Wynajmujące
niewielkie mieszkanie w Madrycie, spodziewające się pierwszego
dziecka młode małżeństwo, Andrés i Ana, spędzają przyjemne
popołudnie na mieście ze swoim owczarkiem niemieckim. W drodze
powrotnej zostają zagadnięci przez nieznajomą parę, ludzi
przedstawiających się jako Bruno i Berta, którzy zapraszają ich
do swojej podmiejskiej posiadłości. Bruno utrzymuje, że jest
dawnym znajomym Andrésa, najwyraźniej zapomnianym kolegą ze
studiów i jest przekonany, że w domu znajdzie fotografie
potwierdzające jego słowa. Przyszły ojciec ostatecznie ulega
namowom gościnnego człowieka, którego nie rozpoznaje i jego
eleganckiej małżonki, mimo że nie jest przekonany do takiego
pomysłu na spędzenie reszty weekendowego dnia. Ana początkowo nie
podziela obaw męża, i nie zmienia tego ani okultystyczna księga
znaleziona w salonie zamożnych gospodarzy, ani paskudna konsumpcja
podejrzana w kuchni, ani wieczorna sesja z tablicą Ouija. Co innego
konieczność przedłużenia pobytu w mrocznej rezydencji.
 |
Plakat filmu. „Escalofrío” 1978, Cinevisión, Almena Films
|
Hiszpański
obraz powstały na ubiegłowiecznej fali popularności horrorów
satanistycznych/okultystycznych. Boomu z lat 60. i 70. XX wieku,
którego najsławniejszymi przedstawicielami po dziś dzień
pozostają „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego, „Egzorcysta”
Williama Friedkina i „Omen” Richarda Donnera. Napisany i
wyreżyserowany przez Carlosa Puerto, ze wsparciem niewymienionego w
czołówce nieodżałowanego Juana Piquera Simóna, twórcy między
innymi „Szczątków” (1982) i „Ślimaków” (1988), niemal
zapomniany diamencik z ostrzegawczą przedmową doktora Fernando
Jiméneza del Oso, nieżyjącego już hiszpańskiego psychiatry i
dziennikarza specjalizującego się w okultyzmie i parapsychologii.
Na arenie międzynarodowej rozpowszechniany głównie pod nazwami
„Satan's Blood” i „Don't Panic” (oryg. „Escalofrío”,
pol. „Szok”), pomysłowy diabełek, potrafiący zadbać o
odpowiednią atmosferę, niestroniący od seksu i przemocy, a
większość czasu spędzający w odgrodzonej rezydencji wielce
podejrzanego małżeństwa. Kameralna produkcja uwolniona w sierpniu
1978 roku w swoim rodzimym kraju. Ciekawostka: w styczniu 2010 roku w
Barcelonie zorganizowano pokaz specjalny „Escalofrío”, na którym
pojawił się sam reżyser, korzystający z zaproszenia organizatorów
imprezy Carlos Puerto.
Bazujący
na niepewności, bizarny produkt hiszpański „sprzedawany w
skromnym pudełku z pentagramem na wieku”. Innymi słowy,
minimalistyczny w formie, spektakularny w treści, klimatyczny horror
Carlosa Puerto, z fantazją łączący różne tradycje z gatunków
mrocznych. Czarne msze, kontakt z zaświatami za pośrednictwem
planszy Ouija z oryginalnym wskaźnikiem i alarmująca gościnność,
która współczesnemu odbiorcy może przywieść na myśl choćby
bezkompromisowy dreszczowiec Christiana Tafdrupa. „Szok” Carlosa
Puerto duchowym przodkiem „Speak No Evil” z 2022 roku? A ten
pierwszy hiszpańską odpowiedzią na „Dziecko Rosemary” Romana
Polańskiego? Myślę, że czołowy architekt omawianej budowli
działał pod natchnieniem kroniki rodu Woodhouse - inspirował się
tym kamieniem milowym w historii kinematografii grozy bądź
powieściowym oryginałem, opus magnum nieśmiertelnego Iry Levina –
nie dopatrzyłam się jednak w tym niestabilnym świecie
przedstawionym przesadnie bliskich związków z „Dzieckiem
Rosemary”. A więc nie, nie traktuję tego jak odpowiedź... na
jakikolwiek utwór. Prędzej stara się zainicjować dyskusję,
narzucić temat, a nie podpiąć pod istniejący. Zamiast przytakiwać
kolegom po fachu, Carlos Puerto proponuje coś innego. Spojrzeć na
rzeczy z innej perspektywy. Wykoślawić, wypaczyć, odkształcić,
upłynnić rzeczywistość. Zagubić się między światami. Oszaleć
w hipotetycznej siedzibie żarliwych wyznawców Szatana. Zaczynamy od
weekendowej sielanki młodego małżeństwa z Madrytu. Ana i Andrés
(przekonujące kreacje Mariany Karr i José Maríi Guilléna),
podobnie jak Rosemary i Guy Woodhouse, z ekscytacją wypatrują
pierwszego dziecka, ale w odróżnieniu od nich zajmują ciasne
mieszkanko, które od podpisania umowy najmu traktują jak lokum
tymczasowe. Para na dorobku - ona jest pielęgniarką, a on
serwisantem urządzeń elektronicznych – z zapałem odkładająca
każdy grosz na własny kącik. Szczęśliwi ludzie z niewygórowanymi
marzeniami. Najważniejsze to bezpiecznie sprowadzić na świat
wytęsknione dzieciątko; wygodniejsze mieszkanie może poczekać.
Może nawet uda się kupić jakiś zgrabny domek z ogródkiem. Coś
małego, bo Ana i Andrés naprawdę nie wymagają takich luksusów,
w jakich opływają ich nowi znajomi. W zasadzie Bruno (intrygujący
występ Ángela Arandy) przysięga, że studiował na tej samej
uczelni, co Andrés i właśnie tam się poznali, choć przyszły
ojciec mógłby przysiąc, że gość jest od niego sporo starszy.
Poza tym inaczej zapamiętał profesora wspomnianego przez Bruna –
jeśli w ten sposób serdeczny nieznajomy próbował rozwiać jego
wątpliwości, to osiągnął skutek odwrotny do zamierzonego.
Nieufność Andrésa wzrosła, niegrzecznie byłoby jednak odrzucić
tak stanowczo wystosowane zaproszenie. Nie żeby nie próbował -
wymówki zatrzymanego kierowcy zostały najzwyczajniej zakrzyczane,
również przez Bertę, małżonkę rzekomego znajomego ze studiów
(widowiskowa, hipnotycznie diaboliczna kreacja Sandry Alberti). Takt
pierwszym stopniem do piekła? Cokolwiek kryje się za gościnnością
właścicieli przestronnej posiadłości w przedsionku Madrytu, w
horrorze dobre wychowanie, wysoka kultura osobista, czy jak kto woli
delikatne obchodzenie się z natrętami, bywa zgubne.
 |
Okładka DVD. „Escalofrío” 1978, Cinevisión, Almena Films |
„Byle
nikogo nie urazić” - przeklęta dewiza w świecie horroru. Idealny
sposób na skrócenie sobie drogi do śmierci. Zły skręt Carlosa
Puerto, ale już niekoniecznie droga bez powrotu Andrésa i Any. Jest
jeszcze Blackie, o którym tak zwanym właścicielom zdarza się
zapominać. Niekonsekwentne zachowanie protagonistów to zapewne
zaniedbania scenarzysty, ale przypadkiem doskonale wpisało się to w
wariacką poetykę filmu. Z mężczyzną psinę łączy raczej
szorstka przyjaźń, ale jego partnerka ponoć uwielbia tego
zwierzaka. Wie, że pupil lubi przebywać na świeżym powietrzu i
nie wątpi, że Bruno i Berta zainwestowali w solidne ogrodzenie,
przez które mysz... Mysz tak, ale dorosły owczarek niemiecki się
na pewno nie przeciśnie. Ana wszystko to wie, ale w progu odrzuca
propozycję gospodarzy, by zostawić Blackie'ego na zewnątrz. Będzie
spokojniejsza, mając go przy sobie. Tak twierdzi, ale ciekawski
czworonóg zdumiewająco szybko zniknie z oczu pozornie
nadopiekuńczej pańci. Zajętej przeglądaniem satanicznej księgi
znalezionej w oryginalnie urządzonym salonie (na przykład święty
obraz: wyobrażenie/wizerunek Jezusa Chrystusa, w bliskim sąsiedztwie
nieświętego obrazu: wyobrażenie Lucyfera) – nie ukrywa, że
fascynują ją takie tematy – bezkrytycznym wsłuchiwaniem się w
opowieść o nadzwyczajnej zdolności Berty (czytanie w myślach) i
największą atrakcją wieczoru. Jedna z ulubionych rozrywek
małżeństwa mieszkającego na uboczu. Szpetny dom na pustkowiu,
sugestywnie posępna sceneria, idealna na pierwszy raz z duchem albo
demonem. W tym towarzystwie tylko Andrés jest sceptykiem, o czym
zresztą uczciwie uprzedza, słysząc o potrzebie maksymalnej
koncentracji siedzących wokół stolika Ouija. Wierzy czy nie,
kontakt z jakąś istotą błyskawicznie zostaje nawiązany. O ile to
nie jest zwyczajne przedstawienie ludzi z okrutnym poczuciem humoru.
Sadystyczna rozrywka małżeństwa już tylko z przyzwyczajenia, z
zazdrości nieszczącego związki miłosne czy ortodoksyjni wyznawcy
Księcia Ciemności, szykujący nie pierwsze ofiary z ludzi? Na to
drugie wskazuje choćby przedmowa pilnego studenta wiedzy tajemnej,
hiszpańskiego dziennikarza parającego się parapsychologią i
okultyzmem w sposób zdecydowanie zdrowszy od enigmatycznych postaci
z prologu „Szoku” Carlosa Puerto, który oczywiście też
nastraja na klasyczną opowieść o ludziach, którzy z własnej,
nieprzymuszonej woli zaprzedali dusze Diabłu. Ale w koszmarny domu
Bruna i Berty wszystko straszliwie się pokomplikowało. Witamy w
Strefie Mroku! Gdzie przykładna obywatelka przechodzi do porządku
dziennego nad widokiem gospodyni napychającej się surowym mięsem
bez użycia rąk, a nieufny mężczyzna woli przenocować w
niewygodnym domu, niż ryzykować zabłądzenie na prostej drodze.
Gdzie kręci się jakiś bezwstydny podglądacz, który prędzej czy
później pozwoli sobie na więcej, ale prawdopodobnie nie będzie w
nieskończoność tolerowany przez milczącego strażnika tego
dziwnego miejsca. Ale niech nie wyobraża sobie, że ofiara go
zapamięta. Wydawałoby się, że napaść na tle seksualnym zrobi
większe wrażenie nie tylko na poszkodowanej, ale też jej lękającym
się prostej drogi małżonku. Nie, tym razem do głosu nie dochodzą
irracjonalne obawy mężczyzny, tylko (znowu) zwykła ludzka
przyzwoitość. Ludzie, którzy tak (nie)pięknie ich ugościli
zasłużyli chociaż na zaanonsowanie wyjazdu. Nie wypada oddalać
się bez słowa. I w ten sposób dochodzimy do najpikantniejszego
fragmentu „Szoku” z zaskakującą puentą. UWAGA SPOILER
Igraszki w stanie hipnozy czy kolejny sen Any? KONIEC SPOILERA
Jak ten z upiorną laleczką, przy której bledną nawet trupio blade
nieboskie stworzenia wyskakujące jak, nomen omen, diabełki z
pudełka w obłąkanym „zamczysku”. Nieubłaganie kurczącej się
pułapce. Labirynt mrocznych korytarzy i zagraconych pomieszczeń,
pokryta grubą warstwą kurzu przechowalnia staroci i być może
pilnie strzeżonych sekretów, obskurna nader skromnie zaopatrzona
(się nie najesz) kuchnia, a jedyni goście zostają ulokowani w
przesadnie bezosobowej, zimnej sypialni z przylegającą doń mniej
odpychającą łazienką. Pełen niespodzianek weekend z toksycznym
małżeństwem. Kobietą głęboko rozczarowaną nieudaną próbą
samobójczą swego czasu podjętą przez męża i mężczyzną bez
przekonania chwalącego talenty żony i tylko czekającego na
sposobność do odpłacenia pięknym za nadobne. „Podłe
oskarżenia” po makabrycznym znalezisku w ubogiej kuchni. Wzorowa
pani domu uznana za winną nawet przez własnego męża? Tutaj nic
nie jest oczywiste. A zakończenie? Powiedzieć, że musiałam
szczękę z podłogi zbierać, to jak nic nie powiedzieć. Szok!
Niedoceniony
hiszpański dynamit. Wynalazek Carlosa Puerto, który nie wiedzieć
czemu nie wszedł do powszechnego użytku. Zgubił się w mrokach
dziejów ten nietuzinkowy horror okultystyczny. Wybitna atmosfera
tajemniczości w intymnym zakątku z pogranicza światów. W szalonym
domu na wzgórzu. Tak hipnotyczne filmowe znaleziska nie zdarzają
się co dzień. A takie wypady za miasto to już w ogóle sytuacja
bez precedensu. Odkrycie, że „Szok”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz