niedziela, 5 stycznia 2025

„Cichy krzyk” (1979)

 
Studentka Scotty Parker wynajmuje pokój w wiktoriańskim domu na klifie w Południowej Kalifornii. Pensjonat należy do stroniącej od ludzi pani Engels, ale wszystkim zajmuje się jej syn Mason, skryty młodzieniec, czas wolny zawsze spędzający przed telewizorem. W zacisznym domu Engelsów mieszkają też inni studenci: Doris Prichart, Jack Towne i Peter Ransom, nowa paczka Scotty, która nadzwyczaj szybko zacznie się rozpadać. Za sprawą niebezpiecznej jednostki poszukiwanej przez policyjnych detektywów, porucznika Sandy'ego McGivera i sierżanta Manny'ego Ruggina, którzy praktycznie od początku śledztwa koncentrują się na Engelsach. Podczas gdy śledczy powoli zgłębiają historię podejrzanej rodziny, śmierć nieubłaganie podkrada się do nieświadomych zagrożenia młodych ludzi, którzy na swoje nieszczęście znaleźli zakwaterowanie w ponurym domiszczu niedostępnej starszej kobiety i jej dziwnego syna.

Plakat filmu. „Silent Hill” 1979, Denny Harris

W 1977 roku nieżyjący już Denny Harris przeznaczył czterysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów na produkcję filmu grozy opartego na własnym scenariuszu, która odbyła się w Los Angeles. Dziełko uznano za „niemożliwe do wydania”, kompletnie nietrafiona inwestycja nie zniechęciła jednak początkującego filmowca do realizacji swego marzenia. Przekazał scenariusz Kenowi i Jimowi Wheatom, którzy podobnie jak Denny Harris dopiero zaczynali przygodę z przemysłem filmowym, ale w odróżnieniu od niego nie zakończyli jej na „The Silent Hill” (pol. „Cichy krzyk”). Udział w tym przedsięwzięciu (także główni producenci) później pomógł braciom Wheat w pozyskaniu dystrybutora (Metro-Goldwyn-Mayer) dla ich zbioru krótkich opowieści z dreszczykiem wydanego pod tytułem „After Midnight” (pol. „Po północy”), ale rozpoznawalność w światku grozy zyskali głównie dzięki działalności pisarskiej: współscenarzyści „Koszmaru z ulicy Wiązów 4: Władcy snów” Renny'ego Harlina, „Muchy 2” Chrisa Walasa i „Ptaków II” Ricka Rosenthala. Pomysłowi bracia kompletnie przerobili historię Denny'ego Harrisa – w przygotowaniach ostatecznej wersji scenariusza „The Silent Scream” uczestniczył też Wallace C. Bennett, w czołówce filmu uwzględniony tuż obok Wheatów. Na początku 1978 roku zmieniono część obsady aktorskiej – z pokładu wyproszono między innymi Diane McBain, której szczyt popularności przypadł na pierwszą połowę lat 60. XX wieku. Z pierwotnego materiału (praca na scenariuszu Denny'ego Harrisa) zostawiono około piętnastu procent, a główne lokalizacje (w Los Angeles) pozostały bez zmian – Occidental College, dzielnice Eagle Rock i Highland Park, gdzie znaleziono pensjonat Engelsów; posiadłość Smith Estate na szczycie wzgórza, w której wcześniej kręcono „Spider Baby, or The Maddest Story Ever Told” Jacka Hilla, a później „Naznaczonego: rozdział 2” Jamesa Wana.

Cichy krzyk” Denny'ego Harrisa zapisał się w historii jako jeden z najbardziej dochodowych niezależnych horrorów lat 70. XX wieku. W listopadzie 1979 roku American Cinema Productions, hollywoodzka firma założona w 1975 roku, która sześć lat później ogłosiła upadłość, wprowadziła to dziełko do wybranych amerykańskich kin, a wysoka frekwencja zachęciła do wznowienia i rozszerzenia dystrybucji kinowej na terenie Stanów Zjednoczonych, co nastąpiło już w styczniu 1980 (w drugiej połowie roku wystartowała dystrybucja na arenie międzynarodowej). Budżet produkcji oszacowano na sześćset tysięcy dolarów, a wpływy z biletów miały wynieść niecałe osiem milionów dolarów. W premierowo wyemitowanym w 1980 roku odcinku specjalnym „Sneak Previews” (1975-1996), film review show Rogera Eberta i Gene'a Siskela, „Cichy krzyk” posłużył jako argument w krytycznym wywodzie na temat trendu, według gospodarzy rzeczonego programu, zapoczątkowanego przez „Halloween” Johna Carpentera (i Debry Hill). Dwa fragmenty jedynego filmu Denny'ego Harrisa – szukanie niedrogiego pokoju do wynajęcia i nieuchronne zbliżanie się do śmierci (a przynajmniej tak to zostało przedstawione w tym amerykańskim programie telewizyjnym) przez „agresywną kobietę” - miały wykazać, że w tych paskudnych filmach (slasherach) nawet najzaradniejsza, najwytrwalsza protagonistka koniec końców zostawia widzów z przekonaniem, że nie powinna samodzielnie podejmować decyzji, bo gdy tylko zacznie, jak to ujął pan Ebert, „można prawie się założyć, że zapłaci za to swoim życiem, i to okropnie”. Wydaje się, że łatkę kalki „Halloween” Johna Carpentera „Cichemu krzykowi” Denny'ego Harrisa przylepili pierwsi profesjonalni recenzenci (niektórzy krytycy filmowi), ale na ten trop mogli naprowadzić ich dystrybutorzy lub sami twórcy „Cichego krzyku”. Nadal mówi się, że pierwszy film z Michaelem Myersem, seryjnym mordercą z fikcyjnego miasteczka Haddonfield w stanie Illinois był główną inspiracją dla autorów opowieść o przeklętym pensjonacie w Kalifornii. „Halloween” Johna Carpentera uwolniono w październiku 1978 roku, a produkcja „Cichego krzyku” Denny'ego Harrisa (po zmianie scenariusza) ruszyła w pierwszym kwartale tego samego roku, więc... Może „Cichy krzyk” nakręcono po raz trzeci po premierze „Halloween”? Albo opinia publiczna nie poznała prawdziwej daty realizacji scenariusza Jima i Kena Wheatów oraz Wallace'a C. Bennetta. Albo ktoś coś podsłuchał przed rozpoczęciem zdjęć do „Halloween”, które - gwoli przypomnienia - odbyły się w maju 1978. Jak widać różnie można to sobie tłumaczyć, o ile dostrzega się wielkie podobieństwa między slasherem Johna Carpentera i slasherem Denny'ego Harrisa.

Kadr z filmu. „The Silent Hill” 1979, Denny Harris

Dlaczego kalkowanie Johna Carpentera, a nie Alfreda Hitchcocka? Bo na przełomie lat 70. i 80. XX wieku „sprawa Michaela Myersa” była świeża, na dodatek już zaczęły spełniać się kasandryczne proroctwa samozwańczych strażników moralności publicznej, ostrzeżenia przed dalszą eskalacją przemocy w kinie. Część długoletnich fanów gatunku uważa „Halloween” (1978) za pierwszy pełnoprawny slasher, inni to zaszczytne miano przyznają „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera, a jeszcze inni „Krwawemu obozowi” Mario Bavy. Większa zgoda w tym środowisku panuje w kwestii „Psychozy” Alfreda Hitchcocka – może nie jednomyślnie, ale ten wybitny dreszczowiec, na podstawie powieści Roberta Blocha, jest uważany za jednego z prekursorów kina slash. „Cichy krzyk” Denny'ego Harrisa był oskarżany (rzadziej chwalony) za powiązania z „Halloween” Johna Carpentera, a w rzeczywistości wzorował się na „Psychozie” Alfreda Hitchcocka? Przynajmniej jedna scena dobitnie na to wskazuje – zabójstwo w piwnicy służącej za pralnię przypuszczalnym hołdem dla kultowej sceny pod prysznicem; mniej dosadna akcja niż w Bates Motel z wymownym zbliżeniem na dłoń umierającej kobiety zaciskającą się na rozwieszonej tkaninie – ale podejrzenia mogą pojawić się już na początku seansu. Po prologu w slow motion. Na mecie desperackich poszukiwań studentki pierwszego roku Scotty Parker (poprawny występ nieżyjącej już Rebekki Balding), która nie pomyślała o zarezerwowaniu sobie miejsca w akademiku. Wolne pokoje znajduje w osamotnionej wiktoriańskiej rezydencji górującej nad posępną plażą. W rzeczywistości stojącej dość blisko innych nieruchomości, ale bądź co bądź miejscu bardzo dogodnym dla filmowców, którym zależało na wrażeniu izolacji: nietrudno było „ukryć” budynki sąsiadujące ze Smith Estate i dorobić temu zabytkowemu budynkowi, zbudowanemu w 1887 roku, widok na Ocean Spokojny – wystarczyło dokręcić parę zdjęć w innym domu. W intensywnie ponurym świecie przedstawionym w „Cichym krzyku” rzeczona rezydencja należy do starszej kobiety, która chyba nigdy nie opuszcza najwyższej kondygnacji budynku – pani Engels (intrygujące wcielenie też nieżyjącej już Yvonne De Carlo) zajmuje pokój dokładnie naprzeciwko lekko zagraconego i mocno zakurzonego strychu – a piętro niżej urzęduje jej syn Mason (ładnie popisujący się Brad Rearden). Opis tej postaci ponoć był pierwszą rzeczą zmienioną przez braci Wheat – w pierwszej, niewydanej wersji „Cichego krzyku” Mason (grany przez Murraya Langstona), w opinii Kena, był „obraźliwie wyolbrzymionym, złowrogim” homoseksualistą. Ostatecznie widzowie dostali szczupłego młodzieńca w okularach, którego najlepszym przyjacielem jest telewizor (na ekranie którego zobaczymy nakręcony przed zmianą scenariusza atak na Susan Backlinie, znaną choćby ze „Szczęk” Stevena Spielberga) „strzegący” skrzyni z największymi skarbami Masona. Samotnik być może nadmiernie przywiązany do matki, a już ponad wszelką wątpliwość w pojedynkę prowadzący niedawno otwarty, skromny rodzinny biznes założony w ich gospodarstwie domowym. Wielce podejrzanych Engelsów, którzy moim zdaniem wypadliby lepiej, gdyby darowano sobie UWAGA SPOILER zbliżenie na podglądaczkę siedzącą za ścianą podczas szybkich oględzin nowego lokum dokonanych przez uszczęśliwioną Scotty Parker. Starszą siostrę Masona, Victorię Engels (fenomenalna kreacja Barbary Steele; m.in. „Maska szatana” Mario Bavy, „Studnia i wahadło” Rogera Cormana, „Dreszcze” Davida Cronenberga”, „Pirania” Joe Dantego), poprzednią właścicielkę tego ciasnego pokoju, jak niepotrzebnie informuje nas jej rzekomy brat. Swoją drogą, ten moment przypomniał mi pewien horror z początku lat 90. XX wieku, wyreżyserowany przez „ojca” Freddy'ego Kruegera. Zagadka (niecała) rozwiązuje się już w pierwszej partii „Cichego krzyku”, KONIEC SPOILERA jeszcze przed wszczęciem śledztwa w sprawie zabójstwa. Prowadzonego przez porucznika Sandy'ego McGivera (zmarły w 1994 roku Cameron Mitchell; m.in. „Rój” Irwina Allena, „Ostrzeżenie” Greydona Clarka, „Od szeptu w krzyk” Jeffa Burra, „Strażnik doliny śmierci” Roberta C. Hughesa), który wcześniej był kobietą – zajął miejsce Diane McBain – a partneruje mu sierżant Manny Ruggin (Avery Schreiber). Kryminalny wątek poboczny, a w każdym razie niezbyt rozwinięty, którego wprowadzenie mogło zostać podyktowane popularnością włoskiego nurtu giallo. Najpierw John Carpenter, potem Alfred Hitchcock, a teraz Dario Argento? Tak czy inaczej, zaskakująco wydajny miks slashera, kryminału i psychothrillera. Sztuczna krew - z naciskiem na sztuczna - nie leje się obficie, ale napięcie przepięknie rośnie; wspaniała żonglerka na niebajecznej plaży po wieczornej popijawie w szerszym gronie (w całości improwizowana krótka sekwencja w knajpie) i w obskurnej pralni z erotyczną ścieżką dźwiękową oraz prawdziwe mistrzostwo budowania dramaturgii w małej przestrzeni – powolny spacer klaustrofobicznym tunelem pełnym lepkich pajęczyn. Wspinaczka w korytarzu śmierci. Nie wspominając już o niebezpiecznie dynamicznym rozwoju sytuacji w finale.

W swoim czasie popularny, obecnie mało znany operatywny niskobudżetowiec działający na styku slashera i dreszczowca. Klimatyczna perełka wyrosła z nieskutecznej fantazji swego reżysera, producenta telewizyjnego Denny'ego Harrisa. Skutecznie przerobiona opowieść o nieprzytulnym pensjonacie. „Cichy krzyk” nie jest filmem doskonałym, ale w żadnym razie nie zasłużył sobie na odejście w zapomnienie. Tak uważam, dlatego nieśmiało apeluję o odkurzanie tego nastrojowego dziełka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz