Rachel i Anthony Doyle po śmierci jednego ze swoich bliźniaków, Nathana, przeprowadzają się z drugim, Elliotem, do niewielkiej fińskiej miejscowości, w której kiedyś mieszkał mężczyzna. Tutejsza społeczność wita go nadzwyczaj ciepło, ale Rachel nie może oprzeć się wrażeniu, że to nie dotyczy jej. Podczas rodzinnej wycieczki po okolicy Anthony pokazuje swoim bliskim ściankę, która według legendy ma moc spełniania życzeń. Elliot wypowiada jedno, a niedługo potem Rachel zauważa pierwsze niepokojące zmiany w jego zachowaniu. Na przyjęciu powitalnym kobieta poznaje miejscową ekscentryczkę Helen, która daje jej do zrozumienia, że wie, co dzieje się z jej synem. Wkrótce kobiety połączą siły w walce z potencjalną mocą nieczystą, która, jak wszystko na to wskazuje, upatrzyła sobie jedyne już dziecko Doyle'ów.
„The Twin” to horror nastrojowy fińskiego duetu Mustonen-Hyvärinen, który swoje istnienie zawdzięcza ich wydanemu w 2016 roku slasherowi pt. „Bodom”. Układ ten sam, co w tamtym przedsięwzięciu: scenariusz Taneli Mustonen i Aleksi Hyvärinen napisali wspólnie, ale na krześle reżyserskim zasiadł tylko ten pierwszy. A wszystko zaczęło się od zaproszenia na festiwal filmowy w Korei Południowej, z którego panowie bardzo chcieli skorzystać. Dodatkowym warunkiem uczestnictwa w tym wydarzeniu - poza „Bodom”, który zainteresował organizatorów na tyle, by zechcieli włączyć go do programu - było przedstawienie nowego pomysłu na film. W tamtym czasie obaj właśnie zaczynali swoją przygodę rodzicielską, co pomogło im w zarysowaniu tła dla tej konkursowej historii. Zaskakująco pozytywne przyjęcie tej koncepcji na festiwalu w Korei Południowej, zachęciło ich do pociągnięcia tematu. Czerpiąc z takich kultowych filmów grozy jak „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego, „Omen” Richarda Donnera, „Zemsta po latach” Petera Medaka, „Nie oglądaj się teraz” Nicolasa Roega i „Lśnienie” Stanleya Kubricka, skonstruowali opowieść, jakich brakuje im we współczesnym kinie grozy. Straszliwy żal, rozdzierający smutek głównym motywem, a nie tylko swoistym pretekstem, trampoliną dla prymitywnych przestraszeń. Studium rozpaczy w strukturze klasycznego horroru paranormalnego. Główne zdjęcia do „The Twin” ruszyły w marcu 2021 roku w Finlandii i Estonii, a zakończyły się w kwietniu tego samego roku. Światowa premiera odbyła się w marcu 2022 roku na Night Visions Film Festival w Helsinkach. W Stanach Zjednoczonych „The Twin” pokazał się w maju 2022 roku na platformie Shudder, a na terenie Polski zaplanowano szeroką dystrybucję w kinach od szesnastego września 2022 poczynając.
Teresa Palmer (m.in. „Grudge - Klątwa 2” Takashiego Shimizu, „Wiecznie żywy” Jonathana Levine'a, „Kiedy gasną światła” Davida F. Sandberga i „Syndrom berliński” Cate Shortland), która podczas prac nad „The Twin” Taneliego Mustonena była w ciąży, jako pogrążona w depresji, zazdrośnie strzegąca swojej ostatniej latorośli matka oraz Steven Cree (m.in. „Szepty” Nicka Murphy'ego i „Martyrs Lane” Ruth Platt) jako zdesperowany mąż, marzący o nowym starcie, postawieniu stabilniejszej budowli na zgliszczach poprzedniej. Rachel i Anthony Doyle'owie, małżeństwo, które bezpowrotnie straciło jedno ze swoich dzieci. W wypadku samochodowym, w którym uczestniczyła też jego matka. I drugi bliźniak? Bez względu na to, czy mały Elliot (przekonująca kreacja Tristana Ruggeriego; w zasadzie podwójna rola) siedział obok swojego brata, gdy doszło do katastrofy, czy szczęśliwie przybywał w innym miejscu, liczy się tylko to, że przeżył. To być może ostatnie spoiwo tego mocno poturbowanego, potwornie okaleczonego małżeństwa. Związek Rachel i Anthony'ego prawdopodobnie nie zniósłby straty obu chłopców. Wygląda bowiem na to, że przynajmniej Rachel przy życiu utrzymuje już tylko Elliot. Starania jej męża obliczone na zasypanie przepaści między nim a kobietą jego życia, która wyrosła po śmierci Nathana, przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Mężczyzna miał nadzieję, że przeprowadzka do miasteczka, w którym się wychował, przysłuży się też Rachel. Właściwie głównie z myślą o niej Anthony zdecydował się na ten krok. Jego rany nie krwawią już tak bardzo jak jej. Jest jeszcze Elliot, chłopiec tęskniący za swoim braciszkiem, najwierniejszym towarzyszem zabaw. „The Twin” wbrew pozorom nie jest kolejnym efekciarskim straszakiem, który najbardziej ukochał sobie zabawę w „buu!”, tylko wrażliwą „rozprawą” na temat najpewniej największego koszmaru, jaki może przeżyć kochający rodzic, różnych sposobach radzenia bądź nieradzenia sobie z traumą i widmie kolejnej wielkiej tragedii, której, naturalnie, przynajmniej jedno z rodziców stara się zapobiec. Drugie zdaje się nie tyle nie dostrzegać zagrożenia, ile działać na niekorzyść własnego syna. Spisek mocno pachnący „Dzieckiem Rosemary” Romana Polańskiego. Z dodatkiem „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera? Przynajmniej raz takie skojarzenie może się nasunąć. Dość wstrząsający, poetycko (nie)piękny moment, z fenomenalnym podkładem muzycznym, który też nisko kłania się jednemu z najwybitniejszych horrorów satanistycznych w historii kina, opartemu na kultowej powieści Iry Levina. Scenariusz „The Twin” Taneli Mustonen i Aleksi Hyvärinen w pełni świadomie zbudowali z nieświeżych, można wręcz powiedzieć ogranych w kinie grozy wątków. Różne osobowości praktycznie w identycznych ciałach, co swoją drogą przypomniało mi powieść „Ten drugi” Thomasa Tryona i „Odmieńca”, jej ekranową wersję w reżyserii Roberta Mulligana; satanistyczna sekta tym razem w małej mieścinie w malowniczym i zarazem stosownie złowieszczym, zadowalająco mrocznym, ponurym zakątku Finlandii; „współczesna czarownica”, czy jak kto woli „zielarka”, outsiderka posiadająca cenną wiedzę i przede wszystkim gotowa zawalczyć nie tylko o życie doczesne, ale i nieśmiertelną duszę jedynego dziecka nowych mieszkańców przeklętej(?) mieściny; lokalna legenda i jej przykre następstwo: nieszczęsne życzenie Elliota („na motywach” „Małpiej łapki” Williama Wymarka Jacobsa Jacobsa?); nawiedzony przez ducha czy jakąś inną nadnaturalną istotę dom, do którego - a jakże! - czołowa rodzina przeprowadza się na początku filmu. A wszystko to pod dość grubą polewą psychologiczną i oniryczną posypką.
„The Twin” Taneliego Mustonena wygląda jakby zatrzymał się w pół drogi między tak zwaną nową falą horroru i „popcornowym straszydłem”. Nie powiedziałabym wprawdzie, że twórcy znaleźli idealny punkt przecięcia tych dwóch głównych prądów we współczesnym kinie grozy, że zachowali doskonałą równowagę „na tej linii granicznej”, ale przy takim zatrzęsieniu nieśmiertelnych motywów spodziewałabym się zdecydowanie mniej szczegółowego wycinka z życia fikcyjnych postaci. Z tego wąskiego grona najmocniej wyeksponowano Rachel Doyle. Zaryzykuję twierdzenie, że najlepsze, co się fińskiemu duetowi w operacji „The Twin” przydarzyło, to Teresa Palmer. Taneli Mustonen i Aleksi Hyvärinen w swoich publicznych wypowiedziach nie szczędzili pochwał pod adresem „ich Rachel”. Bo ona nie tyle grała, ile była Rachel Doyle – w każdym razie z ich opowieści można wywnioskować, że takie wrażenie towarzyszyło im w trakcie nagrywania wszystkich ujęć z udziałem Teresy Palmer. Partnerującemu jej Stevenowi Cree przypadło mniej wymagające, a przez to też mniej wdzięczne zadanie - nie miał tak sprzyjającej okazji do zaprezentowania swoich aktorskich zdolności - ale tymi narzędziami, które mu dano, w moim oczach, posługiwał się na tyle sprawnie, by nie zostać zredukowanym do tła. W miejscu, w którym Doyle'owie zakotwiczają się po wypadku samochodowym, w którym stracili jednego ze swoich bliźniaków, szybko zaczęłam odbierać jakby połączone wibracje „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego i „Kultu” Robina Hardy'ego. Trochę folku, więcej satanizmu (czytaj: folk horror i horror satanistyczny). Małe, hermetyczne społeczeństwo uradowane powrotem Anthony'ego, autora książki, która, jeśli wierzyć prawdopodobnie najbardziej samotnej kobiecie w tych stronach, Helen (przyzwoity występ Barbary Marten), jest ulubioną lekturą - ich biblia? - w tych kręgach. Gdzie jednak więcej uwagi poświęca się małżonce Anthony'ego. Ludzie bezwstydnie się w nią wpatrują, przeszywają pustym, jakby martwym wzrokiem. Pod takim obstrzałem spojrzeń trudno się czuć komfortowo i Rachel nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Wyjątkiem jest natomiast Helen, wedle miejscowych, w tym wychowanego w tych stronach Anthony'ego Doyle'a, szalona kobieta, która paradoksalnie wygląda na jedyne bezpieczne towarzystwo dla Rachel „na tej nowej drodze życia”. Ta, która jest święcie przekonana, że w tym miasteczku zamieszkał najokrutniejszy z władców, który wedle jej wiedzy, teraz wziął na celownik Elliota Doyle'a. Jak można się tego spodziewać, Rachel potrzebuje czasu, by przetrawić opowieści swojej nowej koleżanki. Nie od razu uwierzy w diabelską obecność w tym cichym zakątku Finlandii, który bynajmniej nie sprosta oczekiwaniom Doyle'ów. Zakładając, że plan Anthony'ego nie stoi w jawnej sprzeczności z dążeniami Rachel. A to może być nader śmiałe założenie, zważywszy na podejrzane układy, jakie mężczyzna ma z tutejszymi „upiornymi gapiami”. Kompleks Rosemary Woodhouse. Rachel ma coraz więcej powodów, by na listę podejrzanych wciągnąć też swojego życiowego wybranka. Podejrzanych o knucie przeciwko jej ulubieńcowi. Wszystko wskazuje na to, że Anthony zawsze był bliżej z niesfornym Nathanem, a Rachel ze spokojnym, bezproblemowym Elliotem. Ale choć to on stracił swoje oczko w głowie, wszystko wskazuje na to, że wyprzedził żonę w wychodzeniu z najczarniejszej otchłani. Ona nadal jest pogrążona w depresji, podczas gdy on stawia pierwsze, niepewne kroki na nowej, podmokłej ścieżce życiowej. Wspaniale już było, ale Anthony zadowoliłby się choćby ułamkiem tamtej idylli. A co jeśli najlepszym sposobem na odzyskanie tamtego szczęścia jest poświęcenie Elliota? Wymiana bliźniaków? Tak czy inaczej, Rachel coraz bardziej niepokoi zachowanie syna. Dlaczego upiera się, że jest Nathanem? Stwierdza fakt (opętanie przez ducha lub demona, raczej nie szeregowego tylko samego dowódcy armii ciemności) czy to raczej fałszywe, zgubne(?) podszepty przeokropnie tęskniącego młodziutkiego umysłu? Udało się architektom „The Twin” poruszyć czułą stronę w moim wnętrzu. Nie, nie przeszłam obojętnie obok tego rodzinnego dramatu, można chyba powiedzieć, że w całkiem ekstremalnym, hardcorowym wydaniu. Dramat pod cienką pierzyną horroru. Cienką? Czy aby na pewno? Atmosfera jak na tym drugim gatunkowym talerzu, a i poszczególne składniki w wyłożonym na nim daniu, niewątpliwie wypatrzone w tej najmroczniejszej z gatunkowych kuchni, ale agresywniejszych „taktów straszących” co poniektórym może brakować. Poza wzmiankowaną już potencjalną krzyżówką „Dziecka Rosemary” z „Midsommar. W biały dzień” o wyróżnienie na tym bardziej dosadnym polu (dosadnym w tym świecie przedstawionym, niekoniecznie w szerszej perspektywie, tj. w porównaniu do innych choćby tylko współczesnych filmowych opowieści z dreszczykiem), prosi mi się jeszcze tylko scenka z lustrem i świecą. Z efektów „buu!”, bo takowe też się przyplątały (mało, ale jest) na mnie zadziałał tylko nocny incydent z podejrzaną przez okno dziecięcą sylwetką. Uderzenie bardziej dźwiękowe niż wizualne. UWAGA SPOILER Przechodząc do zakończenia. W sumie powinnam była to przewidzieć, choćby dzięki silnym skojarzeniom z inną opowieścią o bliźniakach, a i znajomość „Nieproszonych gości” Charlesa i Thomasa Guardów zazwyczaj zmusza mnie do przedwczesnego otwarcia podobnych „pudełek”, ale Taneli Mustonen i Aleksi Hyvärinen skutecznie odwodzili mnie od tego - no przecież tak oczywistego, no przecież... - rozwiązania, prawie do wyznaczonego terminu zdania tego nieoryginalnego, ale według mnie ładnie wpasowującego się w ramy scenariusza, prezentu. Zaskoczyłam tuż przed wielkim wyznaniem jednej z postaci. Ach, i jeszcze epilog. Happy czy unhappy end? Oto jest pytanie KONIEC SPOILERA.
„The Twin” w reżyserii Taneliego Mustonena, którego scenariusz napisał wespół ze swoim zaufanym współpracownikiem, przyjacielem Aleksim Hyvärinen, nie wydaje mi się być najlepszą propozycją dla osób szukających paranormalnego horroru na miarę naszych czasów. Takiego, na którym niespokojnie będzie można sobie poskakać. Można, ale rzadziej niż zwykle. Akcja też jakaś traka niemrawa... Dzieje się, ale potencjalna istota/istoty nie z tego świata, jakaś piekielna siła, tym razem oddaje pierwszeństwo ziemskim bestiom. A na pierwszej linii Rozpacz, nieubłagana dama w czerni, która już wkrótce może pożreć przynajmniej jedno serce bijące już tylko dla dziecka. Było ich dwóch, teraz jest jeden, ale jego dni też mogą już być policzone. Cała nadzieja w matce. Znajoma historia z uczuciem szyta. Smutna, ale też na swój pokręcony sposób podnosząca na duchu, opowieść rodzinna na ziemiach horroru zasiana. Mnie wciągnęło, choć mogło bardziej.
Za przedpremierowy seans bardzo dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz