Danika
Merrick zbudowała sobie wymarzone gniazdko rodzinne w spokojnej
dzielnicy Baltimore w stanie Maryland. Ma męża, który się o nią
troszczy, trójkę wspaniałych dzieci, dobrze płatną pracę i
ładny dom z zadbanym ogrodem. Wszystko układa się znakomicie,
dopóki kobieta nie zaczyna doświadczać przerażających wizji.
Upatrując źródła problemu w stresującej pracy, zachęcana przez
męża, Danika postanawia całkowicie skupić się na prowadzeniu
gospodarstwa domowego, co czyni tym chętniej, że nie ma
wątpliwości, iż żadna opiekunka nie zaopiekuje się jej dziećmi
tak dobrze, jak kochająca matka. Zmiana rozkładu dnia nie przynosi
jednak pożądanych rezultatów, a na domiar złego przedstawicielka
amerykańskiej klasy średniej ma coraz więcej powodów, by
makabryczne halucynacje i koszmarne sny traktować jak zapowiedzi
najbliższej przyszłości.
|
Plakat filmu. „Danika” 2006, Blue Omega Entertainment, Danika LLC, Roberts/David Films
|
Zrealizowany
za około pięć milionów dolarów amerykański thriller
psychologiczny z elementami horroru w reżyserii Ariela Vromena,
pochodzącego z Izraela późniejszego twórcy między innymi takich
obrazów jak „Iceman: Historia mordercy” (2012) i „Umysł
przestępcy” (2016). Miłośnika twórczości Guillermo del Toro,
Christophera Nolana, Martina Scorsese, Davida Finchera, Alejandro
Gonzáleza Iñárritu, Alfonso Cuaróna i Alfreda Hitchcocka,
nieświadomego czołowego nauczyciela Vromena w zakresie budowania
napięcia. Scenariusz „Daniki” napisał debiutujący Joshua
Leibner, który nie zrobi oszałamiającej kariery w branży filmowej
(w pełnym metrażu sprawdzi się jeszcze dwukrotnie, przy mało
znanych produkcjach: dramat „Free Style” z 2008 roku oraz
uwolniony dwa lata później film akcji pt. „Krews”). Światowa
premiera opowieści o zdesperowanej kobiecie mającej wizje,
debiutanckiego obrazu fabularnego Ariela Vromena miała odbyć się w
czerwcu 2006 roku (niezgodność danych na portalach filmowych; wedle
drugiej wersji dystrybucja „Daniki” ruszyła w 2005 roku) na
CineVegas Film Festival w Las Vegas, gdzie został wyróżniony w
dwóch kategoriach – nagroda dla najlepszego filmu fabularnego i
najlepszej aktorki (Regina Hall w drugoplanowej roli).
Marisa
Tomei (m.in. „Obserwator” Joe Charbanica, „Pierwsza noc
oczyszczenia” Gerarda McMurraya) jako nadopiekuńcza matka
kwestionująca własne zdrowie psychiczne. Kameralny dreszczowiec
psychologiczny o żyjącej w ogromnym stresie jednostce
terroryzowanej przez wizje (efektywne wcielenie aktorskie). Ton
„Danice” Ariela Vromena nadaje już pierwsza scena z dziewczynką
samotnie stojącą na chodniku i nietypowym napadem z bronią w ręku.
Niezmiennie podążamy za tytułową bohaterką – myślę, że
można ją nazwać narratorką niewiarygodną – którą po raz
pierwszy spotykamy w samochodzie. Przebitki z przeszłości, podróż
z dziećmi wcinająca się w czołówkę i płynne wejście do
zdecydowanie mnie zatłoczonego pojazdu. Danika Merrick jedzie do
pracy, prowadząc przy tym rozmowę telefoniczną z ukochanym mężem
Randym (przekonujący występ Craiga Bierko). Wspomnianą dziewczynkę
spotykamy przed wejściem do banku, gdzie nasza niepewna
przewodniczka marnuje cenne godziny, które, jak na idealną matkę
przystało – a za takową się uważa - powinna spędzać z
dziećmi. Pozbawiona opieki kilkulatka obojętnie mijana przez
przechodniów. Może jej nie widzą? A może to stara, niedobra
znieczulica społeczna? Tak czy inaczej, Danika zawsze brała sobie
do serca cierpienia innych, a już zwłaszcza krzywdę nieletnich.
Nie potrafi przechodzić do porządku dziennego nad okropieństwami
tego świata, katastrofami szokująco często powodowanymi przez
bliźnich. Nie jest w stanie pogodzić się z tak okrutnym
(nie)porządkiem świata. Chorobliwie się przejmuje, zamartwia także
na zapas... Zespół lęku uogólnionego? W każdym razie Danika
pochyla się nad samotną, dziwnie milczącą dziewczynką z pustym
spojrzeniem, w którym da się dojrzeć błysk paniki, gdy akcję
ratunkową Daniki odwoła mężczyzna podający się za opiekuna
prawnego zdezorientowanej kilkulatki. I w końcu zaczyna się ostatni
dzień pracy pani Merrick. Znowu się spóźniła i co ważniejsze
pomyliła w obliczeniach, do zrobienia sobie przerwy skłoni ją
jednak incydent w gabinecie kierowniczki. Właściwie to jest
napad... I tak odkrywa się największy problem Daniki. Trudno
powiedzieć, czy zdarzało jej się to wcześniej, ale nie ulega
wątpliwości, że kobieta boi się, że traci zmysły. Randy
wychodzi z założenia, że to po prostu nadmierna eksploatacja
organizmu, przepracowanie, które w gruncie rzeczy jest niepotrzebne,
bo ich sytuacja finansowa nie wymaga takich poświęceń. Mają spore
oszczędności, a mężczyzna też nie zarabia mało, więc Danika
może skoncentrować się na ulubionym zajęciu, czyli zajmowaniu
dziećmi. Nastoletnim Kurtem (znakomity Kyle Gallner, później
widywany choćby w takich produkcjach, jak „Śmiertelna kuracja” Tony'ego Krantza, „Red” Trygve
Allistera Diesena i Lucky'ego McKee, „Udręczeni” Petera
Cornwella, „Zabójcze ciało” Karyn Kusamy, „Koszmar z ulicy
Wiązów” Samuela Bayera, „Godzina oczyszczenia” Damiena
LeVecka, „Krzyk” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta,
„Uśmiechnij się” Parkera Finna, „Zapytaj matkę” Laurence'a
Vannicelliego), szóstoklasistką Lauren (też bardzo dobra kreacja
Nicki Prian) i niewiele młodszego Briana (i znowu niezły popis
Ridge'a Canipe'a). Psychiatra Daniki, zaledwie dwudziestoparoletnia
doktor Evelyn Harris (wzmiankowana już wyróżniona na festiwalu w
światowej stolicy hazardu Regina Hall), wbrew oczekiwaniom
pacjentki, nie pochwala jej metod wychowawczych. W każdym razie
czołowa postać omawianej frapującej produkcji Ariela Vromena, nie
wprawi w podziw niepokojąco młodej - może jeszcze nie adultyzm,
niemniej ma nowa pacjentka doktor Harris lekkie wątpliwości, co do
jej kompetencji - i zapewne bezdzietnej, mocno hipotetycznej deski
ratunkowej „matki niedźwiedzicy”.
|
Okładka DVD. „Danika” 2006, Blue Omega Entertainment, Danika LLC, Roberts/David Films |
Pocięta
rzeczywistość Daniki Merrick. Reaktywne skoki zmyślnie dostawione
do uporządkowanych scenek z życia codziennego. Enklawa klasy
średniej w amerykańskim mieście. Pocztówkowa dzielnica słoneczną
porą, w którą raptownie wdziera się nadzwyczajnie wymowny mrok.
Prorocze czarne wizje. Współczesna wieszczka z Troi (w dalszej
perspektywie skręt w tak zwany syndrom/zespół Kasandry), która
woli myśleć, że dopadła ją jakaś choroba psychiczna. Lepsze to
od daru jasnowidzenia, gdy przyszłość rysuje się w takich
barwach. Niepoprawna pesymistka, która na dobre i na złe związała
się z nadmiernym optymistą. A przynajmniej tak to widzi Randy –
obsesja żony na punkcie szukania dziur w całym, zadręczania się
scenariuszami, które pewnikiem się nie spełnią. Nie wspominając
już o katowaniu się rzeczami, na które nie ma wpływu. Nic nie
poradzi na wybuchające autobusy i zboczeńców polujących na
dzieci, dla własnego dobra, powinna więc powiedzieć sobie, że tak
było, jest i będzie, i zacząć czerpać pełnymi garściami z
nieutopijnego świata. Depresją go nie naprawi – ani tym, ani
niczym – co ma być, to będzie, a to może być ostatni dzwonek do
należytego przyswojenia tej gorzkiej lekcji. Nie czekaj na eden, bo
zwariujesz. Za późno – do obszernej listy lęków Daniki dołącza
monofobia. Strach przed sobą, a przynajmniej utrata zaufania do
świadectwa własnych zmysłów. Rzeczywistość urojona, omamy
gospodyni domowej (byłej pracownicy banku, ewentualnie dłuższy
urlop wypoczynkowy, bo podobno sporo jej się tych wolnych dni
nazbierało) zanadto skupionej na macierzyńskie. Korzeni
nadopiekuńczości Daniki twórcy każą nam upatrywać w jej
dzieciństwie (scenka retrospektywna, bynajmniej najdłuższa),
nieprzepracowanej traumie, tragedii, która, jak mniemam, miała
największy udział w kształtowaniu jej pesymistycznego
światopoglądu. Gwoli ścisłości, Danika docenia dary od losu.
Bezcenne podarki (mąż i dzieci) nadające sens jej życiu,
trzymające na tym podłym świecie. Respirator kobiety udręczonej.
„Danika” Ariela Vromena dobitniej argumentuje na korzyść strony
nieprzyziemnej. Zdolność przewidywania przyszłości, a i syndrom
Cole'a Seara w tym świecie przedstawionym nieprawdopodobny nie jest.
Prorocze sny i halucynacje. Danika zarzeka się, że traktuje je jako
dowód na alarmujące osłabienie kondycji psychicznej – nikt jej
nie musi namawiać do szukania specjalistycznej pomocy – ale już
„gorączka pewnej nocy” zaprzeczy tym deklaracjom. Pysznie
zmontowana, minimalistyczna ekspozycja oniryczna. W podobnym duchu
utrzymano egzotyczne spotkanie poprzedzające danie główne –
doprawdy interesująca akcja w sypialni wstępem do poważniejszej
rozmowy o życiu. Z innych atrakcji to na pewno upiorna, a
przynajmniej stosownie niepiękna, charakteryzacja nieszczęsnej
dziewczynki – wyrzut sumienia Daniki? - i w ogóle całe zdarzenie
przed szkołą podstawową A skoro już przy tym jesteśmy, cofnijmy
się myślą do makabry w kuchni, niegodnego pozazdroszczenia
wykopaliska uzupełniającej lodówkę szalejącej pani domu.
Chropowata faktura zdjęć smacznie kontrastująca z sielskim
krajobrazem miejskim, osaczające nocne ciemności i przypuszczalnie
trudniejsza sztuka wytrącania widza ze strefy komfortu w pełnym
świetle dziennym. W ciepłych promieniach smutnego słoneczka.
Sporadyczne lamenty w tle, melodyjne skargi według mnie najgodniej
reprezentujące ścieżkę dźwiękową tego zaskakującego
widowiska. UWAGA SPOILER Co by było, gdybym tego feralnego
dnia wybrała drugą opcję? Dwie rozmowy telefoniczne: z szefową i
prywatnym detektywem. Alternatywny scenariusz, równoległa
rzeczywistość, wyimaginowany świat jednostki, która nie potrafi
żyć bez męża i przede wszystkim dzieci. Po drugiej stronie
lustra. W okaleczonej głowie kobiety, której los bynajmniej obłędem
nie pokarał. Okazał litość rozdartej duszy. Bo gdy życie staje
się nieznośne niezdolność odróżniania fikcji od prawdy czasami
mocno zyskuje na wartości. I wydaje mi się, że to jeden z tych
przypadków. Akt łaski KONIEC SPOILERA. „Danika” Ariela
Vromena ma niedoszlifowane fragmenty – nie zawsze wchodzi w tempo,
a i w pełni nie wykorzystuje swoich możliwości. Zwłaszcza w
kontaktach z dziećmi mogłaby być bardziej zaangażowana, bo nie
mogę oprzeć się poczuciu, że przesadnie pielęgnowane latorośle
tytułowej postaci miały coś jeszcze do dodania w tej niewesołej
konwersacji o życiu rodzinnym. W tej depresyjnej sadze rodzinnej.
Nieperfekcyjnym dreszczowcu wciągającym.
Mały
buldożer. Skromny thriller psychologiczny flirtujący z horrorem
nadnaturalnym. Minimalistyczny w formie, ale z treścią sprawa nie
jest już tak oczywista. Może nie od razu bogactwo, ale nie
powiedziałabym, że to kolejny scenariusz na pół gwizdka pisany.
„Danika” Ariela Vromena to agentka, która nie musi tanimi
sztuczkami odwracać uwagi publiczności od papierowych ludzików z
ustami pełnymi frazesów. Zamiast tego przeprowadza prawdziwą
autopsję Jane Doe. Wybebesza jednostkę prześladowaną. Intrygujące
studium ducha w szkarłacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz