Siedemnastoletnia
Gretchen przeprowadza się z ojcem, macochą i ich niemą córką
Almą ze Stanów Zjednoczonych do kurortu w Alpach Bawarskich,
będącego własnością uprzejmego, ale niebudzącego jej zaufania
Herr Königa, który proponuje jej pracę w recepcji. Dziewczyna
natychmiast przyjmuje ofertę, potrzebuje bowiem pieniędzy na
zrealizowanie swego planu ucieczki. Podczas szkolenia uwagę Gretchen
przykuwa wymiotująca kobieta, a pierwsze samotne wypełnianie
zawodowych obowiązków zakłóca mocno zdezorientowana,
niezwracająca uwagi na otoczenie, spragniona klientka. Natomiast po
zakończeniu zmiany Gretchen zostaje napadnięta przez tajemniczą
kobietę wydającą z siebie nieludzkie odgłosy. W międzyczasie jej
młodsza siostra nagle zapada na chorobę objawiającą się
drgawkami wywoływanymi przez zagadkowe dźwięki lasu, a jedynego
sojusznika bojąca się o życie nastolatka znajduje w policyjnym
detektywie Henrym Landau, dotąd w pojedynkę starającym się odkryć
śmiertelnie niebezpieczne sekrety tego dziwnego miejsca, złudnie
spokojnego zakątka Niemiec, z którego wyjątkowo trudno się
wydostać.
|
Plakat filmu. „Cuckoo” 2024, Neon, Waypoint Entertainment, Fiction Park |
Zainspirowany
między innymi twórczością Briana De Palmy, Davida Lyncha,
Stanleya Kubricka, Federico Felliniego i Michelangelo Antonioniego
drugi pełnometrażowy obraz niemieckiego filmowca Tilmana Singera,
twórcy uwolnionego w 2018 roku horroru nadprzyrodzonego pt. „Luz”,
hołdu dla europejskiego kina grozy z lat 80. XX wieku powstałego w
ramach pracy dyplomowej. Ogłoszony w sierpniu 2021 roku projekt
zrealizowany pod połączonymi szyldami amerykańskich firm Neon i
Waypoint Entertainment oraz niemieckiego przedsiębiorstwa medialnego
Fiction Park. Zdjęcia główne do „Kukułki” (oryg. „Cuckoo”)
ruszyły w maju 2022 roku (produkcja miała odbyć się wcześniej,
ale termin przesunięto z powodu pandemii COVID-19) w Nadrenii
Północnej-Westfalii, a zakończyły się w lipcu tego samego roku,
przy czym faktyczne prace na planie zajęły tylko trzydzieści pięć
dni. Film nakręcono na oldschoolowej taśmie filmowej 35 mm, a
budżet oszacowano na siedem milionów dolarów. Światowa premiera
miała miejsce na 74. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie
w lutym 2024 roku, a polska na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym
Nowe Horyzonty w lipcu 2024. W następnym miesiącu firma Neon
wprowadziła „Kukułkę” Tilmana Singera do amerykańskich kin,
wtedy też wystartowała szeroka dystrybucja w paru innych krajach. I
jak na razie inwestycja się nie zwróciła.
Horror
zbierający głównie pozytywne recenzje od krytyków i długoletnich
fanów gatunku, którego (póki co?) „trzeba” nazywać porażką
finansową. Stowarzyszenie cenzorów, czy jak kto woli strażników
moralności publicznej, Motion Picture Association (MPA), przyznało
„Kukułce” Tilmana Singera, kategorię wiekową R, ale reżyser i
scenarzysta tego stylowego dziełka głośno liczy na przyciągnięcie
młodszych nastolatków. Chciałby, żeby historia zdesperowanej
dziewczyny, uwięzionej w złowrogim ośrodku wypoczynkowym w Alpach
Bawarskich, była dla współczesnej młodzieży tym, czym dla
Singera byli „Komornicy” Alexa Coxa i „Zagubiona autostrada”
Davida Lyncha – wzbogacającym doświadczeniem nielegalnym,
przełomowym odkryciem sztuki dziwnej, niesamowitej, silnie
uzależniającej. Otwarciem na nowe doznania, „naćpaniem się”
zakazanym owocem. Tilman Singer zauważył, że „Kukułka” jest
kojarzona ze „Lśnieniem” nieżyjącego już Stanleya Kubricka i
„Dziedzictwem. Hereditary” Ariego Astera, z tych dwóch ucieszyły
go jednak tylko porównania do kultowej adaptacji powieści Stephena
Kinga o trzyosobowej rodzinie Torrance'ów zimującej w przeklętym
Overlook Hotel w Górach Skalistych. Reżyser „Kukułki” nie
ukrywa, że „Lśnienie” Stanleya Kubricka – w przeciwieństwie
do pierwszego długometrażowego osiągnięcia Ariego Astera –
wywarło silny wpływ na życie siedemnastoletniej Gretchen w
ekstremalnie niewygodnym kurorcie górskim Herr Königa. Momentem
zwrotnym prawdopodobnie było znalezienie sali, która uruchomiła
lawinę wspomnień z hotelu Overlook – staromodne miejsce, jakby
żywcem wyjęte z legendarnego horroru Kubricka, które z łatwością
zostało przekształcone w recepcję ośrodka wczasowego w Alpach
Bawarskich. „Lśnieniu” dzieło Tilmana Singera w jakimś stopniu
zawdzięcza też swój hiperrealistyczny wygląd, uderzająco
kontrastujący z substancją lynchowską z premedytacją wyemitowaną
do atmosfery panującej w nowym miejscu zamieszkania
nieskonsolidowanej amerykańskiej rodziny. Główna bohaterka
„Kukułki”, nastoletnia melomanka wymiatająca na gitarze i
niewyobrażająca sobie innej przyszłości niż działalność w
zespole rockowym, przygnębiona dziewczyna, w którą w doskonałym
stylu wcieliła się Hunter Schafer (m.in. „Igrzyska śmierci:
Ballada ptaków i węży” Francisa Lawrence'a), czuje się jak
piąte koło u wozu, intruzka w życiu swego biologicznego ojca Luisa
(Marton Csokas; m.in. „Morderca ze wschodu” Davida Grieco, „Dom
snów” Jima Sheridana, „Głosy ze ściany” Erica D. Howella),
od paru lat będącego w związku małżeńskim z kobietą imieniem
Beth (Jessica Henwick; m.in. „Głębia strachu” Williama Eubanka,
„The Royal Hotel” Kitty Green), którego owocem jest Alma
(świetna Mila Lieu), niema dziewczynka, która podobno pożarła
swoją bliźniaczkę - właściwie zespół znikającego
bliźniaka/płodu - zapatrzona w nieakceptującą jej przyrodnią
siostrę. Taki sam albo jeszcze gorszy (jak w „Nieproszonych
gościach” Charlesa i Thomasa Guardów? To się okaże) stosunek
Gretchen ma do swojej macochy, również niewykazującej chęci do
zbudowania lepszej relacji z pierworodną jej życiowego wybranka, z
którym Beth ma pracować przy budowie nowego kurortu śliskiego pana
Königa (diablo zajmujący występ Dana Stevensa; m.in. „Gość”
Adama Wingarda, „Krocząc wśród cieni” Scotta Franka, „Apostoł”
Garetha Evansa, „Lokum” Dave'a Franco, „Abigail” Matta
Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta). Niemieckiego hotelarza z
drewnianym fletem.
|
Materiał promocyjny. „Cuckoo” 2024, Neon, Waypoint Entertainment, Fiction Park |
Akcja
„Kukułki” Tilmana Singera toczy się w czasach nam
współczesnych, ale wystrój (też garderoba obsady aktorskiej)
klaustrofobicznego świata przedstawionego w tym niebanalnym
horrorze, to już (nie)czyste lata 70. XX wieku. A konkretnie
„Dreszcze” Davida Cronenberga. Kliniczne spojrzenie w głąb
ludzkiego ciała/umysłu, emocjonalny chłód bijący z ekranu,
przygniatające poczucie pustki serwowane naprzemiennie z bogactwem
uczuciowości młodego człowieka. Sterylna obskurność - taki
oksymoron prześladował mnie podczas podziwiania zdjęć Paula
Faltza (efekt zwielokrotniony przez montaż Philippa Thomasa i Terela
Gibsona, który wcześniej pracował chociażby przy „Zabawie w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta oraz
„Domu strachów” Scotta Becka i Bryana Woodsa), zgodnie z
życzeniem reżysera, często korzystającego z obiektywów
anamorficznych i szerokokątnych. Singerowi w dzisiejszym kinie
strasznie brakuje magii szerokich ujęć - ezoterycznych podróży, w
które najczęściej wyrusza obcując z filmami z lat 80. i 90. XX
wieku. Przeniesienie do świata nierzeczywistego; wrażenie
otoczenia, osaczenia przez fikcyjne realia. „Kukułka” to gra
tajemnic ze Strefy Mroku, spoza czasu i przestrzeni, z Archiwum X.
Obcy świat, w którym grasuje potworzyca wyrosła z kanonu kobiecego
piękna epok minionych. Przeraźliwie świergocząca zakapturzona
istota z czerwonymi laserami w oczach, która miała łączyć w
sobie ideał piękna z „Szarady” Stanleya Donena i z „W
przebraniu mordercy” Briana De Palmy. UWAGA SPOILER Plus
peruka à la Marilyn Monroe KONIEC SPOILERA. Prześladowczyni
świeżo zatrudnionej recepcjonistki odizolowanego kurortu w Alpach
Bawarskich. Genialnie udźwiękowiona (muzykę skomponował Simon
Waskow, stały współpracownik Tilmana Singera) pułapka, która
przywiodła mi na myśl „W paszczy szaleństwa” Johna Carpentera;
fikcyjnego miasteczko Hobb's End w stanie New Hampshire.
Cronenbergowska zaraza rozprzestrzeniająca się w hermetycznym
ośrodku rządzącym się jakimiś nieziemskimi prawami? Tak czy
inaczej, pierwsze sygnały alarmowe to wymioty, dezorientacja,
drgawki... i sympatyczne oblicze szefa. W horrorze taka życzliwość
zwykle usypia czujność pozytywnych uczestników wydarzeń, ale
rzadko biernych obserwatorów. Z Gretchen jest inaczej – serdeczny
wizerunek pana na włościach do niej nie przemawia. Ojciec i macocha
bezkrytycznie spijają mocno zawoalowane życiowe mądrości z ust
tego nomen omen gościa, ale Gretchen nie jest aż tak naiwna,
podatna na manipulację, by nie wychwytywać fałszywych tonów w
przyjaznym głosie gospodarza. Pana z Domu na Wzgórzu. Dlaczego
pracodawca uzależnia pracę po zmroku od posiadania samochodu? Czemu
Gretchen nie może wracać do domu (kwatery pracowniczej) rowerem? I
czy König nie powinien bardziej się przejąć klientką prawie
wyrzygującą własne flaki (niestety, to nie jest powtórka z
„Miasta żywej śmierci” Lucio Fulciego)? Na pewno ktoś powinien
zainteresować się opowieścią Gretchen o obłąkanej(?) damie
biegającej za niewchodzącymi jej w drogę ludźmi. Gretchen przez
tę babę dosłownie krew zalała, ale widać nikogo to nie
obeszło... Poza mężczyzną przedstawiającym się coraz bardziej
zdezorientowanej protagonistce „Kukułki” jako oficer śledczy
Henry Landau (Jan Bluthardt; m.in. „Luz” Tilmana Singera),
dyskretnie przyglądający się tajemniczym zjawiskom w ośrodku
turystycznym hipotetycznie diabolicznego osobnika. Szarże niepięknie
śpiewającej istoty UWAGA SPOILER (tak naprawdę istot –
autentycznie upiorne szkolenie młodej) KONIEC SPOILERA robią
wrażenie, ale obawiam się, że niektórzy mogą poczuć się lekko
oszukani. Apetyt na body horror - ze starej, czyli
niepatyczkującej się szkoły - niepotrzebnie rozbudzony?
Niezupełnie, wydaje mi się jednak, że „Kukułce” przysłużyłby
się jakiś dosadniejszy akcent. Mięsna wisienka na torcie. Cielesne
szaleństwo już niekoniecznie jak w „Coś” Johna Carpentera czy
„Towarzystwie” Briana Yuzny (tak wysokich wymagań od
współczesnego kina to nie mam), ale coś (efekt specjalny;
praktyczny, drastyczny, perwersyjny) w skali „Wściekłości Davida
Cronenberga z pewnością było w zasięgu zdolnego zespołu
człowieka bezsprzecznie zakochanego w starym kinie. Scenariusz nie
jest wprawdzie tak nieobliczalny, jak chciałby być – przynajmniej
jeden zwrot akcji łatwo przewidzieć – ale pod tym względem
znacznie wyprzedza znakomitą większość słynniejszych
przedstawicieli gatunku urodzonych w ostatnim ćwierćwieczu. Nie
wspominając już o ponadprzeciętnej kreatywności. Norma w latach
80. XX wieku, ale w latach 20. XXI wieku niewielu tak się wysila i
wychyla. Po co ryzykować z czymś tak (niemocno) nietypowym, jak
„Kukułka”, skoro można postawić na pewniaka? Na przykład
remake remake'u:)
Taka
tam mała wielka rzecz niemiecko-amerykańska. Bazujący na
tajemnicy, sensoryczny retro horror Tilmana Singera. Frapująca
opowieść o lęku egzystencjalnym utrzymana w atmosferze
niesamowitości. Niekonwencjonalny utwór kapitalnie anachroniczny,
porządnie nakarmiony przez ubiegłowieczne kino surrealistyczne i
suspensywne, przez filmowe eksperymenty psychologiczne, cielesne i
nadnaturalne. Arcydziełem „Kukułki” bym nie nazwała, czegoś
zabrakło w tym (zanadto kontrolowanym) szaleństwie, ale polecać
będę. Poszukiwaczom małych skarbów: nieszablonowych wizji
autorskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz