Lata
60. XX wieku. Alice Bradford i Céline Jennings to zaprzyjaźnione
gospodynie domowe z amerykańskiego przedmieścia. Kochające żony i
troskliwe matki praktycznie nierozłącznych siedmioletnich chłopców.
Pewnego przedpołudnia pracująca w ogrodzie Alice zwraca uwagę na
niebezpieczną sytuację na sąsiedniej posesji. Stojącego na
balustradzie balkonu Maxa, najmłodszego członka rodziny Jenningsów,
który tego dnia nie poszedł do szkoły z powodu przeziębienia.
Został z mamą, niezdającą sobie sprawy z dramatycznego położenia
swego jedynego dziecka, w tym decydującym momencie zajętą
porządkami domowy i niesłyszącą rozpaczliwych nawoływań
najlepszej przyjaciółki. Przerażona Alice rzuca się na ratunek
nieświadomemu zagrożenia chłopcu, ale nie udaje jej się dotrzeć
na czas. A niedługo po tym tragicznym wypadku Alice nabiera
przekonania, że pogrążona w rozpaczy matka obwinia ją za śmierć
ukochanego dziecka. I zaczyna obawiać się o bezpieczeństwo swojej
rodziny, nie wykluczając przy tym niesprawiedliwego posądzania
Céline o myśli, które nawiedzają wyłącznie ją. Kobietę
potwornie zawiedzioną swoją postawą w obliczu zagrożenia? Potężne
wyrzuty sumienia czy wróg w domu obok?
|
Plakat filmu. „Mothers' Instinct” 2024, Anton, Freckle Films, Mosaic
|
Zaczęło
się od pierwotnie wydanej w 2012 roku powieści „Derrière la
haine” belgijskiej autorki Barbary Abel. Sześć lat później
wypuszczono belgijsko-francuską wersję filmową, „Duelles” (pol.
„Instynkt matki”, międzynarodowy: „Mothers' Instinct”) w
reżyserii i na podstawie scenariusza - współpraca z Giordano
Gederlinim - Oliviera Masseta-Depasse'a. W październiku 2020 roku
opinia publiczna dowiedziała się o zaangażowaniu tego samego
twórcy do pokierowania pracami na planie amerykańskiego remake'u
niesamowicie intensywnego, diabelnie elektryzującego thrillera
psychologicznego w stylu Alfreda Hitchcocka. Trzy dni przed
zaplanowanym rozpoczęciem zdjęć w Nowym Jorku Olivier
Masset-Depasse złożył rezygnację motywując to zobowiązaniami
rodzinnymi, a ta część zespołu producenckiego, która miała
wystąpić w kolejnym „Mothers Instinct'” (pol. „Instynkt”) w
rolach głównych, Jessica Chastain i Anne Hathaway, zwróciła się
z propozycją do głównego operatora Benoîta Delhomme'a,
niedoświadczonego w reżyserii, ale w przeszłości wyrażającego
zainteresowanie tą dziedziną. Zmianę na kluczowym stanowisku w
odtwórczym projekcie filmowym, ogłoszono w pierwszej połowie
czerwca 2022 roku, a zdjęcia główne ostatecznie ruszyły w
ostatnim tygodniu tego samego miesiąca, w Union County w stanie New
Jersey. W maju 2022 roku prawa do dystrybucji na terenie Stanów
Zjednoczonych nabyła niezależna firma Neon, wcześniej jednej obraz
pokazał się na arenie międzynarodowej – dystrybucja kinowa
rozpoczęta w styczniu 2024 roku, która nie objęła między innymi
Polski; tutaj pełnometrażowy debiut reżyserski Benoîta Delhomme'a
trafił bezpośrednio na platformy streamingowe (Cineman, Prime
Video, Player, TVP VOD) w maju 2024.
Sentymentalna
podróż Benoîta Delhomme'a, Wspomnienie lat 60. XX wieku,
pierwszych lat życia reżysera „Instynktu” z 2024 roku, które w
gruncie rzeczy dość mocno odbiegało od wczesnego dzieciństwa Theo
Bradforda i Maxa Jenningsa (urocze kreacje Eamona Patricka O'Connella
i Baylena D. Bielitza). Niedoświadczony, ale ambitny dyrektor
artystyczny amerykańskiego remake'u mistrzowskiego dreszczowca
Oliviera Masseta-Depasse'a opartego na powieści Barbary Abel w
tamtym okresie mieszkał w bloku na przedmieściu Paryża, a jego
rodzice nie mieli aż takiego komfortu finansowego, jak rodziny z
jego filmu. Ubóstwa wprawdzie nie doświadczył, ale Delhomme z
pewnością wywodzi się z niższej klasy niż mieszkańcy jego
idyllicznego przedmieścia w stanie New Jersey. Pamięta jednak, że
jego mama ubierała się podobnie do gospodyń domowych z „Instynktu”
i też lubiła zapraszać znajomych na kolacje i nieco bardziej
wystawne, mniej kameralne, domowe przyjęcia. Poza tym Benoît
Delhomme ma słabość do kina z lat 60. XX wieku – natchnienie
mógł czerpać też ze „Spragnionych miłości” Kar-Wai Wonga,
jednego ze swoich filmowych ulubieńców – niezmiennie zachwyca się
gustownym wystrojem wnętrz, unikalnym klimatem i w ogóle
całokształtem tego dziedzictwa kulturowego. I nie tylko docenia
symbolikę zawartą w twórczości Alfreda Hitchcocka (też Davida
Lyncha), ale w swoim pierwszym przedsięwzięciu reżyserskim próbuje
ją naśladować. Nie ukrywa, że na uwadze miał głównie „Zawrót
głowy” z 1958 roku – psychoanalizę przeprowadzoną w tym
kultowym dreszczowcu – i podstępne zabawy Davida Lyncha. Wymowne
przedmioty. Jak zabawkowy samochodzik – karetka pogotowia! - leżący
w trawie na początku tragicznej historii sąsiedzkiej. Zapowiedź
katastrofy, zmyślny suspens początkującego reżysera, dość
swobodnie pracującego na tekście Sarah Conradt (jej pierwszy
zrealizowany scenariusz na długi metraż). W każdym razie Delhomme
zaopatrzył ten produkt w nieduże, ale niekoniecznie nieistotne
dodatki własne, sugestywne pomysły w rodzaju porzuconej zabawki w
bajecznej okolicy (karmnik dla ptaków, naszyjnik z pereł).
Niewystylizowany na obraz z lat 60. XX wieku, ale w moim odczuciu
przywołujący rozkosznego ducha tamtej epoki, skromny thriller
papugujący. Powtórka z belgijsko-francuskiej rozrywki. Opowieść
nieidealnie przekopiowana (rozgrywająca się za prezydentury Johna
Fitzgeralda Kennedy'ego) – liczyłam na jakieś nowe wątki,
dodatkowe informacje o postaciach (rozszerzenie analizy
psychologicznej i socjologicznej)... Cokolwiek dla zaznajomionych z
tą potężną historią. Nie byłam tylko pewna, czy chcę
majstrowania przy ostatniej partii (nie licząc epilogu). Lepsza
niespodzianka czy kolejne powtórzenie? Rozterki osoby pozytywnie
zaskoczonej, żeby nie powiedzieć zachwyconej, finalnym obrotem
spraw w „Instynkcie matki” Oliviera Masseta-Depasse'a. W sumie
dość silnie wkręconej w amerykańską „podróbkę”, ale
głównie dlatego, że ubóstwiającej poprzedniczkę. Nie, inaczej:
najbardziej zauroczoną fabułą, w obmyślaniu której faktyczni
realizatorzy „Instynktu” mieli raczej znikomy udział. Niby
wiesz, jak to się potoczy, a wciąż łapiesz się na próbach
rozwiązania tej prawdopodobnie nieistniejącej zagadki:) Oczywiście
inaczej mogą się na to zapatrywać osoby niezaznajomione z
fenomenalną adaptacją/ekranizacją Oliviera Masseta-Depasse'a,
ewentualnie literackim pierwowzorem tej ponurej ballady o przyjaźni
i macierzyństwie. O tragicznym wypadku przekreślającym wszystko.
|
Plakat filmu. „Mothers' Instinct” 2024, Anton, Freckle Films, Mosaic |
Eksplozywny
duet aktorski – chemia na planie „Instynktu” Benoîta
Delhomme'a – magnetyczna współpraca Jessiki Chastain (m.in.
„Mama” Andy'ego Muschiettiego, „Crimson Peak. Wzgórze krwi”
Guillermo del Toro) i coś ostatnio nielicho mnie zaskakującej
(patrz: „Eileen” Williama Oldroyda) Anne Hathaway. Ta pierwsza
wcieliła się w postać Alice Bradford, niespełnionej zawodowo
małżonki dobrze zarabiającego księgowego Simona (przekonująca
kreacja Andersa Danielsena Lie) i może trochę nadopiekuńczej matki
siedmioletniego Theo (lęki związane z jego uczuleniem na fistaszki,
które z całą mocą ujawnią się już w pierwszym akcie, na
urodzinowym przyjęciu w sekrecie zorganizowanym dla jej najlepszej
przyjaciółki). Byłej dziennikarki rozważającej powrót na
ścieżkę zawodową, najwyraźniej jednak bojącej się podzielić
tymi planami z mężem. W każdym razie kobieta najpierw zwierza się
Céline Jennings (Anne Hathaway), matce najbliższego kolegi jej syna
Maxa i żonie Damiana (przyzwoity występ Josha Charlesa), też
nienarzekającego na zarobki najlepszego kumpla Simona. W
przeciwieństwie do sąsiadki z domu obok i zarazem najbardziej
zaufanej przyjaciółki, Céline nie tęskni za pracą (przed
urodzeniem swojego pierwszego i podobno ostatniego dziecka była
pielęgniarką), ale choć zarzeka się, że jest osobą całkowicie
spełnioną, że bardziej szczęśliwa już nie mogłaby być, w
głębi ducha może zazdrościć Alice płodności. Nieosiągalne
marzenie o drugim dziecku... Powiększenie rodziny jest też
pragnieniem Simona, znudzona pani domu nie rwie się jednak do
zaspokojenia tej potrzeby jedynego żywiciela rodziny. Tak samo jak
on nie skupia się na jej potrzebach. Zakłada, że Alice jest
szczęśliwa, zamiast zwyczajnie zapytać. Ona nie mówi, on nie pyta
– wygląda na to, że w tym związku zawodzi tylko komunikacja, bo
nie ulega wątpliwości, że miłość rodziców Theo nie
zardzewiała. A traumatyczna przeszłość Alice? Być może tu jest
pies pogrzebany: nadwątlone zaufanie skutecznie ukrywane także
przed samym sobą. Pozorne odbudowanie podstawy związku Alice i
Simona, której fasadowość obnaży nowy stosunek kobiety do Céline.
Wyrachowanej manipulantki czy osoby odrzuconej przez lokalne
społeczeństwo z powodu niekwestionowanej tragedii, jaka ją
spotkała. Unikają jej, bo psuje im humor? Samą swoją obecnością
wprowadza chaos w życie „żon ze Stepford”? Mimowolnie rozprasza
sielską atmosferę w fałszywym edenie? Matka tak niedawno tuląca
swoje martwe dziecko – prawdziwe dzieło sztuki, przez niektórych
mocno kojarzone z Pietą; niesamowicie poruszająca, piękna i
zarazem przerażająca kompozycja obrazu. Nagła zmiana perspektywy:
wnioski Alice podważone wyrażoną skruchą i samobiczowaniem
Céline. Niedoszła ratowniczka Maxa, jedyny naoczny świadek
śmiertelnej w skutkach próby z karmnikiem dla ptaków, do
niespodziewanej wizyty w szkole miała wszelkie powody przypuszczać,
że nieszczęsna sąsiadka wini ją za tragedię jaka znienacka
spadła na jej przytulny domek. Uważa, że śpiesząca z odsieczą
dama z domu obok mogła bardziej się postarać – wystarczy
przypomnieć sobie to długie spojrzenie posłane Alice podczas,
naturalnie wzruszającej, mowy pożegnalnej Damiana w kościele; tuż
przed przykrym incydentem (bolesnym nie tylko dla Jenningsów, ale i
Bradfordów) nad maleńką trumną – że Alice nie dała z siebie
wszystkiego, a przynajmniej nie przyłożyła się do tego w stopniu
porównywalnym do codziennej troski o Theo. Gdyby na tym przeklętym
balkonie stał syn Alice pewnie dotarłaby do niego szybciej. Tak
myśli Céline czy tylko Alice? Chorobliwe wyrzuty sumienia, czyli
stan aż za dobrze znany „narratorce niewiarygodnej”
debiutanckiego filmu Benoîta Delhomme'a (autora zdjęć między
innymi do „1408” Mikaela Håfströma, głośnej ghost story
opartej na opowiadaniu Stephena Kinga), serce oskarżycielem,
przypisywanie przyjaciółce odczuć własnych. Posądzanie
bestialsko okradzionej - przez ślepy los - rodzicielki, która tak
naprawdę za jedyną winną uważa siebie. Kopanie rozpaczliwie
proszącej o pomoc, zadawanie dodatkowych ran kobiecie złamanej.
Albo litościwe podszepty intuicji. Dekonspiracja wrogich działań
istoty czującej, że nie ma już nic do stracenia. Niezawodny
instynkt matki...
Po
co? Na co? Bo taki amerykański zwyczaj, by pożyczać. Kręcić na
nowo także niestare historie. Czasami po swojemu, a niekiedy
bardziej na zasadzie kopiuj-wklej. „Instynkt” Benoîta Delhomme'a
jest wierniejszy tej drugiej metodzie, ale kalkowaniem totalnym bym
tego nie nazwała. Coś tam dodano, co nieco pozmieniano, powycinano,
a i parę ciekawych symboli uwzględniono. W tym paranoicznym
thrillerze w teorii bardziej zabiegającym o uwagę
niewtajemniczonych w europejskie dokonania na tym polu („Derrière
la haine” Barbary Abel, „Instynkt matki” Oliviera
Masseta-Depasse'a), bardziej troszczącym się o nieznających tej
hitchcockowskiej historii o dwóch zdesperowanych kobietach. Goręcej
polecam produkcję belgijsko-francuską, ale i tego spotkania źle
wspominać z pewnością nie będę. Kontaktu z remakiem względnie
świeżego utworu opartego na miażdżącym suspensie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz