środa, 18 czerwca 2014

Dan Simmons „Trupia otucha”’


Rok 1980. Długoletni przyjaciele, Melanie Fuller, Nina Drayton i Willi Borden, spotykają się, aby jak zawsze podzielić się wynikami swojej wielkiej Gry. Wykorzystując niezwykłe, wrodzone zdolności, pozwalające im wnikać do umysłów ludzi karmią się ich energią i podporządkowują ich cielesne powłoki swojej woli. Ku własnej uciesze zmuszają ludzi do samobójstw i morderstw, napędzając spiralę przemocy, która rozlewa się na kolejne jednostki przebywające w miejscu ingerencji tajemniczej siły okrutnego trio. Pewnego dnia Melanie, Nina i Willie zostają sprowokowani do stanięcia przeciwko sobie przez kolejnego gracza, obdarzonego takim samym Talentem, jak oni. Pojedynek kobiet na ulicach Charleston pociąga za sobą kilka przypadkowych ofiar, które zwracają uwagę miejscowego szeryfa Bobby’ego Joe Gentry’ego, który stara się odnaleźć sprawcę rzezi. Jedna z jej uczestniczek, Nina Drayton, nie żyje, a Melanie pośpiesznie opuściła miasto. W trakcie śledztwa Gentry jest świadkiem trudnych do wyjaśnienia wydarzeń, które każą mu połączyć siły z córką jednego z zamordowanych, młodą Muszynką Natalie Preston i psychiatrą Saulem Laski, Żydem który w latach 40-tych trafił do obozu koncentracyjnego w Chełmnie, w którym na własnej skórze poznał moc Williego, w tamtych czasach Obersta Wilhelma von Borcherta. Saulowi bez większych problemów udaje się przekonać swoich nowych sprzymierzeńców, że mają do czynienia z wampirami umysłowymi. Razem staną do nierównej walki z tymi groźnymi przeciwnikami, z których wielu znajduje się na szczeblach władzy.

Po raz pierwszy wydana w 1989 roku, uhonorowana Bram Stoker Award, Locus Award, The World Fantasy Award i Derleth Award, „Trupia otucha” Dana Simmonsa na stałe wpisała się już do kanonu najpopularniejszych powieści o wampirach. Książka łączy w sobie estetykę horroru, science fiction i thrillera, ale od czasu do czasu odnosi się również do historii krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych oraz aspektów stricte politycznych. Taki miszmasz gatunkowy nie mógł się nie udać, szczególnie, że jego autorem jest twórca znakomitego „Drooda”, nieustannie wychwalany przez samego Stephena Kinga. Nowe wydanie Maga to prawdziwa gratka dla kolekcjonerów, godna Simmonsa „cegła” w twardej oprawie, z piękną grafiką na okładce. Wydanie naprawdę warte swojej wysokiej ceny!

„Ubolewam nad natężeniem przemocy we współczesnym świecie. Zdarza mi się autentycznie popadać w rozpacz, tonąć w tej bezdennej otchłani bez przyszłości, którą Hopkins nazwał trupią otuchą. Śledzę amerykańskie krwawe jatki, przypadkowe zamachy na papieży, prezydentów i niezliczonych innych ludzi i zastanawiam się, czy osób obdarzonych Talentem jest po prostu dużo więcej, czy też rzeźnia stała się współczesną codziennością.”

W „Trupie otusze” zachwyciło mnie absolutnie wszystko – od stylu, przez fabułę i przesłanie po kreację bohaterów. Narracja skupia się na poszczególnych wydarzeniach z punktu widzenia kilku postaci, ale tylko rozdziały poświęcone Melanie opisano w pierwszej osobie. Taki niewygodny dla czytelnika zabieg pozwala najgłębiej wejrzeć w psychikę antagonistki, okrutnej wampirzycy umysłowej, która bez mrugnięcia okiem morduje każdego, kto stanie jej na drodze, nawet dzieci. Natomiast kilka różnych punktów widzenia, które często kończą się jakimś wstrząsającym zwrotem akcji, rozwijanym dopiero w kolejnym rozdziale, ułatwiło Simmonsowi stopniowanie napięcia, które niejednokrotnie osiąga prawdziwe wyżyny hitchcock’owego suspensu. Taka narracja w połączeniu z długimi, rozbudzającymi wyobraźnię, pełnymi mistrzowskich porównań opisami sprawiła, że od „Trupiej otuchy” zwyczajnie nie mogłam się oderwać. Ta powieść dostarcza jeszcze więcej niesamowitych emocji niż osławiony „Drood”, a jeszcze parę dni temu byłam przekonana, że Simmonsowi nigdy nie uda się go przeskoczyć…

„Od blisko czterech lat kierował mną jeden imperatyw: muszę przeżyć. Posłuszny temu imperatywowi stałem z boku i patrzyłem, jak moi rodacy, moi bracia Żydzi, moja rodzina, wszyscy trafiają prosto w paszczę zbudowanej przez Niemców potwornej machiny rzeźniczej.”

Choć „Trupia otucha” niejednokrotnie w szczegółach odnosi się do klasyki literatury wampirycznej (za przykład niech tutaj posłuży formowanie się grupki łowców wampirów, nasuwające na myśl „Draculę” i „Miasteczko Salem”) to jej pierwszoplanowy szkielet fabularny jest już typowym znakiem naszych współczesnych czasów. Zapomnijcie o trumnach, osinowych kołkach, czosnku i świetle słonecznym, wampiry umysłowe Dana Simmonsa to z zewnątrz tacy sami ludzie, jak my – również poruszają się za dnia i starzeją, a zabić można je w dowolny groźny dla zwykłego człowieka sposób. Jedyną ich aberracją jest moc zwana Talentem, która popycha ich do tak zwanego Żerowania na umysłach bezbronnych ludzi. Użyty przez nich człowiek staje się bezwolną marionetką, gotową wypełnić każdy nawet najbardziej zwyrodniały rozkaz. Saul Laski, Żyd który przeżył holocaust całe życie poświęcił na poszukiwanie Obersta, który Użył go w obozie koncentracyjnym oraz badaniom nad specyfiką przemocy. Dzięki jego postaci Simmons mógł urozmaicić powieść kilkoma wzruszającymi odniesieniami do niechlubnego okresu II Wojny Światowej, skupiając się przede wszystkim na koszmarze polskich Żydów, gnębionych zarówno przez swoich antysemickich rodaków, jak i niemieckich żołnierzy. Ale to nie jedyne odniesienia do historii. Sporo miejsca autor poświęca również zamachowi na Johna F. Kennedy’ego i Ronalda Reagana, wojnie wietnamskiej, działaniom Mossadu i rewolucjom w Izrealu, a nawet zabójstwie Johna Lennona. Wszystkie te wydarzenia ściśle łączą się z przemyśleniami Saula na temat agresji, która zdaje się być siłą napędową ludzkości, podsycanej przez egzystujące obok niej wampiry umysłowe, gotowe zmieść świat z powierzchni Ziemi byle tylko zapewnić sobie należytą rozrywkę. Według naszego czołowego protagonisty owe potwory narodziły się w drodze ewolucji, są swego rodzaju odchyleniem, które niestety dotknęło również nieobdarzone Talentem jednostki. Tego rodzaju jakże oryginalni antagoniści miały pomóc autorowi wyjaśnić zagadkę okrucieństwa naszej rasy. Jego wampiry umysłowe są ciemną stroną nas samych, uosobieniem drzemiącego w nas nieludzkiego okrucieństwa i bezrozumnego ego.

„Całe to stulecie jest jednym wielkim, żałosnym melodramatem pisanym przez trzeciorzędnych scenarzystów żerujących na duszach i życiu innych. Nie powstrzymamy tego. […] Podobne rzeczy zdarzają się codziennie, ich sprawcami są ludzie nieposiadający nawet cienia tej niedorzecznej zdolności psychicznej; ludzie egzekwujący władzę wynikającą z urodzenia, stanowiska lub głosu większości, pod groźbą kuli lub noża.”

Cała akcja „Trupiej otuchy” osadza się na nierównej walce trójki protagonistów, z których najbardziej upodobałam sobie dowcipnego, wykształconego szeryfa Gentry’ego z hordą żądnych ludzkiej energii wampirów umysłowych. Oprócz Melanie, Niny i Williego szeregi antagonistów zasila potężny miliarder, właściciel niezliczonej liczby wysp, C. Arnold Barent, który staje przeciwko Williemu w koleżeńskiej grze w szachy, w której rolę pionków pełnią ludzie, a szachownicy kilka miast Stanów Zjednoczonych. Zblazowany bogacz jest założycielem tak zwanego Klubu Wyspiarskiego, złożonego z kilku wampirów i sympatyzujących z nimi jednostek. Wśród jego członków odnajdziemy pazernego kaznodzieję, polityków i agentów FBI, ale na pierwszy plan niezmiennie wysuwa się filmowiec, współpracownik Bordena, Anthony Harod, który przy pomocy swojej asystentki Marii Chen bezkrytycznie spełnia każdą zachciankę Barenta, przy okazji wykorzystując swój Talent do gwałcenia kobiet. Wydawać by się mogło, że stając przeciwko tak potężnym osobnikom Saul, Natalie i Gentry podpisują na siebie wyrok śmierci, ale ich nieoczekiwany sprzymierzeniec, gang czarnoskórych Filadelfijczyków oraz samoistnie skonstruowane urządzenie do badania fal mózgowych przechyla szalę na ich stronę. Nie sposób wspomnieć o wszystkich wydarzeniach „Trupiej otuchy”, bo jest ich tak dużo, akcja tak szybko gna do przodu, że musiałabym tak pisać do wieczora, ale warto napomknąć o jeszcze dwóch ważnych aspektach: rasizmie Melanie i survivalowym zakończeniu. To pierwsze przebija z niemalże każdego monologu wampirzycy i notabene jest kolejną ważną cegiełką budującą wstrząsające przesłanie, objawiające nam prawdę o nas samych. A drugie nawiązujące do często poruszanej w kinematografii tematyki polowań na ludzi, urządzanych sobie przez wpływowe jednostki, nie tylko rani kolejnym wątkiem bezpardonowego okrucieństwa, którego w tej pozycji pełno, ale również dowodzi rzadko spotykanych u pisarzy zdolności Simmonsa do wytworzenia niezbędnej w survivalu atmosfery wszechobecnego zaszczucia i wyalienowania walczącego o życie i zdrowe zmysły protagonisty. 

Dan Simmons jest autorem wszechstronnym, znakomicie czującym się w absolutnie każdym gatunku, na jaki się porwie. „Trupia otucha” jest tego doskonałym przykładem. W tej epopei znajdziemy dosłownie wszystko: mrożącą krew w żyłach walkę dobra ze złem, hitchcock’owski suspens, nastrój grozy, trzymający w ciągłym napięciu survival, a nawet płomienny, acz tragiczny romans. Moim zdaniem tę książkę po prostu trzeba przeczytać, aby zrozumieć emocje kłębiące się w czytelniku po skończeniu lektury. Zdecydowanie jedna z najlepszych powieści wampirycznych w historii literatury!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Skoro piszesz, że trzeba przeczytać, to trzeba i koniec ;)

    OdpowiedzUsuń