wtorek, 30 stycznia 2024

Julius Throne „Santa Clown”

 
Rok 1985. Mieszkańcy miasteczka Rockville w stanie Maryland z zapałem czynią przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Przystrajają domy, śpiewają kolędy, rozglądają za prezentami i radośnie przyglądają swoim rozentuzjazmowanym pociechom uczestniczącym w tradycyjnych zabawach organizowanych przez władze miasta. W miejscowym centrum handlowym przechadzają się elfy z workami słodyczy dla małych łasuchów, a największe kolejki ustawiają się do Świętego Mikołaja, jak co roku uroczyście wręczającego drobne przedświąteczne upominki grzecznym dzieciom. Nie wiedzą, że właśnie pojawiła się konkurencja. W mrocznych zaułkach na zachłannych milusińskich czeka bowiem obłąkany Santa Clown z zapasem najlepszych zabawek na święcie, baśniowych samochodzików i lalek. Niszczyciel świąt, którego powstrzymać spróbują uczniowie szkoły podstawowej, Dave Phippen, Alvin Buell i Jonathan Hield.
Tymczasem inspektor Betty Sanders z Departamentu Policji w Waszyngtonie prowadzi sprawę gangu elfów, zuchwałych rabusiów mających na koncie niejedną ofiarę śmiertelną. Nieoczekiwanie w życiu inspektor Sanders ponownie pojawia się Francis Bogart, stara miłość, która nigdy nie zardzewiała. Od dekad niewidziana niegdysiejsza gwiazda waszyngtońskiej policji, solidne wsparcie dla zespołu dochodzeniowo-śledczego zajmującego się najdziwaczniejszą sprawą w karierze.

Okładka książki. „Santa Clown”, Papierowy Księżyc 2023

Świąteczna mieszanka campowego horroru, thrillera policyjnego, science fiction (z naciskiem na fiction), romansu i powieści sensacyjnej polskiego autora kryjącego się pod pseudonimem Julius Throne. Zwolennika szeroko pojętej progresji, czego dowód dał w swoim debiutanckim utworze zatytułowanym „Gulu. Pamiętne lato”; epickiej magii dzieciństwa wypuszczonej w 2019 roku pod szyldem wydawnictwa Novae Res. Uwolniony w grudniu 2023 roku „Santa Clown” to pierwszy owoc współpracy - w smakowitej okładce zaprojektowanej przez Krzysztofa Krawca - enigmatycznego miłośnika literatury, muzyki i filmu z oficyną Papierowy Księżyc, która na 2024 rok zaplanowała wznowienie poprzedniej publikacji Juliusa Throne'a i premierowe wydanie ciągu dalszego zmagań dorosłego już protagonisty z tajemniczą istotą mówiącą zagadkami, obszernej powieści, która ma ukazać się pod tytułem „Gulu. Powrót”. Stwórca stworzenia ubierającego się jak Święty Mikołaj, malującego jak klaun i zachowującego jak Grinch na dopalaczach, w planach ma trzeci tom „Gulu” i spin-off serii, ale to może trochę potrwać, bo w głowie pana Throne'a aż kipi od pomysłów: od komediowej opowieści sensacyjnej w stylu Quentina Tarantino przez podróże w czasie, dreszczowiec w wesołym miasteczku i równie mroczną historię w upadłej amerykańskiej miejscowości po sensacyjną przygodę na pustkowiu gdzieś w Stanach Zjednoczonych, zbliżoną gatunkowo przejażdżkę po amerykańskim Parku Narodowym i propozycję dla miłośników fantastyki postapokaliptycznej. A to tylko rozgrzewka:)

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem autora zwariowanej opowieści przedwigilijnej, prawdziwym nazwiskiem będzie podpisywał swoją prozę poetycką – jej próbkę dał już w pierwszych publikacjach stricte beletrystycznych, które w dalszym ciągu zamierza sygnować coraz bardziej rozpoznawalnym pseudonimem artystycznym. Druga opublikowana powieść Juliusa Throne'a przeciera ścieżkę pierwszej, nie odwrotnie. Zatwardziały kryminalista przedstawiający się jako Santa Clown przypadkiem zrobił dobry uczynek: zwrócił uwagę spragnionych mocniejszych wrażeń czytelników na monumentalną powieść swego stwórcy, która niestety nie miała tak hucznej kampanii marketingowej. Ale co się odwlecze... „Gulu. Pamiętne lato” niebawem ma zaprezentować się w nowej szacie graficznej - wraz ze świeżutkim (tj. napisany już jakiś czas temu, ale w przeciwieństwie do tomu pierwszego nigdy niepublikowany) Gulu: dwadzieścia lat później - i wcale się nie zdziwię, jeśli tym razem zrobi prawdziwą furorę. Zawstydzając Santa Clowna, egzotycznego burzyciela w charakterystycznym czerwonym stroju i z zamierzanie niedopasowanym makijażem. Skrzyżowanie upiornego klauna, Świętego Mikołaja, Grincha i Emmetta Browna (właściwie mroczne alter ego), który przywłaszczył sobie ulubione powiedzonko niezreformowanego Ebenezera Scrooge'a. Wygłaszający szalone monologi człowiek albo jakieś nadprzyrodzone stworzenie z niesamowicie niszczycielską obsesją na punkcie świąt. Zdeklarowany wielbiciel i zaciekły wróg tego magicznego okresu. Nie tylko zdający sobie sprawę z tej rażącej sprzeczności, ale wręcz się nią szczycący. Przyciągająco-odpychający wygląd zewnętrzny tytułowego antybohatera zimowej opowieści Juliusa Throne'a można potraktować jak odbicie jego nietypowo złożonej osobowości. Chaos ukierunkowany. Maksymalnie zdeterminowany świąteczny zamachowiec, nadspodziewanie gładko realizujący bezczelnie śmiały plan. Rechoczący król szos z zabawkowym orężem. Kaskaderskie wyczyny interesownego darczyńcy z buźką, która pewnie spodobałaby się zmiennokształtnej bestii z fikcyjnego miasteczka Derry w stanie Maine. Pennywise Juliusa Throne'a, który na arenie literackiej chciałby wcielać się w postać właśnie takiego klauna. Nieprzesadnie anonimowego (stąd pseudonim) gościa budzącego przeróżne emocje. Czasem strach, czasem śmiech. Sadystyczny mikołaj widywany w miasteczku Rockville w stanie Maryland i w stolicy Stanów Zjednoczonych w grudniu 1985 roku też potrafi być zabawny, ale niekoniecznie w swoim świecie. W nieoficjalnej młodocianej gwardii prawdziwego Świętego Mikołaja ta zagadkowa istota budzi wyłącznie negatywne emocje. Potencjalnym dorosłym sojusznikom trzech chłopców z przytulnej miejscowości sąsiadującej z Waszyngtonem co prawda nie umykają humorystyczne akcenty niewątpliwie niebezpiecznej sytuacji, zdarza im się pożartować z groźnych przestępców, ale to tylko sposób na rozładowywanie nieznośnego stresu, desperackie szukanie odrobiny wytchnienia od piekielnie ciężkiej sprawy kryminalnej.

Źródło, oficjalny fanpage Juliusa Throne'a: https://www.facebook.com/OfficialJuliusThrone/

Na kartach „Santa Clown” Juliusa Throne'a wielowątkowe śledztwo prowadzone przez inspektor Betty Sanders z Departamentu Policji w Waszyngtonie nierównomiernie przeplata się z przeżyciami odważnych chłopców z Rockville i sporadycznymi wycieczkami do obozu wroga. Po pamiętnym lecie, przyszła pamiętna zima – wypróbowany czar dzieciństwa w pysznie przegiętej opowieści policyjnej. Farciarze spod ciemnej gwiazdy; zorganizowana grupa przestępcza sprytnie wtapiająca się w tło. W każdym razie to jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi do głowy śledczym ganiającym za bandą elfów. Ale jak wytłumaczyć stosowanie dwóch rodzajów masek? Dlaczego urocze twarzyczki pomocników Świętego Mikołaja bezwzględni rabusie wymieniają na zdeformowane oblicza, które nawet w świątecznej gorączce nie przejdą niezauważone? Z zeznań świadków wynika, że pokazują je jedynie podczas napadów, nie można ich więc podejrzewać o podświadome pragnienie zostania schwytanym, ale o świadome pragnienie dręczenia ofiar już tak. Na wypadek, gdyby strzelanie do ludzi nie wystarczyło. Nawet jeśli żywią się strachem, to stanowcza przesada, zwłaszcza w świetle odkrycia inspektor Betty Sanders poczynionego tuż po zaskakującym telefonie Francisa Bogarta. Dawno niewidzianego przyjaciela, który zakończył świetlaną karierę policyjną, gdy jego ukochana wybrała w tamtym czasie jedynego członka zespołu śledczego, którego mógłby uznać za równego sobie, gdyby nie był tak przesadnie skromny. „Humphrey” przeważnie bagatelizował swoje zasługi, nie wykazywał najmniejszego zainteresowania awansami i zwykłymi indywidualnymi pochwałami od przełożonych. Co innego laurki dla całej drużyny. Grał zespołowo co, odniosłam wrażenie, nie było domeną jego konkurenta do ręki boskiej Betty. Francis przegrał z ambicją i uciekł jak niepyszny, czy jak kto woli godnie ze sceny zszedł. Inspektor Sanders zawsze się zastanawiała, jak ułożyłoby się jej życie, gdyby przed laty dokonała innego wyboru, w głębi ducha mogła nawet żałować, że na ślubnym kobiercu nie stanęła ze słodkim Bogartem. Ale nie ma co płakać nad straconymi latami, kiedy łaskawy los znienacka ponawia matrymonialną ofertę. Podczas gdy Bogart i Sanders w niecodziennych okolicznościach kładą fundamenty pod wytęsknioną wspólną przyszłość, przyjaciele ze szkoły podstawowej w Rockville podążają tropem przebojowych zabawek. Mały wynalazca Alvin Buell, podłamany niedobrowolną wyprowadzką nadużywającego alkoholu ojca Jonathan Hield i wreszcie głos rozsądku Dave Phippen, który miał nieprzyjemność stanąć twarzą w twarz z podejrzanym numer jeden. Po rozwiązaniu zagadki klasowej choinki, chłopcy rozwijają niezarejestrowaną działalność detektywistyczną, nie pozwalając krótkowzrocznym dorosłym podciąć sobie skrzydeł. Zapobiec świątecznej katastrofie w miasteczku mocno przywiązanym do tradycji! Parę tygodni przed Bożym Narodzeniem Rockville zamienia się w baśniową krainę, gęsto obwieszoną kolorowymi światełkami i innymi krzykliwymi dekoracjami; krainę zastawioną nieskąpo udekorowanymi, wielkimi choinkami, pod którymi piętrzą się działające na dziecięcą wyobraźnię pudełka. Swoje robi też coroczny konkurs na najpiękniej przystrojoną witrynę sklepową, w którym nikt nie odmawia sobie udziału, ale największe tłumu zazwyczaj przyciąga Czekoladowy Mikołaj – oczywiście nie licząc prawdziwego Świętego z Laponii, pod osłoną nocy przylatującego z całą armią psotnych elfów. W 1985 roku w centrum można też wypatrzyć dziewczynkę z innej baśni, sprzedającą zapałki. Mogłabym przysiąc, że dotąd nie czytałam powieści grozy tak dokumentnie zanurzonej w klimacie świątecznym. A właściwie czarującej tą specyficzną atmosferą w małej ojczyźnie młodych protagonistów, bo w tutejszym Waszyngtonie tak się tego nie odczuwa. W wielkomiejskiej scenerii autor skupił się na mrówczej pracy policyjnych detektywów, niedrażniącym wątku romantycznym i nieco męczących pościgach. Julius Throne nie odżegnuje się od literackich wpływów Stephena Kinga, podkreśla jednak, że nie interesuje go bezrefleksyjne kopiowanie i uderzanie w gawędziarskie struny. Nowsza historia Stanów Zjednoczonych w pigułce (na przykład wojna wietnamska), naturalnie skąpana w popkulturowym sosie, ogólne zarysy fabularne (pamiętne lato ekipy z Derry) i pomniejsze atrakcje, drobniejsze tropy prowadzące do uniwersum Kinga – to wszystko składa się na w gruncie rzeczy fałszywy wizerunek tajemniczego pana Throne'a. Przedstawienie kreatywnego klauna z objazdowego cyrku literackiego. Nie tyle polski Stephen King, ile podstępny sprzedawca własnych pomysłów. Sprytny kreator niepowtarzalnych światów.

Santa Clown”: świąt nie będzie Juliusa Throne'a. Mocarna powieść pulpowa, wymykająca się ścisłej klasyfikacji gatunkowej. Uwodzicielska hybryda absurdem woniejąca. Ogary wyobraźni spuszczone ze smyczy – świąteczna demolka w szalonych latach 80. Potęga kiczu, rozbrajająca swoboda twórcza, „wielka improwizacja” w duchu groszowych opowieści makabrycznych, sensacyjnych, romantycznych i fantastyczno-naukowych. Pozytywnie zakręcona, nieprawdopodobna historia na poprawę nastroju. Czysta frajda.

Za książkę bardzo dziękuję jej autorowi i wydawnictwu

1 komentarz:

  1. W sumie czuję się zaintrygowana tą książką. Jestem ciekawa jakbym ją odebrała, dlatego zapiszę sobie tytuł.

    OdpowiedzUsuń