Angela Ramos
przyjeżdża z rodzinnego Los Angeles do Flagstaff w Arizonie, żeby studiować na
tutejszej uczelni. Przez brak wolnych pokoi w akademiku jest zmuszona
wprowadzić się do starego domostwa, w którym mieszkania wynajmują młodzi
ludzie. Jej współlokatorka Chrissie i para homoseksualistów z parteru wyjawiają
jej, że w domu straszy, ale Angela nie przywiązuje do tego większej wagi. Do
czasu, aż na własne uszy słyszy niepokojące szepty wydobywające się z jednego z
mieszkań.
Strażnik Parku
Narodowego Krainy Kanionów w Utah, Henry Cote, jest prześladowany przez cienie
azjatyckich bliźniaczek, które pożywiają się jego nasieniem. Ponadto odkrywa
akty wandalizmu na terenie parku, które nie mogły być dokonane przez człowieka.
Jolene rzuca
pracę strażnika granicznego w Yumie i ksenofobicznego męża i wraz z ośmioletnim
synem, Skylarem, przeprowadza się do domu matki alkoholiczki w Bear Flats w
Kalifornii. Parę dni po przyjeździe zatrudnia się do pomocy przy urządzaniu
muzeum w wiekowym domu rodu milionerów. Wewnątrz odkrywa przerażające rzeczy,
które mogą mieć związek z innymi nadnaturalnymi wydarzeniami, mającymi miejsce
w miasteczku.
Amerykanin
chińskiego pochodzenia, Dennis Chen, wybiera się w samotną podróż po Stanach
Zjednoczonych. Chłopak od zawsze czuł, że takie jest jego przeznaczenie, że coś
przyciąga go do pewnych miejsc w kraju. W drodze upewnia się w tym przekonaniu,
dzięki niejasnym, acz bardzo realistycznym koszmarom sennym.
Wkrótce wszyscy
będą musieli zmierzyć się z zagrożeniem nie z tego świata, transportowanym
przez pociąg widmo, przemierzający Stany Zjednoczone i siejący postrach
wszędzie, gdzie się pojawi.
Amerykański
pisarz Bentley Little specjalizuje się w literaturze ekstremalnej, osadzonej w
uniwersum zbliżonym do światów kreowanych przez Edwarda Lee i Johna Eversona.
Plotka głosi, że odkrył go Stephen King w 1990 roku, tym samym, w którym
nagrodzono go Bram Stoker Award za powieść „The Revelation”. Trzy lata później
do tej samej statuetki nominowano jego „The Summoning”. W Polsce Little’owi nie
udało się zyskać takiego uznania czytelników, jak w Stanach Zjednoczonych i
pewnie z tego powodu wydawcy po wypuszczeniu na nasz rynek trzech jego powieści
zrezygnowali z wydawania innych długich form tego pisarza. A szkoda, bo
bibliografia Little’a, podobnie jak wielu innych, szanujących się autorów
literatury grozy, jest dosyć pokaźna. Wypadałoby więc, żeby polscy wydawcy
zaspokoili oczekiwania fanów jego prozy i zaznajomili ich z innymi dziełami
Little’a, nawet jeśli szerokiej opinii publicznej miałoby się to nie spodobać. „Pociąg upiorów”
po raz pierwszy ukazał się w 2006 roku pod tytułem „The Burning” i choć ze
wszystkich książek Little’a wydanych w Polsce jest zdecydowanie najsłabszą
pozycją to i tak w porównaniu do innych horrorowych utworów (również autorstwa
sławnych pisarzy) zalewających nasz rynek wypada całkiem dobrze. Literatura
ekstremalna to bardzo specyficzny gatunek, celujący w pewną niszę, złożoną z
czytelników z tak zwanymi żelaznymi żołądkami. Masowi odbiorcy zapoznali się z
tą stylistyką głównie podczas boomu na prozę Edwarda Lee, która z jakiegoś
nieznanego mi powodu zaskarbiła sobie ich silniejszą sympatię, aniżeli
twórczość Bentley’a Little’a. Nie potrafię orzec, dlaczego tak się stało, wszak
pisarstwo Little’a prezentuje zbliżony poziom do pióra Lee. Być może zawinił
marketing – wydawnictwo Amber, które „wzięło pod swoje skrzydła” powieści
Bentley’a nie zadbało o tak szumną reklamę, jak Replika, piastująca literaturę
Edwarda.
„Obcy w obcym świecie
szukający lepszego życia, a znajdujący tylko śmierć.”
Dedykując „Pociąg
upiorów” swojemu synowi, Little zdradza, że powieść powstała na jego usilne
prośby, spisania historii, w której pojawiałby się pociąg widmo i dwa groby
oznaczone Matka i Córka. Z tych dwóch, na pierwszy rzut
oka, niezwiązanych ze sobą elementów powstała umiarkowanie makabryczna (jak na
tego autora) opowieść z przesłaniem, co nie jest częste w tym gatunku
literackim. Wszystkie wydarzenia śledzimy z czterech różnych perspektyw. Jako,
że główni bohaterowie mieszkają w różnych zakątkach Stanów Zjednoczonych, nie
znają się i początkowo świadkują pozornie niezwiązanym ze sobą zjawiskom taka
narracja przez jakiś czas może odrobinę dezorientować. Ale wydaje mi się, że
właśnie taki był zamiar autora. Konstrukcja „Pociągu upiorów” przez długi czas
utrzymuje czytelnika w niepewności. Bezwładnie porozrzucane elementy
nadprzyrodzone, prezentujące różne charaktery, wydają się nie mieć ze sobą
wiele wspólnego – tak jakby były częściami kilku innych układanek. Ale to tylko
pozory, bowiem jak okaże się w miarę rozwoju akcji wszystkie cząstki się ze
sobą łączą w dosyć osobliwy sposób, ale kto powiedział, że literatura
ekstremalna ma się rządzić prawami fizyki? Jako, że Bentley Little przez cały
utwór płynnie przeskakuje od jednego zakątku Stanów Zjednoczonych do drugiego
naturalną koleją rzeczy dostajemy szeroki obraz chaosu szybko ogarniającego cały
kraj. Początkowo najbardziej intrygowały mnie wątki skupiające się na studentce
latynoskiego pochodzenia, Angeli Ramos. Aura tajemniczości, potęgowana
sygnalizowaniem wkraczania nieznanego w zwyczajną rzeczywistość jest wyczuwalna
przez całą pierwszą połowę powieści, w rozdziałach skupiających się na
wszystkich bohaterach, ale ową nadnaturalność najsilniej odbierałam podczas
ustępów poświęconych Angeli. Little sporo miejsce poświęca tutaj klasycznemu
motywowi nawiedzonego domostwa, w którym co jakiś czas rozlegają się tajemnicze
odgłosy, strasząc jego mieszkańców, ale nie na tyle, żeby chwilę po tych
zjawiskach nie potrafili przejść nad nimi do porządku dziennego. Choć nie
odnajdziemy w tych ustępach żadnej innowacyjności talent autora do budowania
gęstej atmosfery niezdefiniowanego zagrożenia właściwie gwarantuje wielbicielom
ghost stories wrażenia, jakich
oczekują od tego rodzaju historii. Jeszcze ciekawiej robi się z chwilą odkrycia
pod miastem tunelu pełnego zmumifikowanych ciał, które roznoszą na
społeczeństwo czarną pleśń, zmieniającą osobowości białych przedstawicieli rasy
ludzkiej. Opisy wręcz skąpanych w żywej mazi pomieszczeń i późniejszy obraz
destrukcji, jaką owa substancja zapoczątkowuje zachwycają swoją ograniczoną do
kilku zdań drobiazgowością. Mało który pisarz potrafi w kilku krótkich zdaniach
odmalować przed oczami czytelników niepozostawiające miejsca na domysły
koszmarne obrazy, które dzięki tym niedługim, acz trafnym opisom nie męczą co
bardziej niecierpliwych odbiorców.
„Przeszłość
należało zostawić w spokoju. Zła nie można pomścić – można je jedynie
naprawić.”
Ale
nadnaturalność „Pociągu upiorów” nie zasadza się jedynie na wydarzeniach, w
których centrum tkwi Angela. Little rozkłada owe wątki na wszystkich bohaterów,
w mniej lub bardziej udanym stylu. Strażnik Parku Narodowego, Henry Cote,
uosabia głównie zamiłowanie tego autora do kompilowania erotyzmu z makabrą.
Cienie, które prześladują Henry’ego nie pragną jego fizycznej krzywdy. Chcą
jedynie posilić się jego nasieniem, dlatego też rozdziały koncentrujące się na
tym bohaterze przez długi czas oscylują pomiędzy nadnaturalnością a czystym
porno. Mieszanka miejscami mocno intrygująca, zmuszająca do prób rozszyfrowania
prawdziwych motywów nasieniożernych cieni i ewentualnych następstw ich
nasycenia, ale zabrakło mi tutaj czegoś, co wybiegałoby poza te ramy, wszak z
czasem opisy kuriozalnych stosunków oralnych popadły w zbyt częstą
powtarzalność. Podobnie miejscami nudziły mnie wątki koncentrujące się na
podróży Dennisa Chena – jedynie jego niepokojące sny i konfrontacje z jawnie
rasistowskimi postawami mieszkańców mijanych miasteczek miały w sobie większe
pokłady tajemniczości. Szczegóły jego samotnej jazdy natomiast chwilami mocno
mnie niecierpliwiły. Na szczęście rozdziały poświęcone ostatniej kluczowej
bohaterce książki (pomijając pewnego agent FBI, który summa summarum nie
odegrał większej roli w tej opowieści, mimo, że autor czasem zbaczał w jego
stronę), Jolene i jej małemu synkowi zrekompensowały mi niedostatki historii
Henry’ego i Dennisa. Samotne groby oznaczone, jako Matka i Córka, nieludzka
twarz zaglądająca przez okno sypialni Jolene i jej syna, Skylar nawiązujący
kontakt za pośrednictwem snów z jakimś bytem i wreszcie stare domostwo pełne
zakonserwowanych części ludzkich ciał z gnieżdżącym się w jego murach czystym
złem. Absolutnie wszystkie te zjawiska Little podał w nieznośnie klimatycznym
stylu, przykładając wielką wagę do budowania napięcia i aury tajemniczości.
Niby literatura ekstremalna, ale akurat w tej powieści lepiej sprawdziło się
generowanie nastroju grozy, aniżeli liczne, choć oszczędne w opisach sceny gore.
„Żądza zemsty
była zrozumiała, a w tych okolicznościach może nawet usprawiedliwiona, ale dwie
złe rzeczy nie czynią dobra i bez względu na to, co twierdzą różne religie, za
grzechy ojców dzieci nie powinny cierpieć.”
Wspominałam już,
że „Pociąg upiorów” to książka z przesłaniem. Jej problematyka zasadza się na
zjawisku imigracji, które w XIX wieku i na początku XX doprowadziło do
skrajnych zachowań Amerykanów o podłożu ksenofobicznym i rasistowskim. Choć
natura zagrożenia w „Pociągu upiorów” sięga XIX wieku to moralizatorski aspekt
powieści z powodzeniem można przełożyć na współczesne czasy. Little z wielką
zjadliwością podchodzi do tego rodzaju postaw rasy ludzkiej, szkalując
dosłownie każdy przejaw antyimigranckiego zacietrzewienia. Mówi wprost, do
czego niegdyś prowadziło takie zaściankowe, zabobonne myślenie i do czego w
przyszłości może jeszcze nas zaprowadzić. Co więcej obrazuje krwawą zemstę
uciśnionych, których motywy są co prawda zrozumiałe, ale nie do końca godne
pochwały. Moralną ocenę owej zemsty Little pozostawia czytelnikom, a biorąc pod
uwagę wszystkie fakty naprawdę nie jest łatwo jednoznacznie opowiedzieć się po
którejś ze stron tego konfliktu, co tylko podnosi poziom „Pociągu upiorów”.
Proza nie dla
każdego – tak w skrócie można podsumować twórczość Bentley’a Little’a.
Wielbiciele powieści Edwarda Lee, Johna Eversona i Clive’a Barkera zapewne
odnajdą się w „Pociągu upiorów”, chociaż mogą być nieco rozczarowani zbyt
delikatnym, jak na tego rodzaju prozę podejście do wszelkiej makabryczności.
Ona się pojawia i to nawet często, ale mało szczegółowe opisy zbyt wiele
miejsca pozostawiają wyobraźni czytelników, czego nie można już powiedzieć o
klimacie. I tutaj przechodzimy do drugiej grupy docelowej tej powieści –
wielbicieli wszelkiej tajemniczości i zjawisk paranormalnych, którzy jeśli
przymkną oko na krwawe ustępy „Pociągu upiorów” mają szansę równie dobrze się
bawić, co fani bardziej dosadnej literatury. Dla każdego coś miłego, choć
autorowi nie udało się uniknąć paru słabszych momentów. Mam jednak nadzieję, że
zrekompensuje im je moralizatorski, dający do myślenia wydźwięk tej powieści.
Nacjonalistów zapewne tylko zirytuje, ale odbiorcy prezentujący mniej skrajne
postawy powinni przyklasnąć przenikliwości Bentley’a Little’a.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Czytałam "Instynkt śmierci" Little'a i przyznam, że nie zrobił na mnie wrażenia, ale "Pociąg upiorów" mam w swojej kolekcji, więc prędzej czy później przyjdzie czas na drugie spotkanie z pisarzem. Nie jestem jednak fanką makabry, więc to chyba tłumaczy dlaczego pióro Little'a mnie nie przekonało.
OdpowiedzUsuńCzytałam już dwie pozostałe powieści Little'a, "Pociąg..." z kolei czeka u mnie na swoją kolej. Bardzo żałuję, że wydawnictwo nie zdecydowało się na dalsze wydawanie, z drugiej jednak strony rozumiem, że każdy chce zarobić, a horror ekstremalny nie jest w naszym kraju zbyt popularny. Nawet Edward Lee, którego wydaje Replika, nie może się doczekać wydania kolejnych tytułów, mimo tego że próbowano rozpowszechniać jego teksty na większą skalę.
OdpowiedzUsuńRacja. Jedynym wyjściem zadowalającym obie strony, zarówno fanów literatury ekstremalnej, jak i wydawców byłoby powstanie wydawnictwa na kształt dawnego Phantom Press. Tanie wydania w niskich nakładach mogłyby zapewnić zysk wydawcom, chociaż to też tylko przypuszczenie. Niszowe powieści chyba jak na razie w Polsce muszą ustąpić miejsca utoworom, które mają szansę spodobać się większej grupie odbiorców, niestety:/
Usuń