Leyli
Maal kilka lat temu przybyła do Francji z Afryki Zachodniej. Ona i
trójka jej dzieci, dwudziestojednoletnia Bamby, osiemnastoletni
Alpha i dziesięcioletni Tidiane, przebywają w tym kraju legalnie,
zajmując małe mieszkanie w biednej dzielnicy. Leyli ciężko
pracuje na utrzymanie ich wszystkich, jednocześnie starając się o
większe lokum od miasta. Ma też tajemnicę, ukrywa coś przed
światem, ale chętnie dzieli się z innymi tym, co przeżyła. A jej
egzystencja wcale lekka nie była. Zanim osiadła we Francji Leyli
przeszła prawdziwą gehennę w pogoni za swoim marzeniem. Młoda
kobieta pragnąca dostać się do Europy podzieliła los wielu innych
migrantek. Wykorzystywana seksualnie, poniżana, bita, oszukiwana, a
mimo to nietracąca wewnętrznej siły, która przez wszystkie te
lata piekła pchała ją do Francji, w której jej los, jak głęboko
wierzyła, odmieni się na lepsze. I rzeczywiście, kiedy to marzenie
wreszcie się spełniło życie Leyli diametralnie się zmieniło.
Kobieta nie posiada wiele, ale po tym, co przeszła niemalże w
zupełności wystarczy jej to do szczęścia.
Tymczasem
w jednym z hoteli zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Sprawę
prowadzi komendant Petar Velika, któremu towarzyszy jego zastępca
porucznik Julo Flores. Śledczy szybko odkrywają, że za tą
zbrodnią stoi młoda kobieta. Starają się rozpracować jej
tożsamość najszybciej jak to możliwe. Podejrzewają bowiem, że
morderczyni już wkrótce uderzy ponownie, że nie poprzestanie na
tej jednej zbrodni.
Michel
Bussi, francuski wielokrotnie nagradzany pisarz specjalizujący się
w thrillerach, autor między innymi „Czarnych nenufarów”,
„Samolotu bez niej”, „Nigdy nie zapomnieć”, „Mama kłamie”
i „Czas jest mordercą” tym razem zderza czytelników z jakże
aktualną tematyką migrantów. Po raz pierwszy wydana w 2017 roku
powieść „Mówili, że jest piękna” tego mistrza manipulacji,
artysty, który w tej dziedzinie nie ma sobie równych (a
przynajmniej ja takich twórców nie znam), według wielu odbiorców
książek Bussiego, najlepszym jego pisarskim dokonaniem na pewno nie
jest, ale jako że ten autor bardzo wysoko zawiesił sobie poprzeczkę
ten wniosek nie rzutował zanadto na ogólny odbiór niniejszego
dokonania Bussiego. Bo na tle współczesnych literackich thrillerów
„Mówili, że jest piękna” i tak wypada nadzwyczaj dobrze –
kto jak kto, ale ten autor ma z czego schodzić. Nawet jak trochę
obniży poziom to i tak wielu swoich kolegów po piórze zostawia
daleko w tyle.
Skrótowy
opis fabuły „Mówili, że jest piękna” bez wątpienia nie
skłoniłby mnie do sięgnięcia po tę pozycję, gdyby nie nazwisko
jej autora. Nie jestem miłośniczką opowieści o migrantach
przemierzających tysiące kilometrów w nadziei na dostanie się do
lepszego świata, ani nawet historii o handlu żywym towarem i w
ogóle o całym biznesie powiązanym z ludźmi nielegalnie
przedostającymi się na inny kontynent. Ale jestem miłośniczką
prozy Michela Bussiego i to tak oddaną, że nie poświęciłam nawet
chwili na zastanowienie czy warto ryzykować spotkanie z tą
konkretną koncepcją. Co więcej, wprost nie mogłam doczekać się
momentu, w którym zasiądę do lektury „Mówili, że jest piękna”,
bo wiedziałam, że Michel Bussi zmusi mnie do zatracenia się nawet
w takiej fabule, że moja niechęć do fikcyjnych opowieści
(wystarczą mi te prawdziwe) o migrantach w tym przypadku się nie
odezwie. Bo wiem, do czego ten pisarz jest zdolny, na co stać
Michela Bussiego nawet wtedy, gdy nie jest w najwyższej formie, gdy
nie mam właśnie do czynienia z jego najlepszym z dotychczas
przeczytanych przeze mnie utworów. A „Mówili, że jest piękna”
moim numerem jeden powieści Michela Bussiego nie została – z
drugiej jednak strony to jeden z najlepszych literackich thrillerów,
jaki w ostatnim czasie wpadł mi w ręce. I kluczem do mojego serca
wcale nie był w tym przypadku zwrot akcji. Owszem, z prawdziwymi
wypiekami na twarzy czekałam na ten najważniejszy znak rozpoznawczy
pisarstwa Bussiego i tak, jak w końcu go dostałam to autentycznie
osłupiałam (autor pograł mną jak dzieciakiem, ku mojemu
niezmiernemu zadowoleniu), ale ten mocno zaskakujący moment w moich
oczach wcale nie jest największym superlatywem „Mówili, że jest
piękna”. Empatia – to ona najbardziej wzbogacała ową opowieść,
to wnikanie autora, a przez to również nas, odbiorców jego dzieła,
w skórę migrantów, to jego zrozumienie tych skrzywdzonych przez
los ludzi i ich rozpaczliwych prób wydobycia się z tego bagna. I
wstyd, bo choć Bussi nie wyraża tego wprost między jego słowami
można znaleźć tę przykrą emocję towarzyszącą autorowi ilekroć
zestawi nas Europejczyków z obywatelami Afryki. Różni nas to, że
my mieliśmy to szczęście, że urodziliśmy się na kontynencie,
który daje dużo możliwości, a oni nie. Jednak więcej bije tutaj
z Bussiego czystej wściekłości i rozgoryczenia w reakcji na
obchodzenie się władz Francji z imigrantami (gdyby mieszkał w
Polsce te emocje pewnie byłyby jeszcze silniejsze). W ogóle to
polityka całego tak zwanego cywilizowanego świata w tej kwestii
musi doprowadzać Bussiego do szewskiej pasji, bo gdyby było inaczej
pewnie nie omawiałby tego tak szczegółowo i z takim zaangażowaniem
na kartach swojego utworu. Nie opowiadałby się tak zdecydowanie po
jednej stronie tego konfliktu (bo chyba można uznać to za konflikt)
i to w dodatku w tak poruszający sposób. Nie, Bussi nie musiał
uciekać się do mdłych, egzaltowanych, do bólu ckliwych kawałków,
żeby wzruszyć czytelnika losem ludzi przemierzających tysiące
kilometrów w pogoni za swoimi marzeniami. Wystarczyły chłodne
obserwacje, treściwe referowanie przebiegu dawnej podróży głównej
bohaterki książki, Leyli Maal, w formie jej opowieści, snutej na
użytek dwóch mężczyzn, którą to autor podał w kilku częściach.
Chwilowo przerywały one właściwą akcję „Mówili, że jest
piękna”, wydarzenia rozgrywające się w umownej teraźniejszości
(choć cały czas wiedziało się, że to wszystko jakoś się ze
sobą wiąże), w których to także nie brakowało opisów trudów i
znojów migrantów.
„W
morzu kłamstw łatwiej utopić jest prawdę.”
Wiem,
na co liczą fani twórczości Michela Bussiego. Wiem czego przede
wszystkim od niego oczekują. Dlatego jestem świadoma tego, że
nawet bardzo liczne i najbardziej optymistyczne oceny jego podejścia
do migrantów nie wystarczą, aby dać im do zrozumienia, że i tym
razem nie powinien spotkać ich zawód. Oczywiście, podejrzewam, że
znajdzie się jakaś część miłośników prozy Bussiego tworząca
grono rozczarowanych, ale nie sądzę, żeby było ono duże.
Opowieść trochę niedomaga w swoich pierwszych partiach, przy czym
nie dotyczy to retrospekcji z życia Leyli Maal tylko ścieżki
rozciągającej się w umownej teraźniejszości. Ale najpierw plusy.
Autor wykazuje się godną podziwu starannością przy tworzeniu
zróżnicowanych charakterologicznie pierwszo i drugoplanowych
postaci, dbając przy tym o tworzenie coraz to bardziej uwierającej
tajemnicy najszczelniej oplatającej Leyli Maal, ale jestem
przekonana, że odbiorcy tej książki będą też wypatrywać
jakichś rewelacji w pozornie nieskomplikowanym śledztwie
prowadzonym przez komendanta Petara Velikę. Opryskliwego, twardego
gliniarza, który zwykł protekcjonalnie traktować swojego
zastępcę, Julo Floresa. Młodszego od siebie, acz nie ma powodów,
by sądzić, że mniej inteligentnego kolegę, który to wzbudza
zdecydowanie większą sympatię niż jego przełożony. Tymczasem
Leyli poznajemy jako mężnie stawiającą czoła wszelkim
przeciwnościom matkę trojga dzieci, która na pierwszy rzut oka ma
swoje drobne dziwactwa, ale też jakiś magnetyzm, siłę, która
przyciąga mężczyzn, imponuje im, niemalże ich hipnotyzuje. To
kobieta, która ukrywa coś przed światem, niby nie mówi
wszystkiego o sobie, ale jednak nawet z nowo poznanymi ludźmi
chętnie dzieli się historią swojego życia... Dziwne, wiem, ale ci
co znają twórczość Michela Bussiego z nie taką przewrotnością
mieli już do czynienia. To najbardziej podstępny pisarz, z jakim w
całym swoim dotychczasowym życiu się zetknęłam (mowa o jego
utworach, rzecz jasna), największy manipulator w gronie znanych mi
autorów thrillerów i kryminałów, artysta, któremu w tej sztuce
nawet tak zdolna bestia, jak Jeffery Deaver, moim zdaniem nie
dorównuje. Ale świadomość, że nic nie jest tak oczywiste, jak
Bussi to przedstawia, że gdzieś pośród tych wszystkich słów
kryje się wstrząsająca prawda, być może nawet taka, która każe
nam wrzucić do kosza wszystkie informacje, które do tej pory
zebraliśmy oraz towarzyszenie tak żywym, odmalowanym z dbałością
o najdrobniejsze szczegóły postaciom, mogą nie wystarczyć.
Przynajmniej część odbiorców „Mówili, że jest piękna” może
tak jak ja co jakiś czas nabierać pewności, że autor nie wie, jak
pociągnąć tę historię, że w opowieść tę wkradły się
przestoje. Co prawda niezbyt długie, ale jednak widoczne. Szczęście,
że prawie w całości kompensowane w późniejszych partiach
książki, a i nierzadko zaraz po nich Bussi obdarowywał mnie
trzymającymi w napięciu kawałkami z coraz to bardziej
komplikującego się policyjnego śledztwa i życia legalnie
przebywającej we Francji imigrantki z Mali oraz jej najbliższych.
Michel
Bussi to moje największe odkrycie ostatnich lat. Jeden z nielicznych
pisarzy, który potrafi nie tyle mnie zaskakiwać, co autentycznie
paraliżować swoimi zwrotami akcji, który ze wszystkich znanych mi
autorów książek wykazuje się największą biegłością w sztuce
manipulacji, który ku mojej ogromnej radości, sprowadza mnie do
roli dziecka błądzącego we mgle w przeświadczeniu o nieuchronnie
zbliżającym się zagrożeniu. I tak też było w przypadku „Mówili,
że jest piękna” - w tej empatycznej, mocno trzymającej w
napięciu powieści o migrantach, policjantach, zbrodniach i
tajemnicach, na ujawnienie których czytelnik będzie musiał długo
czekać i jestem przekonana, że przynajmniej jedna z tych bomb
spuszczonych w końcu na niego przez Michela Bussiego na jakiś czas
praktycznie go ogłuszy. A więc choć według mnie nie jest to
powieść doskonała, nie przez te przestoje, czuję się w obowiązku
polecić ją wszystkim fanom literackich thrillerów, również tym,
którzy tak jak ja nie przepadają za motywami migrantów i handlu
żywym towarem wykorzystywanymi w sztuce. Bo Michel Bussi jest chyba
niczym mitologiczny Midas – wydaje się, że wszystko, czego dotnie
zamienia się w złoto.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Widzę, że wypadałoby w końcu zapoznać się z twórczością tego autora.
OdpowiedzUsuń