Po powrocie z misji w Iraku żołnierz David przyjeżdża do leśnej doliny w
Europie, aby pojeździć na rowerze. W barze jest świadkiem nagabywania kobiety,
Angeline, przez dwóch myśliwych, Freda i Bucka. David staje w jej obronie, a
ona odwdzięcza się miejscem w namiocie, kiedy mężczyzna traci swój. Nazajutrz
Angeline i David decydują się razem przemierzać na rowerach tutejsze szlaki.
Jednakże miłe chwile w otoczeniu przyrody ponownie zakłóca scysja z myśliwymi,
którzy tym razem nie zamierzają puścić ich wolno. Uzbrojeni Fred i Buck
rozpoczynają polowanie na rowerzystów, które doprowadza wszystkich do miejsca
żerowania tajemniczego osobnika.
Okres największej świetności włoskiego kina grozy przypada na lata 60-te, 70-te i
80-te XX wieku. Dlatego też, ilekroć na rynku pojawi się jakiś subiektywnie lepszy
horror nakręcony przez Włocha niektórzy recenzenci, chcąc wyrazić swój zachwyt porównują
go do osiągnięć Mario Bavy, Lucio Fulciego i Dario Argento, równocześnie
podkreślając, że oto dostaliśmy zapowiedź odrodzenia włoskiego kina grozy, film
mogący konkurować z najlepszymi horrorami z lat 70-tych i 80-tych. Właśnie
takie opinie krążyły przez jakiś czas na temat „Cienia” Federico Zampaglione,
reżysera, który przedtem nakręcił tylko jedną komedię. Włoch zapewne nie
spodziewał się tak dużego uznania na różnego rodzaju festiwalach filmowych i w
doniesieniach prasowych, ale faktem jest, że udało mu się zwrócić uwagę szerokiej
opinii publicznej na swoją osobę. Z czasem recenzje krytyków i wielbicieli kina
grozy stały się mniej entuzjastyczne. Rzadziej porównywano Zampaglione z
legendami włoskiego horroru, a „Cieniowi” zaczęto zarzucać zbyt wielką
brutalność (!) i kopiowanie jednego motywu z pewnego arcydzieła kina grozy.
W moim odczuciu „Cień”, ani nie przystaje poziomem do włoskich horrorów z
lat 70-tych i 80-tych, ani nie epatuje nadmierną, niepotrzebną przemocą. Zamysł
scenarzystów, Giacomo Gensiniego oraz Federico i Domenico Zampaglione,
odebrałam jako klasyczną grę na oczekiwaniach częstego odbiorcy kina grozy.
Pierwsza połowa seansu skłania się w stronę nastrojowego survivalu – typowej walki o przetrwanie na nieprzyjaznych leśnych
terenach. Dwoje rowerzystów kontra dwóch uzbrojonych myśliwych. Treść może i mało
odkrywcza, ale angażująca uwagę dzięki oprawie wizualnej. Operatorzy wydobyli
maksimum klimatu wyalienowania i tajemniczości z leśnej, osnutej gęstą mgłą
scenerii, serwując widzom serię naprawdę mrocznych, silnie skontrastowanych
zdjęć. Gdyby twórcy generowali atmosferę grozy jedynie za pośrednictwem przekazu
wizualnego pewnie byłabym jeszcze bardziej zachwycona, ale mój odbiór odrobinę zakłócała oprawa
audio. Dopóki kompozytorzy uderzali w spokojne, nastrojowe tony idealnie
dopełniali obraz, ale z czasem pokusili się o skoczną, kontrastującą z akcją
ścieżkę dźwiękową, która wprowadzała pewien nieprzyjemny w odbiorze dysonans, odrobinę obniżając poziom napięcia. Wracając jednak do fabuły, jak już
wspomniałam pierwszą połowę seansu osadzono w tradycji survivalowej. Nietrudno się domyślić, że właściwa problematyka „Cienia”
nie będzie się zasadzać na rozgrywce pomiędzy rowerzystami i myśliwymi. Scenarzyści
na początku najsilniej skupiają się na owym wątku, ale w międzyczasie Angelina
wspomina o miejscu, w którym niegdyś doszło do tragedii i od tego czasu jest
uznawany za nawiedzony. To każe przypuszczać, że z czasem akcja skręci w stronę
horroru, bazującego na zjawiskach nadprzyrodzonych. I rzeczywiście, chwila
wkroczenia wszystkich bohaterów filmu w niepokojący, sprawiający wrażenie
wymarłego zakątek lasu (notabene idealnie oddany na ekranie, z poszanowaniem
gęstego klimatu niezdefiniowanej grozy) obiecuje eksploatację motywów
paranormalnych. Gdyby Zampaglione zdecydował się obrać taką drogę pewnie
byłabym bardziej zadowolona, pomimo przewidywalności. Ale pragnienie
zaskoczenia widzów, zagrania na jego oczekiwaniach widać było silniejsze.
Problem drugiej połowy „Cienia” nie tkwi w samej fabule tylko w formie
przekazu. Po niezwykle klimatycznej pierwszej połowie projekcji naturalną
koleją rzeczy oczekuje się zagęszczenia atmosfery w dalszej części seansu, a
taki przeskok z aury niezdefiniowanego zagrożenia w niebezpieczeństwo o
racjonalnym podłożu mocno rozczarowuje. Kiedy cała tajemnica tak sprawnie
akcentowana wcześniej zostaje rozwiana klimat dosłownie znika, a cały
scenariusz zostaje sprowadzony do torturowania trzech (a właściwie dwóch)
mężczyzn. Same pastwienie się nad ofiarami jest dosyć pomysłowe – nadpalone plecy
przyklejone do blatu i odcięta powieka – acz oszczędne w ilości i przekazie. Dokładnie
przyjrzeć możemy się jedynie efektowi pozbawienia człowieka powieki, pozostałe aspekty
gore natomiast sprowadzono do
szybkich migawek. Jedynie kreacja wychudłego, niemego oprawcy, z całą gamą
iście demonicznych min niemalże mnie zahipnotyzowała. Tylko do aktorstwa Nuota
Arquinta nie miałam żadnych zastrzeżeń. Wszystko inne, po klimatycznej
pierwszej połowie najzwyczajniej w świecie mnie rozczarowało, łącznie z
nieprzewidywalnym, acz mało pomysłowym finałem, istotnie żerującym na motywie
jednego z ponadczasowych horrorów UWAGA
SPOILER „Drabiny Jakubowa” KONIEC
SPOILERA.
Pierwsza połowa „Cienia” jak najbardziej na plus, ponieważ to znakomity
przykład umiejętnego wykorzystania znanej konwencji – z poszanowaniem napięcia
i klimatu grozy. Druga część tymczasem w moim odczuciu niszczy wszystko, co
twórcy wypracowali sobie wcześniej. Po sprawnym oddaniu na ekranie jednego
często eksploatowanego w kinie wątku Zampaglione zabiera się za drugi mało
odkrywczy motyw, z tą różnicą, że ten prowadzi tak mało zajmująco, jakby chciał
powiedzieć, jak nie należy wykorzystywać konwencji. Innymi słowy: mogło być
idealnie, a wyszło średnio.
Tego nie znam, ale widziałem kolejny film Zampaglione - ,, Tulpa'' z 2012 - gdzie zmierzył się z formułą giallo . Jak dla mnie , wyszedł z tej próby z kurewsko wielką tarczą. ,Tulpa '' to film , jakby żywcem wyjęty z lat 70 ; nie w sensie udanego pastiszu , czy stylizacji , a wywołania prawdziwego, frenetycznego ducha tamtych produkcji . Żaden poetycki eksperyment ,, na bazie'', a la duet Catet/Forzani - ,,Tulpa'' to giallo całą gębą z całym B klasowym złodziejstwem inwentarza ( współscenarzystą jest sam Dardano Sacchetti ). Według mnie najbardziej udane spośród neo gialli , dużo lepsze niż ,, Black Aria'' czy ,, Crystal Eyes' . Zampaglione jest wokalistą italo-popowej kapelki Tiromancino - reaktywacja giallo zdecydowanie lepiej mu wychodzi niż pitolenie.
OdpowiedzUsuńAa, jeszcze jedno :
OdpowiedzUsuń,,..Okres największej świetności włoskiego kina grozy przypada na lata 70-te i 80-te XX wieku...''
A 60-te, to pies?
Oj, przepraszam. Już poprawione.
Usuń