czwartek, 11 czerwca 2015

„Córeczka” (1996)


Don i Barbara Mitchell mieszkają z córką adopcyjną, Jody, która sprawia problemy wychowawcze w szkole. Kiedy dyrektorka wspomina dziewczynce o przeniesieniu do podstawówki z internatem ta przerażona, że może zostać rozdzielona z rodziną, zabija ją i pozostaje poza wszelkim podejrzeniem. Kiedy w domu Mitchellów, na czas wakacji, zatrzymuje się Karen Conners, bratanica Dona destrukcyjne zachowanie Jody się nasila. Dziewczynka ma prawdziwą obsesję na punkcie ojca i jest w stanie wyeliminować każdego, kto zagraża ich relacjom. Tylko Karen dostrzega poważne anomalie w zachowaniu Jody, ale adopcyjni rodzice dziewczynki nie podzielają jej podejrzeń. Tymczasem Jody kontynuuje swój zbrodniczy proceder eliminowania każdego z otoczenia Mitchellów, kto w jej mniemaniu pragnie zniszczyć ich rodzinę.

Thriller twórcy między innymi piątej części „Cichej nocy, śmierci nocy”, Martina Kitrossera, który w swojej reżyserskiej karierze nigdy nie wybiegł poza produkcje telewizyjne i rynek wideo. „Córeczka” powstała na fali popularności motywu morderczego dzieciaka, rozpropagowanego między innymi przez twórców „Synalka” i „Mikey’ego”. Chociaż scenariusz Steve’a Pesce’a koncentrował się na małej dziewczynce (nie na chłopcu) łatwo odnaleźć w „Córeczce” echa tamtych filmów.

Oryginalność z pewnością nie jest jednym z elementów obrazu Martina Kitrossera. Rys psychologiczny młodocianej morderczyni, Jody Mitchell, jest zbliżony do charakterologii Mikey’ego. Łatwo zauważyć, że scenarzysta przy rozpisywaniu postaci Jody starał się troszkę moralizować. Pokazać, że procedura adopcyjna w połączeniu z tragiczną przeszłością wyrządza poważne szkody w psychice dziecka. Tutaj jest to posunięte do ekstremum. Ciągłe „przerzucanie” dziewczynki z jednej rodziny zastępczej do drugiej zaowocowało jej obsesyjnym pragnieniem utrzymania przy sobie Mitchellów, za wszelką cenę. Szczególną niezdrową sympatią Jodie obdarza swojego przybranego ojca, Dona. Idealizowanie go i pragnienie ciągłego pozostawania w jego towarzystwie zostało uwarunkowane tragicznym losem jej biologicznego ojca, z którym nigdy nie zdołała się pogodzić. Teraz, podobnie jak Mikey, usilnie pragnie dopasować się do nowej familii i w jedyny znany sobie sposób eliminować wszelkie problemy, które burzą rodzinny spokój, ale w przeciwieństwie do niego ze szczególną troską o właściwe relacje z zastępczym ojcem, który w jej oczach jest kimś wyjątkowym. Zbrodnie, które popełnia Jody w obawie przed zakłóceniem w jej mniemaniu rodzinnej idylli nie charakteryzują się większą brutalnością, czy innowacyjnością. Przez wzgląd na swoje gabaryty dziewczynka jest zmuszona uciekać się do podstępów w starciach z silniejszymi od siebie dorosłymi. Dyrektorkę zrzuca z krzesła, babcię spycha ze schodów, przyjaciółkę Barbary zachodzi od tyłu i uderza z zaskoczenia. Mordów jest oczywiście więcej, ale dosłownie wszystkie bazują na takim samym schemacie: unikania frontalnego ataku na rzecz podstępu. Chociaż kilka scen zabójstw aż prosiło się o większą drastyczność należy oddać scenarzyście, że należycie zatuszował niedostatki siłowe Jody, przekonująco oddając jej modus operandi. Ponadto twórcy zadbali o odpowiednie napięcie, podczas wszystkich scen mordów, ze szczególnym wskazaniem na ujęcia poprzedzające atak przybranej babci Jody i przyjaciółki jej zastępczej matki. W tym drugim przypadku najsilniej emocjonuje przeciągnięte w czasie, powolne podążanie dziewczynki śladami niczego nieświadomej kobiety, podlewającej kwiaty przy akompaniamencie stonowanej, acz idealnie zsynchronizowanej z obrazem ścieżki dźwiękowej. Przed zaatakowaniem babci natomiast Jody ucieka się do podstępu. Skłania staruszkę do zabawy w chowanego, podczas której zostawia na parterze magnetofon z nagraniem wołania o pomoc i kryje się na piętrze. Scenę, podczas której jej ofiara wspina się po schodach, aby na szczycie dobiegł jej uszu rozpaczliwy krzyk przybranej wnuczki, Kitrosser oddał z prawdziwym wyczuciem suspensu. Wiemy, że Jody za chwilę pojawi się za jej plecami, żeby zepchnąć ją ze schodów i właśnie owa nieuchronność tragedii najsilniej na nas oddziałuje.

W przeciwieństwie do „Mikey’ego”, „Córeczkę” oddarto z nadmiernie gęstego klimatu grozy. Uświadomienie nam, do czego zdolna jest Jody zagwarantowało Kitrosserowi odpowiednią aurę zdefiniowanego zagrożenia, należycie trzymającą w napięciu, dzięki skutecznym trickom realizatorskim, o których pokrótce wspomniałam wyżej. Ale jednocześnie twórcy odrobinę zaniedbali grę barw. Kolorystyka, przeciwnie niż w „Mikey’m” nie wywołuje wrażenia ciężkości, nie jest na tyle „przybrudzona”, aby dosłownie przygniatać odbiorców. Kitrosser postawił na większą delikatność, która owszem również może się podobać, ale jego film na pewno na dłużej pozostałby w pamięci, gdyby wykazał się większą odwagą w generowaniu atmosfery grozy. Zanim przejdziemy do związków „Córeczki” z „Synalkiem” warto wspomnieć o jeszcze jednej analogii z „Mikey’m”. Otóż, po niemalże każdym zbrodniczym akcie (bądź tuż przed nim) Jody sili się na jakiś adekwatny do sytuacji dowcip, który znacząco podkreśla jej szaleństwo. Po zrzuceniu przybranej babci ze schodów dziewczynka stwierdza, że najwięcej wypadków przydarza się w domu, a po zabiciu przyjaciółki Barbary zauważa, że w okolicy, aż roi się od bandytów. Takich dowcipnych, idealnie dopasowanych do aktualnej sytuacji tekstów wtłoczono w usta Jody o wiele więcej, i co ważniejsze z takim wyczuciem gatunku, aby nie natchnąć jej postaci cechami stricte prześmiewczymi. Inspirację z „Synalka” Steve Pesce najpewniej czerpał podczas rozpisywania wątku Karen, bratanicy Dona, która zatrzymuje się u nich na okres wakacji. Kuzynka Jody, aż do finału jest jedyną osobą z jej otoczenia (poza jej znajomą), która dostrzega poważne anomalie w jej zachowaniu. Oczywiście, początkowo nie dopatruje się w niej morderczej natury, ale z biegiem trwania własnego amatorskiego dochodzenia zaczyna podejrzewać, że Mitchellom grozi poważne niebezpieczeństwo. Wątek mało odkrywczy, ale znacząco dynamizujący fabułę i co ważniejsze reprezentowany przez właściwie jedyną aktorkę, która jako tako przyłożyła się do swojej roli. Roxana Zal całkiem przekonująco wykreowała postać Karen, mocno kontrastując z główną bohaterką - egzaltowaną, przesadnie dramatyczną Gabrielle Boni, której częste, jakże sztuczne wybuchy emocji dosłownie raniły moje oczy. Szkoda, że Kitrosserowi nie udało się zatrudnić lepszej młodocianej aktorki, choćby odrobinę, bo Boni zdecydowanie nie była w stanie podołać temu niełatwemu zadaniu. 

Dla wielbicieli thrillerów o morderczych dzieciakach „Córeczka” powinna być idealnym wyborem. Innowacyjności, czy większej odwagi w epatowaniu makabrą oraz duszącym klimatem tutaj nie uświadczymy, ale raczej wątpię, żeby entuzjastom tego typu filmów przede wszystkim na tym zależało. W swoim gatunku zdaje egzamin, choćby dzięki zdolności reżysera do należytego stopniowania napięcia i wciągającego snucia bądź co bądź konwencjonalnej historii. Poszukiwacze oryginalności zapewne będą rozczarowani „Córeczką”, ale osoby takie jak ja nieprzykładające do tego większej wagi w ogólnym rozrachunku powinni być zadowoleni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz