czwartek, 3 sierpnia 2023

Antologia „Duchy nocy świętojańskiej”

 
JAN BARSZCZEWSKI, ROMAN ZMORSKI, MYCHAJŁO KOCIUBYNSKI, MIKOŁAJ GOGOL, ALEKSIEJ TOŁSTOJ, EDWARD FREDERICK BENSON, ALFRED MCLELLAND BURRAGE, VINCENT O'SULLIVAN, ROSA MULHOLLAND, RHODA BROUGHTON

Okładka książki. „Duchy nocy świętojańskiej”, Zysk i S-ka 2023

Wydany w 2023 roku siódmy zbiór klasycznych opowiadań niesamowitych w tej serii wydawnictwa Zysk i S-ka, która dzieli się na wydania świąteczne („Wigilia pełna duchów”, Z duchami przy wigilijnym stole”, „Gwiazdka z duchami”, „Duchy nocy wigilijnej”) i letnie („Wakacje wśród duchów”, „Duchy Nocy Kupały”), a „Duchy nocy świętojańskiej”, jak sama nazwa wskazuje, wpisują się do tej drugiej grupy. Piętnaście utworów (więcej!) wybranych przez Tadeusza Zyska – tłumaczyli Tomasz Bieroń, Anna Chraniuk, Jerzy Łoziński i Ewa Skórska – spośród słowiańskich i anglosaskich opowieści z dreszczykiem. Edycja w twardej oprawie - z obwolutą - zagospodarowanej przez Urszulę Gireń w w duchu poprzednich publikacji w tym wydawniczym cyklu (spójna szata graficzna). Duchy, demony, wampiry i inne upiory magicznych światów wykreowanych przez autorki i autorów żyjących i tworzących w XVIII, XIX i XX wieku.

Moi mistrzowie „Duchów nocy świętojańskiej”. Dzieło, które podobno zainspirowało jedną z opowieści zawartych w „Czarnym święcie” (aka „Trzy oblicza strachu”, oryg. „I tre volti della paura”) Mario Bavy – nieoficjalna adaptacja filmowa – jedna z najbardziej klimatycznych opowieści wampirycznych, jakie w życiu czytałam. „Rodzina wurdałaka” Aleksieja Tołstoja zaczyna się w 1815 roku w Wiedniu, gdzie zebrała się cała śmietanka europejskiej cywilizacji. Część wysłucha autentycznej historii z Roku Pańskiego 1759 o koszmarnie odmienionym starym gospodarzu z zapadłej wsi, terroryzującym swoich krewnych. Przerażające żerowisko krwiożerczych bestii w tych stronach nazywanych wurdałakami. Chodzących trupów z nieposkromionym apetytem na życiodajny płyn bliskich. Izolacja, osaczenie, duchota. Upiornie i przygnębiająco, bo niewątpliwie ma to też swój depresyjny urok.

Słynny „Wij” Mikołaja Gogola. Trzej uczeni mężowie z kijowskiego klasztoru gubią się nocą w dzikiej okolicy. W końcu docierają do posesji z dwiema chatami, najwyraźniej będącej własnością starej kobiety. Strudzonym wędrowcom udaje się namówić gospodynię do zapewnienia im noclegu. Niedługo potem starucha napędza potężnego stracha jednemu z nich, który niechybnie dochodzi do wniosku, że ma do czynienia z wiedźmą. A to tylko nieśmiały wstęp do trwającego trzy noce nabożeństwa odprawionego przy zmarłej (panichida). O filozofie czuwającym nad niewiarygodnie skażonymi zwłokami. Siła totalnie nieczysta, zmartwychwstanie diabolicznej istoty. Mroczny, gnilny klimacik, obficie doprawiony nadprzyrodzonym. Przypomniało się późniejsze „Miasteczko Salem” Stephena Kinga. Może ciut za długo się „Wij” rozwija, ale rekompensuje to główny punkt trupiego programu.
W „Tajemnicy Ory” Rosy Mulholland podążamy za Anglikiem zwiedzającym malownicze rejony Irlandii. Podczas jednego z przystanków narrator zostaje ostrzeżony przed niejakim Collumem, pustelnikiem z wybrzeża pilnie obserwującym gwiazdy. Protagonista ma zamiar trzymać się od niego z daleka, ale przypadkiem poznaje Orę, córkę podejrzanego Colluma i zachłysnąwszy się jej niebanalną urodą, obiecuje sobie spróbować wszystkiego, by wydobyć ją z domniemanej niewoli. Wprasza się do siedziby, którą dziewczyna dzieli z ojcem i głuchoniemą kobietą, do obserwatorium, pełniącego także rolę gospodarstwa domowego i szybko utwierdza w słuszności swojej tajnej misji. Ogarnia go wręcz nieodparta potrzeba odkrycia tajemnicy Ory. Piękna atmosfera. Izolacja na ponurym wybrzeżu, gęsta mgła niesamowitości, brudne sekrety osobliwych nieznajomych. I zaskakujące rozwiązanie intrygi, aczkolwiek troszeczkę naciągane.

A za moimi mistrzami taka oto barwna ferajna. „Drwal i diabeł” Romana Zmorskiego pochyla się nad ubogim mężczyzną, który po zapadnięciu żony na ciężką chorobę, rozpaczliwie stara się wykarmić rodzinę i oczywiście jak najdłużej utrzymać się przy życiu na tym skrajnie niesprawiedliwym padole. Pomocną dłoń wyciąga do niego pomniejszy diabeł - pod postacią parobka - na rozkaz swego pana, najstarszego czarta. Podtytuł: „Nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Nieznane(?) oblicze Władcy Piekieł. Poruszająca, empatyczna rzecz o mroźnym wietrze, który zawsze biednemu w oczu. O chciwości i poczciwości. Czule i ku przestrodze.

Witamy w literackim odpowiedniku Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud – w Muzeum Figur Woskowych Marrinera. Tym sposobem przechodzimy do „Muzeum figur woskowych” Alfreda McLellanda Burrage'a. Dziennikarz, wolny strzelec Raymond Hewson zwraca się z prośbą do szefa tytułowego muzeum o zezwolenie na spędzenie nocy w Mateczniku Morderców, najupiorniejszej części tego woskowego przybytku. Hewson zamierza opisać swoje przeżycia i spróbować sprzedać tekst którejś z gazet, gdyż cienko przędzie, a ma na utrzymaniu rodzinę. Koszmarna noc w jaskini morderców. Niby z wosku, ale jakby się poruszali. Nieznaczne zmiany w ustawieniu, niedostrzegalne przegrupowywanie się. I demoniczny doktorek z hipnotycznym spojrzeniem na czele formacji z wosku. Ślicznie zagęszczająca się atmosfera. Napięcie i przewrotność. Niemniej pozostał lekki niedosyt – aż się prosiło dłużej pograć klimatem nadnaturalności.
Nawiedzony organista z Hurly Burly” Rosy Mulholland. We wsi Hurly Burly w Anglii stoi dom małżeństwa Hurly, w którym pewnego razu zjawia się młoda nieznajoma, utrzymująca, że przysłał ją dorosły syn gospodarzy, jej narzeczony oczekujący, że całymi dniami i nocami będzie grała na organach państwu Hurly. Problem w tym, że syn starszego małżeństwa umarł dawno temu, a dziewczyna nader stanowczo upiera się przy wypełnieniu jego polecenia. Intrygujący pomysł i niezgorsze wykonanie. Zręczne stopniowanie napięcia, konsekwentne dokładanie alarmistycznych elementów świata przedstawionego, budowanie dramaturgii z kreatywną żyłką. I jedyne słuszne – smutne – zakończenie.
W „Człowieku z nosem” Rhoda Broughton przedstawia nam młodą parę wybierającą się w podróż poślubną. Pierwszy przystanek: Bruksela. W nocy w apartamencie hotelowym struchlała kobieta budzi swojego wybranka, przysięgając, że właśnie widziała człowieka z wydatnym nosem, znieruchomiałego między oknem a łóżkiem. W szczelnie zamkniętym pokoju, w którym mężczyzna nie znajduje żadnego intruza. Nieubłaganie rosnące przerażenie kobiety, bagatelizowane przez jej męża. Mężczyzna znajduje różne trywialne wyjaśnienia dla jej niepokojących obserwacji. I złych przeczuć. Dobre tempo, zacny suspens i wyborny klimat lekko pachnący „Nie oglądaj się teraz” Daphne du Maurier.

Okładka książki. Вий”, Mikko 2010

A teraz mała niespodzianka. Pudełka w pudełku – garść w większości pasjonujących opowiadań w „Księdze pokus” Vincenta O'Sullivana.
1. Pokusa Ruperta Orange'a. Wychowany w dobrobycie i nagle zubożały młody mężczyzna, Rupert Orange, poznaje starca, który składa mu propozycję dla niego nie do odrzucenia. Oferuje pięcioletnie pławienie się w nieprzebranym bogactwie za resztę życia. Za przedwczesną śmierć. Pakt z wielce podejrzanym dżentelmenem. Mroczny nieznajomy w historii spod znaku „pieniądze to nie wszystko”. Budująca opowieść ze szczyptą nadnaturalności, wartko płynąca do nieuniknionego (suspens) finału.
2. Pokusa bezimiennego narratora. Uznany za osobę z niepełnosprawnością intelektualną, młodzieniec, bez pamięci zakochuje się w wątpliwie przychylnej mu kobiecie. A między nich wchodzi mocno hipotetyczny nieprzyjaciel. Tragiczna historia miłosna; nieokiełznane uczucie nieprzygotowanego na takie atrakcje chłopaka. Porządnie naładowana emocjonalnie, odwieczna opowieść o zbrodni i być może karze.
3. Pokusa Gustave'a Herbouta. Zamożna ciotka Gustave'a, madame Jahn, zwykła dawać mu niewielkie zastrzyki gotówki za należyte dotrzymywanie jej towarzystwa głównie wieczorami. Ale mężczyźnie to nie wystarczy. Chciałby już, natychmiast, odziedziczyć jej pokaźny majątek. Kiedy straszliwy wyrzut sumienia nabiera realnych kształtów. Coś za nim chodzi, dopomina się o uwagę, zadręcza samą swoją obecnością. Mroczną i słuszną. Upiorny klimacik.
4. Pokusa przyjaciela pana Gladwina. Pogrążony w rozpaczy, nieszczęśliwie zakochany mężczyzna poważnie rozważa popełnienie samobójstwa, a mający swoje plany bezimienny narrator, stary niby przyjaciel nieszczęsnego Gladwina, umyślnie umacnia go w tym postanowieniu. Nazbyt czytelna historyjka. Bez elementu nadprzyrodzonego i w gruncie rzeczy bez sekretów. Proste, konkretne... i niecharakterne.
5. Pokusa Alphonse'a d'Auberta. Mężczyznę w średnim wieku ogarnia zupełnie niezrozumiała, przemożna ochota zamordowania czteroletniej córeczki kobiety, o którą najbardziej się troszczy. Absolutnie przerażająca rzecz! Okropny głód, którego niepodobna zwalczyć. Z niechęcią, z autentyczną trwogą, do wstrętnego finału. Mimo wszystko z wątłym płomykiem nadziei na zwycięstwo Alphonse'a nad jego demonami.
6. Pokusa Alistaira. Pan domu umiera nagle i podczas gdy służba dopełnia obowiązków związanych z pochówkiem, duch bezsilnie – i z nietłumioną wściekłością – przygląda się tym, którzy nie mogą go zobaczyć. Mało treściwe. Pomysł ciekawy, ale naprawdę przydałoby się efektywniejsze rozwinięcie akcji.
7. Pokusa Hugona Ravena. Kapryśna, krnąbrna i niekiedy ponura - w mniemaniu postaci prowadzącej – Grace Casket jest prawdziwym utrapieniem cenionego prawnika, Hugona Ravena. Kobieta jest w nim szaleńczo zakochana, a on ostatnio traktuje ją nader szorstko, żeby nie rzec brutalnie. Zdesperowany prawnik szykujący się do ożenku z inną, zaczyna wdrażać w życie niecny plan. Pośpiech złym doradcą jest - bywa, że najgorszym z możliwych. O bezsensownie zmarnowanych istnieniach. Przygnębiające, tym bardziej, że tak jaskrawo życiowe. Wciąga i obezwładnia.

Opowieści w mojej opinii całkiem niezłe. „Wiedźmak i kot Wargin” Jana Barszczewskiego, czyli o wieśniaku Tomaszu, który poznał wszystkie sekrety czarowników. Pewnego razu dziedzic przywiózł z miasta wyjątkowego kota imieniem Wargin, a wkrótce potem w jego drogiej małżonce zaszły osobliwe zmiany. Lekarze nie potrafili jej pomóc, więc dziedzic posłał po Tomasza. O przeklętym zwierzęciu, futrzanym terrorze. Zabawna historyjka ze stosownie cierpkim posmaczkiem. Słowiańska makabreska. Przydałby się większy pazur – koci pazur;) - niemniej lekko się wchłaniało.

W docenionym przez Howarda Phillipsa Lovecrafta „O krok za daleko” Edwarda Fredericka Bensona przenosimy się do Parku Narodowego New Forest w angielskim hrabstwie Hampshire, do osobistego edenu Franka Haltona, właśnie goszczącego starego przyjaciela, znanego portrecistę Darcy'ego, który ostatnio podupadł na zdrowiu i przybył w to odludne miejsce, żeby w spokoju się wykurować. A na wstępie odkrył, że jego drogi Frank jakimś niepojętym sposobem odmłodniał. Niedługo zagadkowym, bo upojony szczęściem gospodarz jest gotów podzielić się swoim sekretem z Darcym. Przedstawić mu swoje niewiarygodne odkrycia. Fletnia Pana i feeria żywych barw Matki Natury. Sielski klimat z nutką niezwykłości. Niepewna zapowiedź grozy, ledwo uchwytny aromat paranormalnego. Przyczajone nieziemskie zagrożenie, które w moim odczuciu zbyt długo wstrzymywało się z atakiem. Niepotrzebnie przeciągnięte, przegadane, sytuację ratuje jednak atmosfera tajemniczości. I delikatne skojarzenia z „Wielkim Bogiem Panem” Arthura Machena, zdecydowanie moim ulubionym opowiadaniem.
W „Nie do poduszki” Rosy Mulholland prezentuje Czarcią Oberżę, niesławne domostwo wzniesiona na irlandzkim wrzosowisku pośród wzgórz przez przybłędę Colla Dhu. Święci mężowie powiadają, że swego czasu mężczyzna beznadziejnie zakochał się w urodziwej Evleen Blake, córce znienawidzonego człowieka, która nie tylko nie odwzajemniła uczuć Colla, ale wręcz znienawidziła go od pierwszego wejrzenia. Udał się więc Dhu do starszej kobiety parającej się gusłami, by wypróbować jej kontrowersyjną, paskudnie zuchwałą, metodę na rozkochanie w sobie istoty ludzkiej. Dramatyczna historia nieodwzajemnionej miłości, zakrawającej na obsesję. Gotowy na wszystko, by mieć przy sobie tę jedyną. Na dobrą sprawę znana to opowieść – od pokoleń rozsnuwana w przeróżnych konfiguracjach. Tragedia miłosna, jakich wiele, ale bezproblemowo się czytało.
Duch w Rath” od Rosy Mulholland to niesuchy opis niecodziennych doświadczeń kapitana Johna Thundera, zaskoczonego dziedzica rodzinnego majątku, w skład którego wchodzi stary dom Rath, otoczony parkiem. A kiedy jego przyjaciel Frank O'Brien ponad wszelką wątpliwość znajduje się w potrzebie, proponuje, by spędził czas jakiś w jego ogromnej posiadłości. Oferta zostaje przyjęta, a parę tygodni później, zaniepokojony permanentnym milczeniem tymczasowego lokatora Rath, John Thunder po raz pierwszy w życiu zjawia się w tej przeklętej rezydencji. Bo różne dziwy czekają na naszego dzielnego kapitana w tych zimnych murach. Zjawiska ewidentnie nadprzyrodzone i mroczny sekret w onegdaj wpływowym rodzie. Niech żyje bal jak w „Lśnieniu” Stephena Kinga (tak, wiem, że tam inspiracja popłynęła od „Maski Czerwonego Moru” Edgara Allana Poego). W niniejszym opowiadaniu panuje dość przyjazna aura niesamowitości, a przynajmniej ja nie czułam realnego zagrożenia. Stonowana opowiastka w sumie bez dreszczyku, z ogromnym zbiegiem okoliczności. Zjadliwa, lekkostrawna i szybciutko zacierająca się w pamięci.

Okładka książki. „The Man Who Went Too Far", Good Press 2021

Subiektywnie średnio. „Stuletni starzec i Czarny Gość” Jana Barszczewskiego traktuje o poczciwym człowieku imieniem Horaśko, który nabiera kuriozalnego zwyczaju wchodzenia bez słowa do cudzych domów. Niezapowiedziany, uparcie milczący gość, znikający, ilekroć jakiś zdumiony domownik próbuje się do niego zbliżyć. Będzie też o dziedzicu wybierającym sobie doprawdy niedobrego doradcę, przez miejscowych zwanego Czarnym Gościem. Mroczny przybysz i niemroczny wpraszający się. Umiarkowanie zajmująca słowiańska przypowieść, skąpo grozą podlana. Początek smacznie zagadkowy – prosty motyw z potężnym potencjałem, w moim poczuciu niewykorzystanym. Historia jakby niedokończona.
O diable Borucie” oczywiście z Łęczycy, opowiadanie pióra Romana Zmorskiego. W nadziei na ujrzenie legendarnego stworzenia, podróżujący narrator zahacza o jego ziemską siedzibę. Zamiast jednak niezwłocznie udać się na bagna, gdzie podobno żeruje ta nieboska istota, kieruje się prosto do karczmy, gdzie przyjdzie mu wysłuchać wstrząsającej opowieści o szlachcicach rozprawiających się z Borutą. Przewrotna, nieco chaotyczna gawęda o działaniu pod wpływem emocji. Przemyśl, przeanalizuj, porządnie się zastanów, zanim przejdziesz do czynu, albowiem możesz się straszliwie sparzyć. Niewyszukana, żeby nie powiedzieć banalna, histerycznie zabawna (śmiech przez łzy) historyjka z pysznym twistem.

Na koniec zostawiłam sobie jedyny tekst znaleziony w „Duchach nocy świętojańskiej”, z którym zupełnie nie było mi po drodze, „Cienie zapomnianych przodków” Mychajło Kociubynskiego, przeniesione na ekran w 1965 roku przez Siergieja Paradżanowa. Chłopiec imieniem Iwan, podejrzewany przez własną matkę o bycie podmieńcem – diablątko podrzucone przez diablicę i jednoczesna kradzież ludzkiego niemowlęcia – niemal całymi dniami samotnie włóczy się po dzikiej krainie rozciągającej się wokół jego rodzinnej lichej chaty. Bratnią duszę nieborak znajduje w dziewczynce z wrogiego rodu. Długa opowieść o niczym (no dobrze, później lekko się rozkręca). To znaczy o rozłące z ukochaną, o wypasaniu owiec, robieniu twarogu:) i czarodziejskiej krainie (słowiańska magia). Kwiecisty, pompatyczny styl i rażąco uboga fabuła. Takie rzeczy przyjęło się nazywać przerostem formy nad treścią. Bajeczka, która niemożebnie mnie wymęczyła.

Duchy nocy świętojańskiej” zapraszają na uroczystość pod patronatem tuzów opowieści niesamowitych. Wystawne przyjęcie w nawiedzonym zamczysku. Bal maskowy w starym stylu. Wspaniały koszmar nocy letniej. Tak się bawili nasi przodkowie, tak możemy bawić się i my - miłośnicy opowieści o duchach i innych straszydłach. Pośmiertne „połączenie” mocarnych piór. Właściwie nieśmiertelnych autentycznych postaci, bo ich twórczość chyba zawsze będzie na czasie. Tak czy owak, gorąco polecam tę oto antologię wszystkim entuzjastom klasycznych opowieści niesamowitych. Nadnaturalnego horroru w literaturze.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz