sobota, 20 grudnia 2014

„Zombeavers” (2014)


Trzy przyjaciółki, Jenn, Mary i Zoe, postanawiają spędzić weekend nad jeziorem w domku letniskowym. Wypoczynek w żeński gronie ma przede wszystkim przynieść otuchę Jenn, którą zdradził chłopak. Jednak już wieczorem chłopcy zaskakują dziewczęta swoim przyjazdem. Wkrótce potem młodzi ludzie zostają zaatakowani przez agresywne, martwe bobry.

W pogoni za oryginalnością amerykańscy twórcy filmów grozy opierają scenariusze na coraz to bardziej absurdalnych pomysłach, szczególnie w nurcie animal attack, propagowanym w Polsce przez telewizję Puls. Do wczoraj byłam przekonana, że dwugłowe i latające rekiny to szczyt kretynizmu, że scenarzyści nie zdołają stworzyć już niczego dziwaczniejszego. Ale nie od dziś wiadomo, że wyobraźnia artystów nie zna granic, co udowadnia Jordan Rubin w swoim debiutanckim pełnometrażowym obrazie. Reżyser i współtwórca scenariusza (wespół z Alem i Jonem Kaplanami) skompilował animal attack z zombie movie w iście pastiszowym stylu i co ciekawsze zrobił to tak dobrze, że zachwycił nawet, co poniektórych krytyków.

„Zombeavers” wbrew pozorom nie jest kolejnym dowcipnym obrazem o krwiożerczych zwierzętach, który popisywałby się maksymalnie sztucznymi efektami komputerowymi. Realizacja, o dziwo, stoi na bardzo wysokim poziomie. Malownicze widoczki w pastelowych barwach, profesjonalna praca kamery i przede wszystkim wiarygodne krwawe efekty specjalne, które przyjemnie kontrastują z dowcipnym scenariuszem. Jednakże, choć czarny humor sytuacyjny chwilami jest doprawdy bardzo zabawny brakuje większego polotu w dialogach protagonistów. Choć w ich słowach pełno zarówno dosłowności, jak i dwuznaczności, w moim mniemaniu scenarzyści zbyt często uciekali się do wypowiedzi a la „American Pie”, które na siłę natrząsały się z seksualności. Dialogi, którym udało się mnie rozbawić pojawiały się z rzadka i zdecydowanie opierały się na humorze w stylu: na głupie pytanie głupia odpowiedź („Dlaczego nie ma tutaj lamp drogowych? Może dlatego, że nie ma tutaj dróg.”), ale już poszczególne wydarzenia wręcz mnie zachwyciły. I to zarówno pod kątem komedii, jak i gore. Odpady medyczne, które wpadły do jeziora na skutek nieuwagi przewoźnika zamieniają miejscowe bobry w krwiożercze bestie, które atakują szóstkę naszych bohaterów. Spece od efektów specjalnych postarali się o przekonujący wygląd bobrów-zombie, głównie za sprawą daleko idącego minimalizmu. Skołtunione futro, świecące oczy i zakrwawione zęby, bez niepotrzebnego efekciarstwa, które zapewne odebrałoby im sporo wiarygodności. Choć fabuła w głównej mierze opiera się na z góry skazanych na niepowodzenie próbach ucieczki naszych bohaterów z odizolowanych terenów scenarzyści nie pozwalają się nudzić. Zmasowany atak rozpoczyna scena kąpieli w jeziorze (podczas której jeden z chłopców traci stopę) rozciągnięta do wydarzeń na tratwie, skąd młodzi ludzie wydostają się za pomocą wstrząsającego fortelu. O ile odgryzienie stopy zrealizowano bardzo realistycznie późniejsze sceny gore oprócz wizualnej wiarygodności ocierają się również o zamierzoną groteskę. Niemalże przepołowiony bóbr pełzający po kuchennym stole, rozpłatanie twarzy myśliwemu i wreszcie najmocniejsza i zarazem najzabawniejsza krwawa sekwencja obrazująca bobra wyrywającego chłopakowi przyrodzenie. Takich scen jest oczywiście dużo więcej, ale w drugiej połowie seansu to rozprzestrzenianie się wirusa na ludzi robi największe wrażenie. Jeśli myśleliście, że bobry-zombie to szczyt inwencji twórców to grubo się myliliście, bowiem bobrowaci ludzie biją już wszelkie rekordy absurdalności. Ich wygląd zachwyca obsesyjnym dopracowaniem najdrobniejszych szczegółów, które co prawda bardziej bawią, aniżeli odstręczają, ale chyba taki był zamysł Rubina. Odkształcone, zgarbione ciała, długie zęby, szerokie ogony i święcące oczy robią naprawdę spore wrażenie. Ale żeby tego było mało scenarzyści zahaczają też o przemianę niedźwiedzia i… pszczół (bonus po napisach końcowych). Słowem: dziwaczne pomysły scenarzystów nie mają granic, co jest gwarantem dobrej rozrywki, pełnej groteskowych niespodzianek. Z każdego ujęcia „Zombeavers” przebija zabawa konwencją, beztroskie podejście do gatunku wzorem Petera Jacksona kręcącego w latach 90-tych „Martwicę mózgu”.

Bohaterowie podobnie jak cała ta produkcja są maksymalnie przerysowani, za wyjątkiem charakterologicznie przystającej do typowej final girl Jenn. Odtwórczyni tej roli, Lexi Atkins w moim mniemaniu wypadła najbardziej przekonująco. Może dlatego, że nie musiała nadmiernie eksponować swoich wad, jak pozostała część obsady. Dla przeciwwagi najbardziej denerwujący był narcystyczny Sam, Hutch Dano, któremu wyraźnie nie pasowała tego rodzaju celowo sztuczna konwencja. Choć protagoniści oprócz zamierzonego przerysowania nie różnią się od typowych slasherowych postaci kolejność ich eliminacji, odwracająca schemat amerykańskich rąbanek już mocno zaskakuje. Co jest oczywiście kolejnym dowodem na to, że ambicją Rubina było oddanie konwencji w krzywym zwierciadle, wyśmianie różnych motywów z hipnotyzującą lekkością i dużym dystansem nie tylko do gatunku, ale również do samego siebie.

Nigdy nie podejrzewałabym siebie o to, że dam się urzec głupiutkiej, prześmiewczej produkcji o bobrach-zombie. Ten film to prawdziwe kuriozum, które jestem o tym przekonana nie będzie cieszyło się dużym powodzeniem wśród polskich odbiorców (eksperymentowanie z konwencjami nie jest mile widziane w naszym konserwatywnym kraju). Pozostaję jednak z nadzieją, że widzowie akceptujący przemieszanie komedii z horrorem dadzą szansę „Zombeavers”, choćby dla oryginalnego pomysłu i profesjonalnej realizacji.

6 komentarzy:

  1. Pomimo tego, że nie jest to raczej rodzaj horroru, po który chetnie sięgam - zacheciłaś mnie do obejrzenia tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już gdzieś czytałam recenzję na temat tego filmu, ale jeszcze nie zdążyłam go nadrobić. Może się uda w święta, bo choć nie lubię za bardzo filmów z gatunku animal attack, to jednak bobrowe zombie jakoś mnie zachęcają :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam że lubię animal attack ale na to jakoś nie miałem ochoty, jednak muszę powiedzieć że mnie zachęciłaś i na pewno oglądnę w wolnym czasie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Podzielam zdanie. Bobry Zombie są świetne, perfekcyjnie przypałowe. Zęby, futerka, flaki, ruchy, ich działania jak oblężenie chatki, robienie przeszkód na drodze. Szkoda więc, że reszta filmu wyszła mocno przeciętnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, czy możemy liczyć na jakieś zestawienie horrorów świątecznych wraz z Twoimi ocenami, czy warto je obejrzeć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę
      http://horror-buffy1977.blogspot.com/2010/12/swiateczne-slashery.html

      W tym roku też miałam parę filmów świątecznych zamieścić, ale mam awarię Internetu (dzisiaj na chwilę wbiłam się na kompa brata, ale dopóki tego nie naprawią na necie mnie nie będzie). Przepraszam za utrudnienia;/

      Usuń