Rok
1981. Mieszkający w małym miasteczku Belmont Bay w stanie New
Jersey, czternastoletni Jim Stanford, jest terroryzowany przez
szkolnych łobuzów, Tylera Banksa i zapatrzone w niego rodzeństwo,
Jaydena i Braydena Peale. Powodem tego jest między innymi jego
otyłość, przez którą spotykają go przykrości także ze strony
innych osób. Jim ma wprawdzie kochających rodziców, ale dręczy go
samotność powodowana brakiem przyjaciół. Do czasu aż poznaje
dwóch chłopców i jedną dziewczynę uczęszczających do tej samej
szkoły podstawowej, co on. Chociaż nadal jest szykanowany przez
rówieśników i ciągle grozi mu niebezpieczeństwo ze strony Tylera
i jego bandy, życie Jima diametralnie się zmienia. Nareszcie ma
przy sobie kolegów, którzy go rozumieją i na wsparcie których
zawsze może liczyć. Wkrótce w jego życiu pojawia się ktoś
jeszcze. Tajemnicza istota, która przedstawia mu się jako Gulu i
wyraża gotowość pomocy. Jim pozwala nieznanemu stworzeniu działać,
nie wiedząc jeszcze jak bezwzględnych metod ono zwykło używać. A
gdy wreszcie to sobie uświadomi, może być już za późno na
ocalenie Belmont Bay od zagłady.
(źródło: https://www.facebook.com/OfficialJuliusThrone/) |
Główny
bohater „Gulu. Pamiętnego lata”, czternastoletni Jim Stanford,
przypomina Bena Hanscoma z „To” Stephana Kinga. I nie tylko
dlatego, że ma nadwagę, która przysparza mu wiele przykrości w
szkole i poza nią, ale również przez samotniczy tryb życia, jaki
od kiedy tylko sięga pamięcią jest zmuszony prowadzić. Jim jednak
w przeciwieństwie do Bena cierpi z powodu braku przyjaciół. Jego
największym marzeniem jest mieć kogoś, komu mógłby się
zwierzać, na kim mógłby polegać, kogoś z kim spędzałby czas
wolny na beztroskich zabawach. Jim ma kochających rodziców, ale to
naturalnie mu nie wystarcza. Chce żyć jak jego rówieśnicy. Nie
być już outsiderem i workiem treningowym dla innych uczniów The
Mountain School: szkoły podstawowej w Belmont Bay. Chociaż tytuł
powieści Juliusa Throne'a sugeruje co innego, akcja nie toczy się w
trakcie wakacji. Do letniej przerwy w nauce autor nie dociera.
Wszystko rozegra się przed wakacjami, dzięki czemu będziemy mogli
dokładnie przyjrzeć się także szkolnemu życiu Jima Stanforda.
Poznamy je od podszewki i pewnie nie pierwszy raz dojdziemy do
wniosku, że szkoła to istne piekło. A przynajmniej dla niektórych.
Na przykład dla takich osób jak Jim Stanford. Głównego bohatera
„Gulu. Pamiętnego lata” poznajemy jako bardzo sympatycznego
chłopca, któremu doprawdy trudno nie współczuć, ale i ciężko
go nie podziwiać. Bo każdego dnia mężnie stawia czoło problemom
– znosi obelgi rzucane pod jego adresem, okrutne żarty ze strony
rówieśników, pogardę przynajmniej jednego nauczyciela i nadmierną
surowość dyrektora o ewidentnych skłonnościach dyktatorskich,
który - a jakże! - chce zrobić karierę w polityce. Jim znosi też
bolesne ciosy od miejscowych rozrabiaków, Tylera Banksa i jego
sługusów, Jaydena Peale i jego niewiele młodszego brata Braydena.
Nazwać ich rozrabiakami to chyba jednak za mało. To już raczej
młodociani przestępcy – bezwzględni, pozbawieni skrupułów
młodzi ludzie, którym prawdziwą przyjemność daje uprzykrzanie
życia innym. Gdy zadają innym ból, czy to psychiczny, czy
fizyczny, czują się wręcz wspaniale. Jak młodzi bogowie siejący
strach i zniszczenie. W porównaniu do istoty, z którą Jim zawrze
swego rodzaju pakt (skojarzenia z motywem umowy podpisywanej z
diabłem nasuwają się same przez się) tak zwana Banda Tylera nie
prezentuje się już tak złowrogo. I nie tylko dlatego, że Gulu nie
jest istotą ludzką, że jest czymś nieporównanie potężniejszym,
ale także przez nastawienie Jima. Stanford jest postacią
dynamiczną. Z samotnego, zakompleksionego chłopca stopniowo
przekształca się w prawdziwego wojownika. Mężnieje, ale też
niebezpiecznie zbliża się do granicy oddzielającej ofiarę od
oprawcy. Czy ją przekroczy? Czy Jim stanie się tak bezwzględny,
jak jego prześladowcy? To się dopiero okaże. Najpierw na spokojnie
prześledzimy jego codzienne życie. Zwyczajną egzystencję
nastoletniego chłopca, który nieoczekiwanie odnajduje prawdziwe
szczęście. Zyskuje tak bardzo wytęsknionych przyjaciół. Madelyne
Borland tak jak on jest osobą szykanowaną w szkole. Aaron Dewitte i
Gavin Sparke natomiast wcześniej takich problemów nie mieli. Ta
dwójka przyjaźni się od dawna, pomimo tego że znacznie się
różnią. W końcu przeciwieństwa lubią się przyciągać. Gavin
jest obdarzonym specyficznym poczuciem humoru fanem horrorów,
marzącym o zostaniu pisarzem, a Aarona można chyba nazwać
najbardziej poukładaną osobą w tej gromadce, która nadała sobie
nazwę Nieustraszeni Odkrywcy. To typ planisty i pragmatyka, któremu
ojciec zaszczepił miłość do pieniądza. Materialista, ale dający
się lubić.
(źródło: https://www.facebook.com/OfficialJuliusThrone/) |
Julius
Throne dzieli swoją obszerną powieść na dwie części, z których
jedna ściśle trzyma się ram powieści obyczajowej, ewentualnie
dramatu, a druga to już czysty horror. No dobrze, zmiksowany z
obyczajówką a la Stephen King. Bardziej ten dawny niźli
dzisiejszy. Czyli ten moim zdaniem lepszy King, bo nieszczędzący
szczegółowych, dogłębnych opisów miejsc i sytuacji oraz swego
rodzaju analiz psychologicznych i społecznych. I oczywiście
oddający ducha Stanów Zjednoczonych drugiej połowy XX wieku.
Throne, tak jak King, poświęca bardzo dużo miejsca samym tym
realiom, pamiętając nawet o takich detalach, jak muzyka, filmy i
polityka, którymi żyły wówczas Stany Zjednoczone. Wówczas, czyli
na początku przedostatniej dekady XX wieku. W szalonych latach
80-tych, za którymi tęskni niejeden wieloletni miłośnik gatunku.
Julius Throne najwidoczniej też. „Gulu. Pamiętne lato” nie jest
książką ukierunkowaną na poszukiwaczy opowieści, w których
dzieje się nie tylko dużo, ale także szybko. Fabuła rozwija się
w doprawdy nieśpiesznym wręcz leniwym tempie. Dla Throne'a
ważniejszy klimat – atmosfera sielskości, poprzetykana różnymi
niebezpieczeństwami czyhającymi na młodych ludzi z ich Klubu
Frajerów. Zagrożeniami czającymi się zarówno na terenie szkoły,
do której wszyscy oni uczęszczają, jak i poza nim. Duch
dzieciństwa, ale i specyfika małych miasteczek. Throne, znowu
podobnie jak King (najlepszym przykładem będzie tutaj chyba
„Miasteczko Salem”), daje nam dosyć szeroki ogląd tego
społeczeństwa. Pozwala nam dokładnie przyjrzeć się niektórym
mieszkańcom tej mieściny, którzy może odegrają jakąś rolę w
tej historii, a może nie. Tak czy inaczej częste opuszczanie Jima
Stanforda i jego przyjaciół na rzecz innych ludzi żyjących w
Belmont Bay, dodaje temu miejscu wiarygodności, żywotności,
kolorytu... Po prostu Throne nadaje swojej wymyślonej mieścinie
takiego wymiaru, że autentycznie czułam się jakbym tam była. I to
nie w roli zagubionej turystki, tylko osoby znającej dosłownie
każdy zakątek tego, czyżby przeklętego miejsca? Czy Jim Stanford
nie do końca świadomie sprowadził na to miasteczko przekleństwo?
Czy może nadnaturalna istota, która w tak okrutny sposób eliminuje
ludzi, którzy w jakiś sposób narazili się temu czternastolatkowi,
czyni więcej dobra niźli zła? Jima dręczą wątpliwości, bo z
jednej strony ma powody, by nienawidzić osób, na które Gulu
kieruje swoją karzącą rękę (a raczej laskę), ale z drugiej, nie
jest całkowicie przekonany, czy ta osobliwa wendeta jest
sprawiedliwa. Zemsta niejako w imieniu Jima dokonuje się w drugiej
części tego tomu. Nieporównanie bardziej dynamicznej i
umiarkowanie makabrycznej. Throne wprowadza wówczas tzw. Objawienia
według G. Po każdym zabójstwie Gulu formułuje w myślach biały
wiersz (na końcu tej publikacji znajdziemy dodatek zawierający
wszystkie te znane już z wcześniejszych partii objawiania: jeden po
drugim). W drugiej części „Gulu. Pamiętnego lata” Throne
wprowadza też kolejną barwną, ciekawie skonstruowaną, mającą
intrygujący sposób bycia, postać – szeryfa Belmont Bay,
Harry'ego Henickera, prowadzącego śledztwo w sprawie rzekomych
wypadków, do których nagle zaczyna dochodzić w tej dotychczas
spokojnej, z jego punktu widzenia, mieścinie. Drobnymi
uniedogodnieniami w tej dalszej partii książki były dla mnie
natomiast wypowiedzi pojawiające się w koszmarnych snach
sprowadzanych przez Gulu na niektórych z mieszkańców Belmont Bay,
bo niełatwo czyta się teksty pozbawione znaków interpunkcyjnych.
Ale poza jednym przypadkiem nie były one znowu tak długie, żebym
zdążyła porządnie się zmęczyć. Zakończenie tej historii
prawdopodobnie zirytuje niejedną osobę, bo Throne także tutaj nie
wychodzi naprzeciw tej grupy odbiorczej, która myślę jest
większościowa. Prędzej celuje w tę niszę, która woli gdy nie
podaje jej się wszystkiego na przysłowiowej tacy, która ceni sobie
niedopowiedzenia celowo stosowane przez autorów opowieści czy to
książkowych, czy filmowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz