sobota, 13 października 2018

„Sleepwalker” (2017)

Po śmierci męża i rocznej psychoterapii Sarah Foster wraca do przerwanych niegdyś studiów doktoranckich. Ciągle doświadcza jednak problemów ze snem: trudno jej zasnąć, ma napady bezdechu sennego, dręczą ją koszmary i lunatykuje. Somnambulizm niepokoi ją najbardziej, zwłaszcza że zaczyna budzić się na ulicy. Sarah decyduje się poszukać pomocy w ośrodku leczenia zaburzeń snu prowadzonym przez doktora Scotta White'a. Wkrótce po rozpoczęciu badań w życiu kobiety zaczynają zachodzić niepokojące zmiany. Każdy, kto ją zna utrzymuje, że nazywa się Sarah Wells, a i jej otoczenie z dnia na dzień staje się dla niej coraz bardziej obce. Wspomnienia kobiety stoją w sprzeczności ze stanem faktycznym, a i ten stan faktyczny co jakiś czas ulega zmianie.

Dramat „Love Is the Drug” (2006), kryminał „Blitz” (2011), dramat „Słowik” (2014), dramat/thriller „Po katastrofie” (2017) – to prawie wszystkie pełnometrażowe filmy urodzonego w Londynie Elliotta Lestera. Prawie, bo w lutym 2017 roku na Santa Barbara International Film Festival zadebiutował jego „Sleepwalker”, amerykański thriller na podstawie scenariusza Jacka Olsena („Kołysz się, dziecino” z 2016 roku), niektórym mogący nasuwać skojarzenia z filmografią Davida Lyncha. Ja jednak oglądając ten film miałam przed oczami przede wszystkim hasło „Witajcie w Strefie Mroku”.

Poznajcie Sarah Foster. Kobietę po przejściach, która próbuje na nowo ułożyć sobie życie, ale przeszkadzają jej w tym problemy ze snem. Lunatykowanie, bezsenność, koszmary, bezdech senny – to wszystko sprawia, że Sarah nie może porządnie wypocząć, a więc trudno jej zrealizować swój plan polegający na ukończeniu studiów doktoranckich. Zwraca się więc o pomoc do psychiatry, doktor Cooper (dobra kreacja Izabelli Scorupco) i udaje się do ośrodka leczenia zaburzeń snu. Najpierw trafia pod opiekę doktora Koslova (jak zwykle przekonujący mnie Kevin Zegers), ale później przejmuje ją sam dyrektor placówki, Scott White (przyzwoity Richard Armitage), który, jak już wtedy wiemy, z wyglądu jest typem mężczyzny, z jakim Sarah gotowa byłaby się związać. Ahna O'Reilly wcielająca się w rolę główną dosyć dobrze wybrnęła z nie tak łatwego zadania stworzenia apatycznej, zamkniętej w sobie, cierpiącej psychicznie kobiety, ale ważniejsze było dla mnie to, że scenarzysta Jack Olsen należycie scharakteryzował tę postać. Owszem, obraz psychologiczny Sarah Foster mógł być bardziej pogłębiony, spokojnie można było pokusić się o szersze omówienie tej bohaterki, ale to nie było nieodzowne. Przynajmniej nie dla mnie, bo bez trudu wczułam się w sytuację Sarah. Co nie znaczy, że rozumiałam co się z nią dzieje, że odgadłam z jakim zjawiskiem mam tutaj do czynienia. Moment gdy główna bohaterka pojawiła się w klinice leczenia zaburzeń snu uruchomił dzwonek alarmowy w mojej głowie. Już wtedy byłam pewna, że popełniła ogromny błąd, bo horrory i thrillery zazwyczaj przedstawiają wszelkiego rodzaju placówki medyczne jako źródło kłopotów protagonistów. W tego rodzaju filmach takie miejsca zawsze są podejrzane i nie inaczej jest w przypadku „Sleepwalker”. Bo jeśli nawet znajdą się osoby, które w momencie przybycia Sarah do ośrodka prowadzonego przez doktora Scotta White'a nie będą podawać w wątpliwość tego, że personelowi zależy na dobru pacjentów, to najpewniej już wkrótce zaczną to robić. Trudno jednak o absolutną pewność – twórcy na to nie pozwalają, chcą żebyśmy szukali też innych wyjaśnień przypadku Sarah Foster, zachęcają nas do tego, jednocześnie gdzieś między słowami dając do zrozumienia, że i tak nie uda nam się wpaść na właściwy trop. Traktuje się to jak wyzwanie, wygląda to tak jakby zapraszano nas do gry i naprawdę ciężko tę propozycję odrzucić. W tej rozgrywce twórcy stawiają widza w pozycji Sarah. To w jej skórę wejdziemy - w skórę osoby, w ogląd sytuacji której będziemy mocno powątpiewać, ale będziemy też łapać się na tym, że patrzymy na nią jak na jedyną godną zaufania osobę w całym tym szaleństwie. Bo to jest szaleństwo – pytanie tylko, czy zrodziło się ono w umyśle głównej bohaterki, czy patrzymy na zakrojony na dosyć szeroką skalę spisek? Czy Sarah Foster traci zmysły na skutek traumatycznych przeżyć i problemów ze snem, czy padła ofiarą jakiegoś nowatorskiego eksperymentu przeprowadzonego przez personel ośrodka specjalizującego się w leczeniu zaburzeń snu, do którego zwróciła się z prośbą o pomoc? Tak myślałam, ale... No właśnie, brałam też pod uwagę inne, przyznam że coraz to dziwaczniejsze, możliwości. Zaburzenie chronologii dni jak w „Przeczuciu” Mannana Yapo? Za tym przemawiało to, że życie Sarah zmieniało się po niemal każdym przebudzeniu i nie tak drastycznie, żeby nie było widać związków pomiędzy nimi. A może chodzi o taki banał, jak wizja życia po śmierci? A Haley Joel Osment (tak, tak „Szósty zmysł”) w roli prześladowcy Sarah Foster/Sarah Wells? Jak on ma się do tego wszystkiego? I co ważniejsze gdzie w tym wszystkim umiejscowić doktora Scotta White'a, bo scenarzysta i w tym przypadku nielicho miesza.

Oglądając filmy w rodzaju „Sleepwalker” łatwo o frustrację. Twórcy konsekwentnie podsycają ciekawość widza, ale jej nie zaspokajają. Domyślamy się oczywiście, że w finale wszystko się wyjaśni, ale nawet co do tego nie możemy mieć absolutnej pewności. Niby chcemy już, teraz rozszyfrować zamysł scenarzysty, ale jednocześnie nie pociąga nas perspektywa spotkania z zakończeniem, które zdążyliśmy przewidzieć. Tak, bywałam sfrustrowana, ale nie znudzona. Były chwile, w których załamywałam ręce, poddawałam się, dochodząc do wniosku, że najlepiej po prostu poczekać na wyjaśnienie tego wszystkiego. Nie bez nadziei, że tak się nie stanie. Bo uznałam że pozostawienie mnie w głębokiej niewiedzy, niezaspokojenie mojej niemałej ciekawości byłoby ciekawym zagraniem. Pewnie nie z punktu widzenia osób lubiących filmy niepozostawiające pola do domysłów, podające wszystko na tacy, ale już osoby skore do szukania własnych interpretacji mieliby wtedy nie lada wyzwanie. Pomyślałam sobie: takie zamknięcie na pewno zapadałoby w pamięć, taka złośliwość to byłoby coś, czego ofiarą warto byłoby paść. Ale z drugiej strony ta koncepcja dawała twórcom możliwość uderzenia czymś zaskakującym, może nawet na wskroś oryginalnym. UWAGA SPOILER I gdyby tylko darowano sobie tę ostatnią scenę, ten banalny epilog to byłabym w miarę zadowolona. Nie w pełni, bo cały czas nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niewyjaśnianie niczego miałoby większy urok KONIEC SPOILERA. W „Sleepwalker” pojawia się też trochę słabszych z mojego puntu widzenia wątków. Wspomniany już prześladowca Sarah Foster nie dość, że został potraktowany po macoszemu, jak zapychacz czasu, to na dodatek nie bardzo pasował mi do tej akurat koncepcji (pomijam fakt, że zmęczył mnie już motyw stalkera w filmie). Ale jeszcze mniej zajmujący okazał się dla mnie wątek relacji głównej bohaterki z doktorem Scottem White'em, bodaj najbardziej przewidywalny składnik fabuły, ale nie dlatego tak irytujący. „Sleepwalker” utrzymano w dosyć mrocznym, jak na standardy współczesnego kina, klimacie. I co równie ważne starano się (moim zdaniem dosyć skutecznie) stworzyć aurę intymności poprzez powolne najazdy kamer na poszczególne miejsca i bohaterów, budowanie dramaturgii opowieścią i zagęszczającą się atmosferą paranoi, a nie wymyślnymi efektami specjalnymi. I to przyjmowałam z otwartymi ramionami, chyba że owa intymność dotyczyła coraz to bardziej mdłej relacji kobiety i mężczyzny.

„Sleepwalker” Elliotta Lestera nie jest thrillerem idealnym, filmem pozbawionym wad, bo podejrzewam, że będą one dostrzegalne nawet dla osób wprost przepadających za takimi schizofrenicznymi opowieściami, za wielce zagadkowymi fabułami, które wprost zmuszają widza do ciągłego poszukiwania odpowiedzi na pytanie: o czym tak naprawdę opowiada ten film? Dla mnie nie były to na tyle duże niedogodności, żebym pożałowała wyboru właśnie tej pozycji. I żeby powstrzymywało mnie to od polecenia tej pozycji przede wszystkim wyżej wymienionej grupie widzów, ale podejrzewam, że i wśród miłośników mniej zagadkowych, bardziej klarownych filmowych thrillerów znajdą się osoby, których zaintryguje propozycja Elliotta Lestera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz