piątek, 12 grudnia 2014

„Gorzki” (2009)


Po śmierci dziadka mała Ana podgląda rodziców w trakcie aktu seksualnego. Kolejne lata uświadamiają jej, że mężczyźni są bardzo podatni na wysyłane przez nią erotyczne sygnały, ale jako nastolatka nie potrafi jeszcze w pełni wykorzystać tej wiedzy. W dorosłym życiu Ana powraca do swojego domu rodzinnego na Riwierze Francuskiej, gdzie spotyka się ze swoimi demonami z dzieciństwa.

Francusko-belgijska produkcja surrealistyczna wyreżyserowana i rozpisana przez Helene Cattet i Bruno Forzani, którzy w późniejszych latach byli współtwórcami antologii filmowej „The ABCs of Death” oraz wspólnie stworzyli „L’etrange couleur des larmes de ton corps”. „Gorzki” miał premierę w 2009 roku na Fantastisk Film Festival Lund, gdzie uhonorowano go nagrodą „The Blade”. Na kolejnych festiwalach również doceniono obraz Cattet i Forzani, czemu przyklasnęli krytycy, zachwalający w prasie wyczucie estetyczne twórców i niebanalny scenariusz.

Francuzi chyba mają słabość do włoskich obrazów giallo. „Gorzki”, podobnie jak późniejsza „Blackaria” składa należny hołd temu nurtowi, ale tylko finałem, bowiem wcześniejsze partie scenariusza nie przystają do jego konwencji. Film zauważalnie dzieli się na trzy akty, z których w pełni zachwycił mnie pierwszy i ostatni. Akcję zawiązują wydarzenia zamykające się w trakcie jednej nocy w willi na Riwierze Francuskiej, ukazane z punktu widzenia małej Any. Dziewczynka postanawia zajrzeć do pokoju, w którym spoczywa jej zmarły dziadek, a na miejscu odczuwa silną pokusę wyrwania z jego zimnych dłoni starego wisiora. W międzyczasie dowiadujemy się, że matka Any nie jest zadowolona z obecności kobiety w jej domu, o której wiemy tylko tyle, że uważa ją za wiedźmę. Owa odziana w czerń kobieta z jakiegoś powodu atakuje Anę, co pozwala twórcom pochwalić się swoim rzadko spotykanym wyczuciem nadnaturalnego horroru. Mroczna kolorystyka obrazu, przy akompaniamencie nastrojowej ścieżki dźwiękowej znakomicie współgra z powolnymi najazdami kamery na otwierające się drzwi, trumnę z ciałem dziadka Any oraz wisior, w domyśle będący przyczyną całego „zamieszania”. Oszalała kobieta atakująca przerażoną dziewczynkę sprawia wrażenie upiora, wyjętego wprost z dziecięcych koszmarów i z taką interpretacją prologu pozostawiają nas twórcy. Końcowe oniryczne wstawki, podane w pastelowym błękicie i czerwieni sugerują, że skonfrontowano nas z koszmarem sennym Any, który w późniejszych latach będzie miał poważny wpływ na jej postrzeganie własnej seksualności. Następnie akcja przeskakuje o kilka lat do przodu. Ana jest już nastolatką i wraz z matką wybiera się do fryzjera. Podczas gdy jej rodzicielka farbuje włosy dziewczyna próbuje zwrócić na siebie uwagę parkujących nieopodal motocyklistów. Powolne najazdy kamery na części jej ciała, przy akompaniamencie przyśpieszonych oddechów wysyłają dobitne sygnały, świadczące o kiełkującej w młodym umyśle świadomości własnej tożsamości płciowej, eksperymentowania z erotyzmem, który jak zauważa Ana ma duże znaczenie dla męskiej części populacji. Choć druga, najdłuższa partia filmu była potrzebna, aby dokładnie zobrazować stan umysłu dziewczyny chwilami twórcy troszkę przesadzali z powolnością przekazu. Wędrówka matki i córki do domu, podczas której kamera zbyt długo zatrzymuje się na anatomicznych szczegółach obu kobiet i pięknej scenerii Lazurowego Wybrzeża z czasem zaczęła mnie nużyć. Tym bardziej, że „Gorzkiego” prawie całkowicie pozbawiono dialogów. Bohaterowie filmu wypowiadają się z rzadka, a to, co mówią nie ma większego znaczenia dla fabuły. Z jednej strony posiłkowanie się jedynie obrazem, muzyką i zwielokrotnionymi różnego rodzaju odgłosami potęguje wrażenia estetyczne, ale z drugiej miejscami wpada w drażniącą monotonię. Ale tylko podczas środkowej części filmu, ponieważ ostatnia wraca do mrocznej estetyki prologu.

Kiedy Ana wraca po latach do niszczejącej rodzinnej willi Cattet i Forzani skłaniają się w stronę giallo. Makabrę idealnie zsynchronizowaną z mroczną atmosferą zapoczątkowuje kąpiel głównej bohaterki. Kiedy kobieta sięga po grzebień i zaczyna pocierać nim swoje ciało nie widzimy, czego dokładnie dotyka, ale z jej przyśpieszonego oddechu wyobrażamy sobie dość makabryczny samogwałt. Kulminacja tej sceny natomiast nie tylko pogrywa na naszych oczekiwaniach, ale również daje wgląd w perwersyjne preferencje seksualne Any. Całkowicie innej natury bombą jest nagłe pojawienie się „demona” z przeszłości głównej bohaterki, który znowu przypuszcza na nią, jakże trzymający w napięciu atak. Późniejsze wydarzenia jeszcze dobitniej skłaniają się w stronę giallo. Zbliżenie na czarne lateksowe rękawiczki, ostrą brzytwę i liczne rany zadawane za jej pośrednictwem (kiedy ostrze zbliża się do oka ofiary można łatwo zauważyć, że twórcy bezpośrednio nawiązują do „Nowojorskiego rozpruwacza” Lucio Fulci’ego). Krwawy mord w końcówce filmu wprawił mnie w niemały zachwyt, nie tylko realistycznymi efektami specjalnymi, ale przede wszystkim niebanalną realizacją. Zbliżenia na pociętą twarz (szczególnie odstręczają poranione wargi) rozciągnięte w czasie chyba bardziej, niż to czynił mistrz tego rodzaju filmowania: Lucio Fulci. Na dodatek owa scena ma miejsce tuż po zaskakującym zwrocie akcji. Podobnie, jak to miało miejsce w wannie reżyserzy grają na naszych oczekiwaniach odnośnie tożsamości mordercy. A kiedy już przebrzmi ta jakże makabryczna końcówka bez chwili oddechu twórcy zaserwują nam kolejną, jeszcze bardziej wstrząsającą bombę w finale, który postawi w całkowicie innym świetle wszystko, co w „Gorzkim” zobaczyliśmy. Przy okazji pozostawiając ogromne pole do różnych interpretacji, również tych chorych. UWAGA SPOILER Liczne nawiązania do seksualności osobiście interpretuję, jako takie swego rodzaju metaforyczne oddanie nekrofilii, tym bardziej szokujące, że zrealizowane w tak wysublimowanym stylu KONIEC SPOILERA.

„Gorzki” to prawdziwy pokaz estetyzmu, rozbuchanego erotyzmu i makabry, podany w iście surrealistycznym klimacie. Choć środkowa część filmu chwilami popada w monotonię, pomimo przesadzonego spowolnienia również ma do przekazania ważne treści. Natomiast pierwsza i ostatnia partia scenariusza to prawdziwe mistrzostwo świata, z którą muszą się zapoznać nie tylko wielbiciele nurtu giallo, ale horrorów w ogóle. Ambitny, wstrząsający, nastrojowy i krwawy obraz, który najprawdopodobniej zadowoli nawet najbardziej wymagających widzów.  

3 komentarze:

  1. Jak dla mnie trochę za bardzo skupiono się na formie niźli na przekazie. Jeśli ktoś lubi wizualno-dźwiękowe doznania to myślę, że GORZKI powinien go zadowolić. Miłośnicy standardowych fabuł, a nawet kryminalnych intryg typowych dla nurtu giallo, mogą poczuć się rozczarowani. Nie zmienia to faktu, że GORZKI to jeden z najoryginalniejszych obrazów ostatnich lat, który zostaje w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, szczególnie w środkowej części zaniedbano fabułę. Myślę, że nie potrzeba było aż tylu zbliżeń na anatomiczne szczegóły, żeby dobitnie wyartykułować kiełkującą świadomość seksualną u nastoletniej Any. Intrygi kryminalnej, typowej dla giallo nie ma wcale - twórcy innymi elementami sugerują, że nawiązują do tego nurtu (czarne rękawiczki, brzytwa). Niemniej można przymknąć oko na te mankamenty, jeśli lubi się grę obrazem i ścieżką dźwiękową. I tak zgadzam się, to jeden z bardziej oryginalnych filmów grozy XXI wieku.

      Usuń
  2. Uwielbiam ten film.

    Jego odmienność, nawet jeśli monotonna, jest dla mnie hipnotyczna. Poza tym mam sentyment do tego filmu. Parę lat temu poleciłem go znajomemu na romantyczny wieczór z filmowy, co do dziś mi wypomina (nie dali rady skończyć). ;) Pozdrawiam go, jeśli to przeczyta

    OdpowiedzUsuń