W
małym miasteczku Cold Creek w stanie Kolorado zostaje zamordowana
trzynastoletnia Mattie Southern, dziewczynka od jakiegoś czasu
mieszkająca tylko ze swoją starszą o sześć lat przyrodnią
siostrą, Sadie Hunter, dla której od urodzenia była całym
światem. Teraz Sadie ma nowy cel: odnaleźć i zabić zabójcę
swojej siostry, choćby nawet kosztem własnego życia.
Rok
później prezenter radiowy z Nowego Jorku, West McCray odbiera
telefon od May Beth Foster, starszej kobiety zarządzającej osiedlem
przyczep kempingowych, na którym mieszkały Mattie i Sadie. Kobiety,
którą dziewczęta traktowały jak babcię i u której zawsze mogły
znaleźć wsparcie. May Beth prosi Westa o zajęcie się sprawą
zaginięcia Sadie, która nadal pozostaje niewyjaśniona. Za namową
swojego przełożonego, który widzi w tym materiał na podcast,
McCray decyduje się przyjrzeć tej historii. Podążyć śladami
Sadie, która od roku ma status osoby zaginionej.
Kanadyjska
autorka powieści dla młodzieży, Courtney Summers, na rynku
literackim zadebiutowała w 2008 roku (miała wówczas dwadzieścia
dwa lata) powieścią „Cracked Up to Be”, zdobywczynią Cybils
Award. Sześć dosyć poczytnych powieści później ukazała się
„Sadie”, mrożący krew w żyłach thriller psychologiczny,
będący największym z dotychczasowych sukcesów Summers. Obsypana
nagrodami, w tym Nagrodą im. Edgara Allana Poe i Odyssey Award,
bestsellerowa powieść podejmująca bardzo ciężką i niestety
wiecznie aktualną tematykę, która do głębi poruszyła nie tylko
zwyczajowe grono odbiorców Summers, czyli nastoletnich czytelników,
ale także starszych odbiorców, z krytykami włącznie.
„Porywająca”, „trzymająca w napięciu”, „niezapomniana”,
„przerażająca”, „urzekająca”, „inteligentna” - między
innymi takie epitety przewijają się w recenzjach „Sadie”. I
doprawdy trudno uznać je za przesadzone.
Straszna
jest ta książka. Jedna z tych opowieści, w które wolałoby się
dalej nie brnąć, ale... Od chcieć do móc daleka droga. A w każdym
razie w tym przypadku. Courtney Summers na kartach „Sadie”
przedstawiła z gruntu prostą, niewyszukaną opowieść, która rani
do głębi. Nawet wiem dlaczego. Ciężka problematyka, którą
podejmuje to jedno, ale choć może to zabrzmieć strasznie, jestem
przekonana, że nie osiadałaby ona tak mocno na psychice odbiorcy,
gdyby nie przeogromna empatia autorki. Zrozumienie dla ofiar,
współczucie bijące z dosłownie każdej stronicy „Sadie”.
Powieści niedługiej. I dobrze, bo nie wiem, czy więcej byłabym w
stanie znieść. Chociaż pamiętając „Dziewczynę z sąsiedztwa”
Jacka Ketchuma, książkę, która dosłownie mnie zmaltretowała,
można założyć, że tak: dałabym radę. Ale na pewno by mi się
to nie uśmiechało. Nie zrozumcie mnie źle, ogromnie cieszę się,
że to przeczytałam, ale też trochę żałuję. Bo jak myślę o...
Eh, wolałabym nie mieć tych obrazów przed oczami. Chociaż nie.
Nie do końca. W sumie to nie wiem. Tak czy inaczej widoki te
wdrukowały się już w moją pamięć. Nic już na to nie poradzę.
I nawet nie wiem, czy w ogóle chciałabym zatrzymać napływ tych
potwornych obrazów. Płakałam. Płakałam w trakcie lektury i
jeszcze jakiś czas po jej zakończeniu. Rozkleiłam się kompletnie
i wyznaję to bez wstydu. Bo co to za wstyd nie pozostawać obojętnym
na krzywdę, jaka dokonuje się przecież nie tylko w tej książce.
To o czym mówi w „Sadie” Courtney Summers to, jak by na to nie
patrzeć, los wielu ludzi – ludzi teraz, właśnie w tej chwili,
przechodzących przez takie samo piekło co główna bohaterka
książki, ale i ludzi, którzy żyli przed nami i niewątpliwie
tych, którzy przyjdą na świat po nas. „Sadie” mówi o
bezeceństwach, których kres najprawdopodobniej nadejdzie dopiero
wraz z końcem ludzkości. Nie wcześniej. Czy nam się to podoba,
czy nie (o zgrozo, mam nadzieję, że nie!) taka jest prawda.
Przyczepa kempingowa i uzależniona od alkoholu matka, zmieniająca
kochanków, jak rękawiczki i niewykazująca inicjatywy w kierunku
odciążenia swojego pierworodnego dziecka. Bo Sadie tak naprawdę
już w wieku sześciu lat zaczęła uczuć się jak być matką.
Matką dla swojej młodszej siostrzyczki, Mattie. To Sadie otoczyła
owo maleństwo najtroskliwszą opieką, pomoc w tym zakresie
znajdując jedynie u niespokrewnionej z nimi osoby zarządzającej
osiedlem kempingowym, na którym mieszkały, starszej kobiety May
Beth Foster. Mattie w przeciwieństwie do Sadie mogła poznać smak
matczynej miłości. Była tym faworyzowanym dzieckiem – o tyle o
ile, bo kobieta ta w przekonaniu Sadie zawsze na pierwszym miejscu
stawiała alkohol. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Courtney
Summers nie okaże Wam żadnej litości. Oszczędzi Wam wprawdzie
opisów odrażających rzeczy, o których musieliście już nieraz
słyszeć, ale nie myślcie, że to łagodzi wydźwięk książki.
Powiedziałabym, że jest wręcz przeciwnie. Gdyby Courtney Summers
nie szczędziła nam szczegółów opisów zbrodni, to istniałoby
ryzyko, że czytelnik, jakkolwiek okropnie to zabrzmi, z czasem
stanie się mniej czuły na owe bezeceństwa. Bo to niełatwa sztuka:
wstrząsać odbiorcą istnym zalewem takich detali. Nie niewykonalna,
ale niełatwa. Summers podeszła więc do tego od innej strony.
Łatwiejszej, ale tylko pod warunkiem, że nie tyle rozumie się
ofiary, ile potrafi się w sposób emocjonalny o nich pisać. Bo
„Sadie” zabiera nad do umysłu osoby, o której powiedzieć, że
wiele w życiu przeszła, to nie powiedzieć nic.
West
McCray jest prezenterem radiowym, który po raz pierwszy słyszy o
zabójstwie trzynastoletniej Mattie Southern podczas swojego objazdu
po paru małych amerykańskich miasteczkach, w celu zebrania
materiału do swojego najnowszego programu. Informacja o śmierci
dziewczynki z Cold Creek w Kolorado bynajmniej nie skłoniła go do
przyjrzenia się tej sprawie. Bo przecież ciągle morduje się ludzi
– ofiar, nawet wśród nieletnich, nie brakuje. McCray w tamtej
chwili nie widzi w tym więc obiecującego tematu na program radiowy.
Nie wtedy, ale rok później angażuje się w tę sprawę. Courtney
Summers skonstruowała swoją opowieść po części w sposób
tradycyjny (perspektywa Sadie, narracja pierwszoosobowa), a resztę
stylizując na podcast stworzony przez Westa McCraya. Program w
odcinkach zatytułowany „The Girls”, przedstawiający śledztwo
tego prezentera radiowego starającego się odnaleźć Sadie. Młodą
kobietę, która niedługo po odnalezieniu ciała swojej młodszej
siostry, nikomu nic nie mówiąc kupiła używany samochód i
pojechała nie wiadomo gdzie i w jakim celu. My jednak wiemy, co nią
kierowało, bo dostajemy wgląd w jej umysł. Dosłownie. Courtney
Summers karze nam nurzać się w jej psychice. Wchodzić w nią coraz
to głębiej i głębiej. Odkrywać coraz to nowe pokłady bólu i
smutku. Katusze, jakie przechodzi ta dziewczyna niejednego by
złamały, ale nie ją. Oczywiście Sadie też stoi nad przepaścią
i co więcej myśl o skoku w tę mroczną gardziel niezbyt ja
przeraża. Właściwie zdaje się czerpać pociechę ze świadomości,
że w każdej chwili może położyć kres cierpieniu, które było z
nią od zawsze. Całe jej życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść.
Do niedawna Sadie miała jednak kogoś, kto dawał jej siłę,
nadawał sens jej życiu. Młodszą o sześć lat siostrę Mattie,
której już nie ma. Zabrał ją człowiek, którego Sadie bardzo
dobrze zna. Tym samym nadając życiu Sadie nowy cel. Tytułowa
bohaterka omawianej powieści Courtney Summers nie spocznie dopóki
morderca jedynej osoby, którą całym sercem kochała, nie zapłaci
za to własnym życiem. Sadie chce go zabić. Na własną rękę
wymierzyć sprawiedliwość. I trudno się jej dziwić. Summers co
prawda nie rozwodzi się nad słabościami systemu, ale łatwo można
z tego wywnioskować, że przynajmniej w tych materiach, na których
skupia się „Sadie”, w jej przekonaniu nie zdaje on egzaminu.
Policja nie potrafi znaleźć tytułowej bohaterki, a cóż dopiero
mordercę jej siostry. Obie te ściśle związane ze sobą sprawy
przez rok pozostają niewyjaśnione. Co najmniej przez rok, bo nie
możemy być pewni wyników śledztwa prezentera radiowego Westa
McCraya. Ale wreszcie jest nadzieja na odnalezienie Sadie, bo McCray
jest skuteczniejszych od organów ścigania. Idzie dalej niż
ktokolwiek przed nim. Na swoje i nasze nieszczęście. Bo historia
Sadie to wstrząsające studium jednostki, której los był
przesądzony już w momencie jej poczęcia. Główna bohaterka
poruszającej powieści Summers tak naprawdę od początku była
skazana na życie w mękach. W biedzie, z nieokazującą jej miłości
matką uzależnioną od alkoholu. Nazwiska ojca Sadie nigdy nie
poznała, ale w jej życiu nie brakowało dorosłych mężczyzn.
Coraz to nowych partnerów jej matki, głównie ludzi jej pokroju,
kolejno pomieszkujących w ich przyczepie. W szkole Sadie też nie
miała lekko – przez swoje jąkanie była wyśmiewana przez
rówieśników. A sąsiedzi? A organy państwowe? Organy państwowe...
dobre sobie. Ale w miasteczku byli ludzie, którym los Sadie i jej
młodszej siostry nie był zupełnie obojętny. Dokładnie dwie
osoby, co też jest znamienne. Summers daje jasno do zrozumienia, że
osoby naprawdę potrzebujące pomocy rzadko ją znajdują. Jeśli w
ogóle. Zazwyczaj zdani są na własne siły. Znieczulica społeczna
to jedno, ale nie zawsze do tego się to sprawdza. Krzywdy często
dokonują się za zamkniętymi drzwiami rodzinnego domu. Nie ma
świadków, a i nie każda ofiara, co zrozumiałe, potrafi mówić o
tym, co przeżyła. Jeśli w ogóle uda jej się przeżyć, bo
przerażająco często dzieje się inaczej. Poza tym w sąsiedztwie
takich przechodzących przez istne piekło osób, mieszkają przecież
jednostki borykające się z własnymi problemami. Trudno ich więc
winić za to, że pozostają ślepi na cierpienia innych? Summers
wprawdzie całkowicie ich nie usprawiedliwia, ale co myślę jest
dosyć odważnym posunięciem, skłania nas do tego byśmy podjęli
próbę zrozumienia ludzi, których na ogół z góry się potępia.
Gdyby to było doniesienie medialne, to najprawdopodobniej jego
wydźwięk byłby taki: zawinili sąsiedzi, ale przede wszystkim
matka. Summers nie feruje takich wyroków, ale wręcz każe nam
zastanowić się, czy ci wszyscy ludzie naprawdę zasługują na
stanowcze potępienie. A czy Sadie na nie zasługuje? Wiemy co
zamierza zrobić. Znamy jej plan i coraz bardziej poznajemy
człowieka, który jest jej celem. Chociaż nie. Bo bardzo łatwo się
tego domyślić: ułożyć sobie w głowie praktycznie cały obraz
tego mężczyzny. W istocie przewidywalna to powieść, ale w tym
przypadku to akurat bardziej pomaga niźli szkodzi owemu osiągnięciu
Courtney Summers. Zwiększa emocje, które komfortowe na pewno nie
są. Bo i nie na naszej wygodzie zależy autorce. Ona chce tylko
opowiedzieć historię małej dziewczynki, która musiała
przedwcześnie dorosnąć, a potem... Cóż, chyba lepiej gdyby
„potem” nigdy dla niej nie nadeszło. Dla niej może i lepiej,
ale czy dla innych również? Sadie może być bowiem jedyną
nadzieją – nie zimną zabójczynią tylko targaną przeróżnymi
strasznymi uczuciami młodą kobietą, która może coś zmienić.
Odmienić czyjś los, bo ona... Ona nie ma już nic. Dla niej
prawdopodobnie jest więc już za późno...
Potężny
ładunek emocjonalny, który być może dla niektórych będzie nie
do zniesienia. Niełatwo coś takiego udźwignąć i nie ma tutaj
absolutnie żadnego znaczenia, że problematyka, na której w „Sadie”
skupia się kanadyjska pisarka Courtney Summers, nowatorska nie jest.
Podobne historie znamy nie tylko z literatury czy filmu, ale też z
doniesień medialnych. Tym gorzej dla nas. Bo historia Sadie sama w
sobie jest ciężka, ale jeszcze bardziej rani świadomość, że to
nie jest jedynie produkt wyobraźni pisarskiej, że fizyczne i
psychiczne katusze, o których pisze tutaj Summers przechodzi tak
wielu ludzi na całym świecie. A my zdecydowanie za mało o tym
mówimy, a już na pewno nie robimy wszystkiego co w naszej mocy, by
się tej zgniliźnie przeciwstawić. Wciąż zbyt mało uwagi
poświęcamy ofiarom, a zdecydowanie za dużo ich oprawcom. Poznajcie
punkt widzenia jednej z ofiar (fikcyjnej postaci), jeśli macie
odwagę. Sprawdźcie co czuje Sadie, dziewczyna, która chce się
zemścić na człowieku do szczętu zepsutym, w umysł którego
wglądu nie dostaniecie. I wierzcie mi, w ogóle nie będzie Wam na
tym zależało. Bo głos należy się przede wszystkim ofiarom.
Posłuchajcie, jeśli chcecie. Ale pamiętajcie: od tej historii
ciężko się uwolnić. Zakładając, że to w ogóle możliwe. Ja
cały czas myślę o Sadie i tych wszystkich... Nie, już dość!
Poprzestańmy na tym, że mocna to rzecz.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz