Trzy przyjaciółki, Jenn, Mary i Zoe, postanawiają spędzić weekend nad
jeziorem w domku letniskowym. Wypoczynek w żeński gronie ma przede wszystkim
przynieść otuchę Jenn, którą zdradził chłopak. Jednak już wieczorem chłopcy
zaskakują dziewczęta swoim przyjazdem. Wkrótce potem młodzi ludzie zostają
zaatakowani przez agresywne, martwe bobry.
W pogoni za oryginalnością amerykańscy twórcy filmów grozy opierają
scenariusze na coraz to bardziej absurdalnych pomysłach, szczególnie w nurcie animal attack, propagowanym w Polsce przez
telewizję Puls. Do wczoraj byłam przekonana, że dwugłowe i latające rekiny to
szczyt kretynizmu, że scenarzyści nie zdołają stworzyć już niczego
dziwaczniejszego. Ale nie od dziś wiadomo, że wyobraźnia artystów nie zna
granic, co udowadnia Jordan Rubin w swoim debiutanckim pełnometrażowym obrazie.
Reżyser i współtwórca scenariusza (wespół z Alem i Jonem Kaplanami) skompilował
animal attack z zombie movie w iście pastiszowym stylu i co ciekawsze zrobił to tak
dobrze, że zachwycił nawet, co poniektórych krytyków.
„Zombeavers” wbrew pozorom nie jest kolejnym dowcipnym obrazem o krwiożerczych
zwierzętach, który popisywałby się maksymalnie sztucznymi efektami
komputerowymi. Realizacja, o dziwo, stoi na bardzo wysokim poziomie. Malownicze
widoczki w pastelowych barwach, profesjonalna praca kamery i przede wszystkim
wiarygodne krwawe efekty specjalne, które przyjemnie kontrastują z dowcipnym
scenariuszem. Jednakże, choć czarny humor sytuacyjny chwilami jest doprawdy
bardzo zabawny brakuje większego polotu w dialogach protagonistów. Choć w ich
słowach pełno zarówno dosłowności, jak i dwuznaczności, w moim mniemaniu scenarzyści
zbyt często uciekali się do wypowiedzi a la „American Pie”, które na siłę natrząsały
się z seksualności. Dialogi, którym udało się mnie rozbawić pojawiały się z
rzadka i zdecydowanie opierały się na humorze w stylu: na głupie pytanie głupia
odpowiedź („Dlaczego nie ma tutaj lamp
drogowych? Może dlatego, że nie ma tutaj dróg.”), ale już poszczególne
wydarzenia wręcz mnie zachwyciły. I to zarówno pod kątem komedii, jak i gore. Odpady medyczne, które wpadły do
jeziora na skutek nieuwagi przewoźnika zamieniają miejscowe bobry w krwiożercze
bestie, które atakują szóstkę naszych bohaterów. Spece od efektów specjalnych
postarali się o przekonujący wygląd bobrów-zombie, głównie za sprawą daleko idącego
minimalizmu. Skołtunione futro, świecące oczy i zakrwawione zęby, bez
niepotrzebnego efekciarstwa, które zapewne odebrałoby im sporo wiarygodności. Choć
fabuła w głównej mierze opiera się na z góry skazanych na niepowodzenie próbach
ucieczki naszych bohaterów z odizolowanych terenów scenarzyści nie pozwalają
się nudzić. Zmasowany atak rozpoczyna scena kąpieli w jeziorze (podczas której jeden
z chłopców traci stopę) rozciągnięta do wydarzeń na tratwie, skąd młodzi ludzie
wydostają się za pomocą wstrząsającego fortelu. O ile odgryzienie stopy
zrealizowano bardzo realistycznie późniejsze sceny gore oprócz wizualnej wiarygodności ocierają się również o
zamierzoną groteskę. Niemalże przepołowiony bóbr pełzający po kuchennym stole,
rozpłatanie twarzy myśliwemu i wreszcie najmocniejsza i zarazem najzabawniejsza
krwawa sekwencja obrazująca bobra wyrywającego chłopakowi przyrodzenie. Takich
scen jest oczywiście dużo więcej, ale w drugiej połowie seansu to rozprzestrzenianie
się wirusa na ludzi robi największe wrażenie. Jeśli myśleliście, że
bobry-zombie to szczyt inwencji twórców to grubo się myliliście, bowiem
bobrowaci ludzie biją już wszelkie rekordy absurdalności. Ich wygląd zachwyca
obsesyjnym dopracowaniem najdrobniejszych szczegółów, które co prawda bardziej
bawią, aniżeli odstręczają, ale chyba taki był zamysł Rubina. Odkształcone, zgarbione
ciała, długie zęby, szerokie ogony i święcące oczy robią naprawdę spore
wrażenie. Ale żeby tego było mało scenarzyści zahaczają też o przemianę
niedźwiedzia i… pszczół (bonus po napisach końcowych). Słowem: dziwaczne
pomysły scenarzystów nie mają granic, co jest gwarantem dobrej rozrywki, pełnej
groteskowych niespodzianek. Z każdego ujęcia „Zombeavers” przebija zabawa
konwencją, beztroskie podejście do gatunku wzorem Petera Jacksona kręcącego w
latach 90-tych „Martwicę mózgu”.
Bohaterowie podobnie jak cała ta produkcja są maksymalnie przerysowani, za
wyjątkiem charakterologicznie przystającej do typowej final girl Jenn. Odtwórczyni tej roli, Lexi Atkins w moim mniemaniu
wypadła najbardziej przekonująco. Może dlatego, że nie musiała nadmiernie eksponować
swoich wad, jak pozostała część obsady. Dla przeciwwagi najbardziej denerwujący
był narcystyczny Sam, Hutch Dano, któremu wyraźnie nie pasowała tego rodzaju
celowo sztuczna konwencja. Choć protagoniści oprócz zamierzonego przerysowania
nie różnią się od typowych slasherowych
postaci kolejność ich eliminacji, odwracająca schemat amerykańskich rąbanek już
mocno zaskakuje. Co jest oczywiście kolejnym dowodem na to, że ambicją Rubina było
oddanie konwencji w krzywym zwierciadle, wyśmianie różnych motywów z
hipnotyzującą lekkością i dużym dystansem nie tylko do gatunku, ale również do
samego siebie.
Nigdy nie podejrzewałabym siebie o to, że dam się urzec głupiutkiej,
prześmiewczej produkcji o bobrach-zombie. Ten film to prawdziwe kuriozum, które
jestem o tym przekonana nie będzie cieszyło się dużym powodzeniem wśród
polskich odbiorców (eksperymentowanie z konwencjami nie jest mile widziane w
naszym konserwatywnym kraju). Pozostaję jednak z nadzieją, że widzowie
akceptujący przemieszanie komedii z horrorem dadzą szansę „Zombeavers”, choćby
dla oryginalnego pomysłu i profesjonalnej realizacji.
Pomimo tego, że nie jest to raczej rodzaj horroru, po który chetnie sięgam - zacheciłaś mnie do obejrzenia tego tytułu.
OdpowiedzUsuńJuż gdzieś czytałam recenzję na temat tego filmu, ale jeszcze nie zdążyłam go nadrobić. Może się uda w święta, bo choć nie lubię za bardzo filmów z gatunku animal attack, to jednak bobrowe zombie jakoś mnie zachęcają :D
OdpowiedzUsuńPrzyznam że lubię animal attack ale na to jakoś nie miałem ochoty, jednak muszę powiedzieć że mnie zachęciłaś i na pewno oglądnę w wolnym czasie :D
OdpowiedzUsuńPodzielam zdanie. Bobry Zombie są świetne, perfekcyjnie przypałowe. Zęby, futerka, flaki, ruchy, ich działania jak oblężenie chatki, robienie przeszkód na drodze. Szkoda więc, że reszta filmu wyszła mocno przeciętnie.
OdpowiedzUsuńHej, czy możemy liczyć na jakieś zestawienie horrorów świątecznych wraz z Twoimi ocenami, czy warto je obejrzeć?
OdpowiedzUsuńProszę
Usuńhttp://horror-buffy1977.blogspot.com/2010/12/swiateczne-slashery.html
W tym roku też miałam parę filmów świątecznych zamieścić, ale mam awarię Internetu (dzisiaj na chwilę wbiłam się na kompa brata, ale dopóki tego nie naprawią na necie mnie nie będzie). Przepraszam za utrudnienia;/