Edie,
samotna trzydziestotrzyletnia kobieta spodziewająca się dziecka,
toczy monotonny żywot w małym mieszkanku w Londynie. Do czasu
pojawienia się jej dawnej przyjaciółki Heather, starającej się
odnowić ich kontakty. Edie, mającą w pamięci koszmarne wydarzenie
sprzed kilkunastu lat, po którym ich drogi się rozeszły,
zastanawia i odrobinę niepokoi ponowne pojawienie się w jej życiu
tej kobiety. W przeciwieństwie do Heather nie chce odnowienia ich
relacji, ignoruje więc liczne wiadomości wysyłane przez
niegdysiejszą przyjaciółkę. Gdy na świat przychodzi jej
córeczka, Maya, a Edie dopada depresja poporodowa Heather gładko
wdziera się w jej życie, wyręczając ją we wszystkich pracach
domowych i w opiece nad dzieckiem. Przez stan w jakim się aktualnie
znajduje Edie nie potrafi dostrzec niczego złego w tak daleko
posuniętej ingerencji Heather w jej egzystencję. Wręcz przeciwnie:
z ulgą przyjmuje pomoc zaoferowaną przez Heather. Jej nastawienie
ulega zmianie, gdy wraca do zdrowia. Niepokojące zachowanie
współlokatorki zmusza Edie do interwencji.
Thriller
psychologiczny „Obserwując Edie” jest trzecią powieścią w
pisarskim dorobku Camilli Way, po „Ofiarach lata” i „Little
Bird”. Mieszkająca w Londynie i zasilająca redakcję magazynu dla
mężczyzn „Arena”, Way swoją pisarską karierę buduje powoli,
ale pozytywne reakcje czytelników wskazują, że całkiem
skutecznie. Na rynku literackim debiutowała w 2007 roku, rok później
opublikowano jej drugą powieść, natomiast na trzecią fanom jej
prozy przyszło czekać niecałą dekadę. Miejmy jednak nadzieję,
że tak długi zastój w powieściopisarskiej karierze nie jest
wyrazem tego, że Camilla Way nie wiąże swojej przyszłości
głównie z tym zajęciem, bo jeśli potrafi stworzyć jeszcze coś,
co jakościowo mogłoby chociażby zbliżyć się do doskonałej
„Obserwując Edie” to szkoda byłoby zaniedbać taki talent. Moim
zdaniem to tego rodzaju powieść, której okładkę powinno się
opatrywać ostrzeżeniem głoszącym, że ma właściwości
uzależniające. Silniejsze od nikotyny – wiem, bo przetestowałam
to na sobie.
Istnieją
takie książki, które jak to się mówi, czyta się jednym tchem.
„Połyka” strona po stronie z zawrotną szybkością, całkowicie
zapominając o szarej, nudnej rzeczywistości. A po zapoznaniu się z
ostatnią stronicą czuje się lekkie oszołomienie podszyte nutką
przygnębienia wywołane brutalnym wyrwaniem z fikcyjnego świata, w
którym egzystowaliśmy przez tyle godzin i świadomością, że ta
wspaniała przygoda właśnie dobiegła końca. Zapalonym czytelnikom
ten stan jest doskonale znany – natomiast na myśl o osobach, które
odczuwają głęboką awersję do tego rodzaju rozrywki, którzy nie
chcą bądź nie potrafią znaleźć przyjemności w czytaniu ogarnia
mnie szczere współczucie. Obcując z takimi powieściami, jak
„Obserwując Edie” niepomiernie się cieszę, że swego czasu
zakiełkowała we mnie miłość do literatury, która pielęgnowana
z czasem zamieniła się w coś w rodzaju uzależnienia. Gdyby nie
to zapewne w moje ręce nigdy nie wpadłaby taka perełka, jak
„Obserwując Edie”, a co za tym idzie ominęłoby mnie tyle
niezapomnianych wrażeń, ile wczoraj dostarczyła mi angielska
dotychczas kompletnie nieznana mi autorka. Tak, tylko wczoraj, bo
ponad 300-stronicową historię przeczytałam w jeden wieczór –
jak już zaczęłam to nijak nie potrafiłam przerwać, choćby po
to, żeby dać porządnie odpocząć zmęczonym oczom. A najdziwniejsze
jest to, że fabuła „Obserwując Edie” do odkrywczych nie
należy, można wręcz powiedzieć, że wykorzystuje ograne motywy do
zbudowania całkiem zwyczajnej dla tego gatunku historii.
Wyświechtane wątki oddano jednak w tak zniewalający sposób,
nacechowano tak potężnym ładunkiem emocjonalnym, podsycanym
dodatkowym dobrodziejstwem płynącym z przemyślanej narracji, że
absolutnie nie potrafiłam dostrzec w tym niczego złego. Pióro
Camilli Way, jej interpretacja, udowadnia, że innowacyjność
czasami może być przereklamowana, że znane rozwiązania fabularne
mogą dostarczyć dużo większych wrażeń niż owoce wyobraźni
niektórych bardziej kreatywnych artystów. Przejdźmy jednak do
konkretów tj. składowych, które sprawiły, że tak entuzjastycznie
zareagowałam na propozycję Camilli Way. Akcja „Obserwując Edie”
toczy się dwutorowo – abstrahując od końcówki autorka raczy nas
naprzemiennymi urywkami z umownej teraźniejszości i przeszłości
czołowych bohaterek powieści. Retrospekcje ujmuje z perspektywy
szesnastoletniej Heather, mieszkającej we Fremton kujonki będącej
obiektem drwin swoich rówieśników, która przed laty straciła
młodszą siostrę, co zaowocowało znacznym ochłodzeniem stosunków
z rodzicami, zwłaszcza z jej wymagającą, apodyktyczną matką.
Odrzucona przez kolegów ze szkoły, nieatrakcyjna nastolatka, która
ma tendencję do chwilowego tracenia kontaktu z rzeczywistością i
wpadania w niekontrolowaną złość pewnego dnia odnajduje bratnią
duszę, poznaje dziewczynę, która traktuje ją inaczej niż
pozostali uczniowie liceum. Edie jest niemalże całkowitym
przeciwieństwem Heather – przebojową, piękną, szybko
nawiązującą przyjaźnie i mającą delikatnie mówiąc swobodny
stosunek do nauki nastolatkę łączy z Heather jedynie niemożność
nawiązania porozumienia z matką. Niemniej początkowo nie ma nic
przeciwko towarzystwu Heather, która z kolei nie posiada się ze
szczęścia z powodu znalezienia wytęsknionej przyjaciółki.
Wydarzenia rozgrywające się w teraźniejszości Way dla odmiany
sportretowała z punktu widzenia dorosłej już Edie, której życie
nie ułożyło się tak, jak zaplanowała to sobie przed laty.
Samotny żywot w małym mieszkanku i kelnerowanie nie jest tym, o
czym zawsze marzyła, nie widzi jednak sposobu na zmianę takiego
stanu rzeczy. Gdy rodzi się jej córeczka, Maya, Edie czuje się
przytłoczona ogromem obowiązków, jakie na nią spadły, tym
bardziej, że nie potrafi wykrzesać z siebie cieplejszych uczuć do
maleństwa, które wydała na świat. Wtedy w jej mieszkaniu zadomawia
się dawna przyjaciółka, Heather, którą poróżniła z Edie jakaś
tragedia mająca miejsce przed laty.
„Nigdy
o niej nie mówi, ale czasem nadal widać jej wspomnienie w jego
oczach i uśmiechu, w sposób, w jaki oni pozostają częścią nas,
ci ludzie, którzy bardzo nas zranili, nigdy nie zostawiając nas w
spokoju, tak naprawdę.”
Akcja
egzystująca w umownej teraźniejszości w pewnym momencie delikatnie
zaczyna skłaniać się w stronę motywu zaprezentowanego w chociażby
filmowym thrillerze Barbeta Schroedera z 1992 roku zatytułowanego
„Sublokatorka”. „Obserwując Edie” również oferuje nam
wątek dwóch kobiet dzielących wspólne lokum, z których jedna
zachowuje się cokolwiek podejrzanie. Mowa o Heather, kobiecie, która
po latach nagle ponownie wkracza w życie tytułowej bohaterki,
niezwłocznie przystępując do roztaczania nad nią opieki w sposób,
który sugeruje pragnienie ubezwłasnowolnienia jej. Edie początkowo
w ogóle to nie przeszkadza, boryka się bowiem z depresją
poporodową, ciągłym zmęczeniem i zniechęceniem, które osłabiają
jej czujność względem Heather. Camilla Way już na początku
powieści nie pozostawia żadnych wątpliwości, co do tego, że
przed laty obie kobiety skonfliktowało coś tak poważnego, że
najpewniej będzie ono rzutowało na ich aktualną relację. Pomimo
tego, że często przenosi czytelników w przeszłość (tym samym
dając im jakże pomocną w odbiorze całości, niebywale wartościową
okazję do zagłębienia się również w psychikę drugiej
pierwszoplanowej postaci), aż do ostatniej partii powieści nie
zdradza charakteru koszmaru, z którym zetknęły się nastoletnie
dziewczęta. Fabułę okrywa płaszcz tajemnicy, której korzenie
sięgają kilkunastu lat wstecz – ze strony na stronę coraz
grubszy, coraz bardziej złowrogi, acz niedookreślony. Wiemy, że
wówczas wydarzyło się coś bardzo złego, ale Camilla Way zgodnie
z wszelkimi zasadami budowania suspensu, nie spieszy się z
wyjawieniem charakteru tego wydarzenia. Stara się natomiast, abyśmy
ani na chwilę nie zapomnieli, że takowy incydent zaistniał i co
więcej, żebyśmy nie mieli żadnych wątpliwości co do tego, że
rzutuje on na aktualny żywot Edie, zaszczutej przez osobę, która
przypomina jej o tragicznej przeszłości. I której prawdziwych
zamiarów nie jest w stanie odgadnąć. Czy Heather pragnie jedynie
odnowić ich przyjaźń, znaleźć ukojenie u boku osoby, przy której
niegdyś odnalazła szczęście? Czy raczej z jakiegoś bliżej
nieznanego powodu wyrządzić krzywdę Edie i jej małej córeczce?
Odpowiedź znajdziemy dopiero w ostatniej partii powieści, do tego
czasu musząc zadowolić się między innymi dogłębną
charakterystyką dwóch zagadkowych kobiet i ich jakże
zastanawiającą wzajemną relacją – wyczerpującym studium ich
psychiki, aczkolwiek pełnym przemyślanych niedopowiedzeń
wplecionych w całość tak zręcznie, aby nieustannie podtrzymywać
zainteresowanie czytelnika. Szczerze powiedziawszy wydźwięk
ostatniej piorunującej partii można łatwo przewidzieć, zwłaszcza
jeśli jest się osobą mającą niejakie rozeznanie w technikach
wykorzystywanych przez autorów thrillerów, bo Camilla Way ochoczo
po nie sięga. Niemniej niemożliwe wydaje się rozszyfrowanie istoty
wydarzenia, które poróżniło obie kobiety. Jego przebieg będzie
dla czytelników tajemnicą dopóty, dopóki autorka nie zechce jej
rozwiać, co notabene czyni w niemalże druzgocącym stylu. Niemalże,
bo wydaje mi się, że wydźwięk byłby nieporównanie mocniejszy,
gdyby jedna z kluczowych bohaterek (nie powiem która) podczas
najbardziej dramatycznego ustępu zdecydowała się na jeszcze jeden
krok w przód.
„Obserwując
Edie” Camilli Way to moim zdaniem istny nieoszlifowany diamencik,
jeden z najlepszych literackich thrillerów psychologicznych, z jakim
zetknęłam się w ostatnich latach. Coś od czego, słowo daję, nie
potrafiłam się oderwać na dłużej niż pięć minut. Wyśmienita
konstrukcja fabularna, przeogromny ładunek emocjonalny emanujący z
praktycznie każdej stronicy tej powieści, frapujące postacie i
miażdżące napięcie to tylko niektóre z licznych superlatywów
tej pozycji. Mam nadzieję jednak, że na tyle zachęcające, aby
skłonić przynajmniej wielbicieli gatunku do sięgnięcia po tę
powieść, choć chciałoby się, żeby zainteresowała się nią
szersza grupa odbiorców.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Trzeci akapit Twojej recenzji idealnie oddaje moje odczucia co do literatury. :) Sama nie umiałabym tego tak ubrać w słowa, ale mam tak samo. :)
OdpowiedzUsuń