czwartek, 22 września 2022

„Nie będziesz sama” (2022)

 

Macedonia, XIX wiek. Pewna wieśniaczka po narodzinach swojej córki Neveny zawiera umowę z wiedźmą Marią: w zamian za darowanie życia dziewczynce matka odda ją czarownicy, gdy Nevena skończy szesnaście lat. Zanim wiedźma pójdzie w swoją stronę, odbiera niemowlęciu głos, a spanikowana matka ukrywa córkę w podziemnej jaskini. Nevena dorasta w odosobnieniu, doglądana przez rodzicielkę, nie znająca świata zewnętrznego. Środki przedsięwzięte przez matkę nie przynoszą pożądanych rezultatów – Maria przybywa w szesnaste urodziny Neveny i podstępem wyprowadza ją z jaskini. Przekazuje jej swoje mroczne przekleństwo i rozpoczyna naukę przetrwania, ale dziewczyna pragnie czegoś innego. W końcu Maria traci cierpliwość i zostawia swoją niepojętną uczennicę samą. Korzystając ze swoich niezwykłych mocy Nevena wtapia się w wiejską społeczność i powoli poznaje tutejsze zwyczaje.

Pełnometrażowy debiut reżyserski Gorana Stolevskiego na podstawie jego własnego scenariusza, nagrodzony na Bucheon International Fantastic Film Festival. Australijsko-brytyjsko-serbski art horror z wydźwiękiem feministycznym, mroczna baśń, bajka ludowa o wilkojadkach z Macedonii, gdzie dorastał pomysłodawca tej historii Goran Stolevski. Choć przeprowadził mnóstwo badań nad folklorem, ze wskazaniem na opowieści o wiedźmach i kobietach, nie były dla niego szczególnie inspirujące w pracy nad „Nie będziesz sama” (oryg. „You Won't Be Alone”). Wymyślił własną „mitologię”. Nazwał to instynktownym procesem, bez skonkretyzowanego źródła, pamięta jednak, że naszła go chęć nakręcenia filmu o postaci małymi kroczkami poznającej świat, filmu, w którym tak naprawdę wszystko skierowane byłoby do niej. Miało być dosadnie, bezpośrednio, przyziemnie i praktycznie. I bez konwencjonalnych ograniczeń – scenarzysta, a potem też reżyser „Nie będziesz sama” nie dopasowywał tej opowieści do jakichś twardszych ram gatunkowych. Radził, by nie nie patrzeć na to, jak na horror, mimo że opowiada o najprawdziwszych czarownicach. Główne zdjęcia zakończyły się w grudniu 2020 roku, ale na premierę film miał poczekać jeszcze dwa lata – pierwszy pokaz pierwszego pełnometrażowego obrazu Gorana Stolevskiego przypadł na drugą połowę stycznia 2022 roku w ramach Sundance Film Festival, a do kin między innymi w Stanach Zjednoczonych wprowadzono go w kwietniu tego samego roku.

Nauka człowieczeństwa w surowych realiach. Zwłaszcza dla płci żeńskiej. Bajka ludowa z Macedonii o dziewczynie wychowanej w jaskini i jej mrocznej przewodniczce, od której nie może się opędzić. XIX wiek, maleńka wioska gdzieś w Macedonii. Na świat przychodzi zdrowa dziewczynka, która skupia na sobie uwagę poparzonej wilkojadki, czyli najprawdziwszej wiedźmy. Biologiczna matka maleństwa, uboga kobiecina niemająca innych dzieci, próbuje przekupić czarownicę obietnicą oddania jej swoich następnych pociech. Maria, bo takie imię nosi jedno z największych postrachów tych rozległych ziem, nie przyjmuje tej, bądź co bądź, hojnej (i przerażającej!) oferty. Łaknie krwi tu i teraz. Krwi małej Neveny. Zdesperowana wieśniaczka wychodzi więc z inną propozycją: zatrzyma córkę do jej szesnastych urodzin – wtedy przejmie ją Maria. „Narzeczona Freddy'ego Kruegera” (kostium przygotowany dla Anamarii Marinci na potrzeby roli Marii - którą udźwignęła bez widocznego wysiłku - moim zdaniem jakością niemal dorównuje tamtemu legendarnemu przebraniu) przystaje na te warunki, ale przed odejściem odbiera głos przyobiecanej dziewczynce. Matka nie zamierza dotrzymać umowy – przenosi niemowlę do podziemnej jaskini i rozgłasza w wiosce, że Nevenę zabrała wiedźma. Przeskok w czasie. Nevena ma już szesnaście lat (wymagająca, niełatwa rola Sary Klimoski, która bynajmniej jej nie przygniotła. W tym miejscu wypada zaznaczyć, że tą postacią musiała dzielić się z innymi aktorkami i aktorem, przy czym głosu użyczyła tylko Klimoska) i nadal tkwi w przestronnej grocie. Scenariusz przewidywał dużo mniejszą, bardzo ciasną przestrzeń - zapomniany klasztor, który przykryła ziemia - ale trzeba pracować nad tym, co się ma. Co się w plenerze wypatrzyło. Nazwać to warunkami spartańskimi, to mało. Cały dobytek Neveny to wiecznie brudne łachamy, które ma na sobie. W domyśle wymieniane przez matkę dopiero, gdy robiły się przykrótkie. Jedyna znana twarz – twarz matki. Jej opiekunki, strażniczki, która uznała, że trzymanie swojego ukochanego dziecka w niewoli, to jedyny sposób na przechytrzenie wiedźmy. Zbrodnia popełniona z miłości. Wielka krzywda wyrządzona córce, po to by zapobiec być może jeszcze większej krzywdzie. Właściwie trudno powiedzieć czy rodzicielka Neveny kierowała się bardziej interesem córki, czy własnym. Czy działała z egoistycznych (zatrzymać przy sobie córkę), czy z bardziej szlachetnych pobudek (lepsza namiastka życia niż śmierć lub kuratela stworzenia powszechnie uważanego za potwora, nasienie Zła)? Tak czy inaczej, na nic jej starania. Zagrała va banque i poniosła sromotną porażkę. I tak Nevena nareszcie wyfrunęła z wilgotnego, zimnego, mrocznego gniazda, a w zasadzie wyszła z więzienia, w ślad za swoją niby matką. W tej bajce każda czarownica może uczynić czarownicą wybraną osobę. Tylko jedną i tak nieszczęśliwie dla Neveny się złożyło, że Maria upatrzyła sobie właśnie ją. Zagubione przerośnięte pisklę, nastolatka, która nie ma nawet podstawowej wiedzy o świecie, nie ma prawa głosu. Ani w tej, ani w żadnej innej kwestii. Maria jest jak kot: chodzi własnymi ścieżkami. Jeśli Nevena chce jej towarzyszyć – a nie chce – to musi dostosować się do niej. Żyć pod dyktando tej mrocznej, smutnej pani. Tylko czekać, aż dziewczyna się zbuntuje. Tylko czekać, aż nauczycielka straci cierpliwość do swojej uczennicy. Stworzenie bez skrzeli na bezkresnym morzu. Wrzucona na przeraźliwie głęboką wodę nastolatka, która ma mniej więcej takie doświadczenie życiowe, taką widzę o świecie, jak trzyletni człowiek. Za to ma nadzwyczajną moc, diabelskie talenty, które powinny jej ułatwić naukę. Żyć jak inni. Normalną być, nawet jeśli „normalność” cuchnie.

Pudełkowaty obraz, który niczym mityczny Feniks (wolniej, dużo wolniej) odradza się z popiołów, w kinie grozy przydaje się jak nigdzie indziej. Prosty sposób na podduszenie odbiorców, wzmocnienie klaustrofobicznych doznań. Nie inaczej jest z „Nie będziesz sam” Gorana Stolevskiego. Ciasny format obrazu nie działa jednak w pojedynkę – wrażenie ciasnoty to sprawa bardziej złożona. Zgaszone, przyblakłe kolory, szorstka tekstura, surowość bijąca z ekranu i dodająca szyku, nie tylko nadążająca za obrazem, ale jakby stopiona z nim (jeden nie może istnieć, bez drugiego, symbiotyczny związek) ścieżka dźwiękowa. Matthew Chuang (zdjęcia) i Mark Bradshaw (muzyka): perfekcyjnie dobrany duet. [Swoją drogą przypominał mi się obraz „The Nightingale” Jennifer Kent, poza tym, co oczywiste, czyli „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” Roberta Eggersa.] Niewątpliwie wczuli się panowie w tę smutną opowieść niby wierszą pisaną. Pieśń, ballada, lament o swoistej wielopokoleniowej klątwie. Zatrute owoce ludzkości. Wstrętne „wynalazki” - nie musisz wiedzieć, jak je zbudowano, musisz tylko stale z nich korzystać. Trochę jak z uzależniającymi gadżetami (na przykład smartfony), które dostaną późniejsze pokolenia – nieważne, jak działa, ważne, że działa. Życie na XIX-wiecznej prowincji, gdzieś w Macedonii, kręci się wokół pracy. Pracują i mężczyźni, i kobiety, i dzieci. Oczywiście, jest i czas na odpoczynek, ploteczki, zabawy. Są okresy radości i smutku. Wesela i pogrzeby. Nigdy jednak nie należy zapominać o ustalonej hierarchii. Znać swoje miejsce w tym łańcuchu pokarmowym. Nie ma czegoś takiego jak rodzinne obiadki. Najpierw do stołu zasiadają mężczyźni, kobiety mogą patrzeć – dzieciom chyba nawet tego się zabrania, a przynajmniej taki wniosek wyciągnęłam z jednej krótkiej sekwencji – ale posilić się mogą dopiero wtedy, gdy orwellowscy równiejsi skończą. Dostaną resztki z pańskich stołów. Kolejna zasada, którą będzie musiała przyswoić sobie Nevena – a w każdym razie tego się od niej oczekuje w tej nędzy i rozpaczy, czy jak kto woli wspólnocie – to spełnianie wszystkich seksualnych zachcianek męża. Przed ożenkiem taka panna powinna trochę poćwiczyć. Noc poślubna z dziewicą to rzadkie zjawisko w tych zabobonnych kręgach. Pierwsze kroki w tej jakże fascynującej ją rzeczywistości (jak dziecko chłonące obrazy, dźwięki, zapachy, poznające kształty, słowa etc.) Nevena stawia pod postacią Noomi Rapace, która wcześniej zagrała wieśniaczkę wydającą na świat dziecko. Młoda wiedźma podglądała ten dziś już raczej rzadko praktykowany poród. W półprzysiadzie trzymając się płotu w końcu, po dwugodzinnej męce, udaje jej się wyrzucić z siebie (brzmi brutalnie? Bo takie jest) ten mały cud. I już zaganiają ją do pracy w polu (do kukurydzy, marsz!). To nie jest świat dla mięczaków. Przetrwają najtwardsi. Najtwardsze kobiety, ale już niekoniecznie tylko najtwardsi mężczyźni. Panowie mają łatwiej, o czym też na własnej skórze przekona się nasza przewodniczka po tych ponurych realiach dawno, dawno temu za górami, za lasami. Tak sobie wmawiajmy... Goran Stolevski obiecał dosadność i w sumie dotrzymał słowa. Oczywiście, mógł bardziej poszaleć, ale jeśli współczesny horror (bo według mnie to jest horror, arthouse horror) rzuci paroma niewygenerowanymi komputerowo zakrwawionymi ochłapami świeżutkiego, jeszcze cieplutkiego, parującej(?) mięsa, to już dalece przekracza moje oczekiwania. A jest jeszcze cudny kostium niezależnej kobiety, która może budzić zarazem strach, odrazę, jak i autentyczne współczucie (może nawet podziw – przypuszczanie niepoparte moimi własnymi reakcjami na tę niewątpliwie złożoną postać), a i sama substancja imitująca krew (niecyfrowa; ojejku, prawdziwa ciecz!) cieszyła moje oko, jeśli wiecie, co mam na myśli. Padają ludzie, padają zwierzęta podczas tej przyśpieszonej edukacji małej, niewrednej wiedźmy. Groźnej, wręcz zabójczej, ale pragnącej zmiany. Nie chce być taka, jak jej prześladowczyni, pielęgnująca w sobie nienawiść do ludzi, bez najmniejszych skrupułów spijająca życiodajny płyn z każdej żywej istoty, jaka tylko nawinie się na jej ogromne, zakrzywione czarne pazury (w tym świecie przedstawionym każda wiedźma takie ma, to ich znak rozpoznawczy, o ile zechcą go ujawnić). I przyglądająca jak jej niesforna i właściwie niedoszła wychowanka zmienia skórę - jak rękawiczki. To dopiero smaczny:) widok: bezzwrotna pożyczka cudzych wnętrzności. Gdyby tylko treści było więcej... Właśnie dlatego z obawą patrzę w przyszłość tak zwanej nowej fali kina grozy. Niektórzy mogą nazwać to przerostem formy nad treścią. W każdym razie fabuła dla mnie okazała się mocno rozczarowująca, żeby nie powiedzieć usypiająca. Nie, tak nie mówię, bo Morfeusza skutecznie odganiała stricte techniczna magia. „Nie będziesz sama” Gorana Stolevskiego czarowała klimatem – zdjęcia, dźwięk, montaż – aktorstwem, scenerią (dzika, piękna, ale jakby zalatująca zgnilizną Natura i skąpane w brudzie skupisko ludzkie, gdzie bieda aż piszczy, a okrucieństwo dla nas nie do przyjęcia, jest niemal tak naturalne jak oddychanie), nawet kostiumami, ale nie zaczarowała opowieścią. Monotematyczna... No, niezupełnie, ale nieraz się czułam jakbym ganiała w kółko za własnym nieistniejącym ogonem. Tak czy inaczej, nie wsiąknęłam w tę bajkę ludową z Macedonii w zadowalającym mnie stopniu.

Uczta, stosownie do okazji, w niemiłej atmosferze – ciasno, obskurnie, duszno – z której wyszłam lekko głodna. Nie najadłam się tekstem, ale otoczka audiowizualna aż wbiła mnie w fotel. Olśniewające zjawisko niepogodowe. Pierwszy występ Gorana Stolevskiego na pełnometrażowej scenie filmowej w charakterze reżysera i scenarzysty, to oferta przede wszystkim dla zwolenników tak zwanej nowej fali kina grozy, mrocznych baśni, dramatów ze starej szkoły. Z aktualnym, wiecznie aktualnym przekazem, komentarzem społecznym. Z feministycznym drugim dnem. Ale to jeszcze nic - jest i Potwór Gender, więc zalecam wzmożoną ostrożność w kontaktach z wiedźmami z „Nie będziesz sama”. Bajki nie dla dzieci. W mojej ocenie takiej sobie bajki w fantastycznym opakowaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz