niedziela, 20 sierpnia 2023

„Mów do mnie!” (2022)

 
Zmagająca się ze stratą siedemnastoletnia Mia zostaje zaproszona przez swoją najlepszą przyjaciółkę Jade na domową imprezę organizowaną przez ich szkolnych znajomych i uznaje, że nie zaszkodzi zabrać ze sobą drugiej najbliższej jej osoby. Ostatecznie Jade zjawia się w umówionym miejscu nie tylko z generalnie nielubianą dziewczyną, ale także ze swoim młodszym bratem Rileyem. Organizatorzy zabawy nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw, nastrój poprawia im jednak sama Mia, która jako jedyna zgłasza gotowość do wzięcia udziału w najważniejszym wydarzeniu tego wieczora. W dobrowolnym opętaniu przez ducha, co umożliwi uściśnięcie podobno zabalsamowanej ludzkiej dłoni. Szczęśliwy posiadacz magicznej części kończyny górnej bliżej nieznanego człowieka z doświadczenia wie, że przez dziewięćdziesiąt sekund można w miarę bezpiecznie dzielić ciało z obcą istotą, ale już wkrótce niektórzy nader boleśnie przekonają się, czym grozi złamanie tej żelaznej zasady gry w opętanie.

Plakat filmu. „Talk to Me" 2022, Bankside Films, Causeway Films, Head Gear Films

Wielkie odkrycie Ariego Astera, twórcy „Dziedzictwa. Hereditary” (2018) i „Midsommar. W biały dzień” (2019), pełnometrażowy debiut reżyserski youtuberów z Australii, braci bliźniaków Danny'ego i Michaela Philippou, horror nadprzyrodzony, który oczarował też Stephena Kinga, Sama Raimiego, Jordana Peele'a, Stevena Spielberga i Edgara Wrighta. Scenariusz „Mów do mnie!” (oryg. „Talk to Me”) Danny Philippou napisał z Billem Hinzmanem, w oparciu o koncepcję Daleya Pearsona. Na planie bracia brali przykład głównie z Jennifer Kent tworzącej swojego „Babadooka” (w swojej ekipie mieli nawet dwie osoby związane z tamtą produkcją), przełomowy horror psychologiczny z ich stron, list miłośny do niemieckiego kina ekspresjonistycznego – przywiązywać wagę do najdrobniejszych szczegółów, zatroszczyć się o każdy kadr, wytworzyć podobną energię. Natomiast przy opracowywaniu ścieżki dźwiękowej (konkretnie łączenie dźwięków) najbardziej pomocny był koreański obraz w reżyserii Joona-ho Bonga z 2003 roku, w Polsce znany pod tytułem „Zagadka zbrodni”. A na fabułę ponad wszelką wątpliwość pewien wpływ miał „Egzorcysta” nieodżałowanego Williama Friedkina i przypuszczalnie „Pozwól mi wejść” Tomasa Alfredsona na podstawie powieści Johna Ajvide Lindqvista, jeden z najukochańszych filmowych horrorów Danny'ego Philippou. „Mów do mnie!” kręcono w Adelaide w Australii Południowej - budżet oszacowano na cztery i pół miliona dolarów - rodzinnym mieście braci Philippou. Tam też osadzono akcję tej nadnaturalnej opowieści i tam odbył się pierwszy (przedpremierowy) pokaz filmu – w październiku 2022 roku na Adelaide Film Festival. Oficjalną premierę „Talk to Me” miał w styczniu 2023 w ramach Sundance Film Festival, a szeroką dystrybucję kinową otwarto w lipcu tego samego roku. Wojnę przetargową o prawa do dystrybucji na terenie Stanów Zjednoczonych wygrała prestiżowa firma A24.

Najgłośniejszy australijski horror (właściwie australijsko-brytyjski) od czasu „Babadooka” Jennifer Kent. Jedna z najbardziej dochodowych inwestycji A24, niezależnej amerykańskiej wytwórni i dystrybutora filmowego, która, przypomnijmy zaopiekowała się między innymi takimi obrazami jak „Dziedzictwo. Hereditary”, „Midsommar. W biały dzień” i „Bo się boi” Ariego Astera, „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” i „Lighthouse” Roberta Eggersa, „X” i „Pearl” Ti Westa oraz „Zabicie świętego jelenia” Yórgosa Lánthimosa. Inwestycja na linii dystrybucyjnej, o którą firma A24 musiała zawalczyć między innymi z takim gigantem jak Universal Pictures. „Mów do mnie!” Danny'ego i Michaela Philippou przypomniał mi pierwszy rozdział „To” Andy'ego Muschiettiego, readaptację jednej z najdłuższych (i w mojej ocenie jednej z najlepszych) powieści Stephena Kinga – zewsząd płyną okrzyki zachwytu, a ja pytam: ale o co chodzi? Gdzie ten geniusz? Jest dobrze, ale gdzie to arcydzieło? „Mów do mnie!” już został gremialnie okrzyknięty horrorem roku, a przynajmniej jak dotąd najpoważniejszym kandydatem do tego tytułu, a ja, głupia, wyżej postawiłabym takie „odgrzewane kotlety” jak „Krzyk VI” Tylera Gilletta i Matta Bettinelliego-Olpina oraz „Martwe zło: Przebudzenie” Lee Cronina. Najpierw był krótki filmik podesłany Danny'emu Philippou przez Daleya Pearsona, horror komediowy o dzieciakach bawiących się w opętanie, który ożywił przykre wspomnienie z dzieciństwa. Przypomniał nagranie człowieka zwijającego się w konwulsjach po zażyciu narkotyku (niepożądana i potencjalnie śmiertelnie niebezpieczna reakcja organizmu) ku uciesze towarzyszących mu osób. Wyśmiewany i nagrywany cierpiący bliźni. Magiczna dłoń pojawiła się później – czołowy rekwizyt australijskich vlogerów, którzy zgłosili już gotowość do nakręcenia sequela „Mów do mnie!”. Jak najbardziej chętni na kolejną zabawę z duchami. Zabawę z konwencją. Nieklasyczne nawiązywanie kontaktu ze zmarłymi. Zamiast wyświechtanej planszy Ouija, twarda biała rąsia pokryta zagadkowymi znakami. Zamiast absolutnej powagi podszytej strachem, salwy śmiechu i radosne nagrywanie co ciekawszych kawałków. Jak stwierdzi dumny posiadacz zabalsamowanej dłoni satanisty, nekromanty czy innego czarnoksiężnika, ta rozrywka nigdy się nie nudzi. Lepsze niż media społecznościowe, na które zawsze można wrzucić jakiś kompromitujący filmik z opętańczego seansu spirytystycznego. Obłąkanego. Wbrew gatunkowym regułom na pierwszym planie nie postawiono dziewczyny mającej najwięcej oleju w głowie (final girl), w ścisłym kręgu wtajemniczonych największym rozsądkiem wykazuje się bowiem nie Mia, tylko jej najbliższa przyjaciółka Jade (przyzwoite kreacje Sophie Wilde i Alexandry Jensen). Od śmierci matki, czołowa postać „Mów do mnie!” prawdopodobnie więcej czasu spędza w domu Jade, jej młodszego brata Rileya (niezgorszy występ Joe Birda) i ich zabieganej matki niż we własnym, gdzie czeka przygnębiająco na nią działający ojciec. Można powiedzieć, że dziewczyna znalazła sobie nową rodzinę, otwarcie tęskniąc za mamą i skrycie za tatą. Po bliskim spotkaniu z poważnie rannym kangurem, w Mii kiełkuje nowa(?) obawa. Czy przypadkiem nie jestem złym człowiekiem? Czy aby oni wszyscy nie są złymi ludźmi?

Plakat filmu. „Talk to Me" 2022, Bankside Films, Causeway Films, Head Gear Films

Opętania na wesoło. Odbiorcom „Mów do mnie!” Danny'ego i Michaela Philippou może nie być do śmiechu, ale początkowo w tym świecie przedstawionym młodzi ludzie nie znają lepszego sposobu na spędzanie wolnego czasu. Największa atrakcja dla tutejszej młodzieży, cyrk obwoźny niedostępny dla rodziców. Normalnie nie zapraszamy dzieciaków, ale tak naprawdę jedyną twardą zasadą jest wyegzorcyzmowanie przed upływem półtorej minuty. Aby pozbyć się nie tyle intruza, ile proszonego gościa z zaświatów, wystarczy zerwać cielesny kontakt opętanego na życzenie z piekielną dłonią. Wydaje się proste, ale... Jeśli w horrorze czegoś pod żadnych pozorem nie wolno robić, to pewnym jestem, że prędzej niż później to coś zostanie zrobione. Zasady są po to, by je łamać. Nie z przekory, nie z ciekawości, nie dla hecy. Nie tym razem. Wyższa konieczność czy niewybaczalny przejaw egoizmu? Makiaweliczne poświęcenie czy zwykła ludzka potrzeba? W moim przekonaniu rozum uśpiony przez emocje. Katastrofa nienaturalna spowodowana naturalną potrzebą. Zrozumiałą, ale to nie umniejsza tragedii innej jednostki. Uwaga: może rozboleć głowa! Mocna scena, ale w moim rankingu najlepszych momentów „Mów do mnie!” wygrywa wycieczka zorganizowana przez pewną dziewczynkę. Plątanina nagich ciał w soczystej czerwieni, gorączka koszmarnej nocy przy szarpiących nerwy dźwiękach wydobywanych z jakiegoś szatańskiego:) instrumentu (swoją drogą cała oprawa muzyczna robi wrażenie). Pyszny body horror w asekuranckiej ghost story. Pierwsza wersja scenariusza „Mów do mnie!” ponoć miała więcej upiornych momentów, które być może będzie jeszcze dane wykorzystać braciom Philippou, bo traktują to jako początek ich reżyserskiej przygody z horrorami, bynajmniej jednorazowy „wyskok”. Mnie jednak nie marzyło się więcej efektów specjalnych tylko ostrzejszy pazur i mniej chodzenia drogą środka: pomiędzy popcornowym straszakiem i nową falą kina grozy. Wyglądało mi na to, że twórców bardziej ciągnie w tym drugim kierunku, że „Mów do mnie!” miał budować się przede wszystkim atmosferą, powolutku wchodzić pod skórę zamiast zadowalać się szybciutkim spływaniem po skórze, ale w moim poczuciu lepiej poradził sobie z duchową wiwisekcją postaci, która raczej nie jest domeną mainstreamowych jumperów. Prędzej wizytówka nowej fali – flirtowanie dramatu nierzadko psychologicznego z horrorem. Mia to postać tragiczna, zżerana przez potworne wyrzuty sumienia i desperacko starająca się odzyskać choć część szacunku do siebie. Dziewczyna, która w okropnych okolicznościach straciła matkę, a teraz... Kobieta za oknem przypomniała mi „Krzyk 3” nieodżałowanego Wesa Cravena. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że teraz straciła drugą rodzinę. Jakby nie dość przeszła – utrata ukochanego rodzica, ciężka depresja i narkotyki, które mogły być głównym powodem zepchnięcia jej na szkolny margines społeczny, ale nie można wykluczyć, że jedna z postaci nie mówi tylko w swoim imieniu o odpychającej manierze Mii (namolna jak diabli). Niektórzy pewnie powiedzą, że sama jest sobie winna, ja natomiast ograniczę się do stwierdzenia, że nastolatka popełnia błąd za błędem. Chce dobrze, ale wychodzi źle. I jeszcze gorzej. Mia ma jednak asa w rękawie, zaufaną (znowu błąd?) sojuszniczkę w walce z siłami ciemności czy po prostu znękaną duszą, która wykorzystała okazję. Trafiło się ślepej kurze ziarno, a przynajmniej taką pewność zyskuje Mia, znajdująca się o krok od popełnienia kolejnego wielkiego błędu. Jeszcze większego - o ile to w ogóle możliwe – narażenia się dziewczynie, która była jej przyjaciółką i „siostrą”. Ze wszystkich osób żyjących Jade nadal jest najważniejszą osobą dla Mii, ale tamta może już nie mieć najmniejszej ochoty na przystawanie z nią. Tak czy inaczej, dobrze się stało, że ktoś (albo coś) nabrał ochoty na wylizanie stóp pewnemu młodzieńcowi. Komiczny finał niezabawnego przeżycia – według mnie najzręczniejsza żonglerka napięciem w „Mów do mnie!”; najsprawniej zagęszczająca się atmosfera niesamowitości w klaustrofobicznej przestrzeni i w okowach obłędu. Podobał mi też wkład charakteryzatorów, a najbardziej okrutnie spuchnięta twarz jednego z pacjentów szpitala, w którym moje myśli, nie wiedzieć czemu, więcej niż raz pobiegły w stronę „Nowego koszmaru Wesa Cravena”, o zbliżonej (odrobinkę) tematycznie „Linii życia” Joela Schumachera już nie wspominając. Interesujące domknięcie, ale bezpośrednio poprzedzająca ją akcja na drodze... Chyba miała być niespodzianka, ale dokładnie takiego zwodu się spodziewałam. Nie chcę tego nazwać tchórzliwą ucieczką, ale żadne inne określenie akurat nie przychodzi mi do głowy;)

Mów do mnie!”, debiutancki pełnometrażowy obraz w reżyserskiej karierze Danny'ego i Michaela Philippou, horror nadprzyrodzony youtuberów z Australii, to jedna z tych pozycji, której polecać już nie trzeba. Fani gatunku, którzy jeszcze nie mieli okazji zobaczyć tego pod niebiosa wynoszonego straszaka, zapewne już traktują go jako pozycję obowiązkową. Właściwie ten balonik tak się już nadmuchał, że wcale bym się nie zdziwiła, gdyby osoby z innymi preferencjami gatunkowymi też zapragnęły na własne oczy zobaczyć to cudo. Według znawców, a ja znawczynią nie jestem, więc uznałam go jedynie za niezły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz