poniedziałek, 13 stycznia 2025

„Kukułka” (2024)

 
Siedemnastoletnia Gretchen przeprowadza się z ojcem, macochą i ich niemą córką Almą ze Stanów Zjednoczonych do kurortu w Alpach Bawarskich, będącego własnością uprzejmego, ale niebudzącego jej zaufania Herr Königa, który proponuje jej pracę w recepcji. Dziewczyna natychmiast przyjmuje ofertę, potrzebuje bowiem pieniędzy na zrealizowanie swego planu ucieczki. Podczas szkolenia uwagę Gretchen przykuwa wymiotująca kobieta, a pierwsze samotne wypełnianie zawodowych obowiązków zakłóca mocno zdezorientowana, niezwracająca uwagi na otoczenie, spragniona klientka. Natomiast po zakończeniu zmiany Gretchen zostaje napadnięta przez tajemniczą kobietę wydającą z siebie nieludzkie odgłosy. W międzyczasie jej młodsza siostra nagle zapada na chorobę objawiającą się drgawkami wywoływanymi przez zagadkowe dźwięki lasu, a jedynego sojusznika bojąca się o życie nastolatka znajduje w policyjnym detektywie Henrym Landau, dotąd w pojedynkę starającym się odkryć śmiertelnie niebezpieczne sekrety tego dziwnego miejsca, złudnie spokojnego zakątka Niemiec, z którego wyjątkowo trudno się wydostać.

Plakat filmu. „Cuckoo” 2024, Neon, Waypoint Entertainment, Fiction Park

Zainspirowany między innymi twórczością Briana De Palmy, Davida Lyncha, Stanleya Kubricka, Federico Felliniego i Michelangelo Antonioniego drugi pełnometrażowy obraz niemieckiego filmowca Tilmana Singera, twórcy uwolnionego w 2018 roku horroru nadprzyrodzonego pt. „Luz”, hołdu dla europejskiego kina grozy z lat 80. XX wieku powstałego w ramach pracy dyplomowej. Ogłoszony w sierpniu 2021 roku projekt zrealizowany pod połączonymi szyldami amerykańskich firm Neon i Waypoint Entertainment oraz niemieckiego przedsiębiorstwa medialnego Fiction Park. Zdjęcia główne do „Kukułki” (oryg. „Cuckoo”) ruszyły w maju 2022 roku (produkcja miała odbyć się wcześniej, ale termin przesunięto z powodu pandemii COVID-19) w Nadrenii Północnej-Westfalii, a zakończyły się w lipcu tego samego roku, przy czym faktyczne prace na planie zajęły tylko trzydzieści pięć dni. Film nakręcono na oldschoolowej taśmie filmowej 35 mm, a budżet oszacowano na siedem milionów dolarów. Światowa premiera miała miejsce na 74. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie w lutym 2024 roku, a polska na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Nowe Horyzonty w lipcu 2024. W następnym miesiącu firma Neon wprowadziła „Kukułkę” Tilmana Singera do amerykańskich kin, wtedy też wystartowała szeroka dystrybucja w paru innych krajach. I jak na razie inwestycja się nie zwróciła.

Horror zbierający głównie pozytywne recenzje od krytyków i długoletnich fanów gatunku, którego (póki co?) „trzeba” nazywać porażką finansową. Stowarzyszenie cenzorów, czy jak kto woli strażników moralności publicznej, Motion Picture Association (MPA), przyznało „Kukułce” Tilmana Singera, kategorię wiekową R, ale reżyser i scenarzysta tego stylowego dziełka głośno liczy na przyciągnięcie młodszych nastolatków. Chciałby, żeby historia zdesperowanej dziewczyny, uwięzionej w złowrogim ośrodku wypoczynkowym w Alpach Bawarskich, była dla współczesnej młodzieży tym, czym dla Singera byli „Komornicy” Alexa Coxa i „Zagubiona autostrada” Davida Lyncha – wzbogacającym doświadczeniem nielegalnym, przełomowym odkryciem sztuki dziwnej, niesamowitej, silnie uzależniającej. Otwarciem na nowe doznania, „naćpaniem się” zakazanym owocem. Tilman Singer zauważył, że „Kukułka” jest kojarzona ze „Lśnieniem” nieżyjącego już Stanleya Kubricka i „Dziedzictwem. Hereditary” Ariego Astera, z tych dwóch ucieszyły go jednak tylko porównania do kultowej adaptacji powieści Stephena Kinga o trzyosobowej rodzinie Torrance'ów zimującej w przeklętym Overlook Hotel w Górach Skalistych. Reżyser „Kukułki” nie ukrywa, że „Lśnienie” Stanleya Kubricka – w przeciwieństwie do pierwszego długometrażowego osiągnięcia Ariego Astera – wywarło silny wpływ na życie siedemnastoletniej Gretchen w ekstremalnie niewygodnym kurorcie górskim Herr Königa. Momentem zwrotnym prawdopodobnie było znalezienie sali, która uruchomiła lawinę wspomnień z hotelu Overlook – staromodne miejsce, jakby żywcem wyjęte z legendarnego horroru Kubricka, które z łatwością zostało przekształcone w recepcję ośrodka wczasowego w Alpach Bawarskich. „Lśnieniu” dzieło Tilmana Singera w jakimś stopniu zawdzięcza też swój hiperrealistyczny wygląd, uderzająco kontrastujący z substancją lynchowską z premedytacją wyemitowaną do atmosfery panującej w nowym miejscu zamieszkania nieskonsolidowanej amerykańskiej rodziny. Główna bohaterka „Kukułki”, nastoletnia melomanka wymiatająca na gitarze i niewyobrażająca sobie innej przyszłości niż działalność w zespole rockowym, przygnębiona dziewczyna, w którą w doskonałym stylu wcieliła się Hunter Schafer (m.in. „Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży” Francisa Lawrence'a), czuje się jak piąte koło u wozu, intruzka w życiu swego biologicznego ojca Luisa (Marton Csokas; m.in. „Morderca ze wschodu” Davida Grieco, „Dom snów” Jima Sheridana, „Głosy ze ściany” Erica D. Howella), od paru lat będącego w związku małżeńskim z kobietą imieniem Beth (Jessica Henwick; m.in. „Głębia strachu” Williama Eubanka, „The Royal Hotel” Kitty Green), którego owocem jest Alma (świetna Mila Lieu), niema dziewczynka, która podobno pożarła swoją bliźniaczkę - właściwie zespół znikającego bliźniaka/płodu - zapatrzona w nieakceptującą jej przyrodnią siostrę. Taki sam albo jeszcze gorszy (jak w „Nieproszonych gościach” Charlesa i Thomasa Guardów? To się okaże) stosunek Gretchen ma do swojej macochy, również niewykazującej chęci do zbudowania lepszej relacji z pierworodną jej życiowego wybranka, z którym Beth ma pracować przy budowie nowego kurortu śliskiego pana Königa (diablo zajmujący występ Dana Stevensa; m.in. „Gość” Adama Wingarda, „Krocząc wśród cieni” Scotta Franka, „Apostoł” Garetha Evansa, „Lokum” Dave'a Franco, „Abigail” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta). Niemieckiego hotelarza z drewnianym fletem.

Materiał promocyjny. „Cuckoo” 2024, Neon, Waypoint Entertainment, Fiction Park

Akcja „Kukułki” Tilmana Singera toczy się w czasach nam współczesnych, ale wystrój (też garderoba obsady aktorskiej) klaustrofobicznego świata przedstawionego w tym niebanalnym horrorze, to już (nie)czyste lata 70. XX wieku. A konkretnie „Dreszcze” Davida Cronenberga. Kliniczne spojrzenie w głąb ludzkiego ciała/umysłu, emocjonalny chłód bijący z ekranu, przygniatające poczucie pustki serwowane naprzemiennie z bogactwem uczuciowości młodego człowieka. Sterylna obskurność - taki oksymoron prześladował mnie podczas podziwiania zdjęć Paula Faltza (efekt zwielokrotniony przez montaż Philippa Thomasa i Terela Gibsona, który wcześniej pracował chociażby przy „Zabawie w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta oraz „Domu strachów” Scotta Becka i Bryana Woodsa), zgodnie z życzeniem reżysera, często korzystającego z obiektywów anamorficznych i szerokokątnych. Singerowi w dzisiejszym kinie strasznie brakuje magii szerokich ujęć - ezoterycznych podróży, w które najczęściej wyrusza obcując z filmami z lat 80. i 90. XX wieku. Przeniesienie do świata nierzeczywistego; wrażenie otoczenia, osaczenia przez fikcyjne realia. „Kukułka” to gra tajemnic ze Strefy Mroku, spoza czasu i przestrzeni, z Archiwum X. Obcy świat, w którym grasuje potworzyca wyrosła z kanonu kobiecego piękna epok minionych. Przeraźliwie świergocząca zakapturzona istota z czerwonymi laserami w oczach, która miała łączyć w sobie ideał piękna z „Szarady” Stanleya Donena i z „W przebraniu mordercy” Briana De Palmy. UWAGA SPOILER Plus peruka à la Marilyn Monroe KONIEC SPOILERA. Prześladowczyni świeżo zatrudnionej recepcjonistki odizolowanego kurortu w Alpach Bawarskich. Genialnie udźwiękowiona (muzykę skomponował Simon Waskow, stały współpracownik Tilmana Singera) pułapka, która przywiodła mi na myśl „W paszczy szaleństwa” Johna Carpentera; fikcyjnego miasteczko Hobb's End w stanie New Hampshire. Cronenbergowska zaraza rozprzestrzeniająca się w hermetycznym ośrodku rządzącym się jakimiś nieziemskimi prawami? Tak czy inaczej, pierwsze sygnały alarmowe to wymioty, dezorientacja, drgawki... i sympatyczne oblicze szefa. W horrorze taka życzliwość zwykle usypia czujność pozytywnych uczestników wydarzeń, ale rzadko biernych obserwatorów. Z Gretchen jest inaczej – serdeczny wizerunek pana na włościach do niej nie przemawia. Ojciec i macocha bezkrytycznie spijają mocno zawoalowane życiowe mądrości z ust tego nomen omen gościa, ale Gretchen nie jest aż tak naiwna, podatna na manipulację, by nie wychwytywać fałszywych tonów w przyjaznym głosie gospodarza. Pana z Domu na Wzgórzu. Dlaczego pracodawca uzależnia pracę po zmroku od posiadania samochodu? Czemu Gretchen nie może wracać do domu (kwatery pracowniczej) rowerem? I czy König nie powinien bardziej się przejąć klientką prawie wyrzygującą własne flaki (niestety, to nie jest powtórka z „Miasta żywej śmierci” Lucio Fulciego)? Na pewno ktoś powinien zainteresować się opowieścią Gretchen o obłąkanej(?) damie biegającej za niewchodzącymi jej w drogę ludźmi. Gretchen przez tę babę dosłownie krew zalała, ale widać nikogo to nie obeszło... Poza mężczyzną przedstawiającym się coraz bardziej zdezorientowanej protagonistce „Kukułki” jako oficer śledczy Henry Landau (Jan Bluthardt; m.in. „Luz” Tilmana Singera), dyskretnie przyglądający się tajemniczym zjawiskom w ośrodku turystycznym hipotetycznie diabolicznego osobnika. Szarże niepięknie śpiewającej istoty UWAGA SPOILER (tak naprawdę istot – autentycznie upiorne szkolenie młodej) KONIEC SPOILERA robią wrażenie, ale obawiam się, że niektórzy mogą poczuć się lekko oszukani. Apetyt na body horror - ze starej, czyli niepatyczkującej się szkoły - niepotrzebnie rozbudzony? Niezupełnie, wydaje mi się jednak, że „Kukułce” przysłużyłby się jakiś dosadniejszy akcent. Mięsna wisienka na torcie. Cielesne szaleństwo już niekoniecznie jak w „Coś” Johna Carpentera czy „Towarzystwie” Briana Yuzny (tak wysokich wymagań od współczesnego kina to nie mam), ale coś (efekt specjalny; praktyczny, drastyczny, perwersyjny) w skali „Wściekłości Davida Cronenberga z pewnością było w zasięgu zdolnego zespołu człowieka bezsprzecznie zakochanego w starym kinie. Scenariusz nie jest wprawdzie tak nieobliczalny, jak chciałby być – przynajmniej jeden zwrot akcji łatwo przewidzieć – ale pod tym względem znacznie wyprzedza znakomitą większość słynniejszych przedstawicieli gatunku urodzonych w ostatnim ćwierćwieczu. Nie wspominając już o ponadprzeciętnej kreatywności. Norma w latach 80. XX wieku, ale w latach 20. XXI wieku niewielu tak się wysila i wychyla. Po co ryzykować z czymś tak (niemocno) nietypowym, jak „Kukułka”, skoro można postawić na pewniaka? Na przykład remake remake'u:)

Taka tam mała wielka rzecz niemiecko-amerykańska. Bazujący na tajemnicy, sensoryczny retro horror Tilmana Singera. Frapująca opowieść o lęku egzystencjalnym utrzymana w atmosferze niesamowitości. Niekonwencjonalny utwór kapitalnie anachroniczny, porządnie nakarmiony przez ubiegłowieczne kino surrealistyczne i suspensywne, przez filmowe eksperymenty psychologiczne, cielesne i nadnaturalne. Arcydziełem „Kukułki” bym nie nazwała, czegoś zabrakło w tym (zanadto kontrolowanym) szaleństwie, ale polecać będę. Poszukiwaczom małych skarbów: nieszablonowych wizji autorskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz