Paul Myron Anthony Linebarger pisywał pod wieloma pseudonimami, ale
najbardziej spopularyzował przydomek Cordwainer Smith, pod którym tworzył
opowiadania i powieść science fiction. Linebarger miał niedługie, acz
intensywne życie – był ekspertem w dziedzinie wojny psychologicznej, działał w
polityce, wykładał na Uniwersytecie Johna Hopkinsa politykę Azji, a w
międzyczasie oczywiście pisał. Choć Linebarger nie zamykał się w jednym gatunku
największą sławę zyskały jego dzieła science fiction, których akcję osadzono w
tzw. świecie Instrumentalności. W ich skład wchodzi prawie trzydzieści
opowiadań i jedna powieść. W publikacji wydawnictwa MAG znalazło się dwanaście
krótkich form dających szeroki obraz niezwykłego uniwersum stworzonego przez
Smitha i jedyna jego powieść, traktująca o czasach Instrumentalności. Wszystkie
utwory ułożono w porządku chronologicznym, opracowanym na podstawie ich treści
przez J.J. Pierce’a. Akcja wszystkich utworów rozgrywa się w dalekiej
przyszłości, podzielonej na różne okresy w dziejach ludzkości. Dzieła Smitha
zebrane razem dają nam prawie całościowy obraz świata wymyślonego przez tego
nietuzinkowego XX-wiecznego pisarza. Chociaż każdy utwór skupia się na innej
właściwości świata Instrumentalności, chociaż koncentruje się na innym wątku
przewodnim to w tle przewijają się poznane wcześniej historie i postacie,
wskazujące, że wszystkie dzieła science fiction Smitha należy rozpatrywać
całościowo.
„Wszyscy
zapomnieli, że człowieczeństwo to również niedoskonałość, zepsucie, że to, co
idealne nie jest już zrozumiałe.”
Na początku ciężko zorientować się w specyfice uniwersum Smitha, a to
dlatego, że zostajemy z nim skonfrontowani od środka. Autor wydał kilka
opowiadań, których akcję osadził przed okresem prezentowanym w niniejszej
publikacji, dlatego też na początku miałam pewne trudności w rozeznaniu się w
owym uniwersum. Ale dezorientacja nie utrzymała się długo, w czym znacząco
pomógł dojrzały, treściwy styl autora, streszczającego, co istotniejsze
elementy świata Instrumentalności w zwięzłych, pobudzających wyobraźnię
ustępach z wykorzystaniem długich, złożonych zdań, których treść nie
pozostawiała miejsca na domysły. Smith odmalował w moim umyśle obraz
zachwycającego, wręcz magicznego, ale też przerażającego świata, pełnego
najróżniejszych, zasiedlonych przez ludzi i inne stworzenia planet i
kontrolowanego przez lordów Instrumentalności. W wielkim skrócie (bo naprawdę
nie sposób szczegółowo przytoczyć tego złożonego uniwersum w jednej recenzji) w
wyobrażonej przez Smitha przeszłości panuje ścisła hierarchia. Na samym
szczycie stoją lordowie Instrumentalności kontrolujący wszystko i wszystkich.
Żyjący o wiele dłużej od ludzi, werbowani z ich rasy stanowią zbieraninę
najróżniejszych osobowości, w których można odnaleźć zarówno okrucieństwo, jak
i współczucie. Poniżej stoi rasa ludzka, również jak na nasze standardy, dzięki
tzw. strunowi pozyskiwanemu na Narstrilii, żyjąca bardzo długo. Na początku
ludzie, ściśle kontrolowani przez Instrumentalność nie mają żadnych trosk –
żyją w utopijnym świecie, w którym każdy jest zdrowy, piękny i szczęśliwy, aż
do tak zwanego Drugiego Odkrycia Ludzkości. Lordowie uświadamiają sobie, że
doskonałość jest nudna, że egzystencja bez żadnych trosk dosłownie zabija
ludzi. Wówczas urozmaicają ich byt odrobiną okrucieństwa: mordami, rozbojami,
chorobami, bójkami itd., ale i tak ściśle kontrolowanymi (nie chaotycznymi,
jak w naszych czasach). Najniżej w hierarchii stoją natomiast podludzie –
zmodyfikowane zwierzęta, krótkowieczne krzyżówki ludzi i zwierząt, które
traktuje się, jak niższą formę życia. Zniewoleni przez ludzkość wspólnie z
przemyślnymi robotami, którym wdrukowano umysły niegdyś żyjących osobników,
pracują dla rasy ludzkiej, aby ta w tym czasie mogła cieszyć się spokojną
egzystencją. Portretując podludzi Smith wykazał się ogromną wrażliwością.
Przytaczając zależności pomiędzy nimi i rasą ludzką autor zauważalnie czerpał z
relacji człowieka i zwierzęcia, ubolewając nad zniewoleniem tych drugich przez
pierwszych. Oprócz jakże dojrzałego moralizowania Smith wielokrotnie dotykał
wątków, opartych na znajomych bolączkach i osiągnięciach ludzkości, ale
posuniętych do ekstremum. Autor skonfrontował nas między innymi ze strachem
przed nowotworami, w jednym opowiadaniu wspominając, że uśmierciły one
wszystkie organizmy płci żeńskiej;
operacjami zmiany płci i wykorzystywaniem skazańców do celów medycznych.
Dotykał również tematyki religijnej, ale nie w takim kształcie, jaki jest nam
znany – jako przykład można przytoczyć historię dziewczyny-psa, która umiera
nie za grzechy ludzkości tylko za miłość.
„Żadnego
masowego przekazu poza rządowym. Informacje rodzą poglądy, poglądy rodzą masowe
urojenia, a urojenia są źródłem wojen.”
Kiedy już przeczyta się dwanaście opowiadań Smitha osadzonych w świecie
Instrumentalności, poprzedzających jego powieść „Norstrilię” ma się już duże
rozeznanie w tych niesamowitych realiach. Krótkie utwory tak silnie rozbudziły
moją wyobraźnię i tak zrozumiale objaśnili wszystkich części składowych tego
uniwersum, że zapoznając się z dłuższą formą Smitha nie tyle byłam obserwatorką
poszczególnych wydarzeń, ile ich czynną uczestniczką. „Norstrilia” opowiada o
młodym farmerze, Rodzie McBanie, właścicielu Stanicy Zagłady, żyjącym w Starej
Australii Północnej (inaczej planecie zwanej Norstrilią), która wzbogaciła się
na produkcji środka na długowieczność, tzw. strunu, pozyskiwanego z chorych
owiec. W świecie, w którym każdy posiadł telepatyczne moce, Rod niewładający
właściwie tą zdolnością jest niepełnosprawny. Kiedy odkrywa, że ktoś chce go
zabić kupuje niemalże całą Ziemię, co zaburza ustalony porządek. Chłopak
opuszcza rodzinną planetę i wyrusza na Ziemię, gdzie w towarzystwie
kobiety-kota przeżywa niezapomniane przygody.
Czytając „Norstrilię” szczerze żałowałam, że Cordwainer Smith napisał tylko
tę jedną powieść science fiction. Już konstrukcja opowiadań ujawniała talent
owego autora do snucia wielowątkowych historii, a powieść ostatecznie to
udowodniła. „Norstrilię” w całości po raz pierwszy opublikowano w 1975 roku, wcześniej
wydawano ją w częściach (jeden z fragmentów został nominowany do nagrody Hugo).
Podobnie, jak w innych jego utworach w powieści Smitha krytycy dopatrywali się
wpływu literatury chińskiej, co tak samo jak pozostałe części składowe książki
poczytywali za plus. Dzięki fascynacji literaturą chińską Smith mógł natchnąć
swój styl pewnego rodzaju, niezdefiniowaną, ale wyczuwalną mistyką, która w
połączeniu z twardą, amerykańską fantastyką wręcz hipnotyzowała. To między
innymi dlatego przygoda prostego farmera Roda McBana jest taka niezwykła, ale
nie mniej istotne są również inne elementy składające się na tę powieść. Fabuła
łączy w sobie klasyczne wątki szpiegowskie z odrobiną romansu i całymi,
niezmierzonymi pokładami science fiction. Miszmasz gatunkowy wespół ze
szczegółowo sportretowanym, pobudzającym wyobraźnię, niezwykłym uniwersum
Smitha oraz iście hipnotycznym warsztatem pisarza sprawiają, że od „Norstrilii”
zwyczajnie nie można się oderwać. Nieustająca akcja, dojrzałe obserwacje natury
ludzkiej i oczywiście przekonujący, kompletny obraz rozległego świata osadzonego
w przyszłości tak silnie angażują uwagę, wywołują tyle różnych emocji, że jak
ma się za sobą ostatnią stronicę „Norstrilii” nie można oprzeć się poczuciu
jakiejś straty – dogłębnemu smutkowi na myśl, że to już koniec, że to jedyna
powieść science fiction w dorobku Cordwainera Smitha, że więcej takich perełek
nie dostaniemy.
Wielbiciele prozy science fiction zasiadający do lektury „Drugiego Odkrycia
Ludzkości. Norstrilii” muszą pamiętać, żeby wszystkie utwory zamieszczone w tej
publikacji traktować, jako części składowe całości. Nie rozpatrywać poszczególnych
historii w oderwaniu od pozostałych, bo wszystkie są ze sobą nierozerwalnie połączone
nie tylko jednym zjawiskowym światem, ale również istotnymi fabularnymi
detalami, które zebrane razem tworzą jedną, długą, wielowątkową historię. Jeśli
z takim nastawieniem zasiądzie się do lektury opowiadań i powieści niezwykle
utalentowanego Cordwainera Smitha to jestem przekonana, że znajdzie się w nich
wszystko, czego od literatury science fiction można oczekiwać. Albo jeszcze
więcej…
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Mam w planach przeczytać, ale musiałem wybierać spośród dwóch premier i jednak w moje ręce trafił Przedrzeźniacz Tevisa. MAG jednak tymi artefaktami zrobił czytelnikom świetną niespodziankę.
OdpowiedzUsuń"części składowe całości" - O, to dobrze, przyjemniej będzie się czytało. ;)
OdpowiedzUsuńJezu, nie powinnam w ogóle szukać informacji o Artefaktach, mam w domu jedną książkę z tej serii i jeszcze jej nie przeczytałam, a już się ślinię do następnych. ;) Ale trzeba przyznać, że okładkę mamy świetną (i nawiązującą do treści, jak się zdaje po lekturze twojej recenzji), zwłaszcza w porównaniu do tej drugiej.