piątek, 6 lipca 2018

Michel Bussi „Mówili, że jest piękna”

Leyli Maal kilka lat temu przybyła do Francji z Afryki Zachodniej. Ona i trójka jej dzieci, dwudziestojednoletnia Bamby, osiemnastoletni Alpha i dziesięcioletni Tidiane, przebywają w tym kraju legalnie, zajmując małe mieszkanie w biednej dzielnicy. Leyli ciężko pracuje na utrzymanie ich wszystkich, jednocześnie starając się o większe lokum od miasta. Ma też tajemnicę, ukrywa coś przed światem, ale chętnie dzieli się z innymi tym, co przeżyła. A jej egzystencja wcale lekka nie była. Zanim osiadła we Francji Leyli przeszła prawdziwą gehennę w pogoni za swoim marzeniem. Młoda kobieta pragnąca dostać się do Europy podzieliła los wielu innych migrantek. Wykorzystywana seksualnie, poniżana, bita, oszukiwana, a mimo to nietracąca wewnętrznej siły, która przez wszystkie te lata piekła pchała ją do Francji, w której jej los, jak głęboko wierzyła, odmieni się na lepsze. I rzeczywiście, kiedy to marzenie wreszcie się spełniło życie Leyli diametralnie się zmieniło. Kobieta nie posiada wiele, ale po tym, co przeszła niemalże w zupełności wystarczy jej to do szczęścia.
Tymczasem w jednym z hoteli zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Sprawę prowadzi komendant Petar Velika, któremu towarzyszy jego zastępca porucznik Julo Flores. Śledczy szybko odkrywają, że za tą zbrodnią stoi młoda kobieta. Starają się rozpracować jej tożsamość najszybciej jak to możliwe. Podejrzewają bowiem, że morderczyni już wkrótce uderzy ponownie, że nie poprzestanie na tej jednej zbrodni.

Michel Bussi, francuski wielokrotnie nagradzany pisarz specjalizujący się w thrillerach, autor między innymi „Czarnych nenufarów”, „Samolotu bez niej”, „Nigdy nie zapomnieć”, „Mama kłamie” i „Czas jest mordercą” tym razem zderza czytelników z jakże aktualną tematyką migrantów. Po raz pierwszy wydana w 2017 roku powieść „Mówili, że jest piękna” tego mistrza manipulacji, artysty, który w tej dziedzinie nie ma sobie równych (a przynajmniej ja takich twórców nie znam), według wielu odbiorców książek Bussiego, najlepszym jego pisarskim dokonaniem na pewno nie jest, ale jako że ten autor bardzo wysoko zawiesił sobie poprzeczkę ten wniosek nie rzutował zanadto na ogólny odbiór niniejszego dokonania Bussiego. Bo na tle współczesnych literackich thrillerów „Mówili, że jest piękna” i tak wypada nadzwyczaj dobrze – kto jak kto, ale ten autor ma z czego schodzić. Nawet jak trochę obniży poziom to i tak wielu swoich kolegów po piórze zostawia daleko w tyle.

Skrótowy opis fabuły „Mówili, że jest piękna” bez wątpienia nie skłoniłby mnie do sięgnięcia po tę pozycję, gdyby nie nazwisko jej autora. Nie jestem miłośniczką opowieści o migrantach przemierzających tysiące kilometrów w nadziei na dostanie się do lepszego świata, ani nawet historii o handlu żywym towarem i w ogóle o całym biznesie powiązanym z ludźmi nielegalnie przedostającymi się na inny kontynent. Ale jestem miłośniczką prozy Michela Bussiego i to tak oddaną, że nie poświęciłam nawet chwili na zastanowienie czy warto ryzykować spotkanie z tą konkretną koncepcją. Co więcej, wprost nie mogłam doczekać się momentu, w którym zasiądę do lektury „Mówili, że jest piękna”, bo wiedziałam, że Michel Bussi zmusi mnie do zatracenia się nawet w takiej fabule, że moja niechęć do fikcyjnych opowieści (wystarczą mi te prawdziwe) o migrantach w tym przypadku się nie odezwie. Bo wiem, do czego ten pisarz jest zdolny, na co stać Michela Bussiego nawet wtedy, gdy nie jest w najwyższej formie, gdy nie mam właśnie do czynienia z jego najlepszym z dotychczas przeczytanych przeze mnie utworów. A „Mówili, że jest piękna” moim numerem jeden powieści Michela Bussiego nie została – z drugiej jednak strony to jeden z najlepszych literackich thrillerów, jaki w ostatnim czasie wpadł mi w ręce. I kluczem do mojego serca wcale nie był w tym przypadku zwrot akcji. Owszem, z prawdziwymi wypiekami na twarzy czekałam na ten najważniejszy znak rozpoznawczy pisarstwa Bussiego i tak, jak w końcu go dostałam to autentycznie osłupiałam (autor pograł mną jak dzieciakiem, ku mojemu niezmiernemu zadowoleniu), ale ten mocno zaskakujący moment w moich oczach wcale nie jest największym superlatywem „Mówili, że jest piękna”. Empatia – to ona najbardziej wzbogacała ową opowieść, to wnikanie autora, a przez to również nas, odbiorców jego dzieła, w skórę migrantów, to jego zrozumienie tych skrzywdzonych przez los ludzi i ich rozpaczliwych prób wydobycia się z tego bagna. I wstyd, bo choć Bussi nie wyraża tego wprost między jego słowami można znaleźć tę przykrą emocję towarzyszącą autorowi ilekroć zestawi nas Europejczyków z obywatelami Afryki. Różni nas to, że my mieliśmy to szczęście, że urodziliśmy się na kontynencie, który daje dużo możliwości, a oni nie. Jednak więcej bije tutaj z Bussiego czystej wściekłości i rozgoryczenia w reakcji na obchodzenie się władz Francji z imigrantami (gdyby mieszkał w Polsce te emocje pewnie byłyby jeszcze silniejsze). W ogóle to polityka całego tak zwanego cywilizowanego świata w tej kwestii musi doprowadzać Bussiego do szewskiej pasji, bo gdyby było inaczej pewnie nie omawiałby tego tak szczegółowo i z takim zaangażowaniem na kartach swojego utworu. Nie opowiadałby się tak zdecydowanie po jednej stronie tego konfliktu (bo chyba można uznać to za konflikt) i to w dodatku w tak poruszający sposób. Nie, Bussi nie musiał uciekać się do mdłych, egzaltowanych, do bólu ckliwych kawałków, żeby wzruszyć czytelnika losem ludzi przemierzających tysiące kilometrów w pogoni za swoimi marzeniami. Wystarczyły chłodne obserwacje, treściwe referowanie przebiegu dawnej podróży głównej bohaterki książki, Leyli Maal, w formie jej opowieści, snutej na użytek dwóch mężczyzn, którą to autor podał w kilku częściach. Chwilowo przerywały one właściwą akcję „Mówili, że jest piękna”, wydarzenia rozgrywające się w umownej teraźniejszości (choć cały czas wiedziało się, że to wszystko jakoś się ze sobą wiąże), w których to także nie brakowało opisów trudów i znojów migrantów.

W morzu kłamstw łatwiej utopić jest prawdę.”

Wiem, na co liczą fani twórczości Michela Bussiego. Wiem czego przede wszystkim od niego oczekują. Dlatego jestem świadoma tego, że nawet bardzo liczne i najbardziej optymistyczne oceny jego podejścia do migrantów nie wystarczą, aby dać im do zrozumienia, że i tym razem nie powinien spotkać ich zawód. Oczywiście, podejrzewam, że znajdzie się jakaś część miłośników prozy Bussiego tworząca grono rozczarowanych, ale nie sądzę, żeby było ono duże. Opowieść trochę niedomaga w swoich pierwszych partiach, przy czym nie dotyczy to retrospekcji z życia Leyli Maal tylko ścieżki rozciągającej się w umownej teraźniejszości. Ale najpierw plusy. Autor wykazuje się godną podziwu starannością przy tworzeniu zróżnicowanych charakterologicznie pierwszo i drugoplanowych postaci, dbając przy tym o tworzenie coraz to bardziej uwierającej tajemnicy najszczelniej oplatającej Leyli Maal, ale jestem przekonana, że odbiorcy tej książki będą też wypatrywać jakichś rewelacji w pozornie nieskomplikowanym śledztwie prowadzonym przez komendanta Petara Velikę. Opryskliwego, twardego gliniarza, który zwykł protekcjonalnie traktować swojego zastępcę, Julo Floresa. Młodszego od siebie, acz nie ma powodów, by sądzić, że mniej inteligentnego kolegę, który to wzbudza zdecydowanie większą sympatię niż jego przełożony. Tymczasem Leyli poznajemy jako mężnie stawiającą czoła wszelkim przeciwnościom matkę trojga dzieci, która na pierwszy rzut oka ma swoje drobne dziwactwa, ale też jakiś magnetyzm, siłę, która przyciąga mężczyzn, imponuje im, niemalże ich hipnotyzuje. To kobieta, która ukrywa coś przed światem, niby nie mówi wszystkiego o sobie, ale jednak nawet z nowo poznanymi ludźmi chętnie dzieli się historią swojego życia... Dziwne, wiem, ale ci co znają twórczość Michela Bussiego z nie taką przewrotnością mieli już do czynienia. To najbardziej podstępny pisarz, z jakim w całym swoim dotychczasowym życiu się zetknęłam (mowa o jego utworach, rzecz jasna), największy manipulator w gronie znanych mi autorów thrillerów i kryminałów, artysta, któremu w tej sztuce nawet tak zdolna bestia, jak Jeffery Deaver, moim zdaniem nie dorównuje. Ale świadomość, że nic nie jest tak oczywiste, jak Bussi to przedstawia, że gdzieś pośród tych wszystkich słów kryje się wstrząsająca prawda, być może nawet taka, która każe nam wrzucić do kosza wszystkie informacje, które do tej pory zebraliśmy oraz towarzyszenie tak żywym, odmalowanym z dbałością o najdrobniejsze szczegóły postaciom, mogą nie wystarczyć. Przynajmniej część odbiorców „Mówili, że jest piękna” może tak jak ja co jakiś czas nabierać pewności, że autor nie wie, jak pociągnąć tę historię, że w opowieść tę wkradły się przestoje. Co prawda niezbyt długie, ale jednak widoczne. Szczęście, że prawie w całości kompensowane w późniejszych partiach książki, a i nierzadko zaraz po nich Bussi obdarowywał mnie trzymającymi w napięciu kawałkami z coraz to bardziej komplikującego się policyjnego śledztwa i życia legalnie przebywającej we Francji imigrantki z Mali oraz jej najbliższych.

Michel Bussi to moje największe odkrycie ostatnich lat. Jeden z nielicznych pisarzy, który potrafi nie tyle mnie zaskakiwać, co autentycznie paraliżować swoimi zwrotami akcji, który ze wszystkich znanych mi autorów książek wykazuje się największą biegłością w sztuce manipulacji, który ku mojej ogromnej radości, sprowadza mnie do roli dziecka błądzącego we mgle w przeświadczeniu o nieuchronnie zbliżającym się zagrożeniu. I tak też było w przypadku „Mówili, że jest piękna” - w tej empatycznej, mocno trzymającej w napięciu powieści o migrantach, policjantach, zbrodniach i tajemnicach, na ujawnienie których czytelnik będzie musiał długo czekać i jestem przekonana, że przynajmniej jedna z tych bomb spuszczonych w końcu na niego przez Michela Bussiego na jakiś czas praktycznie go ogłuszy. A więc choć według mnie nie jest to powieść doskonała, nie przez te przestoje, czuję się w obowiązku polecić ją wszystkim fanom literackich thrillerów, również tym, którzy tak jak ja nie przepadają za motywami migrantów i handlu żywym towarem wykorzystywanymi w sztuce. Bo Michel Bussi jest chyba niczym mitologiczny Midas – wydaje się, że wszystko, czego dotnie zamienia się w złoto.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Widzę, że wypadałoby w końcu zapoznać się z twórczością tego autora.

    OdpowiedzUsuń