środa, 3 października 2018

Hollie Overton „Mury”

Kristy Tucker jest rzeczniczką teksańskiego departamentu sprawiedliwości. Praca ta polega na pośredniczeniu między więźniami, również tymi skazanymi na śmierć, mediami i systemem więziennictwa. Kristy nie jest zadowolona ze swojego życia zawodowego. Wolałaby inne zajęcie, ale boi się zmienić pracę ze względu na ryzyko mniejszej pensji. A musi myśleć o swoim nastoletnim synu Ryanie i chorym ojcu Franku. Życie kobiety od dłuższego czasu składa się więc głównie z obowiązków domowych i zawodowych, ale się nie skarży, bo najbardziej zależy jej na szczęściu najbliższych. Jednak gdy w jej życiu pojawia się Lance Dobson wszystko się zmienia. Początkowa niechęć Kristy do tego mężczyzny przechodzi w miłość i czas przestają już jej wypełniać praktycznie same obowiązki. Kobieta stosunkowo szybko wychodzi za niego, ale okazuje się to najgorszą decyzją w całym jej dotychczasowym życiu. Krótko po ślubie Lance zaczyna znęcać się nad nią psychicznie i fizycznie. Kristy nikomu nie opowiada o haniebnych czynach swojego męża, nawet Ryanowi i Frankowi, którzy wprost przepadają za Lance'em. Nikomu poza jednym z osadzonych w celi śmierci, z którym się zaprzyjaźnia. Trochę pod jego wpływem, ale przede wszystkim z obawy o bezpieczeństwo swojego syna i ojca, Kristy postanawia zabić swojego męża.

Amerykańska aktorka oraz scenarzystka i producentka telewizyjna, Hollie Overton, na rynku literackim zadebiutowała w 2016 roku powieścią „Baby Doll” („Laleczka”), która stała się międzynarodowym bestsellerem. Rok później ukazało się premierowe wydanie jej drugiej książki zatytułowanej „The Walls”, która w Polsce została opublikowana w roku 2018 pod tytułem „Mury”. Trzecia powieść Hollie Overton, „The Runaway”, w Stanach Zjednoczonych ma ukazać się w 2019 roku i przynajmniej na razie nie ma podstaw by przypuszczać, że na tym pisarska kariera Overton się zakończy.

„Laleczki” nie czytałam, ale drugi literacki thriller psychologiczny Hollie Overton każe mi mieć na uwadze twórczość ten pani. Może nie najszybciej, jak to tylko możliwe, ale i bez szczególnie długiej zwłoki będę musiała zapoznać się z jej debiutancką powieścią, bo istnieje przecież szansa, że dosięga do poziomu „Murów”. Nie chcę przez to powiedzieć, że według mnie lepszej jakości uzyskać już się nie dało, że miałam tutaj do czynienia z istnym arcydziełem thrillera psychologicznego w wersji książkowej, ale powodów do dużych narzekań też nie dostałam. Chociaż nie. UWAGA SPOILER Zakończenie mocno mnie rozczarowało i nie tylko dlatego, że wolę innego rodzaju zamknięcia fikcyjnych opowieści, ale również, albo nawet przede wszystkim przez to, że ogarnęła mnie pewność, iż Overton zmarnowała szansę na spotęgowanie tragicznego przesłania „Murów” KONIEC SPOILERA. Poza tym, dosyć istotnym mankamentem, moim zdaniem Overton radziła sobie bardzo dobrze. Bez trudu zaangażowałam się w tę opowieść, chociaż jej autorka nie włada szczególnie rozbudowanym słownictwem, nie konstruuje wielokrotnie złożonych zdań opisowych, za którymi to wprost przepadam i nie operuje pięknym, wyszukanym językiem, którym mogłabym się delektować. Ale i bez tego poruszyła moją wyobraźnię – czytało się to bez żadnych zgrzytów, płynnie, szybko i co najważniejsze bez poczucia zaniedbywania przez autorkę płaszczyzny psychologicznej, najważniejszej przecież materii „Murów”. Postacie są wiarygodne. Autorka omówiła je dosyć dokładnie. Oczywiście najwięcej miejsca poświęciła głównej bohaterce, Kristy Tucker (później noszącej nazwisko Dobson), ale nie mogę powiedzieć, że osoby z jej najbliższego otoczenia były przez Overton zaniedbywane. Tematyka „Murów” pewnie przez żadnego długoletniego fana thrillerów nie zostanie uznana za szczególnie pomysłową. Tak w kinematografii, jak w literaturze ten motyw już się przewijał i pewnie jeszcze nie raz, nie dwa artyści rozsnują przed nami historię kobiety, która postanawia zabić swojego pastwiącego się nad nią męża. Dlaczego? Bo sztuka czerpie z rzeczywistości, a żyjemy przecież w świecie, w którym pozostawianie ofiary przemocy samej sobie jest na porządku dziennym. Overton wprost mówi o tym w „Murach”. Akcja powieści została osadzona w Stanach Zjednoczonych (a ściślej w Teksasie), ale wady tamtejszego systemu punktowane przez nią na kartach tej książki można znaleźć i w Polsce. Kristy co prawda nawet nie próbuje szukać pomocy u przedstawicieli organów ścigania, nie stara się postawić swojego psychopatycznego męża przed sądem, ale to wcale nie łagodzi przesłania „Murów”, bo pamiętamy, że mamy tutaj do czynienia z kobietą, która pracuje w więziennictwie, posiada więc rozległą wiedzę na temat tego, jak poszczególne trybiki tego bezdusznego systemu obchodzą się z ofiarami przemocy domowej i jej sprawcami. Sytuacja prawie jak w filmach z nurtu rape and revenge – jeśli chcesz sprawiedliwości musisz wymierzyć ją sam. Tutaj natomiast: jeśli chcesz czuć się bezpiecznie weź sprawy w swoje ręce, bo sądy na pewno ci nie pomogą. Kristy nie jest osobą łaknącą poczucia sprawiedliwości. Zależy jej wyłącznie na zapewnieniu bezpieczeństwa najpierw swojemu synowi i ojcu, a dopiero potem sobie. Jej mąż obiecuje, że jej bliskim nic się nie stanie, jeśli tylko będzie zachowywała się tak jak on tego chce i Kristy pewnie byłaby gotowa na takie poświecenie, gdyby mogła mu zaufać i gdyby wiedziała, jakich słów i jakich czynów Lance od niej oczekuje. Bo mężczyzna ciągle zmienia zasady i nie widzi potrzeby, by ją o tym informować. Czasami dopiero gdy Kristy zrobi lub powie coś, co on uzna za błąd, dopiero po zadaniu jej kolejnego bólu, Lance wyjawia, czym wyprowadziła go z równowagi. Kobieta długo to znosi, ale w końcu dociera do niej, że trwanie w tym toksycznym związku naraża na niebezpieczeństwo nie tylko ją, ale również jej syna i ojca. Overton zapytuje więc: a co wy byście zrobili, gdyby życie waszych bliskich (i wasze również) było zagrożone przez jakąś psychopatyczną jednostkę? Zgłosilibyście to policji w nadziei, że osobnik ów zostanie skazany na więzienie? Pewnie tak. A co jeśli byście mieli pewność, że jest to osoba na tyle zdeterminowana, że po wyjściu z więzienia (bo na pewno prędzej czy później wyjdzie na wolność) bezzwłocznie przystąpi do realizowania swoich gróźb? Kristy w każdym razie postanawia działać na własną rękę. Czuje, że została doprowadzona do ostateczności. Innego wyjścia z tej ekstremalnie trudnej sytuacji niż zabicie własnego męża, kobieta nie widzi.

Może w rezultacie Lance otrzymałby zakaz zbliżania się do niej, ale świstek papieru na pewno by go nie powstrzymał. A może policjant zgodziłby się, że twarda ręka to jedyny sposób na utrzymanie „paniusi” w ryzach. Kristy chciała wierzyć w system, tylko że on ciągle zawodził ludzi […] Nawet gdyby Lance'a aresztowano i oskarżono, wyszedłby za kaucją. A wtedy co? Nie zdoła zapewnić tatkowi i Ryanowi bezpieczeństwa przez okrągłą dobę.” 
 
Początek „Murów” przedstawia ogólny zarys życia kobiety mieszkającej z nastoletnim synem i chorym ojcem, która jest głównym żywicielem tej rodziny (bo choć Hollie Overton o tym nie mówi, Frank Tucker pewnie jest rencistą). Z ogromem obowiązków, które spadły na jej barki wiele lat temu Kristy zawsze całkiem nieźle sobie radziła, ale choć nie narzekała to nie da się ukryć, że zaniedbywała przy tym samą siebie. Do czasu wkroczenia w życie Tuckerów Lance'a Dobsona, przystojnego, wysportowanego mężczyzny mającego dobrą opinię w mieście. Syn i ojciec Kristy są nim wprost zachwyceni, bo Lance nie odkrywa przed nimi swojego prawdziwego oblicza. Pokazuje je tylko Kristy i to dopiero po ślubie, a ona nie zwierza się swoim najbliższym, z cierpień jakie praktycznie codziennie zadaje jej mąż. Po pojawieniu się Lance'a i jeszcze przed jego ślubem z Kristy, bałam się, że zostanę przeprowadzona przez wszystkie etapy związku tych dwojga. Liczne randki, słodkie słówka, stosunki seksualne, ślub i sielski początek ich małżeństwa... Nie wiem, czy wytrzymałabym coś takiego, bo mam alergię na tego typu opowieści. Dlatego niezmiernie mnie ucieszyła decyzja Hollie Overton by ograniczyć omówienie początku znajomości Kristy i Lance'a do absolutnego minimum, a potem przeskoczyć z akcją o kilkanaście lat do przodu. Do momentu, gdy główna bohaterka zdaje już sobie sprawę z tego, że wychodząc za Lance'a Dobsona popełniła największy błąd swojego życia, bo zdążyła już doskonale poznać jego prawdziwą, przed ślubem tak skrzętnie skrywaną naturę. Nie oznacza to, że autorka nadaje porównywalnego pędu wszystkim następnym wydarzeniom zachodzącym w życiu głównej bohaterki. Na wątkach egzystujących w ramach thrillera skupia się nieporównanie mocniej niż na wcześniejszym romansie. Powoli i z dużą dbałością o napięcie przeprowadza nas przez kolejne coraz to bardziej dramatyczne etapy egzystencji kobiety dręczonej przez własnego męża, z czego zwierza się tylko jednemu z osadzonych w celi śmierci, z którym się zaprzyjaźnia, i w niewinność którego coraz bardziej wierzy. Ten spontanicznie radzi jej zabić męża, ale Kristy początkowo odrzuca ten pomysł. Hollie Overton w tej, w jak zdradza w swoich podziękowaniach zamieszczonych na końcu książki, bardzo osobistej powieści wykazuje się niemałą znajomością mentalności zarówno ofiary, jak i jej oprawcy. Precyzyjnie, ze sporą dozą empatii snuje dosyć typową opowieść, w której to napięcie zagęszcza się niemal ze strony na stronę. Tak, tak nieoryginalna przecież opowieść potrafi wciągnąć i to nie tylko w tych dynamiczniejszych momentach, ale także wówczas, gdy pozornie nic dramatycznego się nie dzieje. Gdy zaglądamy w umysł głównej bohaterki, gdy obserwujemy sielskie życie rodzinne państwa Dobson, które jak doskonale wiemy jest tylko fasadą. Jednym wielkim kłamstwem, bo związek ten nieprzerwanie toczy zgnilizna w postaci brutalnego pana domu.

„Mury” każą mi sądzić, że Hollie Overton powinna wiązać swoją przyszłość z pisarstwem. Nie wiem, jak spisuje się w branży filmowej, bo nie obejrzałam niczego, nad czym dotychczas pracowała, ale według mnie czymkolwiek jeszcze by się nie zajmowała najmądrzej by zrobiła nie rezygnując całkowicie z pisania powieści. A ściślej thrillerów psychologicznych, bo „Mury” pokazały mi, że dobrze się w tym gatunku czuje, że potrafi przedstawić dosyć często podejmowaną przez światową kinematografię i literaturę tematykę tak, abym nie musiała zmuszać się do kontynuowania lektury. Ta historia po prosu mnie wciągnęła, zaangażowała na tyle silnie, żebym nabrała ochoty na więcej prozy Hollie Overton i nie mam wątpliwości, że niejeden miłośnik literackich thrillerów psychologicznych przyjmie „Mury” tak dobrze jak ja. Albo jeszcze lepiej.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz