Mieszkająca
w starej kamienicy na Brooklynie należącej do jej rodziny,
dwunastoletnia Charlotte, podczas jednej ze swoich zwyczajowych
zuchwałych eskapad po budynku, znajduje małego pająka, którego
postanawia zatrzymać. Wkłada znalezisko do słoika, nadaje mu imię
Sting, karmi karaluchami i z zaciekawieniem obserwuje niewiarygodny
proces wzrostu komunikującego się z nią pupila. Dziewczynka
mieszka z matką, przyrodnim bratem i ojczymem Ethanem, z którym
dzieli pasję do sztuki komiksu. Ich stosunki są poprawne, mężczyzna
chciałby jednak, aby pasierbica poznała przykrą prawdę o swym
niezmiennie faworyzowanym biologicznym ojcu. Ma dość bycia
opiekunem zastępczym, zawsze w cieniu wiecznie nieobecnego
rodziciela Charlotte i w tym względzie zupełnie nierozumiany przez
partnerkę, przekonaną, że Ethan jest największym autorytetem dla
jej córki, że zbuntowana nastolatka na swój sposób zabiega o
kontakt z ojczymem. Kobieta nie ma wątpliwości, że w jego
towarzystwie dziewczynka czuje się najlepiej, nie wie jednak o jej
wybitnie żarłocznym zwierzątku. Nocami przemierzającym kanał
wentylacyjny w poszukiwaniu coraz większych ofiar.
|
Plakat filmu. „Sting” 2024, Align, Pictures in Paradise, See Pictures
|
Lockdownowy
pomysł Kiaha Roache-Turnera, australijskiego filmowca, twórcy
między innymi takich pełnometrażowych obrazów jak „Wyrmwood:
Droga do żywych trupów” (2014) i „Wyrmwood: Apocalypse”
(2021). Koncepcja zrodzona w zamknięciu z rodziną - w tak zwanej
izolacji społecznej tłumaczonej pandemią COVID-19 - która
powiększyła się w środku „wirusowej zamieci”. Dziecko
urodzone w szalonych czasach, w dramatycznych okolicznościach
zewnętrznych. Scenariusz „Gniazda pająka” (oryg. „Sting”)
Roache-Turner napisał w tamtym okresie, swoim zwyczajem, nawiązując
do dokonań innych. Choćby ulubionej lektury z czasów młodości,
bezpośredniego źródła inspiracji dla szukającej imienia dla
nowego pupila dwunastoletniej bohaterki jego lekkiej opowieści o
inwazyjnym gatunku faktycznie obcym – Żądło Bilbo Bagginsa z
„Hobbit, czyli tam i z powrotem” J.R.R. Tolkiena. Grupa ludzi
walcząca z potworem w jednej lokalizacji to pochodna „Obcego –
8. pasażera Nostromo” Ridleya Scotta, a gigantyczny pająk
to nic innego jak spełnienie postanowienia miłośnika „To”
Stephena Kinga, rozczarowanego finałem głośnej filmowej
readaptacji w dwóch częściach wyreżyserowanej przez Andy'ego
Muschiettiego. Film kręcono w Australii – zdjęcia główne
zakończyły się w lutym 2023 roku – a w postprodukcji (na etapie
montażu) wprowadzono przynajmniej jedną istotną zmianę; reżyser
i scenarzysta „Gniazda pająka” wreszcie dopatrzył się w
małoletniej znalazczyni nieziemskiego drapieżnika naturalnej
liderki niewielkiej populacji tego świata przedstawionego. Pierwszy
pokaz filmu odbył się w pierwszym tygodniu kwietnia 2024 roku na
Miami Film Festival, a szeroka dystrybucja kinowa ruszyła już parę
dni później. Na wielkie ekrany w Polsce „Gniazdo pająka”
trafiło w maju 2024 w wyniku działalności Kino Świat.
„Pajęczyna
Charlotty” Kiaha Roache-Turnera. Australijsko-amerykański
współczesny monster movie nawiązujący do ubiegłowiecznych
horrorów klasy B, a ściślej zwariowanych opowieści o zmutowanych
zwierzakach, organizmach pozaziemskich i innych agresywnych istotach.
Lżejszych historii o niezwykłych przyjaźniach, często w sekrecie
zawiązywanych przez małoletnich, ale i klimatów cięższych –
fabularne tropy prawdopodobnie objęły też takie superprodukcje,
jak „E.T.” Stevena Spielberga, „Predator” Johna McTiernana,
„Arachnofobia” Franka Marshalla, „Obcy 3” Davida Finchera i
już z całą pewnością początek zabójczych harców ksenomorfów
(„Obcy – 8. pasażer Nostromo” Ridleya Scotta). „Gniazdo
pająka” Kiaha Roache-Turnera otwiera tragikomiczna scenka z babcią
Helgą, dotkniętą chorobą Alzheimera (ewentualnie demencja
starcza) przemiłą kobieciną poważnie zaniepokojoną hałasami w
ścianach. W majątku rodzinnym: nowojorskiej kamienicy zarządzanej
przez Cruellę De Mon:) Helga wzywa deratyzatora, zabawnego gościa
imieniem Frank, który rozpoznaje podany przez nią adres. Czy to aby
nie właścicielka tej szalonej papugi? Nie, musiał ją z kimś
pomylić, bo Helga nie przypomina sobie żadnej papugi... Nieważne,
niech fachowiec szybko przyjeżdża, bo coś zagłusza jej telewizor.
Przybył tego samego dnia, ale dlaczego? Helga mogłaby przysiąc, że
go nie zapraszała. Już miała przepędzić intruza, gdy w
mieszkaniu zrobiło się głośno. Szczury w murach? Tak czy owak, te
„lovecraftowskie dźwięki” jeżą włosy na głowie Helgi, która
oczywiście jest przekonana, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie
słyszała. Szczęście, że ma pod ręką eksperta - cóż za
fantastyczny zbieg okoliczności! - mógłby jednak zachowywać się
trochę ciszej. Drze się jakby go ze skóry obdzierali. Zakrwawiony
mężczyzna praktycznie na jej oczach wciągany do kanału
wentylacyjnego. Prolog wieńczy ujęcie, które przypomni się w
trakcie napisów końcowych – a cały ten wstęp zostanie ponownie
wykorzystany w późniejszej partii; wmontowany w równolegle toczące
się wydarzenia u sąsiadów (u tej dziwnej dziewczynki mającej
problem z drzwiami, która w rzeczywistości jest wnuczką biednej
Helgi) – natomiast właściwa akcja filmu rozpocznie się cztery
dni przed fatalną wizytą deratyzatora u zagubionej posiadaczki
rakotwórczych kulek na mole. A przynajmniej dwunastoletnia Charlotte
(czysty talent: Alyla Browne; m.in. „Dzieci kukurydzy” Kurta
Wimmera) nie zamierza ryzykować bliskiego kontaktu z odzieżą
wyjętą z potencjalnie skażonych mebli poczciwej babuni. Nad wiek
rozwinięta dziewczynka doprowadzająca do szału swoją surową i
nadzwyczaj skąpą ciotkę, aktualną właścicielkę starej
kamienicy na Brooklynie, wędrówkami w ścianach. Cruella ma ją za
wścibskiego bachora, któremu przydałby się silny męski wzorzec.
A nie ten ciapowaty Ethan (niezgorsza kreacja Ryana Corra, którego
fani gatunku mogli widzieć chociażby w „Wolf Creek 2” Grega
McLeana), biologiczny ojciec maleńkiego Liama, który wcześniej czy
później zrobi to samo, co jego poprzednik. Ucieknie jak rodziciel
Charlotte, rozpieszczonej dziewuchy, którą despotyczna ciotka
najchętniej sama nauczyłaby moresu. Tymczasem w moich oczach
nieletnia protagonistka „Gniazda pająka” Kiaha Roache-Turnera
wypadła nad wyraz korzystnie. Charyzmatyczna osobowość w horrorze,
po którym, prawdę mówiąc, niczego dobrego się nie spodziewałam.
Przygotowałam się na coś w stylu „Rekinado” Anthony'ego C.
Ferrante, „Trójgłowy rekin atakuje” Christophera Raya czy
wreszcie „Pająków” Tibora Takácsa, a dostałam coś bliższego
„Atakowi pająków” Ellory'ego Elkayema, dziełka, do którego
zawsze miałam jakąś „dziwną” słabość.
|
Plakat filmu. „Sting” 2024, Align, Pictures in Paradise, See Pictures |
Połączenie
„arachnofobii” i „klaustrofobii” w śmiertelnie niepoważnym
(poza dramatem rodzinnym) scenariuszu Kiaha Roache-Turnera. Cyfrowa
karykatura pająka żerująca w nadszarpniętej zębem czasu
kamienicy w zasypanym śniegiem Nowym Jorku. Niemrocznej,
nieobskurnej, nieciasnej. Komiksowy horror niby z nurtu animal
attack. Niby, bo czy morderczy klaun z kosmosu (nie patrz:
filmografia Stephena Chiodo, patrz: bibliografia Stephena Kinga) może
idealnie wpasować się w ziemską faunę? Pewnie nie, ale w filmach
spod znaku animal attack zachodzą też niezwykłe mutacje,
istnieje więc wysokie prawdopodobieństwo, że gigantyczny Sting
zadomowi się na tej podgatunkowej gałęzi. Ja jednak pozostanę
przy monster movie. Pochodzenie tytułowego antybohatera
twórcy ujawniają przed prologiem z Helgą i deratyzatorem Frankiem
(„słowo wstępne”, kiczowate spadanie w przestrzeni kosmicznej),
a „wiekopomne” odkrycie dwunastoletniej Charlotte dokonuje się
już w pierwszych minutach właściwej akcji. Cztery dni przed
niespodziewaną wizytą rozgadanego szczurołapa. Mała włamywaczka
jeszcze nie ma powodu, by sądzić, że w jej zwinne rączki wpadł
unikalny okaz istoty drapieżnej. Ot, zwyczajny pajączek. Bez trudu
zmieścił się w pudełku z zapałkami, ale już parę minut później
zyskał przestronniejszy domek. Po powrocie Charlotte (tą samą
drogą, z której poza robactwem i może kotem nieznośnej ciotki
oraz kochanej babuni, korzysta tylko ona) do jej „pilnie
strzeżonego” pokoju, schwytany urwis wyląduje w szklanym
naczyniu, zyska imię i nauczy się upominać o jedzenie. Kod głosowy
opracowany przez rezolutną dziewczynkę, uważającą się za
przyjaciółkę pająka. Jedna z drugoplanowych postaci „Gniazda
pająka” Kiaha Roache-Turnera wkrótce spróbuje jej uświadomić,
że te stworzenia nie potrafią kochać, a już na pewno nie
człowieka, że powinna poszukać sobie pupila, który odwzajemni jej
uczucia: psa (miłość bezwarunkowa/całkowita) albo kota (miłość
warunkowa/niepełna), czy jakiegoś innego futrzaka niemyślącego
wyłącznie o zabijaniu i konsumowaniu. Charlotte wie lepiej – raz
że nie ma w zwyczaju słuchać rad dorosłych (niezupełnie typ „na
złość mamie odmrożę sobie uszy”, ale dość przekorna to
osóbka; młodzieńczy bunt lub mocniej ugruntowana osobowość
nonkonformistyczna), ale przede wszystkim czuje, że między nią i
Stingiem narodziła się silna więź. Wyczytała to z jego
zachowania – przy niej jest spokojny – i przekazów werbalnych.
Trele pająka. Charlotte karmi go karaluchami (szykuje się powtórka
z „The Pit” Lewa Lehmana?), problem w tym, że sekretny
przyjaciel szybko rośnie. Owady już nie wystarczą, a skoro
właścicielka słoika nie pali się do ugaszenia głodu jego
lokatora, to pozostaje wziąć sprawy w swoje odnóża. Zapolować na
zwierzątka z sąsiedztwa. (Nie)zawodny system wczesnego ostrzegania
– tutaj na wyróżnienie zasługuje piesio samotnie gospodarującej
kobiety z przeogromnym bagażem doświadczeń – towarzystwo
spisujące się na medal (no może poza kotem), ciężko jednak
wymusić stosowną reakcję na dwunożnych. Jednych nic nie dobudzi,
innych nocne szczekanie tylko zirytuje, a i trafi się, bądź co
bądź, nierzadki w dzisiejszych czasach, przypadek odgrodzenia od
smutnej rzeczywistości hipnotyzującym ekranem i rozkrzyczanymi
słuchawkami. Ucieczka w świat wirtualny. A apetyt Obcego cały czas
rośnie. Niekontrolowany przyrost masy niewłochatego ciała. Nie
zdąży powtórzyć makabrycznej sztuczki z mieszkania wynajmowanego
przez kobietę pogrążoną w depresji. Paskudnie pokąsana,
nierealistycznie (barwa) krwawiąca „połykaczka pająka” z
brzuchem rozpłatanym od wewnątrz. Weszło jak nóż w masło. Obok
przygód Stinga w tym zamkniętym świecie przedstawionym toczy się
niewesoła historia rodzinna. Czujący się jak bohater drugiego
planu, świeżo upieczony ojciec, przygnieciony obowiązkami
narzucanymi przez stereotypową wyzyskiwaczkę i przede wszystkim
odpowiedzialnością za rodzinę. Rysownik komiksowy, który zaraził
swoją pasją pasierbicę. Twórcza współpraca Ethana i Charlotte,
najwyraźniej niesatysfakcjonująca dla obu stron. Konwencjonalna
saga rodzinna, niebeznamiętnie poprowadzona. Straceńcza misja
zbuntowanego anioła, spuentowana wyświechtanym zagraniem, które
zapewne miało być kolejnym ukłonem dla epoki kina niesłusznie
minionej.
Campowy
horror krotochwilny. Tandetny pająk w nowojorskiej kamienicy i
sprytna dziewczynka z pistoletem na wodę. Organizm pozaziemski i
łobuziara ze słoikiem. Ciepła opowieść zimowa dla fanów
„straszaków gorszego sortu”. Koszmarek prawdopodobnie stworzony
z rozmysłem, gwoli przypomnienia magii dawnego kina o potworach.
Oldschoolowa fabuła w nowoczesnej oprawie. Sympatyczne „Gniazdo
pająka” Kiaha Roache-Turnera, którego lepiej nie odwiedzać na
trzeźwo. Nie, jeśli ma się niską tolerancję dla „landszaftowych
horrorów dla dzieci”. Ja mam całkiem wysoką, więc wpakowałam
się w to gniazdo bez znieczulenia. I wyszłam bez szwanku.
nawet spoko film 6/10
OdpowiedzUsuń