wtorek, 30 kwietnia 2019

Lesley Kara „Plotka”

Joanna Critchley niedawno, wraz ze swoim sześcioletnim synem Alfiem, przeprowadziła się z Londynu do nadmorskiego miasteczka Flinstead, w którym dorastała i w którym nadal mieszka jej matka. Pewnego dnia do Joanny dociera niesprawdzona informacja, że we Flinstead pod zmienionym nazwiskiem mieszka Sally McGowan, która w 1969 roku jako dziesięciolatka zabiła nożem pięcioletniego Robbiego Harrisa, za co trafiła do zakładu poprawczego, a po zakończeniu kary wcielono ją do programu ochrony świadków. Joanna przekazuje dalej sensacyjną pogłoskę na temat aktualnego pobytu Sally i już wkrótce całe Flinstead żyje tym tematem. Joanna również żywo się tym interesuje i tak samo jak pozostałych mieszkańców tego małego miasteczka martwi ją to, że zabójczyni dziecka jest częścią tego społeczeństwa. Tym bardziej, że nie ma pojęcia, która z mieszkanek Flinstead to Sally McGowan. Na domiar złego ktoś wie, że przyczyniła się ona do rozpowszechnienia tej plotki. Ktoś, kto nie zamierza przejść nad tym do porządku dziennego. Joanna odbiera mniej i bardziej zawoalowane groźby wymierzone także w jej syna. Tym kimś może być Sally McGowan, ale równie dobrze może być to ktoś inny, chcący jedynie zabawić się jej kosztem.

Thriller „Plotka” to pisarski debiut Brytyjki Lesley Kary, wcześniej pracującej między innymi w charakterze pielęgniarki i sekretarki. Książkę tę zaczęła pisać w roku 2017 (pierwsze wydanie: rok 2018), ale pomysł na fabułę przyszedł do niej kilka lat wcześniej. W jednym z wywiadów Lesley Kara wyznała, że do niej również, tak jak do Joanny Critchley, dotarła plotka, że w jej sąsiedztwie mieszka osoba, która w przeszłości popełniła straszną zbrodnię. Polskie wydanie „Plotki” opatrzono informacją, że powieść ta jest luźno inspirowana sprawą Mary Flory Bell, która w 1968 roku w wieku jedenastu lat pozbawiła życia/przyczyniła się do śmierci dwóch młodszych od siebie chłopców. Na grudzień 2019 roku zaplanowano wydanie drugiej książki Lesley Kary zatytułowanej „Who Did You Tell?”.

„Plotki potrafią zabijać”. To jeden z tweetów najprawdopodobniej adresowanych do głównej bohaterki i zarazem narratorki „Plotki” Joanny Critchley. Nadawcą jest Sally McGowan albo ktoś, kto się pod nią podszywa. Wiadomość ta ewidentnie brzmi jak groźba, ale to także przesłanie omawianej powieści (jedno z wielu). Przesłanie, które chyba każdemu jest doskonale znane, ale jakoś na co dzień niewielu ludzi bierze sobie tę przestrogę do serca. Obmawianie innych za ich placami, wymyślanie albo przekazywanie dalej sensacyjnych, niesprawdzonych historyjek to jedna z najstarszych i najpopularniejszych rozrywek ludzkości. Bo nawet jeśli takie plotki niszczą czyjeś życie to co z tego, prawda? Ważne, że nas to nie dotyka. Lesley Kara w swojej debiutanckiej powieści potępia takie zachowania, ale jednocześnie każe nam zastanowić się nad tym, co by było gdyby jakaś mrożąca krew w żyłach plotka krążąca w niewielkim społeczeństwie okazała się prawdziwa? Czy to tylko w części, czy w całości, bo przecież plotki zwykły rozrastać się w zastraszającym tempie. Z jednowątkowej opowieści robi się istna epopeja, w której naprawdę ciężko oddzielić prawdę od wesołej twórczości osobników biorących udział w tej okrutnej zabawie w głuchy telefon. Główna bohaterka „Plotki”, Joanna Critchley, nie weszła w te szeregi z niezdrowej potrzeby rozerwania się czyimś kosztem. Nie miała złych zamiarów, dwukrotnie przekazała zasłyszaną pogłoskę o Sally McGowan pod wpływem impulsu i z potrzeby ratowania innych z opresji. Najpierw chciała pomóc swojej znajomej poprzez odwrócenie od niej uwagi pewnej wścibskiej mieszkanki Flinstead, a potem wykorzystała to narzędzie do wkupienia się w łaski matek dzieci uczęszczających do tej samej szkoły co jej syn Alfie. Joanna bowiem uznała, że to najlepszy sposób na uwolnienie chłopca od dręczącej go samotności, na znalezienie mu kolegów, których to od dawna nie miał. Być może przez to, że nie jest biały... O rasizmie Lesley Kara również wspomina, to negatywne zjawisko także podlega jej surowemu osądowi na kartach tej powieści, ale zdecydowanie więcej miejsca poświęca zgubnym skutkom plotkowania i konsekwencjom straszliwego błędu popełnionego w dzieciństwie, w okresie, w którym to było się zupełnie inną osobą niż teraz, dziesiątki lat później. Dylemat moralny, z którym Kara kazała mi się tutaj zmierzyć nadal mnie dręczy, bo to jedna z tych sytuacji, której po prostu nie potrafię poddać jednoznacznej ocenie. Sprawa Sally McGowan nie jest czarno-biała. Nie da się (a przynajmniej ja tego nie umiałam) dołączyć do chóru oburzonych tym, że kobieta ta od lat przebywa na wolności i ma ochronę państwowych służb, podczas gdy rodzinę jej ofiary pozostawiono samej sobie. Sally przez brytyjskie społeczeństwo została osądzona dużo surowiej niż przez tak zwany wymiar sprawiedliwości. A przynajmniej zdecydowana większość obywateli Anglii wolałaby, by kobieta aż do śmierci przebywała w zamknięciu. Jeśli tylko, bo nie da się oprzeć przekonaniu, że gdyby tylko im na to pozwolono współobywatele powiesiliby ją na suchej gałęzi. Z jednej strony trudno się im dziwić, bo przecież osoba ta ma na sumieniu życie pięcioletniego chłopca, którego śmierć co zrozumiałe, zniszczyła też inne istnienia, skazała jego bliskich na nieustającą mękę. Ale z drugiej strony wiemy, że tego okropnego czynu Sally dopuściła się kilkadziesiąt lat wcześniej, gdy była małą dziewczynką wychowującą się w patologicznej rodzinie. I nie znamy wszystkich okoliczności tego zdarzenia – nie wiemy, jak dokładnie doszło do śmierci pięcioletniego Robbiego Harrisa. Mógł to być jedynie wypadek, ale nawet jeśli Sally z premedytacją zamordowała swojego młodszego kolegę, to przecież była tylko dzieckiem. I to w dodatku takim, które nie odebrało od swoich rodziców właściwych wzorców. Tak, ale czy młody wiek i nieszczęśliwe dzieciństwo mogą w całości usprawiedliwiać śmierć, do której się przyczyniła? Lesley Kara każe nam się nad tym głęboko zastanowić, snując jednocześnie trzymającą w napięciu fikcyjną opowieść, w centrum której tkwi kobieta mająca powody do obaw o życie swoje i swojego sześcioletniego synka.

Plotki są jak nasiona roznoszone przez wiatr. Nie da się przewidzieć, gdzie wylądują, ale gdzieś na pewno. Zagnieżdżą się w pęknięciach i szczelinach, zaczną kiełkować. A potem zapuszczą korzenie. Nie ma znaczenia, czy jest w nich prawda, czy nie. Im więcej razy są powtarzane, tym szybciej i bardziej rosną, niczym łodygi fasoli pnące się ku słońcu.”

Małe miasteczka, co często podkreślam, są doskonałą areną dla opowieści z dreszczykiem, w mojej ocenie jednym z najbardziej obiecujących miejsc akcji tak thrillerów, jak horrorów. Lesley Kara operuje prostym stylem, ale absolutnie nie nazwałabym go powierzchownym. Nieczęsto natrafiam na utwory literackie, w których to prościutki język nie szedłby w parze z denerwującą ogólnikowością. „Plotkę” owszem skonstruowano z krótkich zdań, ale Kara nie szczędzi fragmentów opisowych. Z taką dokładnością przedstawia poszczególne miejsca, sytuacje i portrety psychologiczne postaci zaludniających ową powieść (rzecz jasna ze szczególnym wskazaniem na główną bohaterkę i zarazem narratorkę), że podejrzewam, że nawet czytelnicy gustujący w bardziej rozbudowanych stylach przekonają się do warsztatu Lesley Kary. Ja w każdym razie szybko przestałam zwracać uwagę na długość zdań, bo po prostu przeniosłam się myślą do nadmorskiego miasteczka o nazwie Flinstead, w Anglii. Malowniczej oazy spokoju... Nieee, małe miasteczka takie nie są. Spokojnie takie miejsca mogą prezentować się co najwyżej w oczach niedzielnych turystów, wystarczy bowiem kilka dni, by odkryć, że nieustannie toczy je istna zgnilizna. Jak zresztą każdy obszar zajmowany przez ludzi. W małych miasteczkach, w przeciwieństwie do wielkich miast, drobne problemy, czy te faktycznie istniejące, czy tylko przez kogoś wymyślone, często urastają do rangi katastrofy narodowej. Ludzie zwykli wszystko wyolbrzymiać, dopatrywać się kłopotów, czy wręcz zagrożenia tam gdzie go nie ma, ponieważ... Nie wiem, może z nudów? Mieszkam w takim małym miasteczku od urodzenia, ale odpowiedzi na to pytanie jeszcze nie udało mi się znaleźć. We Flinstead sytuacja wydaje się przedstawiać o tyle gorzej, że niebezpieczeństwo nie wydaje się być wyimaginowane. Wiele wskazuje na to, że Sally McGowan, jednostka, która ma na sumieniu życie pięcioletniego chłopca, faktycznie mieszka w tym nadmorskim miasteczku. I nawet jeśli ta kobieta nie stanowi już żadnego zagrożenia, to nie można tego samego powiedzieć o jej sąsiadach. Sama możliwość, że McGowan egzystuje wśród nich, wyzwala w mieszkańcach Flinstead silne emocje, które mogą doprowadzić do tragedii. Oczywiście, to nie tak, że cała ta niewielka społeczność domaga się krwi McGowan, ale część owszem. I co gorsza ludzie sami wskazali winną, wybrali już sobie obiekt ataków, wymierzyli oskarżycielski palec w jedną kobietę, ale to im nie wystarczy. Osoba ta musi zostać napiętnowana, trzeba zgotować jej istny koszmar, bo w pełni sobie na to zasłużyła. A skąd wiadomo, że to akurat ta kobieta jest znienawidzoną Sally McGowan? Bo taka informacja krąży po miasteczku. To w zupełności wystarczy. Naprawdę nie trzeba więcej by rozniecić ten sam ogień, który zniszczył już tyle niewinnych istnień. A teraz być może zniszczy kolejne. Ale to nie jedyne zagrożenie czające się w tym pozornie zacisznym miasteczku. Główna bohaterka też ma powody do obaw o bezpieczeństwo swoje i swojego syna. Im jednak nie tyle zagrażają osoby marzące o zlinczowaniu Sally McGowan, ile jakaś anonimowa jednostka, której bardzo nie podoba się to, że Joanna Critchley przekazała dalej tę być może śmiercionośną pogłoskę na temat Sally. Tą osobą może być sama McGowan, ale autorka każe nam brać pod uwagę też inne możliwości. Właściwie to Lesley Kara sprawiła, że czułam się prawie tak samo, jak podczas oglądania i czytania „Dziecka Rosemary”. Udzieliła mi się paranoja narratorki – tak jak ona podejrzewałam prawie wszystkie postacie pojawiające się na kartach „Plotki”, w każdej kobiecej twarzy widziałam twarz Sally McGowan. Biorąc jednocześnie pod uwagę to, że osoba grożąca Joannie może być kimś zupełnie innym, osobą w jakiś sposób związaną z Sally bądź nie. Bądź tylko taką, która postanowiła wykorzystać całe to zamieszanie wokół tej znienawidzonej kobiety do realizacji jakiegoś własnego planu. Lesley Kara w mojej ocenie w podręcznikowy wręcz sposób przeprowadza czytelnika przez tę zmuszającą do myślenia, niezwykle emocjonującą opowieść, w której praktycznie niczego nie można brać za pewnik. Niebezpieczeństwo zdaje się płynąć zewsząd, czaić za dosłownie każdym rogiem, cierpliwie czekać na dogodny moment do wypuszczenia śmiercionośnego ciosu, w międzyczasie akcentując swoją obecność i obserwując swoje cele. Albo po prostu zabawiając się kosztem kobiety, która to przyczyniła się do krzywdy kogoś innego. Karząc ją w ten sposób za bezrefleksyjne rozpuszczanie języka. Rozwiązanie tej intrygi ogłuszy pewnie niejednego odbiorcę. I to nie tylko raz, bo ostatnia partia obfituje w niespodzianki. W mniej lub bardziej zdumiewające, ale w żadnym przypadku nieprzekombinowane rewelacje, z których mnie osobiście aż dwie autentycznie znokautowały. Wcześniej myślałam, że nic lepszego mnie już nie może spotkać, że silniejszych przeżyć dostarczyć ta powieść już mi nie może (i nie miałam jej tego za złe, bo naprawdę były one wystarczająco silne), ale później przekonałam się, że to było jedynie preludium, że największe wrażenia Lesley Kara zostawiła na koniec.

„Plotka” to jeden z lepszych literackich thrillerów, jaki w ostatnich latach wpadł mi w ręce. A to niemały komplement zważywszy na to, że ogólny poziom współczesnych powieściowych dreszczowców w mojej ocenie jest bardzo wysoki, że rynek ten jest wprost zalewany pozycjami, od których trudno się oderwać. Takie też moim zdaniem jest debiutanckie dzieło Brytyjki Lesley Kary. Trzymająca w napięciu opowieść o niszczącej sile plotek i poważnych błędów z przeszłości, które nigdy nie zostaną zapomniane, które zniszczyły już tak wiele istnień i na tym bynajmniej nie koniec. Grzechy z dzieciństwa mają wszak równie wielką destrukcyjną moc, co niesprawdzone informacje bezrefleksyjnie przekazywane z ust do ust. Rozrastające się jeszcze szybciej niż nowotwory złośliwe, też często zbierające żniwo wśród osób, które niczym nie zasłużyły sobie na potworny los, który ich spotyka. Z winy tej części każdego społeczeństwa, które zwykło osadzać szybko i bezlitośnie. Ludzi, którzy chętnie obrzucają kamieniami innych, ale nigdy siebie. O tym między innymi jest ten jakże wciągający thriller z doprawdy mocnym zakończeniem. Nic tylko polecać!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz: