Rok
2454. Uniwersalny Wolny Sojusz przechodzi poważny kryzys. Odkrycie
ceny, jaką od wieków płacono za utopijny porządek świata stanowi
poważne zagrożenie dla systemu pasiekowego i co gorsza wiele
wskazuje na to, że wojna światowa jest nieunikniona. A wziąwszy
pod uwagę niebotyczne zaawansowanie technologiczne i naukowe nikt
nie może mieć wątpliwości, że będzie to najbardziej
niszczycielska wojna w historii ludzkości. Przywódcy Pasiek zwani
Wielką Siódemką przy pomocy swoich potężnych sojuszników
wszelkimi sposobami starają się utrzymywać, jak się okazało, nie
tak znowu idealny porządek świata. Jedyną osobą, która wciąż
wierzy w to, że wojny da się uniknąć jest ponadprzeciętnie
inteligentny usługowiec Mycroft Canner. Człowiek, który nie bez
pomocy innych wychował chłopca imieniem Bridger. Ten obdarzony
boskimi mocami trzynastolatek według Cannera jest władny ocalić
świat. Działając w porozumieniu z Jehovah Masonem, istotą
przekonaną, że jest bogiem innego wszechświata. Mycroft, tak jak
wielu innych, też w to wierzy. Prawie tak mocno jak w to, że
Jehovah i Bridger ocalą ludzkość.
„Siedem
kapitulacji” (oryg. „Seven Surrenders”) to druga, po „Do błyskawicy podobne” (oryg. „Too Like the Lightning”), odsłona
literackiego cyklu science fiction pióra amerykańskiej autorki Ady
Palmer, historyczki specjalizującej się w okresie renesansu. Cyklu
nazwanego „Terra Ignota”od łacińskiego terminu (inna nazwa:
terra incognita) dawniej odnoszącego się do rejonów
geograficznych, które jeszcze nie zostały zmapowane ani
udokumentowane. Pierwsza część swoją światową premierę miała
w 2016 roku – Ada Palmer została za nią wyróżniona Nagrodą im.
Johna W. Campbella dla najlepszej nowej pisarki, a ponadto powieść
została finalistką Nagrody Hugo oraz laureatką Compton Crook Award
za najlepszą pierwszą powieść science fiction w karierze pisarza.
Druga odsłona planowanego czterotomowego cyklu na amerykański rynek
literacki trafiła rok później (trzecia, „The Will to Battle”,
ukazała się w 2017 roku, a premierę czwartej, „Perhaps the
Stars”, zaplanowano na rok 2021), spotykając się z równie
znakomitym przyjęciem krytyków i fanów gatunku.
Mmm...
Ada Palmer. Jeden z klejnotów światka fantastycznonaukowego. Łaska,
która spłynęła na miłośników tego gatunku; artystka kompletna,
jedyna w swoim rodzaju, która dobrodusznie zaszczyciła świat swoim
niewyobrażalnym talentem. Bo istotnie zaszczytem jest obcowanie z
jej pisarstwem – wędrowanie ramię w ramię z tą zjawiskową
twórczynią po oszałamiającym świecie przedstawionym w „Terra
Ignota”, przynajmniej pozornie utopijnej rzeczywistości, będącej
niezbitym dowodem na to, że wyobraźnia tej pani nie zna granic. To
jedna z tych pisarek, dla których najwyraźniej nie ma rzeczy
niemożliwych. „Do błyskawicy podobne” i „Siedem kapitulacji”
pokazały mi niezwykle złożone, barwne, zapierające dech w piersi
uniwersum, w którym zaawansowana technika przeplata się z magią;
świat nieskończonych możliwości; świat pokoju i powszechnej
szczęśliwości, który najprawdopodobniej już wkrótce odejdzie w
zapomnienie. Trzysta lat globalnego spokoju to i tak ogromny sukces –
cywilizacja ludzka nigdy przedtem tak długo nie hamowała swoich
destrukcyjnych i autodestrukcyjnych zapędów. Przez wszystkie te
lata udawało się tłumić niszczycielskie instynkty gatunku
ludzkiego. Mieszkańcy siedmiu Pasiek i jednostki nieprzynależące
do żadnej z nich, tworzyły doskonale zharmonizowane globalne
społeczeństwo dobrobytu. Nie musząc martwić się o pieniądze,
zdrowie, pracę, a nawet wygląd zewnętrzny, bo każdy mógł zrobić
się takim, jakim zechciał. Nawet żywą lalką. W „Siedmiu
kapitulacjach” Ada Palmer przedstawia zew upadku nie do końca
wspaniałego świata. Już bardziej zdecydowanie niż w „Do
błyskawicy podobne” akcentuje nieuchronność katastrofy.
Odwieczny dylemat: czy można poświęcać jednostki dla dobra ogółu?
Czy społeczeństwo powinno akceptować taki sposób dążenia do
powszechnej szczęśliwości? Nie licząc ofiar i ich bliskich, rzecz
jasna. Czy można, mówiąc brutalnie, wliczyć ich w koszta, przejść
nad tym do porządku dziennego i nadal po prostu cieszyć się
bezproblemowym życiem? Są tacy, którzy się na to nie godzą.
Jednostki zdolne poprowadzić tłumy ku... zagładzie? Wielka
Siódemka, przywódcy tak zwanych Pasiek, które w wielkim
uproszczeniu są czymś na kształt ściśle ze sobą
współpracujących, zależnych od siebie, państw, naturalnie stoją
po drugiej stronie barykady. Część z nich wcale nie uważa, że
śmierć tysięcy ludzi w imię utopii i najpewniej także osobistych
korzyści garstki możnych tego Palmerowskiego świata, była złem
koniecznym, że winnych należy rozgrzeszyć. Ale wszyscy zgadzają
się co do tego, że czyhająca tuż za progiem wojna nie jest dobrym
rozwiązaniem. Przywódcy, których prawdziwą odrazą napawają
zbrodnie popełnione przez ich wieloletnich partnerów nadal muszą z
nimi współpracować. Na razie, dopóki nastroje społeczne się nie
uspokoją. Ada Palmer na kartach „Siedmiu kapitulacji”
przeprowadza nas przez coraz bardziej zagęszczającą się kryzysową
i wbrew pozorom bardzo złożoną sytuację, bo haniebny proceder,
który jak się wydaje był integralnym budulcem tego poza tym (i
może poza paroma innymi, pomniejszymi elementami) niezwykle
pociągającego świata, to bynajmniej nie jedyne źródło kłopotów.
Wielkiej Siódemce na pewno nie pomaga fakt, że opinia publiczna
dowiedziała się, że Mycroft Canner nie tylko nadal żyje, ale
również dostąpił, moim zdaniem wątpliwego, zaszczytu w pewnym
sensie wejścia do kręgu wtajemniczonych: przebywania w towarzystwie
najpotężniejszych person, jakich nosi ta bardzo odległa nam w
czasie Ziemia. Do tego dochodzą jeszcze inne niebezpieczne gierki
uprawiane na najwyższych szczeblach władzy, bo choć mamy już 2454
rok, to politycy pragną tego co zawsze. Władzy. Najlepiej
nieograniczonej. I rozrywki, dającej upust ich najskrytszym żądzom,
którą od lat zapewniała im Madame D'Arouet, zakochana w
XVIII-wiecznych realiach matka istoty, która być może jest bogiem
innego wszechświata, zesłanym tutaj po to, by ocalić ludzkość.
Przy pomocy innej najwyraźniej boskiej istoty, która mimo usilnych
starań nie potrafi w pełni zapanować nad swoimi nadzwyczajnymi
mocami. Co czyni ją największym zagrożeniem dla tego świata, ale
i jego największą nadzieją. Wszystko zależy bowiem od tego, czy
trzynastoletni Bridger opanuje trudną sztukę władania swoimi
boskimi mocami. Bo kogo jak kogo, ale akurat jego nie trzeba
przekonywać, że powinien działać dla dobra całej ludzkości, nie
myśląc przy tym o swoim własnym interesie. Mycroft Canner już się
o to postarał.
„Żeby
zacząć wojnę, nie trzeba jej wypowiedzieć albo dokonać najazdu.
Wystarczą tylko my
i oni. I
jeszcze iskra.”
Niepowtarzalny
styl. Nieoczywiste postacie. Zachwycająca, śmiała wyobraźnia.
Intelekt, o którym większość może co najwyżej pomarzyć.
Imponuje przygotowanie historyczne, filozoficzne, literackie i
kulturalne. Humanistyczna dusza wlana w dosłownie każdą stronicę
„Siedmiu kapitulacji”, tak samo zresztą, jak w „Do błyskawicy
podobne”, pierwszym etapie tej wielowątkowej, elektryzującej,
niebywale odżywczej, wymagającej podróży w przyszłość. Ada
Palmer traktuje czytelnika, jak równego sobie. Ta genialna artystka
zauważalnie wychodzi z założenia, że każdy odbiorca historii
umownie spisanej przez Mycrofta Cannera (główny, ale nie jedyny
narrator) może z powodzeniem prowadzić z nią dialog na przeróżne
tematy, od filozofii i historii począwszy, na światopoglądzie
skończywszy. Palmer na nikogo nie patrzy z góry – nie musisz mieć
takiego zasobu wiedzy jak ona, nie musisz mieć wyższego
wykształcenia, ani nawet znać rozlicznych wielkich dzieł i
pisarzy, do których często się odnosi, by autorka „Terra Ignota”
uznawała Cię za dyskutanta równego sobie. Doprawdy dziwne to
uczucie, gdy ktoś taki jak Ada Palmer bezpośrednio zwraca się do
mnie (tzn. do każdego czytelnika), wyraźnie zakładając, że nie
tylko za nią nadążam, ale wręcz wykazuję się wielką
spostrzegawczością, błyskotliwością na miarę tak potężnego
humanistycznego umysłu jak jej własny i trzeźwym krytycyzmem. Tu
rodzi się ciekawy konflikt: bo z jednej strony pragnę praktycznie w
nieskończoność dyskutować z tą unikatową artystką, ale z
drugiej mam absolutną pewność, że autorka drastycznie mnie
przecenia. Powiedzmy, że obcując z jej prozą mimo jej
niesubtelnych zapewnień, że tak nie jest, czuję się w pewnym
sensie niegodna. Niegodna tego, by dyskutować z nią na te multum
tematów, które w swoim „Terra Ignota” podsuwa. Zupełnie, jakby
komar debatował z homo sapiens: tak się mniej więcej
czuję... prowadząc z nią dialog. Bo go prowadzę. Przyjmuję jej
zaproszenie do konwersacji pomimo dogłębnego przekonania, że to
nie jest i nigdy nie będzie mój poziom. Wiem, że Ada Palmer o
odbiorcach swoich książek (a więc i o mnie) myśli inaczej. W
końcu nieustannie daje to do zrozumienia tak w „Siedmiu
kapitulacjach”, jak w „Do błyskawicy podobne”, ale ja wiem
swoje. Niemniej jestem jej głęboko wdzięczna za samą możliwość
wejścia z nią w ten pasjonujący, niesamowicie zajmujący dialog. I
nie ma znaczenie, że jak to się mówi, jestem na straconej pozycji
– liczy się tylko to, że taki prymityw jak ja dostąpił
zaszczytu porozmawiania z takim geniuszem, jak Ada Palmer.
Elokwencja, wyszukane słownictwo (najwyższa pochwała należy się
też tłumaczowi Michałowi Jakuszewskiemu: wydanie Mag z 2019 roku),
błyskotliwa analiza człowieka i świata, w którym żyje oraz
potężne przygotowanie intelektualne, to jedno. Ale w prozie tej
amerykańskiej wirtuozki słowa nie mniej ważne są emocje.
Empatyczne, ale i niebezkrytyczne podejście do człowieka: tej
niedoskonałej jednostki, która marzy o życiu w świecie doskonałym
pod każdym względem. Palmer, niekoniecznie wprost, ale między
słowami na pewno, wyraża przekonanie, że tak naprawdę wszyscy,
nawet jeśli nie do końca sobie to uświadamiamy, marzymy o
mitycznej utopii. Nade wszystko pragniemy idealnego świata, ale
jednocześnie robimy wiele by owo marzenie nigdy się nie spełniło.
W świecie przedstawionym w „Do błyskawicy podobne” i już
trochę mniej w „Siedmiu kapitulacjach” utopia od dawna nie jest
już naiwną mrzonką.
W
roku 2454 gatunek ludzki zdaje się mieć już wszystko, co zapewnia
jak najbardziej szczęśliwy żywot. Ale pragnie więcej. Ambicje nie
tylko nie odeszły w niebyt, ale wręcz stały się bardziej
wygórowane. Nie dotyczy to wszystkich ludzi żyjących na tej
ulepszonej Ziemi, ale przecież historia uczy, że wystarczą
jednostki, by trend się odwrócił. Szykuje się zmiana – czy na
lepsze, czy na gorsze, czas pokaże. Bo w to, że w tej Palmerowskiej
wizji nie wszystko jest takie utopijne, jak mogło się wydawać na
pierwszy rzut oka, chyba żaden czytelnik wątpić nie będzie. Bez
względu na światopogląd, jaki wyznaje. Ada Palmer w „Siedmiu
kapitulacjach” kwestionuje już niemal wszystko – od rezygnacji z
podziału na płeć (dominujący jest rodzaj nijaki, ale istnieją
jeszcze ludzie tacy jak Mycroft Canner, którzy wprawdzie nie zawsze
zgodnie z biologicznym uwarunkowaniem, stosują podział na płeć: w
takim zakresie, na jaki mogą sobie pozwolić w tym arcygenderowym
globalnym społeczeństwie), nie pomijając przy tym kulturowej roli
kobiet i mężczyzn, przez podawanie obywatelom wszystkiego na
przysłowiowej tacy, po zapewnianie im maksymalnego bezpieczeństwa.
To wszystko nie tylko ogranicza wolność człowieka, ale i w pewnym
sensie czyni go istotą ułomną. Tak jakby niekompletną i na pewno
niezaradną. Palmer przewrotnie daje do zrozumienia, że żądz,
nawet tych bardziej wyuzdanych, nie powinno się tłumić, bo
wcześniej czy później upomną się o swoje. A gdy ta czara się
przepełni, po latach, że tak to ujmę, zrzekania się tego co
ludzkie, żądze i to nie tylko te natury seksualnej, prawdopodobnie
będą siać takie zniszczenie, jakiego żaden człowiek jeszcze nie
widział. Tym bardziej przy tak rozwiniętej technice i nauce, jaką
dysponuje świat, w którym żyje między Mycroft Canner, nasz nie do
końca godny zaufania bohater, którego nadrzędnym imperatywem jest
zapobieżenie wojnie światowej. Wierzy, że to jest możliwe, bo czy
to los, czy Bóg tego wszechświata, zesłał na Ziemię dwie
nadzwyczajne istoty w ludzkiej skórze, prawdopodobnie po to, by
wspólnymi siłami nie dopuściły do samounicestwienia gatunku
ludzkiego. Akcja w „Siedmiu kapitulacjach” jest bardziej zawrotna
niż w „Do błyskawicy podobne”. Płaszczyzna polityczna też
została znacznie rozszerzona i naszpikowana bardziej widomymi
zagrożeniami. Manipulacje, brudne gierki i niebezpieczne związki w
omawianym, moim zdaniem, arcydziele science fiction nabierają
groźniejszego wymiaru i zyskują większy stopień skomplikowania.
Palmer znacznie rozszerza wątki poruszone w pierwszym tomie, przy
zachowaniu maksymalnego stopnia prawdopodobieństwa (w ramach
gatunku, w którym się porusza, rzecz jasna) oraz z dbałością o
napięcie, i w ogóle całą paletę emocji, ciągnie tę niezwykle
złożoną intrygę w nadzwyczajnym świecie, który zrodziła jej
godna pozazdroszczenia, bezkresna wyobraźnia. Będziecie drżeć,
będzie się uśmiechać i obgryzać paznokcie ze zdenerwowania,
będzie się wzruszać, a nawet płakać rzewnymi łzami, będziecie
patrzeć ze skrajną odrazą na niejedną postać, której mimo to
nie znielubicie, a przede wszystkimi z zapałem będziecie oddawać
się długim filozoficznym dysputom o Was samych. Z autorką, która
chętnie Was poprowadzi po tym unikalnym uniwersum, w którym
dosłownie wszystko może się wydarzyć. Chwyćcie tylko jej dłoń,
a zobaczycie inny wymiar science fiction. I zapewne już nigdy tak do
końca nie uda Wam się z niego wyjść.
Kocham
„Terra Ignotę”! To miłość dozgonna. Miłość trwalsza od
stali, która, jestem pewna, zniesie wszelkie przeciwności. Nawet
dużą obniżkę formy w kolejnych tomach. Tak, nawet jeśli Ada
Palmer zejdzie parę poziomów niżej (co szczerze mówiąc uważam
za mało prawdopodobne), to moja miłość do tego przewspaniałego
cyklu nie osłabnie. Niekoniecznie będę za nią nadążać, nie
twierdzę nawet, że potrafię objąć rozumem wszystko, o czym tutaj
pisze, że mój skąpy umysł należycie wszystko przetrawia, ale i
tak będę ją uwielbiać. Jej twórczość, która
najprawdopodobniej zapisze się złotymi literami w annałach science
fiction. Ada Palmer to rewolucja – diablo utalentowana pisarka,
która zaprasza wszystkich fanów gatunku na nowy poziom, wyrosły na
znanych już fundamentach. Nowa jakość, potężna świeżość w
znajomo wyglądających ramach. A równocześnie jakby innych,
dotychczas niespotykanych. To jest, Proszę Państwa, szczyt
szczytów. Wyżej się już wspiąć nie da... No chyba, że się
jest Tą Adą Palmer (albo Tym Danem Simmonsem, skoro już o tym
mowa). Więc czekam. Z niecierpliwością wypatruję kolejnych tomów
tego bezcennego cyklu, zazdroszcząc przy tym każdemu, kto pierwsze
spotkanie z „Do błyskawicy podobne” i „Siedmioma
kapitulacjami” ma dopiero przed sobą. Bo macie, prawda? Planujecie
wejście w Palmerowską wizję przyszłości? Oby. I oby doszło do
tego szybciej niż później. Tego, w jak najlepszej wierze, Wam
życzę, fani literatury science fiction!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz