piątek, 24 maja 2024

„Gniazdo pająka” (2024)

 
Mieszkająca w starej kamienicy na Brooklynie należącej do jej rodziny, dwunastoletnia Charlotte, podczas jednej ze swoich zwyczajowych zuchwałych eskapad po budynku, znajduje małego pająka, którego postanawia zatrzymać. Wkłada znalezisko do słoika, nadaje mu imię Sting, karmi karaluchami i z zaciekawieniem obserwuje niewiarygodny proces wzrostu komunikującego się z nią pupila. Dziewczynka mieszka z matką, przyrodnim bratem i ojczymem Ethanem, z którym dzieli pasję do sztuki komiksu. Ich stosunki są poprawne, mężczyzna chciałby jednak, aby pasierbica poznała przykrą prawdę o swym niezmiennie faworyzowanym biologicznym ojcu. Ma dość bycia opiekunem zastępczym, zawsze w cieniu wiecznie nieobecnego rodziciela Charlotte i w tym względzie zupełnie nierozumiany przez partnerkę, przekonaną, że Ethan jest największym autorytetem dla jej córki, że zbuntowana nastolatka na swój sposób zabiega o kontakt z ojczymem. Kobieta nie ma wątpliwości, że w jego towarzystwie dziewczynka czuje się najlepiej, nie wie jednak o jej wybitnie żarłocznym zwierzątku. Nocami przemierzającym kanał wentylacyjny w poszukiwaniu coraz większych ofiar.

Plakat filmu. „Sting” 2024, Align, Pictures in Paradise, See Pictures

Lockdownowy pomysł Kiaha Roache-Turnera, australijskiego filmowca, twórcy między innymi takich pełnometrażowych obrazów jak „Wyrmwood: Droga do żywych trupów” (2014) i „Wyrmwood: Apocalypse” (2021). Koncepcja zrodzona w zamknięciu z rodziną - w tak zwanej izolacji społecznej tłumaczonej pandemią COVID-19 - która powiększyła się w środku „wirusowej zamieci”. Dziecko urodzone w szalonych czasach, w dramatycznych okolicznościach zewnętrznych. Scenariusz „Gniazda pająka” (oryg. „Sting”) Roache-Turner napisał w tamtym okresie, swoim zwyczajem, nawiązując do dokonań innych. Choćby ulubionej lektury z czasów młodości, bezpośredniego źródła inspiracji dla szukającej imienia dla nowego pupila dwunastoletniej bohaterki jego lekkiej opowieści o inwazyjnym gatunku faktycznie obcym – Żądło Bilbo Bagginsa z „Hobbit, czyli tam i z powrotem” J.R.R. Tolkiena. Grupa ludzi walcząca z potworem w jednej lokalizacji to pochodna „Obcego – 8. pasażera Nostromo” Ridleya Scotta, a gigantyczny pająk to nic innego jak spełnienie postanowienia miłośnika „To” Stephena Kinga, rozczarowanego finałem głośnej filmowej readaptacji w dwóch częściach wyreżyserowanej przez Andy'ego Muschiettiego. Film kręcono w Australii – zdjęcia główne zakończyły się w lutym 2023 roku – a w postprodukcji (na etapie montażu) wprowadzono przynajmniej jedną istotną zmianę; reżyser i scenarzysta „Gniazda pająka” wreszcie dopatrzył się w małoletniej znalazczyni nieziemskiego drapieżnika naturalnej liderki niewielkiej populacji tego świata przedstawionego. Pierwszy pokaz filmu odbył się w pierwszym tygodniu kwietnia 2024 roku na Miami Film Festival, a szeroka dystrybucja kinowa ruszyła już parę dni później. Na wielkie ekrany w Polsce „Gniazdo pająka” trafiło w maju 2024 w wyniku działalności Kino Świat.

Pajęczyna Charlotty” Kiaha Roache-Turnera. Australijsko-amerykański współczesny monster movie nawiązujący do ubiegłowiecznych horrorów klasy B, a ściślej zwariowanych opowieści o zmutowanych zwierzakach, organizmach pozaziemskich i innych agresywnych istotach. Lżejszych historii o niezwykłych przyjaźniach, często w sekrecie zawiązywanych przez małoletnich, ale i klimatów cięższych – fabularne tropy prawdopodobnie objęły też takie superprodukcje, jak „E.T.” Stevena Spielberga, „Predator” Johna McTiernana, „Arachnofobia” Franka Marshalla, „Obcy 3” Davida Finchera i już z całą pewnością początek zabójczych harców ksenomorfów („Obcy – 8. pasażer Nostromo” Ridleya Scotta). „Gniazdo pająka” Kiaha Roache-Turnera otwiera tragikomiczna scenka z babcią Helgą, dotkniętą chorobą Alzheimera (ewentualnie demencja starcza) przemiłą kobieciną poważnie zaniepokojoną hałasami w ścianach. W majątku rodzinnym: nowojorskiej kamienicy zarządzanej przez Cruellę De Mon:) Helga wzywa deratyzatora, zabawnego gościa imieniem Frank, który rozpoznaje podany przez nią adres. Czy to aby nie właścicielka tej szalonej papugi? Nie, musiał ją z kimś pomylić, bo Helga nie przypomina sobie żadnej papugi... Nieważne, niech fachowiec szybko przyjeżdża, bo coś zagłusza jej telewizor. Przybył tego samego dnia, ale dlaczego? Helga mogłaby przysiąc, że go nie zapraszała. Już miała przepędzić intruza, gdy w mieszkaniu zrobiło się głośno. Szczury w murach? Tak czy owak, te „lovecraftowskie dźwięki” jeżą włosy na głowie Helgi, która oczywiście jest przekonana, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszała. Szczęście, że ma pod ręką eksperta - cóż za fantastyczny zbieg okoliczności! - mógłby jednak zachowywać się trochę ciszej. Drze się jakby go ze skóry obdzierali. Zakrwawiony mężczyzna praktycznie na jej oczach wciągany do kanału wentylacyjnego. Prolog wieńczy ujęcie, które przypomni się w trakcie napisów końcowych – a cały ten wstęp zostanie ponownie wykorzystany w późniejszej partii; wmontowany w równolegle toczące się wydarzenia u sąsiadów (u tej dziwnej dziewczynki mającej problem z drzwiami, która w rzeczywistości jest wnuczką biednej Helgi) – natomiast właściwa akcja filmu rozpocznie się cztery dni przed fatalną wizytą deratyzatora u zagubionej posiadaczki rakotwórczych kulek na mole. A przynajmniej dwunastoletnia Charlotte (czysty talent: Alyla Browne; m.in. „Dzieci kukurydzy” Kurta Wimmera) nie zamierza ryzykować bliskiego kontaktu z odzieżą wyjętą z potencjalnie skażonych mebli poczciwej babuni. Nad wiek rozwinięta dziewczynka doprowadzająca do szału swoją surową i nadzwyczaj skąpą ciotkę, aktualną właścicielkę starej kamienicy na Brooklynie, wędrówkami w ścianach. Cruella ma ją za wścibskiego bachora, któremu przydałby się silny męski wzorzec. A nie ten ciapowaty Ethan (niezgorsza kreacja Ryana Corra, którego fani gatunku mogli widzieć chociażby w „Wolf Creek 2” Grega McLeana), biologiczny ojciec maleńkiego Liama, który wcześniej czy później zrobi to samo, co jego poprzednik. Ucieknie jak rodziciel Charlotte, rozpieszczonej dziewuchy, którą despotyczna ciotka najchętniej sama nauczyłaby moresu. Tymczasem w moich oczach nieletnia protagonistka „Gniazda pająka” Kiaha Roache-Turnera wypadła nad wyraz korzystnie. Charyzmatyczna osobowość w horrorze, po którym, prawdę mówiąc, niczego dobrego się nie spodziewałam. Przygotowałam się na coś w stylu „Rekinado” Anthony'ego C. Ferrante, „Trójgłowy rekin atakuje” Christophera Raya czy wreszcie „Pająków” Tibora Takácsa, a dostałam coś bliższego „Atakowi pająków” Ellory'ego Elkayema, dziełka, do którego zawsze miałam jakąś „dziwną” słabość.

Plakat filmu. „Sting” 2024, Align, Pictures in Paradise, See Pictures

Połączenie „arachnofobii” i „klaustrofobii” w śmiertelnie niepoważnym (poza dramatem rodzinnym) scenariuszu Kiaha Roache-Turnera. Cyfrowa karykatura pająka żerująca w nadszarpniętej zębem czasu kamienicy w zasypanym śniegiem Nowym Jorku. Niemrocznej, nieobskurnej, nieciasnej. Komiksowy horror niby z nurtu animal attack. Niby, bo czy morderczy klaun z kosmosu (nie patrz: filmografia Stephena Chiodo, patrz: bibliografia Stephena Kinga) może idealnie wpasować się w ziemską faunę? Pewnie nie, ale w filmach spod znaku animal attack zachodzą też niezwykłe mutacje, istnieje więc wysokie prawdopodobieństwo, że gigantyczny Sting zadomowi się na tej podgatunkowej gałęzi. Ja jednak pozostanę przy monster movie. Pochodzenie tytułowego antybohatera twórcy ujawniają przed prologiem z Helgą i deratyzatorem Frankiem („słowo wstępne”, kiczowate spadanie w przestrzeni kosmicznej), a „wiekopomne” odkrycie dwunastoletniej Charlotte dokonuje się już w pierwszych minutach właściwej akcji. Cztery dni przed niespodziewaną wizytą rozgadanego szczurołapa. Mała włamywaczka jeszcze nie ma powodu, by sądzić, że w jej zwinne rączki wpadł unikalny okaz istoty drapieżnej. Ot, zwyczajny pajączek. Bez trudu zmieścił się w pudełku z zapałkami, ale już parę minut później zyskał przestronniejszy domek. Po powrocie Charlotte (tą samą drogą, z której poza robactwem i może kotem nieznośnej ciotki oraz kochanej babuni, korzysta tylko ona) do jej „pilnie strzeżonego” pokoju, schwytany urwis wyląduje w szklanym naczyniu, zyska imię i nauczy się upominać o jedzenie. Kod głosowy opracowany przez rezolutną dziewczynkę, uważającą się za przyjaciółkę pająka. Jedna z drugoplanowych postaci „Gniazda pająka” Kiaha Roache-Turnera wkrótce spróbuje jej uświadomić, że te stworzenia nie potrafią kochać, a już na pewno nie człowieka, że powinna poszukać sobie pupila, który odwzajemni jej uczucia: psa (miłość bezwarunkowa/całkowita) albo kota (miłość warunkowa/niepełna), czy jakiegoś innego futrzaka niemyślącego wyłącznie o zabijaniu i konsumowaniu. Charlotte wie lepiej – raz że nie ma w zwyczaju słuchać rad dorosłych (niezupełnie typ „na złość mamie odmrożę sobie uszy”, ale dość przekorna to osóbka; młodzieńczy bunt lub mocniej ugruntowana osobowość nonkonformistyczna), ale przede wszystkim czuje, że między nią i Stingiem narodziła się silna więź. Wyczytała to z jego zachowania – przy niej jest spokojny – i przekazów werbalnych. Trele pająka. Charlotte karmi go karaluchami (szykuje się powtórka z „The Pit” Lewa Lehmana?), problem w tym, że sekretny przyjaciel szybko rośnie. Owady już nie wystarczą, a skoro właścicielka słoika nie pali się do ugaszenia głodu jego lokatora, to pozostaje wziąć sprawy w swoje odnóża. Zapolować na zwierzątka z sąsiedztwa. (Nie)zawodny system wczesnego ostrzegania – tutaj na wyróżnienie zasługuje piesio samotnie gospodarującej kobiety z przeogromnym bagażem doświadczeń – towarzystwo spisujące się na medal (no może poza kotem), ciężko jednak wymusić stosowną reakcję na dwunożnych. Jednych nic nie dobudzi, innych nocne szczekanie tylko zirytuje, a i trafi się, bądź co bądź, nierzadki w dzisiejszych czasach, przypadek odgrodzenia od smutnej rzeczywistości hipnotyzującym ekranem i rozkrzyczanymi słuchawkami. Ucieczka w świat wirtualny. A apetyt Obcego cały czas rośnie. Niekontrolowany przyrost masy niewłochatego ciała. Nie zdąży powtórzyć makabrycznej sztuczki z mieszkania wynajmowanego przez kobietę pogrążoną w depresji. Paskudnie pokąsana, nierealistycznie (barwa) krwawiąca „połykaczka pająka” z brzuchem rozpłatanym od wewnątrz. Weszło jak nóż w masło. Obok przygód Stinga w tym zamkniętym świecie przedstawionym toczy się niewesoła historia rodzinna. Czujący się jak bohater drugiego planu, świeżo upieczony ojciec, przygnieciony obowiązkami narzucanymi przez stereotypową wyzyskiwaczkę i przede wszystkim odpowiedzialnością za rodzinę. Rysownik komiksowy, który zaraził swoją pasją pasierbicę. Twórcza współpraca Ethana i Charlotte, najwyraźniej niesatysfakcjonująca dla obu stron. Konwencjonalna saga rodzinna, niebeznamiętnie poprowadzona. Straceńcza misja zbuntowanego anioła, spuentowana wyświechtanym zagraniem, które zapewne miało być kolejnym ukłonem dla epoki kina niesłusznie minionej.

Campowy horror krotochwilny. Tandetny pająk w nowojorskiej kamienicy i sprytna dziewczynka z pistoletem na wodę. Organizm pozaziemski i łobuziara ze słoikiem. Ciepła opowieść zimowa dla fanów „straszaków gorszego sortu”. Koszmarek prawdopodobnie stworzony z rozmysłem, gwoli przypomnienia magii dawnego kina o potworach. Oldschoolowa fabuła w nowoczesnej oprawie. Sympatyczne „Gniazdo pająka” Kiaha Roache-Turnera, którego lepiej nie odwiedzać na trzeźwo. Nie, jeśli ma się niską tolerancję dla „landszaftowych horrorów dla dzieci”. Ja mam całkiem wysoką, więc wpakowałam się w to gniazdo bez znieczulenia. I wyszłam bez szwanku.

1 komentarz: