Nastoletnia
Sofia Martin dostaje pół roku aresztu domowego za napaść na
funkcjonariusza policji. Tego samego dnia w jej sąsiedztwie pojawia
się nowy lokator, tajemniczy mężczyzna, który szybko zaczyna
budzić podejrzenia Sofii. Dziewczyna ma powody, by przypuszczać, że
to on odpowiada za zaginięcia dzieci, do których ostatnio dochodzi
w mieście. Wraz z kolegą z sąsiedztwa, Milo Murphym i
niedosłyszącą młodszą siostrą Amelią, która jest
prześladowana w szkole z powodu swojej niepełnosprawności, Sofia
stara się pozyskać dowody obciążające jej nowego sąsiada.
Rozwój wypadków każe jej jednak wziąć pod uwagę jeszcze inną
możliwość. A mianowicie taką, że porywaczem dzieci jest mityczny
Cucuy, potworne stworzenie, które żywi się swoimi ofiarami.
Czarny charakter, nadnaturalny stwór polujący na niegrzeczne dzieci, to przede wszystkim wymyślny, ale już niekoniecznie niepokojący kostium (według mnie przesadzony) „wspomagany” CGI. Twórcy posiłkowali się komputerem między innymi przy wprawianiu w ruch ust tytułowego potwora - nienaturalnie szerokie rozwarcie najeżonej ostrymi zębiskami paszczy – i żarzących się czerwienią ślepi: to dopiero tandetny efekt. Przejścia Cucuya, w których dostrzegamy też niesamowicie kiczowate kłębki czarnej mgły, rozpraszające się w ten sposób kontury jego sylwetki, również zostały wygenerowane komputerowo, ale przy całej mojej niechęci do tego tworu, jakim jest tytułowy antybohater tego konwencjonalnego horroru Petera Sullivana, to i tak nic w porównaniu do tego, co miałam nieprzyjemność zobaczyć pod koniec filmu. Ale poza tym... No, więcej powodów do narzekań twórcy efektów specjalnych mi nie dali. Wypatrzyłam nawet bardziej udane występy Cucuya – prolog, ręce potwora z nagła wystrzeliwujące spod pryczy w policyjnym areszcie i przede wszystkim moment, w którym mityczny stwór pojawia się w zasięgu wzroku Sofii Martin, tuż po jej nieoczekiwanym spotkaniu nieopodal jej domu z młodocianymi wandalami oraz widok jednej zdeformowanej martwej twarzy (przypomniał mi się „The Ring”). UWAGA SPOILER Przy pewnej dozie dobrej woli dodać do tego można też późniejsze widoki wciąż żyjących więźniów Cucuya, które przetrzymuje w swoim w miarę mrocznym systemie jaskiń (długie, ciasne korytarze): skrępowane, nienaturalnie uśpione małoletnie osoby, które bestia w najbliższej przyszłości zamierza pożreć KONIEC SPOILERA. Choć w mojej ocenie klimat „Cucuya: The Boogeymana” jest posępniejszy niż w tych wszystkich plastikowych, szeroko reklamowanych tworach (och ten hollywoodzki styl), to biorąc pod uwagę całokształt współczesnego kina grozy warstwa audiowizualna i tak jest dość asekurancka. „Cucuy: The Boogeyman” to jeden z tych grzeczniejszych horrorków, który nie stara się zbytnio zaniepokoić zaprawionego w boju odbiorcy, ale też nie mogę zarzucić mu sromotnej porażki na gruncie atmosferycznym. Bywało nieporównanie gorzej. Długoletni fani gatunku żadnych fabularnych niespodzianek raczej tutaj nie znajdą. Chyba że za takową uznać stwora zaczerpniętego z niezbyt szeroko rozpowszechnionej legendy. W każdym razie sam rozwój akcji jest dokładnie taki, jakiego przede wszystkim spodziewamy się po tego typu filmach. A przynajmniej ja nie miałam żadnych wątpliwości co do kierunku, jaki owa opowieść obierze. Wiadomo kto trafi do wora Cucuya, wiadomo, jaka rola w tym koszmarze przypadnie głównej bohaterce, nastoletniej Sofii Martin, wiadomo nawet jak rozwinie się wątek tajemniczego sąsiada, którego szpieguje zaobrączkowana dziewczyna. Zupełnie jak Kale z „Niepokoju”... No dobrze, nie do końca, ale podobieństwa są tak silne, że nie uwierzyłabym, gdyby mi powiedziano, że Peter Sullivan z tym osiągnięciem D.J. Caruso nigdy się nie spotkał. Uparte trzymanie się konwencji dla mnie przeszkodą nie było, bo należę do tej mniejszości, która co do zasady ceni sobie obcowanie z tradycjonalnymi rozwiązaniami. O ile są odpowiednio podane. A przynajmniej znośnie. „Cucuy: The Boogeyman” w tej materii na wyżyny się oczywiście nie wspomina – nie wydobywa maksimum potencjału z twardego schematu, w którym od początku do końca egzystuje. Silnie trzymająca w napięciu, wzbudzająca choćby tylko lekki dyskomfort emocjonalny przejażdżka to to nie była. Już prędzej niezobowiązujące, lekkie patrzydło o cudacznym potworze i rzecz jasna ludziach stawiających mu czoło. Głównie małoletnich „przymusowych badaczach folkloru”: nastolatkach, którzy chcąc zniszczyć mitycznego stwora żywiącego się dziećmi muszą dokładnie zbadać temat. I ten konkretny przypadek, bo jak się okazuje ich wróg posiada jedną iście wampirzą (heh) cechę. Właściwość, która ma zasadnicze znaczenie dla tej sprawy. Sprawy nieefektywnie prowadzonej przez stryja Sofii i Amelii Martin, komendanta miejscowej policji. Co oczywiście nie dziwi, bo który policjant zakłada, że poszukiwana przez niego osoba nie jest człowiekiem tylko legendarnym, nadnaturalnym monstrum, na którego patrzy się trochę jak na alter ego... Świętego Mikołaja:) No wiecie, ten wór. Już abstrahując od tego, że silniejszych emocji „Cucuy: The Boogeyman” mi nie dostarczył, to muszę zaznaczyć, że filmowcy narzucili temu lekkiemu spektaklowi niezłe tempo. Co ważniejsze dla mnie: nienadmiernie dynamiczne; i co istotniejsze dla bodaj większości współczesnych fanów kina grozy: nie takie, które można nazwać powolnym. Peter Sullivan całkiem wprawnie porozkładał w czasie wszystkie niewyszukane (tak wiem, tytułowy antybohater może i zasłużył sobie na miano „wyszukanego”...) wątki tej opowiastki ku przestrodze. Przewidywalnej, ale i niemęczącej (przynajmniej mnie) historyjki o potworze, który ma na oku niesforne, żeby nie rzec okrutne dzieci. Więc pamiętajcie młodzi: trzeba grzecznym być! Tak tylko czy film ten można uznać za odpowiedni dla tych, do których przede wszystkim kieruje swoją przestrogę? Dla nastolatków tak, ale młodsze dzieci... No powiedzmy, że Cucuy to taka okrutniejsza wersja czarownicy z bajki o Jasiu i Małgosi. Bardziej szkaradna i można rzec, że mniej wykwintna:) Więc... Nie, z myślą o najmłodszych ten film najprawdopodobniej nie powstawał. Pomimo tego, że przez starszego odbiorcę może być odbierana jako jeden z bardziej ugrzecznionych horrorów o mitycznych potworach.
Faaajny, nam się bardzo podobał. :)
OdpowiedzUsuń