niedziela, 19 stycznia 2020

Tim Lebbon „Milczenie”


Recenzja przedpremierowa

Eksploracja zespołu jaskiń na północy Mołdawii przynosi zdumiewające i śmiercionośne znalezisko. Na powierzchnię wydostaje się chmara agresywnych latających stworzeń, jakich jeszcze nigdy nie widziało ludzkie oko. Mieszkająca w małym angielskim miasteczku niesłysząca czternastolatka, Ally Andrews, z rosnącym przerażaniem śledzi ten nieoczekiwany obrót wypadków na ekranie telewizora. W domu oprócz niej są jeszcze jej matka Kelly, dziesięcioletni brat Jude i babcia Lynne. Ojciec dziewczyny, Huw, wyjechał w sprawach służbowych, ale najświeższe doniesienia ze wschodnich regionów Europy na tyle go niepokoją, że postanawia przyśpieszyć powrót do rodziny. W angielskim społeczeństwie dominuje jeszcze przekonanie, że niezwykłe stwory mimowolnie uwolnione z mołdawskich jaskiń, nie zagrażają bezpieczeństwu kraju, ale Huw, podobnie jak jego córka, ma złe przeczucia. Tym bardziej, że informacje są coraz bardziej pesymistyczne. Okazuje się, że tajemnicze stworzenia, które nazwano wespami, rozmnażają się w błyskawicznych tempie i sukcesywnie zwiększają obszar swojego panowania. Zabijają każdą napotkaną istotę, ale mają jeden słaby punkt, który daje ludzkości szansę na przetrwanie. Aby przeżyć trzeba zachowywać ciszę, wespy bowiem są kompletnie ślepe. A w rodzinie Andrewsów jest ktoś, kto zdążył przywyknąć do świata pozbawionego dźwięków. Teraz Ally będzie musiała nauczyć swoich bliskich życia w nowej rzeczywistości.

Zdobywca Nagrody Brama Stokera za opowiadanie pt. „Reconstructing Amy” brytyjski pisarz specjalizujący się w horrorze i dark fantasy, Tim Lebbon, autor między innymi literackich adaptacji „Domu w głębi lasu” Drew Goddarda i „30 dni mroku” Davida Slade'a oraz przeniesionego na ekran przez Uliego Edela krótkiego utworu „Pay The Ghost”, powieść „The Silence” (pol. „Milczenie”) zbudował na pomyśle, który pewnego razu ni z tego, ni z owego przyszedł mu do głowy. Pomyślał, co by było gdyby świat oponowały ślepe stworzenia reagujące na dźwięki. I tak narodziło się „The Silence”, które stało się podstawą nie najlepiej przyjętego horroru apokaliptycznego pod tym samym tytułem (pol. „Cisza”) z 2019 roku w reżyserii Johna R. Leonettiego. A że rok wcześniej na ekranach kin zawitało hitowe „Ciche miejsce” (oryg. „A Quiet Place”) Johna Krasinskiego, to część widzów uznało, że twórcy „Ciszy” bezwstydnie skopiowali motyw, na którym film się opierał. Nie wiedzieli, że „Cisza” jest adaptacją książki wydanej trzy lata przed premierą „Cichego miejsca”. Wniosek nasuwa się sam: to scenarzyści „Cichego miejsca” zapożyczali z „The Silence”... Niekoniecznie, bo ponoć pracę nad scenariuszem rozpoczęto mniej więcej w tym samym czasie, w którym Tim Lebbon przelewał na papier historię rodziny Andrewsów. A więc przypadek? Niewykluczone. W końcu wielkie umysły myślą podobnie...

Najlepszy, według mnie, literacki horror apokaliptyczny/postapokaliptyczny? „Bastion” Stephena Kinga. A utwór Kinga, do którego „Milczenie” Tima Lebbona jest najbardziej zbliżone tematycznie? Opowiadanie „Mgła”. Historie te łączy motyw niezwykłych stworzeń, które w krótkim czasie opanowują świat. Detronizują pyszny gatunek ludzki, zrzucają go z tronu, który przez miliony lat sobie uzurpował, pokazując, że wcale nie jest taki wszechmocny, jak mu się wydawało. Okazuje się, że ślepe, latające stworzenia wielkości sporych kociąt są potężniejsze od człowieka. I zdecydowanie destrukcyjniej wpływające na planetę. Po przejściu takiej szarańczy z ludzi i zwierząt zostają prawie wyłącznie kości. A wziąwszy pod uwagę szaleńcze tempo, w jakim się rozmnażają, można domniemywać, że już niedługo braknie im pożywienia. Bo na Ziemi nie ostatnie się ani jeden człowiek, ni zwierzę stanowiące podstawę ich żywienia. Chyba że ludzie szybko opanują niełatwą przecież sztukę życia w ciszy. Przywykną do zupełnie nowych dla nich warunków, do sytuacji, do której, generalnie rzecz ujmując, od zawsze podświadomie jako gatunek dążyli/śmy. „Macie, czego chcieliście. Matka Ziemia wreszcie pożre swoje dzieci. Mniam, mniam”. To przesłanie, w moim poczuciu, wybija się ponad wszystkie inne, ale dla Tima Lebbona główną nauką, płynącą z tej historii jest: opiekuj się tymi, których kochasz. „Milczenie” faktycznie traktuje o imperatywie działania z myślą o ochronie bliskich. O poświęceniu dla ukochanych osób w świecie zdominowanym przez nieznane dotąd ludzkości mięsożerne istoty, które niczym stwory z „Jaskini” Bruce'a Hunta wyewoluowały w dotąd niedostępnym systemie jaskiń. Nazwane wespami stworzenia są kompletnie ślepe. Kierują się doskonałym słuchem i oczywiście instynktem łownym. Koncepcja upadku znanego nam świata spowodowanego przez tak niewielkie stworzenia, początkowo może wydawać się nieco naciągana. Żeby uzbrojony po zęby człowiek nie mógł poradzić sobie z takimi liliputami... Tim Lebbon z czasem jednak dobitnie pokazuje, że to jak najbardziej możliwe. Wystarczy podkręcić tempo rozmnażania się szybkich oraz nadzwyczaj zwinnych agresorów najczęściej atakujących w grupach i przestajemy kontestować ogromną przewagę, jaką dosłownie w parę dni zyskują nad ludzkością. Ale to potem. Najpierw poznamy rodzinę Andrewsów – mieszkających w Anglii sympatycznych ludzi, którzy sporo już przeszli. Wypadek, który pozbawił słuchu pierworodne dziecko Huw i Kelly, obecnie czternastoletnią Ally, oraz zabrał mężczyźnie rodziców, umocnił ich więzi. Oni, dziesięcioletni brat Ally imieniem Jude oraz matka Kelly, Lynne, wspierają się wzajemnie. W każdych okolicznościach mogą na sobie polegać, choć oczywiście, jak to w rodzinie, jeden drugiemu czasami działa na nerwy. Tim Lebbon kreśli w „Milczeniu” szeroki obraz szczerze kochającej się rodziny, ale nie uderza przy tym w patetyczne i/lub cukierkowe tony. Tworzy postacie, których trudno nie polubić. Tworzy też imponująco silne, poruszające wręcz więzi pomiędzy bohaterami, ale nie miałam przy tym nieprzyjemnego wrażenia uporczywego przesładzania. Andrewsowie to zwyczajna rodzina, która w przeszłości przeżyła tragedię. To straszne wydarzenie sprzed lat teraz jednak, w tej apokaliptycznej rzeczywiści, daje im przewagę nad innymi. A ściślej fakt, że zdążyli już przywyknąć do dosyć uciążliwych warunków, będących następstwem tamtego wypadku samochodowego. A przede wszystkim wyspecjalizowała się w tej materii czternastoletnia Ally, dziewczyna z żyłką dziennikarską, która wówczas straciła słuch. Uczynienie jedną z głównych bohaterek takiej historii niesłyszącej nastolatki uważam za pomysł genialny w swojej prostocie. Doskonale wpasowujący się w temat przewodni tej obfitującej w potworne wydarzenia powieści.

Przerażające było to, jak szybko wszystko się zepsuło. Słyszałam kiedyś powiedzenie, że jeśli odbierze się trzy pełne posiłki, to nadejdzie anarchia, mimo to jednak wciąż miałam więcej wiary w społeczeństwo i uważałam, że ludzie są z natury dobrzy. Uważałam, że to mniejszości są przyczyną kłopotów. Teraz okazało się, że zawsze żyliśmy na ostrzu noża, a wespy tylko wszystko przyspieszyły.”

Tim Lebbon na kartach „Milczenia” tworzy iście depresyjną wizję świata, który zdaje się nieuchronnie zmierza do całkowitej zagłady. No dobrze, tak naprawdę od wieków bierzemy udział w tym kompletnie niezrozumiałym pędzie, ale w omawianej powieści ludzkość prawie już jest na mecie. Znajduje się u progu wymarcia. A wszystko przez to, że garstka osób zdecydowała się zajrzeć tam, gdzie nie powinna. Zbadać dziewiczy system jaskiń w Mołdawii, który okazał się być siedliskiem stworzeń później nazwanych wespami. Gdyby byli tego świadomi być może nie zdecydowaliby się na to przedsięwzięcie, ale... znając ludzkość mam co do tego wątpliwości. W każdym razie finał jest taki: Ziemia opanowana przez niezliczone latające stworzenia, które w krótkim czasie rozwiązują problem globalnego przeludnienia. A niedobitki zepchnięte do defensywy i zmuszone do życia w ciszy. Bo nawet najlżejszy odgłos może sprowadzić na nich śmierć w niewyobrażalnych męczarniach. Smutne to, bo nawet akceptując myśl, że w pewnym sensie w DNA człowieka wpisana jest autodestrukcja, nie sposób odbierać tego jako naturalnych konsekwencji odwiecznej niszczącej działalności człowieka. Matka Natura może i daje tutaj ludzkości bezcenną lekcję pokory, może i pokazuje kto tak naprawdę tu rządzi, ale nawet jeśli, to trudno przyklasnąć takiemu programowi nauczania. Wespy to siła nieporównanie bardziej niszczycielska od tej jaką zdążył już popisać się gatunek ludzki. I porażająco bezduszna. Tim Lebbon już na początku książki zasiał ziarno największego zagrożenia, z jakim przyjdzie zmierzyć się człowiekowi. Nie zwlekał z ujawnieniem natury wroga (a raczej wrogów), ale i nie zapomniał przy tym o należytym zawiązaniu akcji. Pomiędzy książkową i filmową wersją omawianej historii, według mnie, rozciąga się niebywale szeroka i głęboka przepaść. Film to taki efekciarski, nijaki skrótowiec na co najwyżej jeden raz, podczas gdy literacki pierwowzór to zaskakująco szczegółowa i szczera analiza ludzkich zachowań w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia, podana w nieomal duszącym klimacie. I chociaż rozwojowo bardzo dynamiczna (akcja dosyć wartka), to zaręczam, że Tim Lebbon jest na tyle świadomym pisarzem, a przy tym obdarzonym na tyle dojrzałym warsztatem, by nie pozwolić wespom się rozpanoszyć (!). Te kreatury są praktycznie wszędzie, ale w „Milczeniu” na pierwszym planie nieodmiennie stoi człowiek. Rodzina stara się przetrwać w tym nagle wrogim im świecie. Rodzina, którą w w pierwszej partii dokładnie poznajemy, z którą trudno się nie zjednoczyć w tej straszliwej chwili próby. Rodzina, która wyruszy w arcyniebezpieczną podróż („Milczenie” to też horror drogi), w trakcie której ujrzy rzeczy, jakie nawet najsilniejsze psychicznie jednostki mogłyby doprowadzić do obłędu. Andrewsowie stracą wiele, ale też, jakkolwiek dziwnie to może zabrzmieć, niemało zyskają. A wraz z nimi czytelnik. I nie mówię tutaj tylko o całej gamie silnych emocji, jakich Lebbon mu niewątpliwie dostarczy, ale też o jego trafnych, nieupiększonych przemyśleniach na temat nas samych. Osobiście początkowo czułam się najbardziej związana z Huw, tzw. głową familii Andrewsów, z tego prostego powodu, że autor przedstawił go, jako jednostkę patrzącą na świat zupełnie jak ja. Osobę czyniącą podobne założenia odnośnie niedalekiej przyszłości, co ja. Potem przerzuciłam się na Ally – później z nią najsilniej się solidaryzowałam. Lebbon postawił Huw w centralnych miejscach fragmentów podawanych w trzeciej osobie, które to poprzeplatał z kawałkami spisanymi w pierwszej osobie, z punktu widzenia czternastoletniej Ally. Bohaterowie są niemal równie dynamiczni, jak rozwój wydarzeń z ich udziałem. W każdym z nich dokonuje się jakaś zmiana. Mniejsza czy większa, ale bez wątpienia jeśli wyjdą z tego cało, to już żadne z nich nie będzie takim człowiekiem, jakim było przed tą globalną katastrofą spowodowaną przez „latające szczury”. Najbardziej poruszający moment „Milczenia” (nie zdradzę jaki, ale na pewno bez trudu zorientujecie się, o którym mowa, bo w końcu sami ten wstrząs przeżyjecie) dla mnie okazał się jednocześnie najbardziej irytujący. Zmęczyło mnie już po prostu chadzanie przez autorów horrorów po tego rodzaju linii najmniejszego oporu. Pewien niedosyt pozostawił też we mnie wątek pewnej sekty. Aż się prosiło przeznaczyć na to trochę więcej miejsca, tym bardziej, że powieść praktycznie sama się czyta. Tak zgrabnie jest napisana! Swoją drogą interesujące jest to, że ludzie w tej książce momentami robią bardziej upiornej wrażenie od niepięknych przecież latających stworzeń szturmujących Ziemię – oto człowiek po raz kolejny okazuje się potworem, aczkolwiek tym razem raczej nie większym od bestii, które na szczęście zrodziły się jedynie w wyobraźni utalentowanego brytyjskiego pisarza. Na koniec pewnie przydałby się jakiś mocniejszy akcent UWAGA SPOILER (finał otwarty, co znowuż kazało mi pomyśleć o „Mgle” Stephena Kinga, trzeba jednak zaznaczyć, że to niezbyt wyszukane rozwiązanie, więc całkiem możliwe, że skojarzenia będą różne) KONIEC SPOILERA. Ale z drugiej strony coś takiego też można odebrać niczym cios prosto w serce. Jeśli spojrzeć na to pod odpowiednim kątem, to można się podłamać. I trochę pożałować, że podjęło się tę podróż razem z Andrewsami. W pewnym sensie, ale co do istoty... Cóż, nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek fan horrorów apokaliptycznych wyszedł zawiedziony z tego strasznego świata, do którego tak bezlitośnie został wrzucony przez Tima Lebbona, człowieka, który wie jak przykuć uwagę odbiorcy złaknionego mocniejszych wrażeń.
 
„Milczenie” pióra brytyjskiego pisarza Tima Lebbona może i nie będzie jednym z największych tegorocznych odkryć literackich wielu fanów szeroko pojętego horroru, ale jestem przekonana, że z wielką ochotą wejdą oni w ten depresyjny świat i z równą niechęcią, gdy przyjdzie pora, z niego wyjdą. Szkoda, ach szkoda, że powieść ta bardziej się nie rozrosła. Oj, chciałoby się znacznie dłużej towarzyszyć bohaterom, z którymi myślę każdy z Was mocno się zżyje. Będzie z nimi przeżywać chwile smutku i przebłyski nadziei, tak nieodzowne w tym apokaliptycznym świecie zgotowanym ludziom przez żarłoczne wespy. Nie przekonała Was filmowa wersja „Milczenia”, w Polsce dystrybuowana pod tytułem „Cisza”? Nie szkodzi, bo książka powinna Wam ofiarować wszystko to, czego nie dał film. Emocjonującą, ponurą, ekscytującą, ale i głęboko przygnębiającą wyprawę przez wymierający świat, gdzie na każdym kroku czyha śmiertelne niebezpieczeństwo. Przeżyjecie, jeśli tylko zachowacie ciszę...

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz: