Kristy
Tucker jest rzeczniczką teksańskiego departamentu sprawiedliwości.
Praca ta polega na pośredniczeniu między więźniami, również
tymi skazanymi na śmierć, mediami i systemem więziennictwa. Kristy
nie jest zadowolona ze swojego życia zawodowego. Wolałaby inne
zajęcie, ale boi się zmienić pracę ze względu na ryzyko
mniejszej pensji. A musi myśleć o swoim nastoletnim synu Ryanie i
chorym ojcu Franku. Życie kobiety od dłuższego czasu składa się
więc głównie z obowiązków domowych i zawodowych, ale się nie
skarży, bo najbardziej zależy jej na szczęściu najbliższych.
Jednak gdy w jej życiu pojawia się Lance Dobson wszystko się
zmienia. Początkowa niechęć Kristy do tego mężczyzny przechodzi
w miłość i czas przestają już jej wypełniać praktycznie same
obowiązki. Kobieta stosunkowo szybko wychodzi za niego, ale okazuje
się to najgorszą decyzją w całym jej dotychczasowym życiu.
Krótko po ślubie Lance zaczyna znęcać się nad nią psychicznie i
fizycznie. Kristy nikomu nie opowiada o haniebnych czynach swojego
męża, nawet Ryanowi i Frankowi, którzy wprost przepadają za
Lance'em. Nikomu poza jednym z osadzonych w celi śmierci, z którym
się zaprzyjaźnia. Trochę pod jego wpływem, ale przede wszystkim z
obawy o bezpieczeństwo swojego syna i ojca, Kristy postanawia zabić
swojego męża.
Amerykańska
aktorka oraz scenarzystka i producentka telewizyjna, Hollie Overton,
na rynku literackim zadebiutowała w 2016 roku powieścią „Baby
Doll” („Laleczka”), która stała się międzynarodowym
bestsellerem. Rok później ukazało się premierowe wydanie jej
drugiej książki zatytułowanej „The Walls”, która w Polsce
została opublikowana w roku 2018 pod tytułem „Mury”. Trzecia
powieść Hollie Overton, „The Runaway”, w Stanach Zjednoczonych
ma ukazać się w 2019 roku i przynajmniej na razie nie ma podstaw by
przypuszczać, że na tym pisarska kariera Overton się zakończy.
„Laleczki”
nie czytałam, ale drugi literacki thriller psychologiczny Hollie
Overton każe mi mieć na uwadze twórczość ten pani. Może nie
najszybciej, jak to tylko możliwe, ale i bez szczególnie długiej
zwłoki będę musiała zapoznać się z jej debiutancką powieścią,
bo istnieje przecież szansa, że dosięga do poziomu „Murów”.
Nie chcę przez to powiedzieć, że według mnie lepszej jakości
uzyskać już się nie dało, że miałam tutaj do czynienia z istnym
arcydziełem thrillera psychologicznego w wersji książkowej, ale
powodów do dużych narzekań też nie dostałam. Chociaż nie. UWAGA
SPOILER Zakończenie mocno mnie rozczarowało i nie tylko
dlatego, że wolę innego rodzaju zamknięcia fikcyjnych opowieści,
ale również, albo nawet przede wszystkim przez to, że ogarnęła
mnie pewność, iż Overton zmarnowała szansę na spotęgowanie
tragicznego przesłania „Murów” KONIEC SPOILERA. Poza
tym, dosyć istotnym mankamentem, moim zdaniem Overton radziła sobie
bardzo dobrze. Bez trudu zaangażowałam się w tę opowieść,
chociaż jej autorka nie włada szczególnie rozbudowanym
słownictwem, nie konstruuje wielokrotnie złożonych zdań
opisowych, za którymi to wprost przepadam i nie operuje pięknym,
wyszukanym językiem, którym mogłabym się delektować. Ale i bez
tego poruszyła moją wyobraźnię – czytało się to bez żadnych
zgrzytów, płynnie, szybko i co najważniejsze bez poczucia
zaniedbywania przez autorkę płaszczyzny psychologicznej,
najważniejszej przecież materii „Murów”. Postacie są
wiarygodne. Autorka omówiła je dosyć dokładnie. Oczywiście
najwięcej miejsca poświęciła głównej bohaterce, Kristy Tucker
(później noszącej nazwisko Dobson), ale nie mogę powiedzieć, że
osoby z jej najbliższego otoczenia były przez Overton zaniedbywane.
Tematyka „Murów” pewnie przez żadnego długoletniego fana
thrillerów nie zostanie uznana za szczególnie pomysłową. Tak w
kinematografii, jak w literaturze ten motyw już się przewijał i
pewnie jeszcze nie raz, nie dwa artyści rozsnują przed nami
historię kobiety, która postanawia zabić swojego pastwiącego się
nad nią męża. Dlaczego? Bo sztuka czerpie z rzeczywistości, a
żyjemy przecież w świecie, w którym pozostawianie ofiary przemocy
samej sobie jest na porządku dziennym. Overton wprost mówi o tym w
„Murach”. Akcja powieści została osadzona w Stanach
Zjednoczonych (a ściślej w Teksasie), ale wady tamtejszego systemu
punktowane przez nią na kartach tej książki można znaleźć i w
Polsce. Kristy co prawda nawet nie próbuje szukać pomocy u
przedstawicieli organów ścigania, nie stara się postawić swojego
psychopatycznego męża przed sądem, ale to wcale nie łagodzi
przesłania „Murów”, bo pamiętamy, że mamy tutaj do czynienia
z kobietą, która pracuje w więziennictwie, posiada więc rozległą
wiedzę na temat tego, jak poszczególne trybiki tego bezdusznego
systemu obchodzą się z ofiarami przemocy domowej i jej sprawcami.
Sytuacja prawie jak w filmach z nurtu rape and revenge –
jeśli chcesz sprawiedliwości musisz wymierzyć ją sam. Tutaj
natomiast: jeśli chcesz czuć się bezpiecznie weź sprawy w swoje
ręce, bo sądy na pewno ci nie pomogą. Kristy nie jest osobą
łaknącą poczucia sprawiedliwości. Zależy jej wyłącznie na
zapewnieniu bezpieczeństwa najpierw swojemu synowi i ojcu, a dopiero
potem sobie. Jej mąż obiecuje, że jej bliskim nic się nie stanie,
jeśli tylko będzie zachowywała się tak jak on tego chce i Kristy
pewnie byłaby gotowa na takie poświecenie, gdyby mogła mu zaufać
i gdyby wiedziała, jakich słów i jakich czynów Lance od niej
oczekuje. Bo mężczyzna ciągle zmienia zasady i nie widzi potrzeby,
by ją o tym informować. Czasami dopiero gdy Kristy zrobi lub powie
coś, co on uzna za błąd, dopiero po zadaniu jej kolejnego bólu,
Lance wyjawia, czym wyprowadziła go z równowagi. Kobieta długo to
znosi, ale w końcu dociera do niej, że trwanie w tym toksycznym
związku naraża na niebezpieczeństwo nie tylko ją, ale również
jej syna i ojca. Overton zapytuje więc: a co wy byście zrobili,
gdyby życie waszych bliskich (i wasze również) było zagrożone
przez jakąś psychopatyczną jednostkę? Zgłosilibyście to policji
w nadziei, że osobnik ów zostanie skazany na więzienie? Pewnie
tak. A co jeśli byście mieli pewność, że jest to osoba na tyle
zdeterminowana, że po wyjściu z więzienia (bo na pewno prędzej
czy później wyjdzie na wolność) bezzwłocznie przystąpi do
realizowania swoich gróźb? Kristy w każdym razie postanawia
działać na własną rękę. Czuje, że została doprowadzona do
ostateczności. Innego wyjścia z tej ekstremalnie trudnej sytuacji
niż zabicie własnego męża, kobieta nie widzi.
„Może
w rezultacie Lance otrzymałby zakaz zbliżania się do niej, ale
świstek papieru na pewno by go nie powstrzymał. A może policjant
zgodziłby się, że twarda ręka to jedyny sposób na utrzymanie
„paniusi” w ryzach. Kristy chciała wierzyć w system, tylko że
on ciągle zawodził ludzi […] Nawet gdyby Lance'a aresztowano i
oskarżono, wyszedłby za kaucją. A wtedy co? Nie zdoła zapewnić
tatkowi i Ryanowi bezpieczeństwa przez okrągłą dobę.”
Początek
„Murów” przedstawia ogólny zarys życia kobiety mieszkającej z
nastoletnim synem i chorym ojcem, która jest głównym żywicielem
tej rodziny (bo choć Hollie Overton o tym nie mówi, Frank Tucker
pewnie jest rencistą). Z ogromem obowiązków, które spadły na jej
barki wiele lat temu Kristy zawsze całkiem nieźle sobie radziła,
ale choć nie narzekała to nie da się ukryć, że zaniedbywała
przy tym samą siebie. Do czasu wkroczenia w życie Tuckerów Lance'a
Dobsona, przystojnego, wysportowanego mężczyzny mającego dobrą
opinię w mieście. Syn i ojciec Kristy są nim wprost zachwyceni, bo
Lance nie odkrywa przed nimi swojego prawdziwego oblicza. Pokazuje je
tylko Kristy i to dopiero po ślubie, a ona nie zwierza się swoim
najbliższym, z cierpień jakie praktycznie codziennie zadaje jej
mąż. Po pojawieniu się Lance'a i jeszcze przed jego ślubem z
Kristy, bałam się, że zostanę przeprowadzona przez wszystkie
etapy związku tych dwojga. Liczne randki, słodkie słówka,
stosunki seksualne, ślub i sielski początek ich małżeństwa...
Nie wiem, czy wytrzymałabym coś takiego, bo mam alergię na tego
typu opowieści. Dlatego niezmiernie mnie ucieszyła decyzja Hollie
Overton by ograniczyć omówienie początku znajomości Kristy i
Lance'a do absolutnego minimum, a potem przeskoczyć z akcją o
kilkanaście lat do przodu. Do momentu, gdy główna bohaterka zdaje
już sobie sprawę z tego, że wychodząc za Lance'a Dobsona
popełniła największy błąd swojego życia, bo zdążyła już
doskonale poznać jego prawdziwą, przed ślubem tak skrzętnie
skrywaną naturę. Nie oznacza to, że autorka nadaje porównywalnego
pędu wszystkim następnym wydarzeniom zachodzącym w życiu głównej
bohaterki. Na wątkach egzystujących w ramach thrillera skupia się
nieporównanie mocniej niż na wcześniejszym romansie. Powoli i z
dużą dbałością o napięcie przeprowadza nas przez kolejne coraz
to bardziej dramatyczne etapy egzystencji kobiety dręczonej przez
własnego męża, z czego zwierza się tylko jednemu z osadzonych w
celi śmierci, z którym się zaprzyjaźnia, i w niewinność którego
coraz bardziej wierzy. Ten spontanicznie radzi jej zabić męża, ale
Kristy początkowo odrzuca ten pomysł. Hollie Overton w tej, w jak
zdradza w swoich podziękowaniach zamieszczonych na końcu książki,
bardzo osobistej powieści wykazuje się niemałą znajomością
mentalności zarówno ofiary, jak i jej oprawcy. Precyzyjnie, ze
sporą dozą empatii snuje dosyć typową opowieść, w której to
napięcie zagęszcza się niemal ze strony na stronę. Tak, tak
nieoryginalna przecież opowieść potrafi wciągnąć i to nie tylko
w tych dynamiczniejszych momentach, ale także wówczas, gdy pozornie
nic dramatycznego się nie dzieje. Gdy zaglądamy w umysł głównej
bohaterki, gdy obserwujemy sielskie życie rodzinne państwa Dobson,
które jak doskonale wiemy jest tylko fasadą. Jednym wielkim
kłamstwem, bo związek ten nieprzerwanie toczy zgnilizna w postaci
brutalnego pana domu.
„Mury”
każą mi sądzić, że Hollie Overton powinna wiązać swoją
przyszłość z pisarstwem. Nie wiem, jak spisuje się w branży
filmowej, bo nie obejrzałam niczego, nad czym dotychczas pracowała,
ale według mnie czymkolwiek jeszcze by się nie zajmowała
najmądrzej by zrobiła nie rezygnując całkowicie z pisania
powieści. A ściślej thrillerów psychologicznych, bo „Mury”
pokazały mi, że dobrze się w tym gatunku czuje, że potrafi
przedstawić dosyć często podejmowaną przez światową
kinematografię i literaturę tematykę tak, abym nie musiała
zmuszać się do kontynuowania lektury. Ta historia po prosu mnie
wciągnęła, zaangażowała na tyle silnie, żebym nabrała ochoty
na więcej prozy Hollie Overton i nie mam wątpliwości, że niejeden
miłośnik literackich thrillerów psychologicznych przyjmie „Mury”
tak dobrze jak ja. Albo jeszcze lepiej.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz