„Więcej
upiornych opowieści po zmroku” (oryg. „More Scary Stories to
Tell in the Dark”) to środkowa książeczka z trzytomowego cyklu
autorstwa nieżyjącego już amerykańskiego pisarza i dziennikarza,
Alvina Schwartza. Publikacje te odniosły ogromny sukces w swoich
rodzimych Stanach Zjednoczonych – siedem milionów sprzedanych
egzemplarzy, uznane za kulturalny kamień milowy dla młodych pokoleń
lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Premierowe wydanie pierwszej cegiełki
opus magnum Alvina Schwartza, „Scary Stories to Tell in the Dark”
(pol. „Upiorne opowieści po zmroku”) ukazało się w 1981 roku.
Drugi tom wypuszczono trzy lata później, a trzeci, „More Tales to
Chill Your Bones” w roku 1991. Idea przyświecająca Schwartzowi
była prosta: zebrać opowieści z dreszczykiem krążące po Stanach
Zjednoczonych (i nie tylko), mroczne legendy zwykle przekazywane
ustnie, przelać je na papier i w ten sposób stworzyć swego rodzaju
przewodnik po folklorze. Skierowany głównie do młodszych
czytelników, co spotkało się z oburzeniem części rodziców i
niektórych organizacji uważających treści i grafiki prezentowane
w tych publikacjach za nieodpowiednie dla dzieci. Kontrowersyjne
rysunki Stephena Gammella zdobią również polskie wydania na razie
dwóch zbiorów legend poczynionych przez Alvina Schwartza:
opublikowanych w twardej oprawie w 2019 roku przez wydawnictwo Zysk
i S-ka (po raz pierwszy w Polsce) „Upiornych opowieści po zmroku”
i „Więcej upiornych opowieści po zmroku”. Z okazji wejścia na
ekrany kin filmu Andre Ovredala inspirowanego tym osiągnięciem
Schwartza.
Był taki film – bodaj o Krwawej Mary – w którym ciało mścicielki zza grobu zostaje odnalezione w skrzyni. Drugi rozdział „Więcej upiornych opowieści po zmroku” otwiera coś podobnego. Mamy pannę młodą, która podczas zabawy w chowanego na swoje nieszczęście znajduje idealną kryjówkę. Po tym wywołującym lekki dyskomfort emocjonalny kawałku (pomyślcie tylko: utknąć w kufrze... brrr) przychodzi pora na kolejną opowieść, w której zawarto bardzo wyraźną przestrogę. Smutną historyjkę o dziewczynkach skutecznie wodzonych na pokuszenie, ofiarach podstępu, które w dosyć bezpardonowy sposób ma przekonać dzieci, że warto być grzecznym. „Okno” to jedna z najstarszych historii o wampirze, w którym znajdujemy motyw wykorzystany też w najsłynniejszym utworze wampirycznym, w „Draculi” Brama Stokera. „Wspaniała kiełbasa” też może nasuwać skojarzenia z inną znaną historią – pamiętacie Sweeneya Todda i Nellie Lovett? To coś podobnego. Dalej mamy człowieka-kota (tak, to też znany motyw) i coś... Wybaczcie, ale nie wiem jak to określić. Na pewno opowieść o małej dziewczynce, do której nocą ktoś lub coś się zbliża – istota uznająca za stosowne o tym uprzedzać – jest zbyt krótka. Koncepcja ta wręcz nakazuje intensyfikowanie napięcia, a tutaj szast-prast i po temacie.
Dalszy ciąg historii różnych, trzecią grupę legend zebranych przez Alvina Schwartza otwiera opowieść o studentce, która nie może zasnąć, bo jej współlokatorce zebrało się w nocy na śpiewy. Wiemy jak to się skończy. Znając formułę książek spod znaku „upiornych opowieści” jest tylko jedna możliwość. I wcale nie przyjemna. „Człowiek pośrodku” jest bardziej przewrotny, a przynajmniej mnie z lekka zaskoczyła ta historyjka o nocnych pasażerach pewnego metra. Może i powinnam się tego spodziewać, ale jakoś mi nie wyszło. „Kot w torbie na zakupy” - tytuł brzmi cokolwiek egzotycznie. Nie inaczej jest z fabułą. Tak się zastanawiam, czy ta opowieść nie wpasowałaby się lepiej w ostatnie grono opowiadań zamieszczonych w omawianym zbiorze. W historie doprawione czarnych humorem. Jak myślicie? Czyż historia o kocie w worku padającym łupem pewnej złodziejki z założenia nie miała być bardziej zabawna niźli niepokojąca? Kolejny tekst traktuje o złośliwym dowcipie, który jak to często z tego typu żartami bywa nie kończy się dobrze (grafika, którą opatrzono to opowiadanie najsilniej przyciągnęła mój wzrok – co nie znaczy, że pozostałych w ogóle nie podziwiałam). Po tym tekście przychodzi pora nie tyle na opowieść, co instrukcję. Jak wywołać ducha w lustrze? Próbowaliście tego w dzieciństwie? Ja tak, tyle że nie w tych wariantach, o których wspomina tutaj Schwartz. A mówi między innymi o próbach wywoływania w lustrze twarzy na przykład Krwawej Mary i La Llorony (o której też zdążono już nakręcić trochę filmów – ostatnio „Topielisko. Klątwa La Llorony” Michaela Chavesa). O przypadkowych duchach również tutaj mówi, ale o mordercy z hakiem zamiast dłoni już jakoś nie... haha. „Przekleństwo” to już bardzo klasyczna opowieść o... no przekleństwie. A raczej potencjalnej klątwie ciążącej już tylko na jednym człowieku. Co do reszty - żniwo zostało już zebrane.
Rozdział poświęcony, że tak to ujmę, śmiechowym opowieściom z dreszczykiem, według mnie kradnie opowieść o dobieraniu garniturów zmarłym, przygotowywanym do pochówku przez chyba najbardziej kreatywnego przedsiębiorcę pogrzebowego. Bo jak się ruszy głową (!), to się człowiek mniej napracuje. Pozostałe historie wchodzące w skład tego działu nie rozbawiły mnie już tak mocno, ale przyznaję, że delikatny uśmiech kilkukrotnie na mojej twarzy się pojawił. Weźmy na przykład gościa panicznie bojącego się trupów, który nagle zauważa wokół siebie ludzi... w całunach? Naprawdę? „Złe wiadomości” to rzecz o baseballu. Rozrywce zmarłych:) A zupa cmentarna to ni mniej, ni więcej jak zupa na kości. Tyle że ludzkiej. Mniam, mniam. Do tego mamy opowieść o najprawdopodobniej poltergeiście, która nie wiedzieć czemu przyplątała się właśnie tutaj. Uważam, że lepiej pasowałaby do pierwszego rozdziału i nie tylko dlatego, że traktuje o duchu (a w każdym razie jakiejś niematerialnej istocie), ale i przez to, że czarny humor jakoś niezbyt się tutaj przebija. W tym dziale znajdziemy jeszcze króciutką, przezabawnie głupkowatą piosnkę – wraz z nutami, na wypadek gdyby ktoś zechciał to sobie zagrać.
Wszystko powyższe wraz z niedługą przedmową Alvina Schwartza objętością ledwo przekracza sto stron. Zapełnionych dużym drukiem, ozdobionych wieloma makabrycznymi, nastrojowymi grafikami, co jeszcze skraca lekturę „Więcej upiornych opowieści po zmroku”. Ale odbiorcy poprzedniego tomu będą już na to przygotowani. Na wieńczące to dzieło dodatki również. Czyli na uwagi odautorskie, wykaz źródeł i bibliografię – ponownie poprzedzone krótką listą skrótów w nich zastosowanych. I standardowo podziękowania od Alvina Schwartza dla ludzi, z pomocy których korzystał pracując nad tym dziełem. Wniosek z tego taki, że lektura samych opowieści z dreszczykiem trwa stanowczo zbyt krótko. A przynajmniej z mojego punktu widzenia. Powtórzę więc raz jeszcze: zdecydowanie lepszą opcją byłoby wydanie zbiorcze. Zresztą takowe nie byłoby pierwsze: w Stanach Zjednoczonych już dawno taką kompilację wypuszczono.
Zastanawiam się czy usnęłabym po przeczytaniu tych opowieści :D
OdpowiedzUsuń