środa, 19 lutego 2020

Ada Palmer „Siedem kapitulacji”


Rok 2454. Uniwersalny Wolny Sojusz przechodzi poważny kryzys. Odkrycie ceny, jaką od wieków płacono za utopijny porządek świata stanowi poważne zagrożenie dla systemu pasiekowego i co gorsza wiele wskazuje na to, że wojna światowa jest nieunikniona. A wziąwszy pod uwagę niebotyczne zaawansowanie technologiczne i naukowe nikt nie może mieć wątpliwości, że będzie to najbardziej niszczycielska wojna w historii ludzkości. Przywódcy Pasiek zwani Wielką Siódemką przy pomocy swoich potężnych sojuszników wszelkimi sposobami starają się utrzymywać, jak się okazało, nie tak znowu idealny porządek świata. Jedyną osobą, która wciąż wierzy w to, że wojny da się uniknąć jest ponadprzeciętnie inteligentny usługowiec Mycroft Canner. Człowiek, który nie bez pomocy innych wychował chłopca imieniem Bridger. Ten obdarzony boskimi mocami trzynastolatek według Cannera jest władny ocalić świat. Działając w porozumieniu z Jehovah Masonem, istotą przekonaną, że jest bogiem innego wszechświata. Mycroft, tak jak wielu innych, też w to wierzy. Prawie tak mocno jak w to, że Jehovah i Bridger ocalą ludzkość.

„Siedem kapitulacji” (oryg. „Seven Surrenders”) to druga, po „Do błyskawicy podobne” (oryg. „Too Like the Lightning”), odsłona literackiego cyklu science fiction pióra amerykańskiej autorki Ady Palmer, historyczki specjalizującej się w okresie renesansu. Cyklu nazwanego „Terra Ignota”od łacińskiego terminu (inna nazwa: terra incognita) dawniej odnoszącego się do rejonów geograficznych, które jeszcze nie zostały zmapowane ani udokumentowane. Pierwsza część swoją światową premierę miała w 2016 roku – Ada Palmer została za nią wyróżniona Nagrodą im. Johna W. Campbella dla najlepszej nowej pisarki, a ponadto powieść została finalistką Nagrody Hugo oraz laureatką Compton Crook Award za najlepszą pierwszą powieść science fiction w karierze pisarza. Druga odsłona planowanego czterotomowego cyklu na amerykański rynek literacki trafiła rok później (trzecia, „The Will to Battle”, ukazała się w 2017 roku, a premierę czwartej, „Perhaps the Stars”, zaplanowano na rok 2021), spotykając się z równie znakomitym przyjęciem krytyków i fanów gatunku.

Mmm... Ada Palmer. Jeden z klejnotów światka fantastycznonaukowego. Łaska, która spłynęła na miłośników tego gatunku; artystka kompletna, jedyna w swoim rodzaju, która dobrodusznie zaszczyciła świat swoim niewyobrażalnym talentem. Bo istotnie zaszczytem jest obcowanie z jej pisarstwem – wędrowanie ramię w ramię z tą zjawiskową twórczynią po oszałamiającym świecie przedstawionym w „Terra Ignota”, przynajmniej pozornie utopijnej rzeczywistości, będącej niezbitym dowodem na to, że wyobraźnia tej pani nie zna granic. To jedna z tych pisarek, dla których najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych. „Do błyskawicy podobne” i „Siedem kapitulacji” pokazały mi niezwykle złożone, barwne, zapierające dech w piersi uniwersum, w którym zaawansowana technika przeplata się z magią; świat nieskończonych możliwości; świat pokoju i powszechnej szczęśliwości, który najprawdopodobniej już wkrótce odejdzie w zapomnienie. Trzysta lat globalnego spokoju to i tak ogromny sukces – cywilizacja ludzka nigdy przedtem tak długo nie hamowała swoich destrukcyjnych i autodestrukcyjnych zapędów. Przez wszystkie te lata udawało się tłumić niszczycielskie instynkty gatunku ludzkiego. Mieszkańcy siedmiu Pasiek i jednostki nieprzynależące do żadnej z nich, tworzyły doskonale zharmonizowane globalne społeczeństwo dobrobytu. Nie musząc martwić się o pieniądze, zdrowie, pracę, a nawet wygląd zewnętrzny, bo każdy mógł zrobić się takim, jakim zechciał. Nawet żywą lalką. W „Siedmiu kapitulacjach” Ada Palmer przedstawia zew upadku nie do końca wspaniałego świata. Już bardziej zdecydowanie niż w „Do błyskawicy podobne” akcentuje nieuchronność katastrofy. Odwieczny dylemat: czy można poświęcać jednostki dla dobra ogółu? Czy społeczeństwo powinno akceptować taki sposób dążenia do powszechnej szczęśliwości? Nie licząc ofiar i ich bliskich, rzecz jasna. Czy można, mówiąc brutalnie, wliczyć ich w koszta, przejść nad tym do porządku dziennego i nadal po prostu cieszyć się bezproblemowym życiem? Są tacy, którzy się na to nie godzą. Jednostki zdolne poprowadzić tłumy ku... zagładzie? Wielka Siódemka, przywódcy tak zwanych Pasiek, które w wielkim uproszczeniu są czymś na kształt ściśle ze sobą współpracujących, zależnych od siebie, państw, naturalnie stoją po drugiej stronie barykady. Część z nich wcale nie uważa, że śmierć tysięcy ludzi w imię utopii i najpewniej także osobistych korzyści garstki możnych tego Palmerowskiego świata, była złem koniecznym, że winnych należy rozgrzeszyć. Ale wszyscy zgadzają się co do tego, że czyhająca tuż za progiem wojna nie jest dobrym rozwiązaniem. Przywódcy, których prawdziwą odrazą napawają zbrodnie popełnione przez ich wieloletnich partnerów nadal muszą z nimi współpracować. Na razie, dopóki nastroje społeczne się nie uspokoją. Ada Palmer na kartach „Siedmiu kapitulacji” przeprowadza nas przez coraz bardziej zagęszczającą się kryzysową i wbrew pozorom bardzo złożoną sytuację, bo haniebny proceder, który jak się wydaje był integralnym budulcem tego poza tym (i może poza paroma innymi, pomniejszymi elementami) niezwykle pociągającego świata, to bynajmniej nie jedyne źródło kłopotów. Wielkiej Siódemce na pewno nie pomaga fakt, że opinia publiczna dowiedziała się, że Mycroft Canner nie tylko nadal żyje, ale również dostąpił, moim zdaniem wątpliwego, zaszczytu w pewnym sensie wejścia do kręgu wtajemniczonych: przebywania w towarzystwie najpotężniejszych person, jakich nosi ta bardzo odległa nam w czasie Ziemia. Do tego dochodzą jeszcze inne niebezpieczne gierki uprawiane na najwyższych szczeblach władzy, bo choć mamy już 2454 rok, to politycy pragną tego co zawsze. Władzy. Najlepiej nieograniczonej. I rozrywki, dającej upust ich najskrytszym żądzom, którą od lat zapewniała im Madame D'Arouet, zakochana w XVIII-wiecznych realiach matka istoty, która być może jest bogiem innego wszechświata, zesłanym tutaj po to, by ocalić ludzkość. Przy pomocy innej najwyraźniej boskiej istoty, która mimo usilnych starań nie potrafi w pełni zapanować nad swoimi nadzwyczajnymi mocami. Co czyni ją największym zagrożeniem dla tego świata, ale i jego największą nadzieją. Wszystko zależy bowiem od tego, czy trzynastoletni Bridger opanuje trudną sztukę władania swoimi boskimi mocami. Bo kogo jak kogo, ale akurat jego nie trzeba przekonywać, że powinien działać dla dobra całej ludzkości, nie myśląc przy tym o swoim własnym interesie. Mycroft Canner już się o to postarał.

Żeby zacząć wojnę, nie trzeba jej wypowiedzieć albo dokonać najazdu. Wystarczą tylko my i oni. I jeszcze iskra.”

Niepowtarzalny styl. Nieoczywiste postacie. Zachwycająca, śmiała wyobraźnia. Intelekt, o którym większość może co najwyżej pomarzyć. Imponuje przygotowanie historyczne, filozoficzne, literackie i kulturalne. Humanistyczna dusza wlana w dosłownie każdą stronicę „Siedmiu kapitulacji”, tak samo zresztą, jak w „Do błyskawicy podobne”, pierwszym etapie tej wielowątkowej, elektryzującej, niebywale odżywczej, wymagającej podróży w przyszłość. Ada Palmer traktuje czytelnika, jak równego sobie. Ta genialna artystka zauważalnie wychodzi z założenia, że każdy odbiorca historii umownie spisanej przez Mycrofta Cannera (główny, ale nie jedyny narrator) może z powodzeniem prowadzić z nią dialog na przeróżne tematy, od filozofii i historii począwszy, na światopoglądzie skończywszy. Palmer na nikogo nie patrzy z góry – nie musisz mieć takiego zasobu wiedzy jak ona, nie musisz mieć wyższego wykształcenia, ani nawet znać rozlicznych wielkich dzieł i pisarzy, do których często się odnosi, by autorka „Terra Ignota” uznawała Cię za dyskutanta równego sobie. Doprawdy dziwne to uczucie, gdy ktoś taki jak Ada Palmer bezpośrednio zwraca się do mnie (tzn. do każdego czytelnika), wyraźnie zakładając, że nie tylko za nią nadążam, ale wręcz wykazuję się wielką spostrzegawczością, błyskotliwością na miarę tak potężnego humanistycznego umysłu jak jej własny i trzeźwym krytycyzmem. Tu rodzi się ciekawy konflikt: bo z jednej strony pragnę praktycznie w nieskończoność dyskutować z tą unikatową artystką, ale z drugiej mam absolutną pewność, że autorka drastycznie mnie przecenia. Powiedzmy, że obcując z jej prozą mimo jej niesubtelnych zapewnień, że tak nie jest, czuję się w pewnym sensie niegodna. Niegodna tego, by dyskutować z nią na te multum tematów, które w swoim „Terra Ignota” podsuwa. Zupełnie, jakby komar debatował z homo sapiens: tak się mniej więcej czuję... prowadząc z nią dialog. Bo go prowadzę. Przyjmuję jej zaproszenie do konwersacji pomimo dogłębnego przekonania, że to nie jest i nigdy nie będzie mój poziom. Wiem, że Ada Palmer o odbiorcach swoich książek (a więc i o mnie) myśli inaczej. W końcu nieustannie daje to do zrozumienia tak w „Siedmiu kapitulacjach”, jak w „Do błyskawicy podobne”, ale ja wiem swoje. Niemniej jestem jej głęboko wdzięczna za samą możliwość wejścia z nią w ten pasjonujący, niesamowicie zajmujący dialog. I nie ma znaczenie, że jak to się mówi, jestem na straconej pozycji – liczy się tylko to, że taki prymityw jak ja dostąpił zaszczytu porozmawiania z takim geniuszem, jak Ada Palmer. Elokwencja, wyszukane słownictwo (najwyższa pochwała należy się też tłumaczowi Michałowi Jakuszewskiemu: wydanie Mag z 2019 roku), błyskotliwa analiza człowieka i świata, w którym żyje oraz potężne przygotowanie intelektualne, to jedno. Ale w prozie tej amerykańskiej wirtuozki słowa nie mniej ważne są emocje. Empatyczne, ale i niebezkrytyczne podejście do człowieka: tej niedoskonałej jednostki, która marzy o życiu w świecie doskonałym pod każdym względem. Palmer, niekoniecznie wprost, ale między słowami na pewno, wyraża przekonanie, że tak naprawdę wszyscy, nawet jeśli nie do końca sobie to uświadamiamy, marzymy o mitycznej utopii. Nade wszystko pragniemy idealnego świata, ale jednocześnie robimy wiele by owo marzenie nigdy się nie spełniło. W świecie przedstawionym w „Do błyskawicy podobne” i już trochę mniej w „Siedmiu kapitulacjach” utopia od dawna nie jest już naiwną mrzonką.
 
W roku 2454 gatunek ludzki zdaje się mieć już wszystko, co zapewnia jak najbardziej szczęśliwy żywot. Ale pragnie więcej. Ambicje nie tylko nie odeszły w niebyt, ale wręcz stały się bardziej wygórowane. Nie dotyczy to wszystkich ludzi żyjących na tej ulepszonej Ziemi, ale przecież historia uczy, że wystarczą jednostki, by trend się odwrócił. Szykuje się zmiana – czy na lepsze, czy na gorsze, czas pokaże. Bo w to, że w tej Palmerowskiej wizji nie wszystko jest takie utopijne, jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka, chyba żaden czytelnik wątpić nie będzie. Bez względu na światopogląd, jaki wyznaje. Ada Palmer w „Siedmiu kapitulacjach” kwestionuje już niemal wszystko – od rezygnacji z podziału na płeć (dominujący jest rodzaj nijaki, ale istnieją jeszcze ludzie tacy jak Mycroft Canner, którzy wprawdzie nie zawsze zgodnie z biologicznym uwarunkowaniem, stosują podział na płeć: w takim zakresie, na jaki mogą sobie pozwolić w tym arcygenderowym globalnym społeczeństwie), nie pomijając przy tym kulturowej roli kobiet i mężczyzn, przez podawanie obywatelom wszystkiego na przysłowiowej tacy, po zapewnianie im maksymalnego bezpieczeństwa. To wszystko nie tylko ogranicza wolność człowieka, ale i w pewnym sensie czyni go istotą ułomną. Tak jakby niekompletną i na pewno niezaradną. Palmer przewrotnie daje do zrozumienia, że żądz, nawet tych bardziej wyuzdanych, nie powinno się tłumić, bo wcześniej czy później upomną się o swoje. A gdy ta czara się przepełni, po latach, że tak to ujmę, zrzekania się tego co ludzkie, żądze i to nie tylko te natury seksualnej, prawdopodobnie będą siać takie zniszczenie, jakiego żaden człowiek jeszcze nie widział. Tym bardziej przy tak rozwiniętej technice i nauce, jaką dysponuje świat, w którym żyje między Mycroft Canner, nasz nie do końca godny zaufania bohater, którego nadrzędnym imperatywem jest zapobieżenie wojnie światowej. Wierzy, że to jest możliwe, bo czy to los, czy Bóg tego wszechświata, zesłał na Ziemię dwie nadzwyczajne istoty w ludzkiej skórze, prawdopodobnie po to, by wspólnymi siłami nie dopuściły do samounicestwienia gatunku ludzkiego. Akcja w „Siedmiu kapitulacjach” jest bardziej zawrotna niż w „Do błyskawicy podobne”. Płaszczyzna polityczna też została znacznie rozszerzona i naszpikowana bardziej widomymi zagrożeniami. Manipulacje, brudne gierki i niebezpieczne związki w omawianym, moim zdaniem, arcydziele science fiction nabierają groźniejszego wymiaru i zyskują większy stopień skomplikowania. Palmer znacznie rozszerza wątki poruszone w pierwszym tomie, przy zachowaniu maksymalnego stopnia prawdopodobieństwa (w ramach gatunku, w którym się porusza, rzecz jasna) oraz z dbałością o napięcie, i w ogóle całą paletę emocji, ciągnie tę niezwykle złożoną intrygę w nadzwyczajnym świecie, który zrodziła jej godna pozazdroszczenia, bezkresna wyobraźnia. Będziecie drżeć, będzie się uśmiechać i obgryzać paznokcie ze zdenerwowania, będzie się wzruszać, a nawet płakać rzewnymi łzami, będziecie patrzeć ze skrajną odrazą na niejedną postać, której mimo to nie znielubicie, a przede wszystkimi z zapałem będziecie oddawać się długim filozoficznym dysputom o Was samych. Z autorką, która chętnie Was poprowadzi po tym unikalnym uniwersum, w którym dosłownie wszystko może się wydarzyć. Chwyćcie tylko jej dłoń, a zobaczycie inny wymiar science fiction. I zapewne już nigdy tak do końca nie uda Wam się z niego wyjść.

Kocham „Terra Ignotę”! To miłość dozgonna. Miłość trwalsza od stali, która, jestem pewna, zniesie wszelkie przeciwności. Nawet dużą obniżkę formy w kolejnych tomach. Tak, nawet jeśli Ada Palmer zejdzie parę poziomów niżej (co szczerze mówiąc uważam za mało prawdopodobne), to moja miłość do tego przewspaniałego cyklu nie osłabnie. Niekoniecznie będę za nią nadążać, nie twierdzę nawet, że potrafię objąć rozumem wszystko, o czym tutaj pisze, że mój skąpy umysł należycie wszystko przetrawia, ale i tak będę ją uwielbiać. Jej twórczość, która najprawdopodobniej zapisze się złotymi literami w annałach science fiction. Ada Palmer to rewolucja – diablo utalentowana pisarka, która zaprasza wszystkich fanów gatunku na nowy poziom, wyrosły na znanych już fundamentach. Nowa jakość, potężna świeżość w znajomo wyglądających ramach. A równocześnie jakby innych, dotychczas niespotykanych. To jest, Proszę Państwa, szczyt szczytów. Wyżej się już wspiąć nie da... No chyba, że się jest Tą Adą Palmer (albo Tym Danem Simmonsem, skoro już o tym mowa). Więc czekam. Z niecierpliwością wypatruję kolejnych tomów tego bezcennego cyklu, zazdroszcząc przy tym każdemu, kto pierwsze spotkanie z „Do błyskawicy podobne” i „Siedmioma kapitulacjami” ma dopiero przed sobą. Bo macie, prawda? Planujecie wejście w Palmerowską wizję przyszłości? Oby. I oby doszło do tego szybciej niż później. Tego, w jak najlepszej wierze, Wam życzę, fani literatury science fiction!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz