sobota, 26 sierpnia 2023

Aleksandra Konefał „Lee Schubienik. Tom II”

 
Recenzja może zawierać spoilery pierwszego tomu „Lee Schubienika” Aleksandry Konefał

Po masakrze w posiadłości barona Mario von Tochka jego siedemnastoletnia córka Alicja trafia do kryjówki enigmatycznego Nathaniela, gdzie powoli dochodzi do zdrowia. Mężczyzna nie daje jej odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale twierdzi, że zdradziecki przyjaciel Alicji, tajemniczy Lee Schubienik, nie zostawi jej w spokoju i upiera się przy jak najszybszym wyjeździe baronówny z przeklętego miasteczka. Nathaniel nie ma wątpliwości, że wcześniej czy później dojdzie do ponownego spotkania panny von Tochek z jej mrocznym prześladowcą, utrzymuje, że nie ma takiego miejsca, w którym Alicja mogłaby skutecznie ukryć się przed śmiertelnie niebezpieczną istotą, ale odwleczenie nieuniknionego jest niezbędne do ostatecznego pozbycia się nadnaturalnego problemu, ponieważ nastolatka nie jest gotowa do konfrontacji ze zmorą miasteczka Statton. Niegodny zaufania wybawca Alicji zamierza bezpiecznie przewieźć ją do lepszej kryjówki i wrócić do swojej zagadkowej misji. Zadanie utrudnia mu sama Alicja, niesforna młoda dama wystawiająca ich na niepotrzebne ryzyko w desperackiej pogoni za odpowiedziami.

Okładka książki. „Lee Schubienik. Tom II”, Novae Res 2023

Ciąg dalszy listu miłosnego do twórczości Edgara Allana Poego i Tima Burtona, bezpośrednia kontynuacja stylowej debiutanckiej powieści Aleksandry Konefał pierwotnie wydanej w 2020 roku przez oficynę Novae Res. „Lee Schubienik. Tom II” objawił się w 2023 roku pod szyldem tego samego wydawnictwa, w miękkiej oprawie graficznie korespondującej z otwarciem tej prawdopodobnej dylogii. W każdym razie autorka nie planuje kolejnej odsłony mrocznych przygód Alicji z Krainy Gotyckiej – chce skupić się na innych pomysłach, rzucić się w wir pracy nad utworami fabularnie niepowiązanymi z neogotyckimi powieściami o tajemniczym Lee. Ale zważywszy na niesłabnącą miłość pani Konefał do makabrycznych i romantycznych historii Wielkiego Edgara oraz specyficznych klimatów Tima Burtona, można się spodziewać podobnych aur niepogodowych w planowanych oddzielnych powieściach miłośniczki niesamowitych opowieści nieoczywistych. Grozy niedookreślonej, bardziej zasugerowanej, niż zdefiniowanej. Mrocznych utworów pozostawiających miejsce dla interpretacji własnej każdego odbiorcy.

Granica między żałobą a szaleństwem jest bardzo cienka i często jedno dopełnia drugie.”

Witamy ponownie w fikcyjnym miasteczku Statton - i okolicy - na Półwyspie Fenińskim w bliżej nieokreślonej przeszłości. Niemniej wszystko przemawia za XIX wiekiem. Tom drugi „Lee Schubienika” zaczyna się tam, gdzie skończył się pierwszy i choć autorka wyraźnie pomyślała o czytelnikach niezaznajomionych z wcześniejszymi wydarzeniami w przeklętej mieścinie, przypomnienie co poniektórych scen (streszczenia) z jej powieściowego debiutu nie gwarantuje pomyślnej aklimatyzacji w niepospolitym świecie Aleksandry Konefał. Nie, nie radzę brać się za dwójkę przed pochyleniem nad jedynką, gdzie w gruncie rzeczy zawiązują się wątki pociągnięte w omawianym dziełku. Sporo krótszym od swojej poprzedniczki i utrzymanym w szybszym tempie. Szczerze mówiąc nie jestem przekonana do dzielenia tej opowieści; marzy mi się wznowienie „Lee Schubienika” w jednej grubszej publikacji – stopienie tomu pierwszego i odpowiednio zredagowanego tomu drugiego. Przypuszczalne efektywniejsze spożytkowanie pieczołowicie budowanej, konsekwentnie zagęszczanej atmosfery niesamowitości w barwnym uniwersum Alicji von Tochek. Siedemnastoletniej córki właściciela rozległej posiadłości sąsiadującej z prastarym lasem. Nawiedzony dom na wzgórzu i nawiedzony las, gdzie według legend można nadziać się między innymi na bezlitosnego upiora bez głowy – myślę, że skojarzenia z „Jeźdźcem bez głowy” Tima Burtona, filmową adaptacją opowiadania Washingtona Irvinga pt. „Legenda o Sennej Kotlinie”, będzie tutaj jak najbardziej na miejscu, powiedziałabym wręcz, że to ewidentne nawiązanie do rzeczonej produkcji. Rezydencja, w której przelała się rzeka ludzkiej krwi. Alicji udało się ujść z życiem dzięki interwencji tajemniczego przybysza, samotnego wędrowcy przedstawiającego się jako Nathaniel. Mężczyznę ponad wszelką wątpliwość coś łączyło z Doris von Tochek, ukochaną rodzicielką Alicji, która przed laty została zamordowana przez niezidentyfikowanej osobnika. Przyjaźń czy romans? Chwilowo bardziej palącą kwestią dla współlokatorki frustrująco małomównego Nathaniela jest ostatnia masakra w Statton. Dziewczyna nie ma wątpliwości, że sprawcą był jej niedawny sekretny przyjaciel, zagadkowe stworzenie, które mogło też przywlec inne nieszczęścia do tej wyjątkowo pechowej mieściny. Alicja czuje się współodpowiedzialna za niewyobrażalną rzeź w posiadłości Mario von Tochka. Potworne wyrzuty sumienia młodej istoty, która być może została sama na tym bezdusznym świecie. Bo Alicja ma przeczucie graniczące z pewnością, że nie powinna ufać swojemu zahartowanemu w bojach nowemu towarzyszowi. Nathaniel ma doświadczenie w walce z siłami nieczystymi, ale przekonuje, że jego rola w sprawie Lee Schubienika jest mocno ograniczona. Z jakiegoś powodu nie może wyręczyć Alicji w pozbyciu się skrajnie niebezpiecznego natręta, ale chętnie pomoże jej zyskać na czasie. Rozmiłowany w zabijaniu, z rozkoszą upuszczający krew niekoniecznie wyłącznie winnych, siewca śmierci z hipotetycznie rozległą wiedzą na temat nieprozaicznych zjawisk od wieków zachodzących w Statton, zapewne tylko przez wzgląd na jej matkę, postanowił wziąć pod swoje skrzydła tę krnąbrną pannicę. Albo ma jakieś ukryte zamiary wobec niej. Naiwnej dziewczynki wymądrzającej się w sprawach, o których nie ma bladego pojęcia.

źródło, oficjalny profil autorki: https://www.facebook.com/myartisticasylum/

Dalsze losy nastoletniej Alicji von Tochek w drugim tomie „Lee Schubienika” Aleksandry Konefał nierównomiernie przeplatają się z perypetiami niejakiej panny Mirbach. Rozdziałów skoncentrowanych na tej pierwszej jest zdecydowanie więcej, ale w moim odbiorze nauczycielka z Alton nie mniej zawzięcie zabiega o uwagę czytelnika. W tym celu wykorzystując młodego Leonarda, swojego ulubionego ucznia; stroniącego od towarzystwa, nadzwyczaj (a przynajmniej jak na swój wiek) dojrzałego emocjonalnie mola książkowego z hipnotycznym wzrokiem – czerń, w której łatwo się utopić – mającego zadatki na wybitnego powieściopisarza i poetę. Beznadziejnie zakochanego w dramatycznych opowieściach z tragicznymi zakończeniami, a szczególnie Leonard upodobał sobie legendę o Dendryku Wspaniałym i jego zaskakującej wybrance. Dla jednych zwykła legenda, dla innych ważny kawałek historii Statton. Przełomowy moment w dziejach miasteczka? Tak czy inaczej, pannie Mirbach udaje się pokonać mur, który uzdolniony młodzieniec wzniósł wokół siebie. Mało tego: nauczycielka ma powody przypuszczać, że chłopak się w niej zadurzył, co nieszczególnie ją niepokoi, choćby dlatego, że takie zauroczenia dość często się zdarzają i przeważnie szybko mijają. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że pannie Mirbach schlebia adoracja ucznia, że nie miałaby nic przeciwko zacieśnieniu ich więzi. Mamy więc dwie opowieści, które prawie na pewno prędzej czy później się połączą. A czy wyklują się wreszcie jakieś jednoznaczne odpowiedzi? W świecie zaprojektowanym przez entuzjastkę historii niedopowiedzianych, niewykładających wszystkiego na złotych tacach? Konefał rozczarowałaby mnie, gdyby zdecydowała się pozamykać wszystkie furtki, bo to jedna z tych tajemnic, która w moim przekonaniu nie powinna zostać w całości odkryta. Nie mam wątpliwości, że ostateczne rozwiązanie nieznośnie osłabiłoby unikalną moc „Lee Schubienika”, jednego z moich największych tegorocznych odkryć literackich. Tytułowy (anty?)bohater tym razem, przynajmniej przez większość lektury, będzie musiał zadowolić się rolą cienia. Niewidzialna obecność od czasu do czasu gwałtowanie wdzierająca się w osobistą przestrzeń strudzonej wędrowczyni, zamazana sylwetka przemykająca tak blisko biednej dziewczyny, że dociera do niej jej przykry zapach – charakterystyczny odór ziemi, w której rozkłada się jakieś mięsko; gnilny aromat przyrody – złowieszczy szept i wreszcie domniemany odpowiedzialny za obrazy nieproszenie wciskające się do głowy Alicji. Właściwie te wybornie klimatyczne incydenty bardziej przypominają podróże w przeszłość. Specjalne wykłady z historia Statton, oryginalne lekcje groźnego indywiduum, ekstremalnie ekscentrycznego nauczyciela nieprzynależącego do tego świata i zarazem nierozerwalnie, tragicznie doń przywiązanego. Stalker spoza czasu i przestrzeni;) Deszcz ptaków, eksplodujące głowy (pierwsza myśl? Oczywiście „Skanerzy” Davida Cronenberga) i przede wszystkim zaraza nieubłaganie dziesiątkująca tutejszą ludność. To wszystko wina Lee Schubienika czy tego drugiego: obsesji Nathaniela albo innego potwora przybyłego do Statton? I jeszcze polowanie na czarownice. Poczynając od Alicji? W tym miejscu zakradła się drobna niekonsekwencja, a ściślej podczas wyciągania informacji z młodego pomocnika miejscowego grabarza, wstrętnego Wiktora (najmniej lubiany mieszkaniec najgorszej miejscowości na nieistniejącym Półwyspie Fenińskim), mającego równie niepokojącego, wręcz powszechnie znienawidzonego tłustego kota Fantoma. Najpierw młody pracownik Wiktora stwierdza, że wszyscy są pewni, iż Alicja nie żyje, a w dalszej części ich niewesołej konwersacji mówi o poszukiwaniach dziewczyny w związku z masakrą w posiadłości jej ojca. W każdym razie w Statton wkrótce dojdzie do tego, czego spodziewałam się podczas pandemii COVID-19. Wrócą średniowieczne metody radzenia sobie z problemami. Wsączy się zabobonna trucizna w serca dotąd nieszkodliwych ludzi. Strach najpoczciwsze dusze w mgnieniu oka zamienia w sadystyczne kreatury, dziwnie podobne do bezrozumnej masy z „Nocy żywych trupów” George'a A. Romero. „Lee Schubienik. Tom II” jest bardziej krwisty od swojej poprzedniczki (ale bez przesady), co w moich oczach pięknie wkomponowało się w czarowny klimat tego literackiego świata. Naturalne następstwa nienaturalnych wydarzeń przedstawionych w części pierwszej. Szkoda tylko, że wędrówka Alicji nie trwała dłużej, tak bym mogła porządnie nasycić się atmosferą panującą we wszystkich odwiedzanych przez nią miejscach. Napchać się tą niebanalną energią (wyborna mieszanka nieśmiertelnego Edgara, zwariowanego Tima i polskiej gotycko uduchowionej artystki) tak jak ostatnio.

Rasowy horror czy młodzieżowa powieść przygodowa? A nie może być i to, i to? Aleksandra Konefał nie jest zainteresowana poruszaniem się w ciasnych szufladkach gatunkowych. Woli szyć patchworkowe kołderki, dopasowywać do siebie elementy z różnych bajek. Tworzyć fantazyjne kształty z kawałków przeróżnych tkanin. Oby wytrwała w tym postanowieniu, skomponowała więcej takich romantyczno-przygodowych symfonii grozy, jak „Lee Schubienik”. Więcej tak porywających opowieści! Niezwykła wrażliwość z (o)polskiego podwórka.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz