Rok
1985. Mieszkańcy miasteczka Rockville w stanie Maryland z zapałem
czynią przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Przystrajają
domy, śpiewają kolędy, rozglądają za prezentami i radośnie
przyglądają swoim rozentuzjazmowanym pociechom uczestniczącym w
tradycyjnych zabawach organizowanych przez władze miasta. W
miejscowym centrum handlowym przechadzają się elfy z workami
słodyczy dla małych łasuchów, a największe kolejki ustawiają
się do Świętego Mikołaja, jak co roku uroczyście wręczającego
drobne przedświąteczne upominki grzecznym dzieciom. Nie wiedzą, że
właśnie pojawiła się konkurencja. W mrocznych zaułkach na
zachłannych milusińskich czeka bowiem obłąkany Santa Clown z
zapasem najlepszych zabawek na święcie, baśniowych samochodzików
i lalek. Niszczyciel świąt, którego powstrzymać spróbują
uczniowie szkoły podstawowej, Dave Phippen, Alvin Buell i Jonathan
Hield.
Tymczasem
inspektor Betty Sanders z Departamentu Policji w Waszyngtonie
prowadzi sprawę gangu elfów, zuchwałych rabusiów mających na
koncie niejedną ofiarę śmiertelną. Nieoczekiwanie w życiu
inspektor Sanders ponownie pojawia się Francis Bogart, stara miłość,
która nigdy nie zardzewiała. Od dekad niewidziana niegdysiejsza
gwiazda waszyngtońskiej policji, solidne wsparcie dla zespołu
dochodzeniowo-śledczego zajmującego się najdziwaczniejszą sprawą
w karierze.
|
Okładka książki. „Santa Clown”, Papierowy Księżyc 2023
|
Świąteczna
mieszanka campowego horroru, thrillera policyjnego, science fiction
(z naciskiem na fiction), romansu i powieści sensacyjnej polskiego
autora kryjącego się pod pseudonimem Julius Throne. Zwolennika
szeroko pojętej progresji, czego dowód dał w swoim debiutanckim
utworze zatytułowanym „Gulu. Pamiętne lato”; epickiej magii
dzieciństwa wypuszczonej w 2019 roku pod szyldem wydawnictwa Novae
Res. Uwolniony w grudniu 2023 roku „Santa Clown” to pierwszy owoc
współpracy - w smakowitej okładce zaprojektowanej przez Krzysztofa Krawca - enigmatycznego miłośnika literatury, muzyki i filmu z
oficyną Papierowy Księżyc, która na 2024 rok zaplanowała
wznowienie poprzedniej publikacji Juliusa Throne'a i premierowe
wydanie ciągu dalszego zmagań dorosłego już protagonisty z
tajemniczą istotą mówiącą zagadkami, obszernej powieści, która
ma ukazać się pod tytułem „Gulu. Powrót”. Stwórca stworzenia
ubierającego się jak Święty Mikołaj, malującego jak klaun i
zachowującego jak Grinch na dopalaczach, w planach ma trzeci tom
„Gulu” i spin-off serii, ale to może trochę potrwać, bo w
głowie pana Throne'a aż kipi od pomysłów: od komediowej opowieści
sensacyjnej w stylu Quentina Tarantino przez podróże w czasie,
dreszczowiec w wesołym miasteczku i równie mroczną historię w
upadłej amerykańskiej miejscowości po sensacyjną przygodę na
pustkowiu gdzieś w Stanach Zjednoczonych, zbliżoną gatunkowo
przejażdżkę po amerykańskim Parku Narodowym i propozycję dla
miłośników fantastyki postapokaliptycznej. A to tylko rozgrzewka:)
Jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem autora zwariowanej opowieści
przedwigilijnej, prawdziwym nazwiskiem będzie podpisywał swoją
prozę poetycką – jej próbkę dał już w pierwszych publikacjach
stricte beletrystycznych, które w dalszym ciągu zamierza sygnować
coraz bardziej rozpoznawalnym pseudonimem artystycznym. Druga
opublikowana powieść Juliusa Throne'a przeciera ścieżkę
pierwszej, nie odwrotnie. Zatwardziały kryminalista przedstawiający
się jako Santa Clown przypadkiem zrobił dobry uczynek: zwrócił
uwagę spragnionych mocniejszych wrażeń czytelników na
monumentalną powieść swego stwórcy, która niestety nie miała
tak hucznej kampanii marketingowej. Ale co się odwlecze... „Gulu.
Pamiętne lato” niebawem ma zaprezentować się w nowej szacie
graficznej - wraz ze świeżutkim (tj. napisany już jakiś czas
temu, ale w przeciwieństwie do tomu pierwszego nigdy niepublikowany)
Gulu: dwadzieścia lat później - i wcale się nie zdziwię, jeśli
tym razem zrobi prawdziwą furorę. Zawstydzając Santa Clowna,
egzotycznego burzyciela w charakterystycznym czerwonym stroju i z
zamierzanie niedopasowanym makijażem. Skrzyżowanie upiornego
klauna, Świętego Mikołaja, Grincha i Emmetta Browna (właściwie
mroczne alter ego), który przywłaszczył sobie ulubione powiedzonko
niezreformowanego Ebenezera Scrooge'a. Wygłaszający szalone
monologi człowiek albo jakieś nadprzyrodzone stworzenie z
niesamowicie niszczycielską obsesją na punkcie świąt.
Zdeklarowany wielbiciel i zaciekły wróg tego magicznego okresu. Nie
tylko zdający sobie sprawę z tej rażącej sprzeczności, ale wręcz
się nią szczycący. Przyciągająco-odpychający wygląd zewnętrzny
tytułowego antybohatera zimowej opowieści Juliusa Throne'a można
potraktować jak odbicie jego nietypowo złożonej osobowości. Chaos
ukierunkowany. Maksymalnie zdeterminowany świąteczny zamachowiec,
nadspodziewanie gładko realizujący bezczelnie śmiały plan.
Rechoczący król szos z zabawkowym orężem. Kaskaderskie wyczyny
interesownego darczyńcy z buźką, która pewnie spodobałaby się
zmiennokształtnej bestii z fikcyjnego miasteczka Derry w stanie
Maine. Pennywise Juliusa Throne'a, który na arenie literackiej
chciałby wcielać się w postać właśnie takiego klauna.
Nieprzesadnie anonimowego (stąd pseudonim) gościa budzącego
przeróżne emocje. Czasem strach, czasem śmiech. Sadystyczny
mikołaj widywany w miasteczku Rockville w stanie Maryland i w
stolicy Stanów Zjednoczonych w grudniu 1985 roku też potrafi być
zabawny, ale niekoniecznie w swoim świecie. W nieoficjalnej
młodocianej gwardii prawdziwego Świętego Mikołaja ta zagadkowa
istota budzi wyłącznie negatywne emocje. Potencjalnym dorosłym
sojusznikom trzech chłopców z przytulnej miejscowości sąsiadującej
z Waszyngtonem co prawda nie umykają humorystyczne akcenty
niewątpliwie niebezpiecznej sytuacji, zdarza im się pożartować z
groźnych przestępców, ale to tylko sposób na rozładowywanie
nieznośnego stresu, desperackie szukanie odrobiny wytchnienia od
piekielnie ciężkiej sprawy kryminalnej.
|
Źródło, oficjalny fanpage Juliusa Throne'a: https://www.facebook.com/OfficialJuliusThrone/
|
Na
kartach „Santa Clown” Juliusa Throne'a wielowątkowe śledztwo
prowadzone przez inspektor Betty Sanders z Departamentu Policji w
Waszyngtonie nierównomiernie przeplata się z przeżyciami odważnych
chłopców z Rockville i sporadycznymi wycieczkami do obozu wroga. Po
pamiętnym lecie, przyszła pamiętna zima – wypróbowany czar
dzieciństwa w pysznie przegiętej opowieści policyjnej. Farciarze
spod ciemnej gwiazdy; zorganizowana grupa przestępcza sprytnie
wtapiająca się w tło. W każdym razie to jedyne wyjaśnienie,
jakie przychodzi do głowy śledczym ganiającym za bandą elfów.
Ale jak wytłumaczyć stosowanie dwóch rodzajów masek? Dlaczego
urocze twarzyczki pomocników Świętego Mikołaja bezwzględni
rabusie wymieniają na zdeformowane oblicza, które nawet w
świątecznej gorączce nie przejdą niezauważone? Z zeznań
świadków wynika, że pokazują je jedynie podczas napadów, nie
można ich więc podejrzewać o podświadome pragnienie zostania
schwytanym, ale o świadome pragnienie dręczenia ofiar już tak. Na
wypadek, gdyby strzelanie do ludzi nie wystarczyło. Nawet jeśli
żywią się strachem, to stanowcza przesada, zwłaszcza w świetle
odkrycia inspektor Betty Sanders poczynionego tuż po zaskakującym
telefonie Francisa Bogarta. Dawno niewidzianego przyjaciela, który
zakończył świetlaną karierę policyjną, gdy jego ukochana
wybrała w tamtym czasie jedynego członka zespołu śledczego,
którego mógłby uznać za równego sobie, gdyby nie był tak
przesadnie skromny. „Humphrey” przeważnie bagatelizował swoje
zasługi, nie wykazywał najmniejszego zainteresowania awansami i
zwykłymi indywidualnymi pochwałami od przełożonych. Co innego
laurki dla całej drużyny. Grał zespołowo co, odniosłam wrażenie,
nie było domeną jego konkurenta do ręki boskiej Betty. Francis
przegrał z ambicją i uciekł jak niepyszny, czy jak kto woli godnie
ze sceny zszedł. Inspektor Sanders zawsze się zastanawiała, jak
ułożyłoby się jej życie, gdyby przed laty dokonała innego
wyboru, w głębi ducha mogła nawet żałować, że na ślubnym
kobiercu nie stanęła ze słodkim Bogartem. Ale nie ma co płakać
nad straconymi latami, kiedy łaskawy los znienacka ponawia
matrymonialną ofertę. Podczas gdy Bogart i Sanders w niecodziennych
okolicznościach kładą fundamenty pod wytęsknioną wspólną
przyszłość, przyjaciele ze szkoły podstawowej w Rockville
podążają tropem przebojowych zabawek. Mały wynalazca Alvin Buell,
podłamany niedobrowolną wyprowadzką nadużywającego alkoholu ojca
Jonathan Hield i wreszcie głos rozsądku Dave Phippen, który miał
nieprzyjemność stanąć twarzą w twarz z podejrzanym numer jeden.
Po rozwiązaniu zagadki klasowej choinki, chłopcy rozwijają
niezarejestrowaną działalność detektywistyczną, nie pozwalając
krótkowzrocznym dorosłym podciąć sobie skrzydeł. Zapobiec
świątecznej katastrofie w miasteczku mocno przywiązanym do
tradycji! Parę tygodni przed Bożym Narodzeniem Rockville zamienia
się w baśniową krainę, gęsto obwieszoną kolorowymi światełkami
i innymi krzykliwymi dekoracjami; krainę zastawioną nieskąpo
udekorowanymi, wielkimi choinkami, pod którymi piętrzą się
działające na dziecięcą wyobraźnię pudełka. Swoje robi też
coroczny konkurs na najpiękniej przystrojoną witrynę sklepową, w
którym nikt nie odmawia sobie udziału, ale największe tłumu
zazwyczaj przyciąga Czekoladowy Mikołaj – oczywiście nie licząc
prawdziwego Świętego z Laponii, pod osłoną nocy przylatującego z
całą armią psotnych elfów. W 1985 roku w centrum można też
wypatrzyć dziewczynkę z innej baśni, sprzedającą zapałki.
Mogłabym przysiąc, że dotąd nie czytałam powieści grozy tak
dokumentnie zanurzonej w klimacie świątecznym. A właściwie
czarującej tą specyficzną atmosferą w małej ojczyźnie młodych
protagonistów, bo w tutejszym Waszyngtonie tak się tego nie
odczuwa. W wielkomiejskiej scenerii autor skupił się na mrówczej
pracy policyjnych detektywów, niedrażniącym wątku romantycznym i
nieco męczących pościgach. Julius Throne nie odżegnuje się od
literackich wpływów Stephena Kinga, podkreśla jednak, że nie
interesuje go bezrefleksyjne kopiowanie i uderzanie w gawędziarskie
struny. Nowsza historia Stanów Zjednoczonych w pigułce (na przykład
wojna wietnamska), naturalnie skąpana w popkulturowym sosie, ogólne
zarysy fabularne (pamiętne lato ekipy z Derry) i pomniejsze
atrakcje, drobniejsze tropy prowadzące do uniwersum Kinga – to
wszystko składa się na w gruncie rzeczy fałszywy wizerunek
tajemniczego pana Throne'a. Przedstawienie kreatywnego klauna z
objazdowego cyrku literackiego. Nie tyle polski Stephen King, ile
podstępny sprzedawca własnych pomysłów. Sprytny kreator
niepowtarzalnych światów.
„Santa
Clown”: świąt nie będzie Juliusa Throne'a. Mocarna powieść
pulpowa, wymykająca się ścisłej klasyfikacji gatunkowej.
Uwodzicielska hybryda absurdem woniejąca. Ogary wyobraźni
spuszczone ze smyczy – świąteczna demolka w szalonych latach 80.
Potęga kiczu, rozbrajająca swoboda twórcza, „wielka
improwizacja” w duchu groszowych opowieści makabrycznych,
sensacyjnych, romantycznych i fantastyczno-naukowych. Pozytywnie
zakręcona, nieprawdopodobna historia na poprawę nastroju. Czysta
frajda.
Za
książkę bardzo dziękuję jej autorowi i wydawnictwu
W sumie czuję się zaintrygowana tą książką. Jestem ciekawa jakbym ją odebrała, dlatego zapiszę sobie tytuł.
OdpowiedzUsuń