środa, 31 października 2018

Shari Lapena „Niechciany gość”

Recenzja przedpremierowa

Zima. Mitchell's Inn, hotel w stylu retro w Catskills, w piątek do połowy wypełnia się gośćmi. Dwie zakochane pary, małżeństwo przeżywające kryzys, dwie zaprzyjaźnione młode kobiety, nowojorski prawnik i pisarka planująca popracować tutaj nad nową książką, wszyscy oni będą obsługiwani jedynie przez właściciela hotelu i jego młodego syna, ponieważ złe warunki pogodowe uniemożliwiły pozostałym członkom personelu dotarcie do pracy. Ale to nie koniec niedogodności. Burza śnieżna wkrótce odcina ich od reszty świata. Drogi są nieprzejezdne i następuje awaria prądu, co może i nie byłoby dla nich tak bardzo uciążliwe, gdyby nie zwłoki jednej z kobiet przybyłych do Mitchell's Inn leżące u podnóża schodów. Wszyscy z wyjątkiem prawnika podejrzewają wypadek, ale niedługo potem ginie kolejna osoba, co już wszystkim każe sądzić, że w hotelu przebywa ktoś, kto na nich poluje. Nie wiedzą, czy jest to osoba, która niepostrzeżenie wśliznęła się do budynku, czy mordercą jest ktoś z nich. Nikomu nie mogą ufać, ale nie mają też wątpliwości, że aby przeżyć ten koszmarny weekend muszą trzymać się razem.

„Para zza ściany” i nawet słabsza „Nieznajoma w domu” pióra kanadyjskiej pisarki Shari Lapeny sprawiły, że po jej kolejny thriller, „Niechcianego gościa”, sięgałam praktycznie bez żadnych obaw. Thriller, ale też kryminał. Powieść owa przez wielu, tak zwykłych czytelników, jak i krytyków, jest kojarzona z kryminalną twórczością Agathy Christie. I te podobieństwa faktycznie mocno rzucają się w oczy, zresztą wygląda na to, że Shari Lapena chciała by odbiorca „Niechcianego gościa” kojarzył go z kryminałami Agathy Christie, bo pomijając wszystko inne wprost wspomniała o niej w omawianej powieści, aczkolwiek w innym kontekście. Ale mnie i tak bardziej kojarzyło się to z „Zagadką w bieli” J. Jeffersona Farjeona, żeby było jednak zabawniej nie jestem przekonana, co do tego, że Shari Lapena w ogóle czytała tę powieść. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że zarejestrowane przeze mnie podobieństwa były zupełnie przypadkowe.

„Zagadka w bieli” autorstwa J. Jeffersona Farjeona nie jest tak znana, jak „Lśnienie” Stephena Kinga, dlatego można się spodziewać, że sceneria odmalowana przez Shari Lapenę na kartach „Niechcianego gościa” przez zdecydowanie większą liczbę jego odbiorców będzie zestawiana właśnie ze „Lśnieniem”. Przemawia zresztą za tym imponujący hotel na odludziu, który dla bohaterów powieści jest jednocześnie schronieniem i śmiertelną pułapką. Chroni ich przed fatalnymi warunkami pogodowymi, ale przebywanie w nim wiąże się też z ogromnym niebezpieczeństwem ze strony człowieka, którzy z jakiegoś nieznanego im powodu urządził sobie polowanie na tym odludnym, przykrytym śniegiem, skutym lodem terenie. Skrótowy opis fabuły zamieszczony na okładce „Niechcianego gościa” mówi też o innej możliwości. Sugeruje, że powieść ta może skupić się na sferze paranormalnej, ale o ile we wspomnianej „Zagadce w bieli” Farjeon czynił takie aluzje („Lśnienie” tymczasem nie ograniczało się do drobnych aluzji), Lapena nie idzie tą drogą. Nie ma w „Niechcianym gościu” ani jednej sugestii wskazującej na obecność w Mitchell's Inn jakiegoś nadprzyrodzonego bytu. Autorka wyraźnie nie chce, by czytelnicy obierali taką perspektywę. Zachęca ich natomiast do szukania winnego wśród gości i personelu hotelu, z którymi wcześniej dosyć dobrze ich zapoznała. Czy kompletny brak zainteresowania autorki sferą paranormalną szkodzi klimatowi tej opowieści? Tego bym nie powiedziała. Właściwie rzeczonej materii nie mogę niczego zarzucić. Atmosfera wytworzona przez Shari Lapenę na kartach tej powieści w mojej ocenie deklasuje tę, którą osnuła „Parę zza ściany” i „Nieznajomą w domu”. Powiem więcej: według mnie pisarka ma predyspozycje ku temu, by stworzyć elektryzujący horror nastrojowy. Podczas lektury „Niechcianego gościa” autentycznie zamarzyłam o jakiejś ghost story jej autorstwa, o klasycznej opowieści o nawiedzonym domostwie w wydaniu Lapeny. Staroświecko urządzony hotel, wielki budynek, który jak w pewnym momencie stwierdza autorka, kreuje atmosferę starego świata, stoi samotnie na górzystym, zalesionym terenie Catskills. Samotnie, to znaczy wiele kilometrów dzieli Mitchell's Inn od najbliższego budynku – wszędzie, jak okiem sięgnąć rozciągają się gęste lasy, obecnie, tak samo jak droga prowadząca do tej okazałej budowli, i w ogóle wszystko wokół, zasypane śniegiem i skute lodem. Już to (plus oczywiście seryjny morderca) by wystarczyło do stworzenia klimatu wyalienowania, pozostawania w śmiertelnie niebezpiecznej pułapce, z której wyjść będzie można dopiero po ustaniu burzy śnieżnej i odśnieżeniu drogi przez osoby z zewnątrz. Ale Shari Lapena nie poprzestaje na ogólnym zarysowaniu tego jakże chwytliwego miejsca akcja – w swoją historię często wplata szczegółowe opisy zarówno wnętrza, jak i zewnętrza hotelu. Opisy, które wprost emanują wrogością, beznadzieją i nieustannie zagęszczającą się mrocznością. Tajemniczość jest dla Lapeny równie ważna, co wyobcowanie bohaterów – autorka generuje ją z taką lekkością, naturalnością, bez silenia się na cokolwiek, że nie mam żadnych wątpliwości, iż właśnie do takiej literatury jest stworzona, że w takich klaustrofobicznych historiach bardzo dobrze się czuje.

Już dawno zrozumiał, że ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. Przeraża go świadomość, z jaką łatwością potrafią domysły i przeinaczenia traktować jak fakty.”

„Niechciany gość” według mnie niczym nie ustępuje „Parze zza ściany”, tej z dwóch wcześniej przeczytanych przeze mnie powieści Shari Lapeny, którą uznałam za lepszą. Właściwie to skłaniam się ku przyznaniu palmy pierwszeństwa omawianemu projektowi tej kanadyjskiej pisarki – z tych trzech utworów Lapeny, z którymi dotychczas się zapoznałam, ten spodobał mi się najbardziej. Głownie dzięki atmosferze, w jakiej została utrzymana ta opowieść, ale na tym litania moich pochwał bynajmniej się nie kończy. Niezwykle odżywcze okazało się samo podejście do tej opowieści - koncepcja zmieszania klasycznego, dosyć prostego kryminału z thrillerem psychologicznym. Uwięzienie bohaterów w oddalonym od cywilizacji budynku (notabene utrzymanym w stylu retro) i jego okolicach, tj. zamknięcie akcji na dosyć ograniczonym terenie, z którego wydaje się, że nie sposób szybko się wydostać i oczywiście kształtowanie w odbiorach podejrzenia graniczącego z pewnością, że to wśród przedstawionych nam już postaci znajduje się morderca, że właśnie w tym kręgu powinniśmy szukać agresora, to elementy, których nie da się nie łączyć ze starą szkołą kryminału. Shari Lapena, że tak to ujmę, pokazała mi, że była pilną uczennicą tej szkoły, że odebrała staranne wykształcenie od Agathy Christie i innych wielkich autorów klasycznych kryminałów. Autorka „Niechcianego gościa” nie zamierzała jednak rezygnować z tego, do czego zdążyła już przyzwyczaić swoich fanów. Thriller psychologiczny to domena tej autorki, gatunek, w którym czuje się tak komfortowo, tak pewnie, że nawet w tym swoistym hołdzie dla starych, dobrych kryminałów nie odważyła się go porzucić. I dobrze, bo nacisk na sferę psychologiczną, te obfitujące w szczegóły, ale i pełne mrocznych tajemnic charakterystyki postaci tkwiących w zasypanym śniegiem, pozbawionym elektryczności hotelu, ich skrótowe biografie, osobowości, przemyślenia, to dodaje smaczku tej opowieści. Idealnie zazębia się ze sferą stricte kryminalną, jedno uzupełnia drugie, obie te materie w „Niechcianym gościu” wydają się być ze sobą nierozerwanie związane. Koegzystują ze sobą na takich samych prawach, proporcje są wyrównane tak bardzo, że nie potrafię wyróżnić jednej z tych płaszczyzn. Równie zajmujące było uczestniczenie w amatorskim a la śledztwie prowadzonym przez gości Mitchell's Inn oraz właściciela hotelu i jego syna, co nurzanie się w ich umysłach. Lapena ma rzadko spotykany dar tworzenia niejednowymiarowych, niemal żywych postaci z wykorzystaniem niezbyt wielu słów. Skonstruowała tak treściwe zdania, że nawet w tych momentach, w których akurat poświęcała komuś nie więcej niż jedną stronicę bez trudu wciągała mnie w meandry jego/jej psychiki. W zupełności zaspokoiła mój apetyt na barwne, wiarygodne, dopracowane postacie, chociaż unikała preferowanych przeze mnie długich fragmentów opisowych. Nie mogę jednak powiedzieć, że to mnie zaskoczyło, bo Shari Lapena już w swoich wcześniejszych publikacjach unaoczniła mi ten swój drogocenny talent. Nie spodziewałam się za to, że aż tak dobrze odnajdzie się w sferze kryminalnej. Owszem, nie zakładałam, że wypadnie źle, ale coś takiego? Nie, absolutnie nie liczyłam na to, że w ramach tego gatunku będzie się poruszać tak samo zgrabnie, jak w konwencji thrillera psychologicznego. Jak na rasowy kryminał przystało najważniejszym pytaniem postawionym przez autorkę jest tożsamość mordercy grasującego na terenie Mitchell's Inn. Bohaterowie biorą pod uwagę dwie możliwości: taką, że zabójcą jest ktoś spoza ich kręgu, ktoś, kto niepostrzeżenie wchodzi do budynku oraz taką, że mordercą jest ktoś z nich. Odbiorca powieści będzie bardziej skłaniał się ku tej drugiej ewentualności, szukał zbrodniarza wśród ludzi, których zdążył już poznać. Nie do końca, rzecz jasna. I nie dotyczy to tylko potencjalnego ukrywania przez jednego z nich swojego prawdziwego, psychopatycznego oblicza, ale również mrocznych faktów z ich przeszłości, tajemnic niezwiązanych z aktualną sytuacją, acz z jakiegoś powodu skrzętnie skrywanych przed towarzyszami. Domyśliłam się, kto zabija, ale tak późno, że wielce niestosowne z mojej strony byłoby posądzanie „Niechcianego gościa” o przewidywalność, aczkolwiek muszę zaznaczyć, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że znajdą się osoby, którzy dużo wcześniej ode mnie „postawią na właściwego konia”, bo Shari Lapena wrzuca kilka cennych wskazówek we wcześniejsze partie książki. Trzeba tylko (albo aż) być czujnym, właściwie je odczytać, nie dać się zwieść licznym mylnym tropom. Ale nawet jeśli komuś uda się przedwcześnie rozszyfrować tożsamość mordercy to nie powinien porzucać nadziei na to, że „Niechciany gość” czymś zdoła go zaskoczyć. Wszystkie przygotowane przez Lapenę niespodzianki, łącznie z tożsamością sprawcy, nie są jakoś szczególnie duże, wątpię, żeby kogokolwiek przyprawiły o głęboki wstrząs, ale sam przebieg wszystkich wydarzeń, samo towarzyszenie ludziom uwięzionym w smaganym wściekłym wiatrem i śniegiem hotelu było dla mnie przeżyciem tak interesującym, tak emocjonującym, że nawet brak jakichś miażdżących rewelacji nie obniżył mojej oceny tej powieści.

Trzymająca w napięciu mieszanka thrillera psychologicznego i retro kryminału w wydaniu Kanadyjki, która zdążyła już zaskarbić sobie sympatię dosyć sporej grupy czytelników, głównie miłośników tego pierwszego z wymienionych gatunków. „Niechcianym gościem” może natomiast poszerzyć krąg swoich fanów o wielbicieli klasycznych kryminałów, bo jestem prawie pewna, że koneserzy tego rodzaju literatury odnajdą się w tej opowieści równie dobrze, jak wyjadacze literackich thrillerów psychologicznym. Ja w każdym razie jestem pod wrażeniem, nawet większym od tego, w jaki wprawiła mnie „Para zza ściany”, a przecież tamta powieść wręcz mnie zachwyciła... Nie spodziewałam się takiego poziomu, naprawdę nie liczyłam nawet na zrównanie się z jakością „Pary zza ściany”, a tutaj proszę, dostałam coś lepszego. Coś, co czytało mi się wprost wyśmienicie!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz