Aylesford
w stanie Nowy Jork. Olivia Sharpe odkrywa, że jej szesnastoletni syn
Releigh włamuje się do domów sąsiadów po to, by przeszukiwać
ich komputery. Kobieta zmusza go do wskazania jej domów, które
obrał za cel. Choć było ich więcej, Releigh, przyznaje się tylko
do myszkowania po lokum nowej mieszkanki Aylesford, Carmine Torres i
Roberta Pierce'a, mężczyzny, którego żona Amanda niedawno
zaginęła. W tajemnicy przez mężem Paulem i Releighem, Olivia,
podrzuca właścicielom domów, do których włamał się jej syn
anonimowe listy z przeprosinami. Ale wkrótce zaczyna tego żałować,
bo Carmine Torres postanawia nie tylko ostrzec wszystkich sąsiadów
przed włamywaczem, ale także zrobić wszystko co w jej mocy, by
odkryć jego tożsamość. Mieszkańcami tej spokojnej dotychczas
dzielnicy bardziej wstrząsa jednak wiadomość o morderstwie Amandy
Pierce. Sprawę prowadzą policyjni detektywi, Webb i Moen, a głównym
podejrzanym jest mąż ofiary, Robert. Ale lista podejrzanych
sukcesywnie się wydłuża, bo okazuje się, że niektórzy sąsiedzi
Amandy mieli motyw i sposobność.
„Niechciany gość” pozostaje moim numerem jeden w pisarskim dorobku Shari Lapeny (nie znam jednak całego). „Ktoś, kogo znamy” samą zagadką kryminalną i podłożem społeczno-obyczajowym nie powinien rozczarować stałych odbiorców jej prozy, ale jeśli chodzi o klimat, to radzę spodziewać się czegoś w duchu jej „Pary zza ściany” i „Nieznajomej w domu”, a nie bardziej klaustrofobicznego „Niechcianego gościa”. „Ktoś, kogo znamy” też rodzi przynajmniej coś zbliżonego do dręczącego poczucia zamknięcia w śmiertelnie niebezpiecznej pułapce. Z tego prostego powodu, że akcję Lapena umieściła w pewnym sensie w zamkniętej społeczności. Wprawdzie nie hermetycznej, ale w jakimś stopniu skonsolidowanej. Kanadyjska autorka tym razem bierze pod lupę kwestie sąsiedzkie. To znaczy tworzy różne osobowości zamieszkujące jedną dzielnicę. Obłudników, plotkarzy, prawdziwych przyjaciół, mężów zdradzających swoje żony, wśród których są i takie które nie pozostają im dłużne, kłamców, intrygantów, altruistów i przestępców. Nocne włamania do domów i komputerów praktykowane przez szesnastoletniego Releigha Sharpa, choć godne potępienia, naturalnie nie mogą równać się z morderstwem młodej kobiety z sąsiedztwa. Świadomość, że ktoś zagląda do naszych mieszkań i komputerów nie może być bardziej przerażająca od przekonania, że obok nas żyje człowiek, który w brutalny sposób pozbawił życia naszą sąsiadkę. A skoro raz zabił... Nie można jednak powiedzieć, że w obliczu takiej zbrodni obawa przed włamaniami blednie, że obecność seryjnego włamywacza zupełnie traci na znaczeniu. Choćby nowa mieszkanka problematycznej dzielnicy, Carmine Torres, nie tylko jest żywo zainteresowana tajemniczym (dla niej, nie dla nas) włamywaczem, ale najwyraźniej ta sprawa interesują ją nawet bardziej od sprawy morderstwa Amandy Pierce. Czytelników tymczasem pewnie bardziej będzie zajmować ta poważniejsza zbrodnia, która wkradła się w przynajmniej pozornie spokojne dotychczas życie sąsiadów denatki. Kobiety, która nie cieszyła się wielką sympatią w okolicy, a na pewno nie tutejszych pań. I trudno im się dziwić, gdy już pozna się charakter ofiary, ale jednocześnie Lapena stopniowo będzie odkrywać także grzechy jej sąsiadów. I sąsiadek, bo przynajmniej niektóre z nich nie są takie święte, na jakie się kreują. Solidarność kobieca w „Ktoś, kogo znamy” nie ma racji bytu – Lapena nie stara się wciskać nam bajeczek o dobrych, troskliwych gospodyniach domowych i ich niegodziwych, niewdzięcznych, łotrowatych mężach. W „Ktoś, kogo znamy” tak kobiety, jak mężczyźni dopuszczają się zdrożnych zachowań. I nieprzemyślanych, naiwnych wręcz działalności. Bo jak inaczej nazwać podrzucenie przez Olivię Sharpe anonimów z przeprosinami do właścicieli dwóch domów, do których włamał się jej rodzony syn? Kobieta bynajmniej nie chce by odpowiedział on przed sądem za swoje przestępcze wybryki, a mimo to właśnie ona alarmuje sąsiadów, sygnalizuje innym, że na ich ulicy dochodziło do włamań. Lapena przytomnie na tym przykładzie wyłuszcza jedną zasadniczą zmianę, jaka zaszła w tzw. cywilizowanych społeczeństwach na przestrzeni kilkunastu/kilkudziesięciu lat. Olivia wychowała się w czasach, w których słowo „przepraszam” potrafiło zdziałać cuda. W czasach, w których przyznanie się do błędu i grzeczne przeprosiny pod adresem poszkodowanych nie było uważane za skrajną naiwność, żeby nie rzec głupotę. Ale teraz... Cóż, Olivia w pewnym momencie dochodzi do słusznego skądinąd wniosku, że dzisiaj lepiej się nie ujawniać. Bo nagrodą za przeprosiny najpewniej będzie uprzejmy donos na policję albo pozew cywilny. Tak czy inaczej żyjemy w takich czasach, w których szczerość rzadko popłaca. Dlatego tego rodzaju odwaga cywilna jest, niestety niebezpodstawnie, uważana za posunięcie często jeszcze bardziej szkodliwe dla samego siebie od samego przestępstwa, które się popełniło. Sama akcja „Ktoś, kogo znamy” jest prowadzona w typowym Lapenowskim stylu. W zawrotnym tempie, który jakimś cudem nie pociąga za sobą irytującej pobieżności. Nie zazwyczaj. Sporo dialogów, ale i wystarczająca liczba bardzo treściwych, plastycznych i nierozwlekłych opisów miejsc i sytuacji. W większości przekonujące, niepowierzchowne postacie (tylko portrety Webb i Moen wydawały mi się niedopracowane), konsekwentnie wzrastające napięcie, płynące z coraz to większej liczby źródeł, wraz z wydłużaniem się listy podejrzanych , która u odbiorcy książki prawdopodobnie będzie obszerniejsza od tej kleconej przez policyjnych śledczych. Według mnie najciekawszy, bo i najbardziej tajemniczy i emanujący najsilniejszą niezdefiniowaną groźbą, przypadek w tym niewesołym gronie to Robert Pierce. A osobą najbardziej godną zaufania wydaje się być Olivia Sharpe, ale z drugiej strony nie jest powiedziane, że i ona czegoś istotnego o sobie nie ukrywa. Finał, Proszę Państwa, da Wam odpowiedzi, ale bezsprzecznie nie wszystkie. Jest coś, co nie zostaje wyjaśnione. Coś, co może być furtką do już zaplanowanego sequela, ale równie prawdopodobne jest to, że Shari Lapena chciała po prostu skłonić nas do dłuższych rozmyślań nad tą nielicho emocjonującą opowieścią o... być może również naszych sąsiadach:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz