niedziela, 17 sierpnia 2014

„Osiem milimetrów” (1999)


Prywatny detektyw, Tom Welles, dostaje zlecenie od bogatej wdowy, która znalazła w sejfie swojego męża taśmę z morderstwem młodej dziewczyny. Zadaniem Wellesa jest ustalenie, czy ma do czynienia z filmem snuff, czy ze zwykłą mistyfikacją. Aby to zrobić opuszcza rodzinę i rusza do kilku miast w Stanach Zjednoczonych. Wkrótce upewnia się, że dziewczyna zaginęła przed sześcioma laty, co z kolei zmusza go do zapoznania się ze światem podziemnej, twardej pornografii.

Joela Schumachera bardzo cenię za moim zdaniem znakomitą adaptację powieści Johna Grishama, pt. „Czas zabijania”. Ale zdecydowanie większy rozgłos zyskał jego amerykańsko-niemiecki thriller z Nicolasem Cage’m w roli głównej, pt. „Osiem milimetrów”. Film doceniony przez widzów i zmiażdżony przez krytyków swego czasu szokował, co poniektórych, niezaznajomionych z tematyką snuff movie odbiorców. I choć dzisiaj te owiane złą sławą taśmy nie są już dla nikogo tajemnicą istnieje szansa, że realizacja i przesłanie obrazu Schumachera, zapewne zgodnie z jego zamysłem, mocno przygnębią niektórych odbiorców.

Głównym bohaterem filmu jest prywatny detektyw, Tom Welles, całkiem przyzwoicie wykreowany przez Nicolasa Cage’a, choć muszę przyznać, że aktor miał w swojej karierze kilka lepszych momentów. Choć mężczyzna nie dostaje jakichś zatrważająco intratnych zleceń cieszy się spokojnym życiem u boku ukochanej żony i małej córeczki. Jednak, kiedy bogata staruszka daje mu do wglądu taśmę przechowywaną w sejfie przez jej zmarłego męża bez wahania opuszcza swoje rodzinne gniazdko, aby dociec prawdy. Moment, w którym Welles ogląda nagranie, obrazujące zaszlachtowanie młodej dziewczyny przez rosłego, zamaskowanego mężczyznę jest jednym z najbardziej wstrząsających ujęć w filmie. Choć Schumacher unika tutaj (podobnie, jak i w dalszej części seansu) nadmiernego epatowania makabrą i tak udaje mu się oddać zimną, obliczoną na wysoki zysk brutalność oprawców. Nic więc dziwnego, że na wskroś prawy bohater jakim jest Tom, który sam przecież ma córkę, poczytuje sobie za punkt honoru odnalezienie dziewczyny (jeśli taśma jest sfabrykowana) bądź jej morderców (jeśli jest prawdziwym snuffem), nawet kosztem własnego bezpieczeństwa. Od początku kieruje nim jedynie chęć odkrycia prawdy, a nie ewentualne korzyści materialne. Z błogosławieństwem wdowy Welles rusza na posterunek policji, gdzie dowiaduje się, że dziewczyna nazywa się Mary Ann Mathews i oficjalnie uznana jest za zaginioną. Później poznaje jej zrozpaczoną, nadal czekającą na jej powrót matkę. Znajomość z nią jest pierwszym etapem zwrotnym w śledztwie Toma, to tam najmocniej uderza go, że dziewczyna nie była bezimienną postacią z filmu, ale żywą osobą, która miała kogoś, kto bardzo ją kochał. Twórcy bardzo mocno podkreślają tutaj tragedię pań Mathews, starając się zidentyfikować widzów z ich nieszczęściem, a co za tym idzie sprawić, że zaszlachtowana dziewczyna nie będzie dla nich jeszcze jedną nic nieznaczącą ofiarą, jakich pełno w kinie grozy. Uważam, że osiągnięcie tego założenia było największym i zdecydowanie najtrudniejszym zadaniem twórców – to dzięki niemu śledztwo Wellesa nabrało w moich oczach tak wielkiego znaczenia, potęgując emocje i chwilami nieznośne wręcz napięcie.

Choć przebieg scenariusza nieustannie rani odrażającym ujęciem destrukcyjnej natury ludzkiej byłby niczym bez tej niezapomnianej, mrocznej oprawy. Twórcy właściwie przez cały czas (nawet w ujęciach sielankowego życia rodzinnego Toma) utrzymują obraz w ciemnych, przytłaczających barwach, podkreślanych miażdżącą ścieżką dźwiękową, skomponowaną przez Mychaela Danna. Klimat najsilniej oddziałuje w późniejszych partiach filmu, kiedy to prywatny detektyw zagłębi się już w światek twardego porno. Obskurne lokale, zawilgocone piwnice i brudne magazyny pełne poszukujących „mocnych wrażeń” zdegenerowanych jednostek. Klienci zapłacą każdą sumę za najbardziej wynaturzone filmy, a sprzedawcy mając w poważaniu prawo zrobią wszystko, aby tylko zarobić na ich perwersjach. Kiedy Welles w towarzystwie swojego przewodnika, wygadanego ekspedienta sex shopu, Maxa Californii (znakomita kreacja Joaquina Phoenixa) wejdzie już w tę nową rzeczywistość nieuchronnie zacznie nią nasiąkać. Jak mówi Max, przestając z diabłem zacznie się do niego upodabniać, ale nie w taki sposób, jak myśli chłopak. Obserwując ten upadek człowieczeństwa Welles dostaje niemalże obsesji na punkcie odnalezienia oprawców dziewczyny, nawet nie podejrzewając, że konfrontacja z nimi zmieni go na zawsze. Scenarzysta, Andrew Kevin Walker, właściwie cały czas trzyma się typowego dla thrillerów policyjnych śledztwa – przygnębiającego, ale też ani jednym zwrotem akcji nieodbiegającego od utartej konwencji tego typu produkcji. Gdyby nie podejście do ofiary, mroczny klimat, problematyka filmów snuff i sprawne oddanie odczłowieczenia jednostki obraz Schumachera zapewne nie oddziaływałby tak silnie na psychikę, ale na szczęście z, na pierwszy rzut oka banalnego scenariusza, udało mu się stworzyć istne emocjonalne arcydzieło, które rani właściwie przez cały czas, ale motywami sprawców wręcz przygniata. Zdesperowany Welles w pewnym momencie pragnie jedynie wiedzieć dlaczego? Dlaczego podstarzały bogacz zlecił zabójstwo dziewczyny przed okiem kamery? Bo mógł – odpowiada jego pracownik, tym samym dostarczając odbiorcom jednego z najbardziej odrażających, ale też przekonujących motywów zlecenia morderstwa. To samo zresztą twórcy czynią z drugą, wykonawczą stroną. Zabił nie dla pieniędzy, ale dlatego, że chciał, że to lubił… Trudno w obliczu takich prawd zachować opanowanie, dlatego też raczej nie dziwi finalne zachowanie Wellesa.

„Osiem milimetrów” to znakomite studium perwersji i upadku moralności, dogłębne świadectwo folgowania swoim zdegenerowanym zachciankom kosztem niewinnych jednostek tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Bo choć film krwawy nie jest jego podskórna brutalność, tkwiąca w klimacie, scenografii i przesłaniu, co poniektórym delikatniejszym odbiorcom może zapewnić bezsenną noc. Schumacher nie wybiega tutaj daleko w fikcję, pokazuje nam tylko coś, co ma miejsce codziennie na całym świecie i właśnie tą prawdą najsilniej wstrząsa empatycznymi widzami. W 2005 roku film doczekał się swojego sequela, ale choć ogląda się go dobrze nie dorównuje części pierwszej.    

1 komentarz:

  1. super opis, jak tylko znajde chwile to go obejrze, zapraszam do siebie: http://2kgcukru.blogspot.com/
    :)

    OdpowiedzUsuń