wtorek, 23 stycznia 2024

„Szok” (1978)

 
Wynajmujące niewielkie mieszkanie w Madrycie, spodziewające się pierwszego dziecka młode małżeństwo, Andrés i Ana, spędzają przyjemne popołudnie na mieście ze swoim owczarkiem niemieckim. W drodze powrotnej zostają zagadnięci przez nieznajomą parę, ludzi przedstawiających się jako Bruno i Berta, którzy zapraszają ich do swojej podmiejskiej posiadłości. Bruno utrzymuje, że jest dawnym znajomym Andrésa, najwyraźniej zapomnianym kolegą ze studiów i jest przekonany, że w domu znajdzie fotografie potwierdzające jego słowa. Przyszły ojciec ostatecznie ulega namowom gościnnego człowieka, którego nie rozpoznaje i jego eleganckiej małżonki, mimo że nie jest przekonany do takiego pomysłu na spędzenie reszty weekendowego dnia. Ana początkowo nie podziela obaw męża, i nie zmienia tego ani okultystyczna księga znaleziona w salonie zamożnych gospodarzy, ani paskudna konsumpcja podejrzana w kuchni, ani wieczorna sesja z tablicą Ouija. Co innego konieczność przedłużenia pobytu w mrocznej rezydencji.

Plakat filmu. „Escalofrío” 1978, Cinevisión, Almena Films

Hiszpański obraz powstały na ubiegłowiecznej fali popularności horrorów satanistycznych/okultystycznych. Boomu z lat 60. i 70. XX wieku, którego najsławniejszymi przedstawicielami po dziś dzień pozostają „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego, „Egzorcysta” Williama Friedkina i „Omen” Richarda Donnera. Napisany i wyreżyserowany przez Carlosa Puerto, ze wsparciem niewymienionego w czołówce nieodżałowanego Juana Piquera Simóna, twórcy między innymi „Szczątków” (1982) i „Ślimaków” (1988), niemal zapomniany diamencik z ostrzegawczą przedmową doktora Fernando Jiméneza del Oso, nieżyjącego już hiszpańskiego psychiatry i dziennikarza specjalizującego się w okultyzmie i parapsychologii. Na arenie międzynarodowej rozpowszechniany głównie pod nazwami „Satan's Blood” i „Don't Panic” (oryg. „Escalofrío”, pol. „Szok”), pomysłowy diabełek, potrafiący zadbać o odpowiednią atmosferę, niestroniący od seksu i przemocy, a większość czasu spędzający w odgrodzonej rezydencji wielce podejrzanego małżeństwa. Kameralna produkcja uwolniona w sierpniu 1978 roku w swoim rodzimym kraju. Ciekawostka: w styczniu 2010 roku w Barcelonie zorganizowano pokaz specjalny „Escalofrío”, na którym pojawił się sam reżyser, korzystający z zaproszenia organizatorów imprezy Carlos Puerto.

Bazujący na niepewności, bizarny produkt hiszpański „sprzedawany w skromnym pudełku z pentagramem na wieku”. Innymi słowy, minimalistyczny w formie, spektakularny w treści, klimatyczny horror Carlosa Puerto, z fantazją łączący różne tradycje z gatunków mrocznych. Czarne msze, kontakt z zaświatami za pośrednictwem planszy Ouija z oryginalnym wskaźnikiem i alarmująca gościnność, która współczesnemu odbiorcy może przywieść na myśl choćby bezkompromisowy dreszczowiec Christiana Tafdrupa. „Szok” Carlosa Puerto duchowym przodkiem „Speak No Evil” z 2022 roku? A ten pierwszy hiszpańską odpowiedzią na „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego? Myślę, że czołowy architekt omawianej budowli działał pod natchnieniem kroniki rodu Woodhouse - inspirował się tym kamieniem milowym w historii kinematografii grozy bądź powieściowym oryginałem, opus magnum nieśmiertelnego Iry Levina – nie dopatrzyłam się jednak w tym niestabilnym świecie przedstawionym przesadnie bliskich związków z „Dzieckiem Rosemary”. A więc nie, nie traktuję tego jak odpowiedź... na jakikolwiek utwór. Prędzej stara się zainicjować dyskusję, narzucić temat, a nie podpiąć pod istniejący. Zamiast przytakiwać kolegom po fachu, Carlos Puerto proponuje coś innego. Spojrzeć na rzeczy z innej perspektywy. Wykoślawić, wypaczyć, odkształcić, upłynnić rzeczywistość. Zagubić się między światami. Oszaleć w hipotetycznej siedzibie żarliwych wyznawców Szatana. Zaczynamy od weekendowej sielanki młodego małżeństwa z Madrytu. Ana i Andrés (przekonujące kreacje Mariany Karr i José Maríi Guilléna), podobnie jak Rosemary i Guy Woodhouse, z ekscytacją wypatrują pierwszego dziecka, ale w odróżnieniu od nich zajmują ciasne mieszkanko, które od podpisania umowy najmu traktują jak lokum tymczasowe. Para na dorobku - ona jest pielęgniarką, a on serwisantem urządzeń elektronicznych – z zapałem odkładająca każdy grosz na własny kącik. Szczęśliwi ludzie z niewygórowanymi marzeniami. Najważniejsze to bezpiecznie sprowadzić na świat wytęsknione dzieciątko; wygodniejsze mieszkanie może poczekać. Może nawet uda się kupić jakiś zgrabny domek z ogródkiem. Coś małego, bo Ana i Andrés naprawdę nie wymagają takich luksusów, w jakich opływają ich nowi znajomi. W zasadzie Bruno (intrygujący występ Ángela Arandy) przysięga, że studiował na tej samej uczelni, co Andrés i właśnie tam się poznali, choć przyszły ojciec mógłby przysiąc, że gość jest od niego sporo starszy. Poza tym inaczej zapamiętał profesora wspomnianego przez Bruna – jeśli w ten sposób serdeczny nieznajomy próbował rozwiać jego wątpliwości, to osiągnął skutek odwrotny do zamierzonego. Nieufność Andrésa wzrosła, niegrzecznie byłoby jednak odrzucić tak stanowczo wystosowane zaproszenie. Nie żeby nie próbował - wymówki zatrzymanego kierowcy zostały najzwyczajniej zakrzyczane, również przez Bertę, małżonkę rzekomego znajomego ze studiów (widowiskowa, hipnotycznie diaboliczna kreacja Sandry Alberti). Takt pierwszym stopniem do piekła? Cokolwiek kryje się za gościnnością właścicieli przestronnej posiadłości w przedsionku Madrytu, w horrorze dobre wychowanie, wysoka kultura osobista, czy jak kto woli delikatne obchodzenie się z natrętami, bywa zgubne.

Okładka DVD. „Escalofrío” 1978, Cinevisión, Almena Films

Byle nikogo nie urazić” - przeklęta dewiza w świecie horroru. Idealny sposób na skrócenie sobie drogi do śmierci. Zły skręt Carlosa Puerto, ale już niekoniecznie droga bez powrotu Andrésa i Any. Jest jeszcze Blackie, o którym tak zwanym właścicielom zdarza się zapominać. Niekonsekwentne zachowanie protagonistów to zapewne zaniedbania scenarzysty, ale przypadkiem doskonale wpisało się to w wariacką poetykę filmu. Z mężczyzną psinę łączy raczej szorstka przyjaźń, ale jego partnerka ponoć uwielbia tego zwierzaka. Wie, że pupil lubi przebywać na świeżym powietrzu i nie wątpi, że Bruno i Berta zainwestowali w solidne ogrodzenie, przez które mysz... Mysz tak, ale dorosły owczarek niemiecki się na pewno nie przeciśnie. Ana wszystko to wie, ale w progu odrzuca propozycję gospodarzy, by zostawić Blackie'ego na zewnątrz. Będzie spokojniejsza, mając go przy sobie. Tak twierdzi, ale ciekawski czworonóg zdumiewająco szybko zniknie z oczu pozornie nadopiekuńczej pańci. Zajętej przeglądaniem satanicznej księgi znalezionej w oryginalnie urządzonym salonie (na przykład święty obraz: wyobrażenie/wizerunek Jezusa Chrystusa, w bliskim sąsiedztwie nieświętego obrazu: wyobrażenie Lucyfera) – nie ukrywa, że fascynują ją takie tematy – bezkrytycznym wsłuchiwaniem się w opowieść o nadzwyczajnej zdolności Berty (czytanie w myślach) i największą atrakcją wieczoru. Jedna z ulubionych rozrywek małżeństwa mieszkającego na uboczu. Szpetny dom na pustkowiu, sugestywnie posępna sceneria, idealna na pierwszy raz z duchem albo demonem. W tym towarzystwie tylko Andrés jest sceptykiem, o czym zresztą uczciwie uprzedza, słysząc o potrzebie maksymalnej koncentracji siedzących wokół stolika Ouija. Wierzy czy nie, kontakt z jakąś istotą błyskawicznie zostaje nawiązany. O ile to nie jest zwyczajne przedstawienie ludzi z okrutnym poczuciem humoru. Sadystyczna rozrywka małżeństwa już tylko z przyzwyczajenia, z zazdrości nieszczącego związki miłosne czy ortodoksyjni wyznawcy Księcia Ciemności, szykujący nie pierwsze ofiary z ludzi? Na to drugie wskazuje choćby przedmowa pilnego studenta wiedzy tajemnej, hiszpańskiego dziennikarza parającego się parapsychologią i okultyzmem w sposób zdecydowanie zdrowszy od enigmatycznych postaci z prologu „Szoku” Carlosa Puerto, który oczywiście też nastraja na klasyczną opowieść o ludziach, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli zaprzedali dusze Diabłu. Ale w koszmarny domu Bruna i Berty wszystko straszliwie się pokomplikowało. Witamy w Strefie Mroku! Gdzie przykładna obywatelka przechodzi do porządku dziennego nad widokiem gospodyni napychającej się surowym mięsem bez użycia rąk, a nieufny mężczyzna woli przenocować w niewygodnym domu, niż ryzykować zabłądzenie na prostej drodze. Gdzie kręci się jakiś bezwstydny podglądacz, który prędzej czy później pozwoli sobie na więcej, ale prawdopodobnie nie będzie w nieskończoność tolerowany przez milczącego strażnika tego dziwnego miejsca. Ale niech nie wyobraża sobie, że ofiara go zapamięta. Wydawałoby się, że napaść na tle seksualnym zrobi większe wrażenie nie tylko na poszkodowanej, ale też jej lękającym się prostej drogi małżonku. Nie, tym razem do głosu nie dochodzą irracjonalne obawy mężczyzny, tylko (znowu) zwykła ludzka przyzwoitość. Ludzie, którzy tak (nie)pięknie ich ugościli zasłużyli chociaż na zaanonsowanie wyjazdu. Nie wypada oddalać się bez słowa. I w ten sposób dochodzimy do najpikantniejszego fragmentu „Szoku” z zaskakującą puentą. UWAGA SPOILER Igraszki w stanie hipnozy czy kolejny sen Any? KONIEC SPOILERA Jak ten z upiorną laleczką, przy której bledną nawet trupio blade nieboskie stworzenia wyskakujące jak, nomen omen, diabełki z pudełka w obłąkanym „zamczysku”. Nieubłaganie kurczącej się pułapce. Labirynt mrocznych korytarzy i zagraconych pomieszczeń, pokryta grubą warstwą kurzu przechowalnia staroci i być może pilnie strzeżonych sekretów, obskurna nader skromnie zaopatrzona (się nie najesz) kuchnia, a jedyni goście zostają ulokowani w przesadnie bezosobowej, zimnej sypialni z przylegającą doń mniej odpychającą łazienką. Pełen niespodzianek weekend z toksycznym małżeństwem. Kobietą głęboko rozczarowaną nieudaną próbą samobójczą swego czasu podjętą przez męża i mężczyzną bez przekonania chwalącego talenty żony i tylko czekającego na sposobność do odpłacenia pięknym za nadobne. „Podłe oskarżenia” po makabrycznym znalezisku w ubogiej kuchni. Wzorowa pani domu uznana za winną nawet przez własnego męża? Tutaj nic nie jest oczywiste. A zakończenie? Powiedzieć, że musiałam szczękę z podłogi zbierać, to jak nic nie powiedzieć. Szok!

Niedoceniony hiszpański dynamit. Wynalazek Carlosa Puerto, który nie wiedzieć czemu nie wszedł do powszechnego użytku. Zgubił się w mrokach dziejów ten nietuzinkowy horror okultystyczny. Wybitna atmosfera tajemniczości w intymnym zakątku z pogranicza światów. W szalonym domu na wzgórzu. Tak hipnotyczne filmowe znaleziska nie zdarzają się co dzień. A takie wypady za miasto to już w ogóle sytuacja bez precedensu. Odkrycie, że „Szok”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz