Hrabina Claudia Naronne rozkochuje w sobie lorda Montbarry’ego, tym samym
doprowadzając do zerwania jego związku z daleką kuzynką, Agnes Lockwood. Po ślubie
lordostwo Montbarry wraz z bratem Claudii, baronem Rivarem, wyjeżdżają do
Wenecji, gdzie zatrzymują się w pałacu. Tymczasem Agnes zostaje poproszona
przez swoją znajomą o zarekomendowanie jej męża nowożeńcom, poszukującym
kuriera. Wkrótce po zatrudnieniu się w Wenecji na usługach lordostwa Montbarry
kurier znika bez śladu, a dręczona poczuciem winy Agnes podejmuje się prób
odnalezienia go. Niedługo po tym wydarzeniu w weneckim pałacu dochodzi do
kolejnej tragedii, która zapoczątkowuje ciąg niezwykłych zjawisk. Lady Naronne
wraca do Anglii i zaczyna wieszczyć okrutne przeznaczenie, które pisane jest jej
i pannie Lockwood, połączonym jakąś niejasną zależnością. Tymczasem pałac w
Wenecji zostaje przekształcony w hotel. W jednym z pokoi cały ród Montbarrych
świadkuje przeróżnym zjawiskom o podłożu nadprzyrodzonym, które jak się wydaje
zapoczątkowały wcześniejsze, owiane tajemnicą, przerażające wydarzenia mające
miejsce w tym przybytku.
Wilkie Collins, żyjący i tworzący w epoce wiktoriańskiej, jeden z
najbardziej docenianych beletrystów swoich czasów i bliski przyjaciel Karola Dickensa
jest prawdziwą legendą angielskiej literatury. Jego najwybitniejsze dzieło, „Księżycowy
Kamień” powszechnie uważa się za prekursora powieści detektywistycznej, ale
pisarstwo Collinsa nie cechowało się tylko i wyłącznie konwencją sensacyjną. Pisarz
słynął z łączenia wątków detektywistycznych z aurą niesamowitości, czasami
objawiającą się jedynie gotyckim, tajemniczym klimatem, a czasem bardziej dosadnymi
nadprzyrodzonymi zjawiskami. Pierwotnie (od czerwca do listopada 1878 roku)
wydawany w odcinkach na łamach „Belgravia Magazine”, „Nawiedzony hotel” łączy w
sobie wszystko, co charakterystyczne dla pisarstwa Collinsa, choć powieści nie udało
się obrosnąć taką legendą, jak na przykład wspomnianemu „Księżycowemu
kamieniowi”, czy „Kobiecie w bieli”. Badacze literatury w późniejszej
twórczości Collinsa, z lat 70-tych i 80-tych XIX wieku dopatrują się
drastycznego spadku formy, co tłumaczy się śmiercią jego literackiego mentora,
Karola Dickensa i uzależnianiem Wilkiego od laudanum. Cóż, „Nawiedzony hotel”
to pierwsza powieść tego autora, z jaką miałam przyjemność się spotkać, a skoro
w powszechnym mniemaniu taką perłę uważa się za słabszą w dorobku Collinsa to
wprost nie mogę się doczekać spotkania z jego wcześniejszymi opowieściami.
Powieść rozpoczyna spotkanie hrabiny Claudii Naronne z lekarzem, któremu
zwierza się ze swoich złych przeczuć. Przekonana, że zniszczyła związek lorda
Montbarry’ego z jego daleką kuzynką, Agnes Lockwood, hrabina drży na myśl o
czekającym ją małżeństwie z tym człowiekiem, wierząc, iż zapoczątkuje on ciąg
wydarzeń, który doprowadzi do tragedii. Fatalizm kobiety w połączeniu z zauważalnymi
objawami rozchwiania psychicznego wkrótce dopełnią plotki o jej jakoby
grzesznych uczynkach i okrutnym charakterze, co w mniemaniu przedstawicieli
angielskich wyższych sfer doprowadzi „głowę” rodu Montbarrych do zguby. Hrabina
Naronne nosi wszelkie znamiona femme fatale, ale równocześnie Collins daje nam
odczuć, że wisi nad nią jakieś fatum, przed którym nie jest w stanie się
obronić. Tak jakby przy kreśleniu jej osobowości inspirował się dwoma zgoła
odmiennymi archetypami postaci (tragiczną i fatalną), dzięki czemu stworzył
prawdziwie intrygującą bohaterkę, której jednoznaczna ocena jest zwyczajnie
niemożliwa. Bardziej nieskomplikowanie jawi się panna Agnes Lockwood, kobieta z
dobrego domu o chwalebnym systemie wartości. Collins przedstawia ją w czysto
pozytywnym świetle, nieustannie podkreślając nieskazitelność jej egzystencji i bezinteresowność
w działaniu, ale jednocześnie dając do zrozumienia, że Agnes wbrew jej samej
została narzucona rola nemezis lady Naronne. Kobieta nie ma pojęcia, w jaki
sposób miałaby doprowadzić do zguby żony jej ukochanego, ale ta z kolei nie ma
wątpliwości, że jej los tkwi w rękach (jak sama uważa) jej rywalki.
Niejednoznaczne, owiane jakąś osobliwą tajemnicą relacje obu kobiet wręcz wynoszą
tę historię na prawdziwe literackie wyżyny. Gdyby Collins skupił się tylko i
wyłącznie na zależnościach pomiędzy nimi, w moim mniemaniu „Nawiedzonemu
hotelowi” już należałby się status arcydzieła, bo tak niekonwencjonalnych
relacji próżno szukać w literaturze światowej, ale autor na tym nie poprzestał.
Natchnął tę znakomitą opowieść innymi rozbudzającymi wyobraźnię wątkami,
osnutymi gęstą aurą gotyckiej grozy. Wątkiem przewodnim powieści jest
amatorskie śledztwo Agnes, celem wyjaśnienia tajemnicy zniknięcia męża jej
znajomej. Z czasem sytuacja znacząco się komplikuje – nieoczekiwana śmierć w
murach weneckiego pałacu rozpoczyna ciąg nieoczekiwanych wydarzeń, które doprowadzą
ród Montbarrych do przeklętego pokoju hotelowego. Każdy członek rodziny
doświadczy w nim innych niepokojących zjawisk – od braku apetytu i bezsenności
przez koszmary senne i odrażające zapachy po bardziej dosadne unoszenie się w
powietrzu odciętej głowy denata – ale Collins nie pozwoli sobie wyjść poza ramy
tajemniczości, nawet w finale pozostawiając czytelnika z odrobiną niedosytu. Zapewne
pokładając nadzieję w inteligencji odbiorcy autor nie zamyka żadnego wątku, sugerując
jedynie różne możliwe rozwiązania zagadki, ale ostateczne wnioski zostawiając
indywidualnej interpretacji czytelnika. Owa tajemniczość w połączeniu z
nacechowanym pewną wrażliwością i niewątpliwym zmysłem estetycznym stylem,
pełnym aluzji do zakłamanego życia wyższych sfer tworzą iście artystyczne
dzieło z pogranicza powieści gotyckiej i detektywistycznej.
„Zapis
owych wypadków nie może nie zrodzić sprzecznych wrażeń. U jednych zrodzi
wątpliwości, które zgłasza rozum; u innych podsyci nadzieję, która uzasadnia
wiarę, a straszliwe pytanie o przeznaczenie człowieka pozostawi tam, dokąd
poniosły je stulecia czczych poszukiwań: w ciemności.”
Przy „Nawiedzonym hotelu” opowiadania załączone do najnowszej publikacji
tej pozycji wydawnictwa Zysk i S-ka wypadają słabiej. Ale choć pozostają w
cieniu swojego powieściowego poprzednika nie można im odmówić tożsamego
warsztatowego geniuszu. Brakuje jedynie niejednoznaczności, i to we wszystkich
tekstach, ale nie pomysłowości. Wilkie Collins w owych ośmiu opowiadaniach
skonfrontował czytelnika z najprzeróżniejszymi formami ingerencji sił
nadprzyrodzonych w życie doczesne bohaterów. Ale nie tylko, bo pomimo
poruszania się w konwencji opowieści niesamowitych wyjaśnienie niektórych fabuł
okazało się czysto przyziemne. Stricte nadprzyrodzone historie to „Wyśniona kobieta” traktująca o
proroczym śnie, „Pani Zant i duch” wtłaczająca
zjawę w rolę obrońcy kobiety przed osobą żyjącą, „Panna Jeromette i pastor” będąca kolejną próbą skonfrontowania
bohaterki z dręczącym ją poczuciem nieuchronnej tragedii (jak w „Nawiedzonym
hotelu”), „Dziewiąta!” opowiadająca
o tajemniczej przepowiedni, która determinuje losy całej rodziny oraz „Diabelskie okulary” ukazujące patrzącemu
przez nie delikwentowi wszystkie ludzkie przywary, dotykające również śmiałej,
jak na prozę z XIX wieku tematyki kanibalizmu. Pomimo tego, że krótkie formy
Wilkiego Collinsa załączone do tej publikacji nie mogą się równać z powieścią,
klimatu wręcz nieznośnej grozy i bezbłędnego wyczucia gatunku autorowi z
pewnością odmówić nie można, a to w gruncie rzeczy wystarczy żeby rozbudzić
ciekawość czytelnika. Natomiast zdecydowanie słabiej prezentują się opowieści,
których podłożem nie są zjawiska nadprzyrodzone, poza „Martwą ręką”, bo pomysł na nocowanie z trupem wręcz zachwycił mnie
swoją prostotą i iście makabrycznym wydźwiękiem. „Upiorne łoże” traktujące o przemyślnej pułapce zgniatającej
śpiących ludzi oraz „Do nieba razem z
brygiem!” opowiadające o pułapce zastawionej przez Hiszpanów na pewnego
marynarza znużyły mnie zbyt długim zarysowywaniem akcji i rozczarowały mało
spektakularnymi finałami.
Zachwycająca, niejednoznaczna i niebywale klimatyczna powieści plus osiem
opowiadań pióra prawdziwej ikony XIX-wiecznej angielskiej literatury to
prawdziwa gratka dla koneserów ponadczasowej prozy. Tej grupy zapewne zachęcać
nie muszę, ale ufam, że młodzi czytelnicy, odżegnujący się od klasycznej prozy
również dadzą szansę tej publikacji, bo jeśli jakaś powieść ma zaszczepić w
nich miłość do XIX-wiecznej literatury to „Nawiedzony hotel” ma na to sporą
szansę. Wszak takiego magicznego warsztatu oraz tak głębokiej wrażliwości,
poczucia estetyki i wyczucia gatunków (detektywistycznego oraz gotyckiego)
próżno szukać we współczesnej beletrystyce.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Na pewno nie odmówię sobie przeczytania tej książki. Uwielbiam klasykę grozy i chętnie poznaje każde dzieło do niej należące
OdpowiedzUsuńStare i dobre. Fajny klimat.
OdpowiedzUsuń