niedziela, 9 czerwca 2024

„Strangers” (2024)

 
Zakochana para z Nowego Jorku, obchodzący piątą rocznicę niesformalizowanego związku Maya i Ryan, podczas samochodowej podróży do Portland, gdzie kobieta stara się o pracę, zahaczają o maleńkie miasteczko Venus w stanie Oregon. Posilają się w lokalnej restauracji, a gdy zamierzają ruszyć w dalszą drogę odkrywają, że ich pojazd doznał awarii. W tym samym momencie z ofertą pomocy przychodzi mechanik samochodowy, prowadzący warsztat obok odwiedzonej przez Mayę i Ryana jadłodajni. Nadzieja na szybkie uporanie się z problemem gaśnie po przeglądzie auta – młoda para jest zmuszona spędzić najbliższą noc w drewnianym domku letniskowym w głębi lasu, zazwyczaj wynajmowanym turystom za pośrednictwem internetu. Na placu sadystycznych zabaw zamaskowanych istot. Ogarniętych żądzą mordu nieznajomych.

Plakat filmu.„The Strangers: Chapter 1” 2024, Lionsgate Films, Fifth Element Productions, Frame Film

W sierpniu 2022 roku koreańsko-amerykański producent filmowy z bogatym doświadczeniem w kinie grozy (m.in. amerykańskie cegiełki franczyz „The Ring” i „The Grudge”, „To” i „To:Rozdział 2” Andy'ego Muschiettiego, „Kobieta w czerni” Jamesa Watkinsa, „Doktor Sen” Mike'a Flanagana, „Barbarzyńcy” Zacha Creggera, „Late Night with the Devil” Camerona i Colina Cairnesów, „Pajęczyna” Samuela Bodina) Roy Lee poinformował opinię publiczną o planach wznowienia „Nieznajomych” (oryg. „The Strangers”), popularnego tytułu, w powstaniu którego miał swój udział - jeden z głównych producentów przebojowego dreszczowca z nurtu home invasion w reżyserii i na podstawie scenariusza Bryana Bertino. Debiutanckie osiągnięcie reżyserskie (mnie nader mocno kojarzące się z „francusko-rumuńskim thrillerem Davida Moreau i Xaviera Palusa pt. „Ils”; ang „Them”, pol. „Oni”; zdumiewające podobieństwo ponoć przypadkowe) późniejszego twórcy „Śmiertelnego adresu” (2014), „The Monster” (2016) oraz „Szeptu i mroku” (2020); wydana w 2008 roku pierwsza odsłona mrocznej opowieści o zamaskowanych oprawcach bawiących się ludźmi, która pierwszego sequela doczekała się aż dziesięć lat później: „Nieznajomi: Ofiarowanie” Johannesa Robertsa. Zainspirowana zbrodniczą działalnością Charlesa Mansona i jego tak zwanej Rodziny, w szczególności atakiem na dom znanego małżeństwa: aktorki Sharon Tate i reżysera Romana Polańskiego oraz serią włamań, do których doszło w bliskim sąsiedztwie Bryana Bertino, kiedy był dzieckiem. Roy Lee ujawnił, że trwają prace nad trylogią „The Strangers”; wstępne zapowiedzi mówiły o trzech sequelach i powierzeniu reżyserii nad pierwszym Renny'emu Harlinowi (m.in. „Koszmaru z ulicy Wiązów 4: Władca snów” 1988, „Piekielna głębia” 1999, „Łowcy umysłów” 2004, „Egzorcysta: Początek” 2004, „Pakt milczenia” 2006). Nieco później, jeszcze w roku 2022, Harlin wynegocjował umowę na wszystkie rozdziały nowych „Nieznajomych”.

Scenariusz „The Strangers: Chapter 1” (w Polsce rozpowszechniany pod nazwą „Strangers”), typowej „inwazji na dom” zorganizowanej przez amerykańsko-kanadyjską firmę Lionsgate Films, przygotowali Alan R. Cohen i Alan Freedland w oparciu o historię Bryana Bertino, a budżet produkcji oszacowano na osiem i pół miliona dolarów. Zdjęcia główne do całego tryptyku ruszyły we wrześniu 2022 roku, a zakończyły się w listopadzie. Filmy kręcono niechronologicznie (na przykład rano sceny do części pierwszej, popołudniu do drugiej, a nazajutrz do odsłony trzeciej) w stolicy Słowacji, co w sumie zajęło pięćdziesiąt dwa dni. Szeroka dystrybucja kinowa (dystrybutor główny: Lionsgate) „The Strangers: Chapter 1” ruszyła w maju 2024 roku, w Polsce obraz był jednak pokazywany jedynie na maratonach filmowych – jedyna możliwość zobaczenia „Strangers” na wielkich ekranach, stworzona przez firmę Monolith Films – natomiast uwolnienie „The Strangers: Chapter 2” wstępnie zaplanowano na jesień 2024. Mark Canton, współproducent „Strangers” Renny'ego Harlina, stwierdził, że celem tego trzyaktowego przedsięwzięcia było „wprowadzenie nowych widzów” do uniwersum Bryana Bertino, a inny członek tutejszego zespołu producenckiego, Courtney Solomon, w przestrzeni publicznej opowiadał o pragnieniu rozszerzenia tej kultowej opowieści o tajemniczych agresorach; o przyświecającej filmowcom chęci rozbudowania świata przedstawionego w dwóch pierwszych cegiełkach „Nieznajomych” i dokładniejszego przestudiowania postaci niekoniecznie negatywnych. Z kolei największą ambicją Renny'ego Harlina mogło być stworzenia najdłuższego filmu grozy w dotychczasowej historii kina – podobno reżyser planuje wypuszczenie około 300-minutowego filmu pełnometrażowego; połączonej wersji „Strangers 1-3” i nie wyklucza swego zaangażowania w tworzenie kolejnych obrazów ze świata, pod którego fundament położył Bryan Bertino, nie tyle części czwartej, piątej i tak dalej, ile innych opowieści (spoza jego tryptyku) z tymi samymi lub podobnymi czarnymi charakterami. W roli głównej UWAGA SPOILER we wszystkich trzech produkcjach spod znaku „The Strangers” KONIEC SPOILERA Harlin obsadził Madelaine Petsch, aktorkę z solidnym warsztatem, która na ekranie debiutowała w roku 2014, w horrorze science fiction Davida Yarovesky'ego pt. „The Hive”, a później pokazała się choćby w „Polaroidzie” Larsa Klevberga (współprodukcji wspomnianego już Roya Lee), „Po omacku” Coopera Karla i „Jane” Sabriny Jaglom. Jej bohaterkę, Mayę, poznajemy w samochodowej podróży do Portland w stanie Oregon, w którą wybrała się ze swoim ukochanym Ryanem (też przekonujący występ Froya Gutierreza, którego fani gatunku mogą znać z „Inicjacji” Johna Berardo). W dniu piątej rocznicy ich związku docierają do miasteczka, czy raczej wioski (populacja: między 400 a 500), o nazwie Venus, gdzie postanawiają zrobić sobie krótki postój. Uczcić rocznicę teoretycznie niezdrowym lunchem. W niewystawnej restauracji, w której Ryan zostanie niezbyt delikatnie upomniany przez domniemaną właścicielkę w kwestii odwlekania oświadczyn. Nieakceptowalne w tych stronach zwyczaje Zgniłego Zachodu? Tak czy inaczej, z tego przelotnego kontaktu nowojorczyków z lokalną społecznością – zaledwie garstka osób – prawie na pewno miał wyłonić się obraz konserwatywnej wspólnoty niegodnej zaufania. Podejrzani chrześcijanie (między innymi ponurzy ministranci rozdający ulotki bezbożnym turystom, próbujący nawrócić jak najwięcej przyjezdnych, przybliżyć do swojego Boga)? W oczach Ryana na pewno, Maya jednak na swój sposób przestrzega widzów przed poleganiem na instynkcie tego chłopaka. Ona niebrutalnie wytyka mu paranoję, a on w równie lekkim tonie zarzuca jej skrajną naiwność. Odrobina tej pierwszej jeszcze nikomu nie zaszkodziła – przynajmniej na tych ziemiach gatunkowych („Strangers” Renny'ego Harlina oficjalnie został sklasyfikowany jako horror, ja jednak odebrałam go jako typowy thriller z podgatunku home invasion), powiedziałabym wręcz, że paranoja w kinie grozy jest bardziej cnotą niż przekleństwem – a bezkrytyczna wiara w ludzi nikomu nie przysłużyła;) Hipotetyczny gwóźdź do podwójnej trumny, bolesnej śmierci w mrocznym lesie gdzieś w stanie Oregon.

Plakat filmu.„The Strangers: Chapter 1” 2024, Lionsgate Films, Fifth Element Productions, Frame Film

Is Tamara Home?”. Chyba nie przesadzę, stwierdzając, że to pytanie, przeszło do legendy kina grozy. Początek koszmaru Kristen McKay (Liv Tyler) i Jamesa Hoyta (Scott Speedman) z „Nieznajomych” Bryana Bertino, przebojowego dreszczowca, za którym ja jakoś nie przepadam. Wolę sequel Johannesa Robertsa, nie robiłam sobie jednak większej nadziei na pójście tą drogą (połączenie home invasion ze slasherem) w reaktywacji „The Strangers”. Film otwierający trylogię Renny'ego Harlina to remake niecałkowity – niektórzy mogą powiedzieć, że dość luźny – debiutanckiego obrazu pana Bertino. Albo reboot, albo requel... W każdym razie znajoma gehenna nowych protagonistów. W przeciwieństwie do przewodniej pary z „Nieznajomych” (2008), związek Mai i Ryana, nie przechodzi żadnego kryzysu i nic nie wskazuje na to, by w tej pięcioletniej relacji kiedykolwiek pojawił się jakiś poważniejszy zgrzyt. Idealnie dobrani młodzi ludzie entuzjastycznie patrzący w przyszłość. Planujący przeprowadzkę z Nowego Jorku do Portland w stanie Oregon. Czysty przypadek albo celowe działanie w najlepszym razie kierującego się chęcią zysku (ewentualne nieczyste zagrywki drobnego przedsiębiorcy; psującego, a następnie oferującego niedarmową naprawę) mechanika samochodowego z głębokiej prowincji, a w najgorszym współpracującego z szajką zabójców w upiornych maskach. Całe miasteczko zamieszane w makabryczną działalność trojga nieznajomych? To dopiero paranoja, co? Tak czy owak, wiemy tylko, że tytułowi antybohaterowie robili to już wcześniej (pomijając poprzednie cegiełki franczyzy, dobitnie świadczy o tym prolog „Strangers” Renny'ego Harlina). Niemniej drewniany domek, w którym zatrzymała się sympatyczna para z Wielkiego Jabłka, równie dobrze może być sprawdzoną miejscówką zamaskowanych psycholi, co przypadkowym przystankiem w ich makabrycznym tournée. Ot, jechali sobie leśną drogą i ich oczom nagle ukazała się zapraszająco oświetlona chatka, bynajmniej jak z „Martwego zła” Sama Raimiego (bliżej „Domu w głębi lasu” Drew Goddarda, ale też bez przesady); przytulna piętrowa nieruchomość do wynajęcia (nie polecam!) w popularnym serwisie internetowym z przylegającymi budynkami/pomieszczeniami gospodarczymi. Niestety zamieszkanym kurnikiem i komórką. A na werandzie „dwa gołąbki” korzystające z intymnej scenerii. Romantyczny wieczór w odizolowanym zakątku, na rzekomo bezludnej „wyspie”, gęsto porośniętej drzewami. Całkiem mroczny, magnetycznie ponury klimacik panuje w tym niby romantycznym miejscu – stylowe zdjęcia José Davida Montero (m.in. „Czarny motyl” Briana Goodmana, „Park grozy” Gregory'ego Plotkina), z fantazją posklejane przez Michelle Harrison – ale chyba nic w tym świecie nie ucieszyło mnie bardziej od „Sonaty Księżycowej” Ludwiga van Beethovena. Partytura Justina Caine'a Burnetta (m.in. „Demon: Historia prawdziwa” notabene Courtneya Solomon, „Koszmar kolejnego lata” Sylvaina White'a) jakoś nie wpadła mi w ucho, ktokolwiek jednak odpowiadał za wybór nie tylko „Sonaty Księżycowej”, granej na fortepianie stojącym w house fatale Renny'ego Harlina, ale też starych szlagierów (płyty winylowe), jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, zapewnił mi większe atrakcje od scenarzystów. Z całej tej „zabawy w kotka i myszkę” wyróżnić mogę tylko spóźnioną kolację w domku letniskowym i wcześniejsze podchody pod nieobecność jednego z nieszczęsnych najemców. Mój ulubiony moment (rozpływający się w powietrzu „Norman Bates”) wymyśliła Madelaine Petsch, a w zasadzie podzieliła się myślami czasami nachodzącymi ją pod prysznicem. Piana w oczach i niejasne przeczucie, że ktoś ją obserwuje. Kciuk w górę również dla bolesnego incydentu pod podłogą - krzyknęłam równocześnie z bohaterką – i już samego poprowadzenia (bo przecież nie wymyślenia) akcji z upierdliwą „nastolatką” dopytującą o niejaką Tamarę. Poza tym tradycyjne uciekanie, ukrywanie się, rozdzielanie (usprawiedliwione, choć za pierwszym razem niektórych może zastanowić taki podział zadań, tj. człowiek ze skręconą kostką idzie na górę poszukać broni, a człowiek ze zranioną dłonią zostaje na czatach), szukanie się (nie zawsze dyskretne – wołanie w lesie) i strzelanie na oślep UWAGA SPOILER (panika w pełni zrozumiała, ale to nie zmienia faktu, że komuś przypadkiem można zrobić krzywdę, nie wspominając już o wyczerpaniu cennej amunicji bez choćby jednego draśnięcia wroga/wrogów i skończeniu na „krześle inkwizytorskim” KONIEC SPOILERA. Tragiczny finał nieunikniony? W każdym razie mocno przewidywalna to opowieść, albowiem ciasno osadzona w twardej konwencji home invasion movies. Ciąg dalszy w trakcie napisów końcowych.

Na koniec najstraszniejsza rzecz: w mojej ocenie „podróbka” przebiła oryginał. Pierwszy rozdział długiej filmowej historii o znajomych nieznajomych Renny'ego Harlina według mnie wyprzedził jeden z najbardziej docenianych reprezentantów podgatunku home invasion, debiutancki utwór filmowy Bryana Bertino. Minimalnie, ale zawsze. A to przecież takie sztampowe widowisko. Takie podobne do „Nieznajomych” 2008. Podobne i niepodobne zarazem:) Ładnie nakręcone, ale fabuła mogłaby być lepsza. Może rozkręci się w następnej odsłonie „Strangers”, na którą najprawdopodobniej długo czekać nie będziemy. Miłośnicy i nie-miłośnicy franczyzy o bardzo brzydko się bawiących dużych dzieciakach. Przygłupach w maskach, że tak sobie ryzykownie zażartuję.

1 komentarz:

  1. Najgorszy film jaki widziałem w ostatnich 10 latach, takiego poziomu debilizmu głównych bohaterów nawet w parodiach nie ma. Do tego totalnie nudny. Co tam było ładnie nakręcone? Wyglądało jak amatorski filmik z YouTube...

    OdpowiedzUsuń