wtorek, 26 stycznia 2016

Clive Barker „Sakrament”


Will Rabjohns, fotograf specjalizujący się w zdjęciach zagrożonych gatunków, podczas jednej ze swoich licznych wypraw w nieprzyjazne zakątki świata, zostaje zaatakowany przez niedźwiedzicę. Mężczyźnie udaje się przeżyć, ale zapada w śpiączkę, w trakcie której śni o swoim dzieciństwie w małym angielskim miasteczku, Burnt Yarley. Po śmierci starszego syna rodzice trzynastoletniego wówczas Willa postanowili przeprowadzić się w to spokojne miejsce, ku niezadowoleniu chłopca. W nowym miejscu Will stosunkowo szybko poznał swoją rówieśniczkę Frannie Cunningham i jej młodszego brata, Sherwooda, borykającego się z niewielkimi problemami psychicznymi. Zauroczona nowym kolegą dziewczynka poczyniła starania, żeby zyskać sobie jego sympatię, ale zbuntowany Will starał się zdystansować od rówieśników. Jednakże pozwolił na wytworzenie się więzi pomiędzy nim i tajemniczą parą, Jacobem Steepem i Rosą McGee, która zatrzymała się w opuszczonym, niszczejącym Sądzie. Zafascynowany nimi chłopiec miał nadzieję, że owe dziwne istoty przygarną go i pozwolą zgłębić tajniki swoich mocy, nieosiągalne dla zwykłych ludzi. Jednak coś poszło nie tak. Drogi Willa i niebezpiecznej pary rozeszły się. Teraz, niemalże trzydzieści lat później, przebudzony ze śpiączki mężczyzna znowu staje w centrum zainteresowania nieśmiertelnego Steepa.

„Sakrament” autorstwa Clive’a Barkera, jednego z czołowych pisarzy literatury grozy, spełniającego się również w światku filmowym, po raz pierwszy wydano w 1996 roku. Słynący z hipnotyzujących powieści dark fantasy i krwawych horrorów Barker tym razem skonfrontował czytelników z historią, która według wielu krytyków znacząco odbiegała od tego, do czego przyzwyczaił swoich fanów. Charakterystyczna dla jego twórczości makabra w „Sakramencie” ustąpiła pola rozważaniom natury duchowej i egzystencjalnej. Barker na karty tej powieści przelał wiele przemyśleń na temat otaczającego nas świata i to w typowy dla siebie bezpardonowy sposób. Nihilizm egzystencjalny w „Sakramencie” zderza się z antytezą nihilizmu ontologicznego i epistemologicznego. Zwyczajna, plugawa rzeczywistość przenika się tutaj ze sferą duchową, a obserwatorem obu tych światów jest zagubiony mężczyzna, poszukujący sensu życia, objawienia pozwalającego zgłębić prawdę absolutną i osiągnąć upragnione katharsis. Dążenie do nirwany przez głównego bohatera nie jest niczym niezwykłym w powieściach Clive’a Barkera. Pisarz nierzadko „zmusza” swoich protagonistów do niebezpiecznych wypraw po różnych, fantastycznych światach, w trakcie których konfrontują się ze zjawiskami, których istota wymyka się ludzkiemu pojmowaniu. Pod tym kątem „Sakrament” nie odbiega znacząco od choćby takich dzieł Barkera, jak „Imajica”, „Wielkie sekretne widowisko”, czy „Everville”. Jednocześnie jednak formą, ujęciem tematu wielce się od nich różni.

„Odartego ze skóry lwa, zwisającego z drzewa, przypominającą żałosny namiot słoniową skórę zwieszającą się w strzępach z żerdzi nagich kości. Stado oszalałych pawianów zabijających kamieniami swoje własne dzieci. Obrazy skażonego świata.”

Willa Rabjohnsa poznajemy, jako światowej sławy fotografa, podróżującego po świecie, aby uwieczniać na zdjęciach zagrożone gatunki. Mężczyzna jest bezsilnym obserwatorem powolnego unicestwiania fauny, przygniecionym ogromem szkód poczynionych przez rasę ludzką. Ofiarami bezmyślności i okrucieństwa przodującego gatunku na Ziemi są zwierzęta, w popłochu szukające schronienia przed agresorem. Jednak jak przytomnie stwierdza autor doszliśmy już do punktu krytycznego, momentu, w którym nie istnieją żadne, niedostępne dla niszczycielskiej władzy człowieka miejsca, w których zwierzęta mogłyby osiąść, nieniepokojone przez nikogo. Człowiek dociera wszędzie i pozostawia po sobie tylko śmierć, tym samym zmuszając inne żyjące istoty do migracji na zaludnione tereny. Will obserwuje ten konflikt gatunków, rozpaczliwe próby przeżycia, zawłaszczenia dla siebie choćby kawałka przestrzeni, w której nie postałby żaden człowiek i przygnębiające przechylanie się szali „zwycięstwa” na stronę naszego niszczycielskiego gatunku, determinujące zwierzęta do wchodzenia na tereny zabudowane. Will uwiecznia na zdjęciach ogrom tej tragedii, nasze bezmyślne okrucieństwo przebija z każdej fotografii rannego zwierzęcia, z każdego ujęcia zasnutych bólem oczu wpatrujących się z niezrozumieniem w zagładę ziemskiej fauny. Barker w pewnym momencie zauważa, że jedynym pragnieniem zwierząt, za wyjątkiem psów, jest upadek rasy ludzkiej – apokalipsa, która zmiotłaby z powierzchni planety nasz niszczycielski gatunek. Zanim jednak to nastąpi, biorąc pod uwagę szybkość i determinację, z jaką podchodzimy do zabijania całych gatunków, ludzie zdążą wytępić całą faunę. Will zdaje sobie sprawę, że jego zdjęcia nic nie zmienią, że nie zmuszą rasy ludzkiej do zmiany postępowania względem innych gatunków zaludniających Ziemię, ale mimo to z jego fotografii  przebija rozpaczliwy krzyk – trafiający w próżnię i bynajmniej niepoprawiający jego samopoczucia. Wołania Willa nie przynoszą większych rezultatów, ale jak na początku daje nam do zrozumienia autor książki jego życie, podobnie jak egzystencje nas wszystkich również wydaje się bezcelowe. Jedni poszukują sensu życia i go nie znajdują. Inni natomiast poddają się codziennej rutynie, nie poświęcając nawet jednej myśli próbie odpowiedzi na pytanie: po co to wszystko? W jakim celu przychodzimy na świat, po co przeżywamy codzienne katusze i wreszcie dlaczego uporczywie trzymamy się tego padołu? Czyż nie prościej byłoby przerwać ten bezproduktywny pęd, zwyczajnie osunąć się w otchłań zapomnienia i wreszcie osiągnąć spokój ducha? Will często się nad tym zastanawia, tyle że jego ambicja i splot dziwnych wydarzeń w dzieciństwie powstrzymują go przed odejściem, zanim nie pozna ostatecznej prawdy. Zanim nie zgłębi tajników mistycznego Domus Mundi. Zaś pomóc mu w tym może tajemnicza, opierająca się upływowi czasu parka, stworzona na podobieństwo ludzi, acz nieprzynależąca do naszego gatunku.

„W swoim życiu widział śmierć i smutek u dziesiątków różnych gatunków. Fotografował słonie przy zwłokach swoich krewniaków, smutek wyrażał się w każdym najdrobniejszym ruchu ich ogromnych ciał; małpy, oszalałe z żalu, wyjące jak szalone wokół swoich zmarłych, zebrę, szturchającą niepewnie źrebię zagryzione przez dzikie psy i czuwającą przy nim z pochylonym w wyrazie rozpaczy łbem. To życie nie było łaskawe dla istot czujących więź z innymi, gdyż więzi te prędzej czy później były zrywane. Miłość mogła być drastyczna, lecz życie było kruche.”

W swoich dłuższych powieściach Clive Barker niezmiennie portretuje wszystkich bohaterów (zarówno pierwszo, jak i drugoplanowych) z niezwykłą drobiazgowością, których nie powstydziłby się nawet słynący ze szczegółowych rysów psychologicznych swoich postaci Stephen King. „Sakrament” nie jest wyjątkiem. Zgłębiając osobę Willa Rabjohnsa, oprócz fatalistycznego, jakże przenikliwego spojrzenia na zagładę gatunków Barker przybliżył również jego równie przygnębiającą codzienność. Odrzucenie przez rodziców, którzy umiłowali sobie jego zmarłego przed laty brata, egzystencję w San Francisco, mieście, które stało się mekką dla homoseksualistów i transwestytów i wreszcie rozważania natury duchowej. Właściwie wszystkie te sfery Barker sportretował z ogromnym rozmachem, z uporem maniaka rozwodząc się nad każdym detalem, co było konieczne do unaocznienia czytelnikowi złożoności niniejszej historii. Jako, że Will sam jest homoseksualistą (Barker zresztą również) pisarz sporo miejsca poświęcił realiom, w jakich przyszło mu żyć. Problemom z akceptacją reszty społeczeństwa, chorobie dziesiątkującej to środowisko (autor nie zdradza jakiej, ale można domniemywać, że chodzi o AIDS), kłopotom sercowym, rozczulającemu pielęgnowaniu uczuć i wreszcie różnego rodzaju ekscesom, w tym swobodnemu podejściu do seksu. Barker nie gloryfikuje tego środowiska, co zważywszy na jego osobiste preferencje niezmiernie zaskakuje. Autor bardzo obiektywnie podszedł do światka homoseksualistów, punktując zarówno zalety, jak i wady, co poniektórych z nich, również Willa. Dzięki akcentowaniu sprzeczności w dosłownie każdej postaci zaludniającej karty „Sakramentu”, wszyscy bohaterowie zyskują na autentyczności, wszak Barker zdaje się doskonale rozumieć, że nie ma ludzi bez wad. Podobnie podchodzi do antagonistów, tajemniczej parki przemierzającej Ziemię w poszukiwaniu ostatnich reprezentantów różnych gatunków zwierząt, znacząc swój szlak również ofiarami z ludzi. Jacob Steep ma obsesję na punkcie zagłady wszelkich form życia, redukcji populacji zwierząt, a z czasem ludzi, gdyż mniema że posiadł wiedzę o naturze wszechrzeczy i samego Boga, którego usilnie poszukuje. Rosa McGee towarzyszy mu w tych wyprawach, ale w przeciwieństwie do niego nie jest ciekawa swojego pochodzenia i sensu istnienia. Szczęście odnajduje w swobodnych kontaktach seksualnych i zabijaniu ludzi. Jedyne, o czym marzy to potomstwo. Przez setki lat, jakie Jacob i Rosa spędzili na Ziemi wydali na świat niezliczoną ilość dzieci, ale jak utrzymuje Steep wszystkie urodziły się ułomne, przez co był zmuszony je unicestwiać. Jacob i Rosa są z natury okrutni, nie mają żadnego poszanowania dla życia. Zachowują się, jakby byli centrum wszechświata, nadludźmi podporządkowującymi sobie innych, przy czym ich cele nie są zbieżne. Jacob poprzez zbrodnie pragnie zbliżyć się do Boga, dionizyjska Rosa natomiast chce jedynie folgować swoim potrzebom cielesnym. Tym, co odróżnia te istoty od innych fantastycznych antagonistów stworzonych przez Barkera na potrzeby innych jego książek jest silne akcentowanie ich ludzkich cech i ludzkich pragnień. Podobnie, jak my Jacob i Rosa szukają swojego miejsca na Ziemi, sensu istnienia i wszechmocnego bytu, który zapewniłby im spokój i nadzieję na szczęśliwą egzystencji po śmierci. Dzięki znajomości z nimi Will Rabjohns, podobnie, jak wielu innych bohaterów powieści Barkera wyruszy na swego rodzaju pielgrzymkę, metafizyczną wyprawę, dzięki której ma nadzieję dostąpić upragnionego objawienia.

„Sakrament” jest dojrzałą powieścią egzystencjalną i metafizyczną, której nietuzinkowość zasadza się na nieuchwytności fantastycznych zjawisk i brutalnej prawdzie na temat życia doczesnego. Dwa różne światy, namacalny i duchowy, przenikają się tutaj tak swobodnie i zniewalająco, jednocześnie artykułując błyskotliwe prawidła o otaczającym nas świecie i naszej ambiwalentnej naturze, że aż nie chce się wierzyć, iż tę powieść napisał mężczyzna zazwyczaj szufladkowany, jako pasjonat fikcyjnej makabry i propagator tradycji śmiałego dark fantasy, uniwersów zaludnianych przez różnego rodzaju monstra, kierowane żądzą niszczenia. W „Sakramencie” największymi potworami są ludzie, przy czym ich osobowości nie są zredukowane jedynie do godnych potępienia przywar – przewrotnie owe jednostki, w których jestem tego pewna niejeden czytelnik odnajdzie wiele znajomych cech, jawią się, jako postacie tragiczne, zagubione w dzisiejszym dekadenckim świecie, którego nie są w stanie dźwignąć z „mentalnych popiołów”. „Sakrament” to głęboka powieść, z pewnością nieukierunkowana na szerokie grono odbiorców – celująca głównie w poszukiwaczy historii nacechowanych egzystencjalną i duchową głębią. Ambitne dokonanie Clive’a Barkera, obok którego nie sposób przejść obojętnie, bez dogłębnych przemyśleń o realiach, w jakich przyszło nam żyć.

2 komentarze:

  1. O Barkerze słyszałem sporo, co w sumie nie dziwne, bo wywodzę się ze środowisko fanatyków grozy, której kiedyś czytałem sporo. I sięgnąłem po "Imiajicę", która był dobra, ale nieco zbyt przegadana. Ogólnie warsztat autor ma świetny, tylko strasznie nie podobały mi się homoseksualne wątki, przez które brnąłem jak przez bagna. Z tego co się orientuję, to autor jest gejem. Nie jestem uprzedzony, ale jeśli takie wątki porusza częściej (co wnioskuję chociażby po Twojej wzmiance o tym), to ja obawiam się, że moja przygoda z tym autorem nie będzie się kontynuowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, a ja jestem ciekawa, jak te wątki wyszły :3 Twoja opinia sprawiła, że będę się uważnie za tą pozycją rozglądać

    OdpowiedzUsuń