiono ją w tej dekadzie. Owszem, wykluczyłabym współczesność, ale tylko z powodu ubrań noszonych przez bohaterów i wystrojów wnętrz, bo choć od plastiku trzymano się z dala (i chwała filmowcom za to) to atmosfery, która przywodziłaby mi na myśl kino grozy z lat 80-tych XX wieku, niestety, nie wytworzono. Inaczej rzecz ujmując: uważam, że w takim klimacie można spokojnie (bez kontrastów) utrzymywać thrillery i horrory, których akcja rozgrywa się w obecnych czasach. I nie miałabym nic przeciwko temu, żeby twórcy tego typu filmów częściej uderzali w taką estetykę. Bo jest w tym mrok, jest ponurość, posępność generowana nawet w pełnym świetle dziennym na idyllicznie się prezentującym przedmieściu. Simard i rodzeństwo Whissellów pokazali tutaj coś, z czego słynie choćby Stephen King – pod płaszczykiem „małomiasteczkowej” sielskości ukryli zgniliznę, która trawi to miejsce od wewnątrz. To znaczy nie tyle ukryli, bo patrząc na całe to otoczenie autentycznie wyczuwa się czyste zło, być może jakiegoś potwora brukającego to zaciszne miejsce już samą swoją obecnością. Scenarzyści potęgują to wrażenie przemyśleniami głównego bohatera, piętnastoletniego Davey'a Armstronga, w którego w dobrym stylu wcielił się Graham Verchere (partnerowali mu równie przekonujący Caleb Emery, Judah Lewis, Cory Gruter-Andrew i Tiera Skovbye). Chłopak już na początku „Summer of 84” informuje widzów, że to, co widać na pierwszy rzut oka wcale nie odzwierciedla prawdy, bo ludzie zwykli nakładać maski, pod którymi skrywają swoje odrażające twarze (chodzi o ich wnętrze, nie zewnętrze), że nie wiemy jakie okropieństwa na co dzień rozgrywają się w domach naszych sąsiadów. Davey nabiera przekonania, że najbrudniejsze sekrety na tym pozornie idyllicznym przedmieściu w Oregonie ma jego sąsiad, policjant Wayne Mackey (niezła kreacja Richa Sommera). Tak samo jak Kale z „Niepokoju” D.J. Caruso nastolatek podejrzewa, że mężczyzna jest seryjnym mordercą i tak jak Kale przystępuję do obserwowania go. Nabiera zwyczaju patrzenia przez lornetkę na jego dom, śledzenia go wraz z trzema przyjaciółmi, a nawet wdzierania się na jego posesję między innymi w celu przeprowadzania poszukiwań dowodów świadczących o jego winie. Wiele z tego aż nazbyt mocno kojarzy się z „Niepokojem”, naprawdę przydałoby się więcej inwencji, bo nie mogłam oprzeć się poczuciu obcowania z bezczelną kalką rzeczonego teen thrillera Caruso. A gdy jeden z chłopców w pewnym momencie rzucił pomysł włamania się do garażu Mackey'a pomyślałam: „I co dalej? Davey dostanie w końcu areszt domowy?” UWAGA SPOILER I mocno się nie pomyliłam - tyle że wyrok wydali jego rodzice, a nie sąd KONIEC SPOILERA. Bez względu na to, jak ten wątek się skończył rzecz już się dokonała – kolejne mocne skojarzenie z „Niepokojem” już się we mnie narodziło. A teraz kluczowe pytanie: czy wszystkie te podobieństwa do filmu Caruso przeszkadzały mi tak bardzo, że nie potrafiłam czerpać z seansu „Summer of 84” żadnej przyjemności? Otóż nie.

Mam za sobą tyle projekcji „Niepokoju” D.J. Caruso, że kogo jak kogo, ale akurat mnie nie powinno nużyć obcowanie z motywem nastolatka szpiegującego swojego sąsiada, bo gdyby tak było to nie wracałabym tak często do tamtej produkcji. Oczywiście, lekko mnie irytowało takie bezczelne wręcz kopiowanie (bo chyba nikt mnie nie przekona, że nie czerpano tutaj z „Niepokoju”), ale nudzić na pewno się nie nudziłam. „Summer of 84” ma w sobie pewien urok, który działa niemal hipnotycznie, ma w sobie czar, powab, kuszącą stylowość, która według mnie bynajmniej nie zasadza się na rzekomym odzwierciedleniu klimatu kina grozy lat 80-tych XX wieku. Już prędzej na tym, co też według mnie zaczerpnięto ze „Stranger Things”, a mianowicie na zmiksowaniu grozy z dowcipem. Jak to często w thrillerach i horrorach z młodocianymi bohaterami bywa, protagoniści „Summer of 84” mają swój własny świat, którego nie dzielą z dorosłymi. Davey i jego najbliżsi przyjaciele płci męskiej jedną nogą są jeszcze w dziecięcym światku, w świecie fantazji, beztroskich zabaw i wielkich marzeń, a drugą tkwią już w rzeczywistości ludzi dorosłych, co twórcy „Summer of 84” akcentują poprzez między innymi ich zainteresowanie erotyką, opiekę nad matką nadużywającą alkoholu i świadomość, że żyją w świecie pełnym różnego rodzaju zagrożeń, że wcale nie są tak bezpieczni, jak zapewne wydawało im się jeszcze parę lat temu. Nie można oprzeć się wrażeniu, że szpiegowanie sąsiada, którego podejrzewają o zamordowanie kilkunastu osób, traktują jak zwykłą zabawę (no może z wyjątkiem Davey'a) wakacyjną rozrywkę, którą to przerywają ilekroć (chwilowo) nadarzy się okazja do wypełnienia wolnego czasu czymś innym. Nawet Davey, chłopak mający najmniej wątpliwości (można chyba nawet powiedzieć, że żadnych), co do winy Mackey'a chętnie odrywa się na jakiś czas od swojej misji zdekonspirowania sąsiada, bo on właśnie tak to traktuje: jak wielką misję, sprawę, od której zależy życie niewinnych istot. I jeśli ma rację, jeśli jego sąsiad faktycznie jest seryjnym mordercą, to trudno dziwić się, że tak do tego podchodzi. Ale twórcy raz po raz przypominają nam, że Davey jest tylko dzieckiem, dorastającym chłopcem, którego głowę zaprzątają też inne myśli, na przykład o dziewczynie z sąsiedztwa, w której się podkochuje. Człowiek dorosły pewnie nie potrafiłyby nawet na chwilę zapomnieć o tym, że może mieszkać w sąsiedztwie wielokrotnego mordercy, niestrudzenie dążyłby do zdemaskowania oprawcy, nic nie byłoby w stanie odciągnąć jego uwagi od tego zadania, ale „Summer of 84” w roli detektywów amatorów stawia nastolatków, którzy z jednej strony bardzo chcą dorosnąć, ale z drugiej nie potrafią jeszcze rozstać się ze swoimi beztroskimi zabawami. Twórcom omawianego filmu doskonale udało się oddać tę magię dzieciństwa, to swego rodzaju przywiązania dorastających bohaterów do świata, który jest im dobrze znany i jednocześnie podążania za nowym dla nich zewem dorosłości. I co jeszcze ważniejsze twórcy wykazali się niemałym wyczuciem napięcia – emocję tę dawkowano niemalże po mistrzowsku (również dzięki wspaniałej ścieżce dźwiękowej), co nie było łatwe w przypadku tak przewidywalnego scenariusza. No dobrze, jedno uderzenie pod koniec „Summer of 84” nielicho mną wstrząsnęło. Nie spodziewałam się tego, ale nie dlatego tak mnie to poruszyło. UWAGA SPOILER Byłam pewna, że żaden z czołowych bohaterów filmu nie umrze, a zginął akurat ten chłopak, którego polubiłam najbardziej KONIEC SPOILERA
 
„Summer of 84” Francois Simarda, Anouk Whissell i Yoanna-Karla Whissella będę wspominać dosyć ciepło, pomimo przekonania, że jego twórcy ochoczo czerpali z dzieł innych artystów, że inwencji to praktycznie nie ma w tym filmie za grosz. Ale choć wolałabym, żeby dali więcej od siebie, żeby wymyślili coś swojego, to nie potrafię się na nich gniewać. Nie należę do osób poszukujących w kinie innowacyjnych rozwiązań, oryginalność nie jest dla mnie szczególnie ważna, nie miałam więc większych trudności w odnalezieniu się w tej (chyba można to tak nazwać) powtórce z rozrywki. W czym pomocni okazali się też sympatyczni protagoniści oraz całkiem mroczny klimacik. I według mnie godna pochwały żonglerka emocjonalnym napięciem. Polecam więc gorąco tym miłośnikom teen thrillerów, którzy nie szukają oryginalnych pozycji filmowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz