sobota, 1 listopada 2014

Video nasty #4

„Zjedzeni żywcem” (1977), reż. Tobe Hooper

Gdybym miała opisać „Zjedzonych żywcem” jednym słowem, powiedziałabym, że jest brudny. Akcja filmu rozgrywa się w zapuszczonym hotelu, którego właścicielem jest Judd, paranoik hodujący afrykańskiego krokodyla. Fabuła zamyka się w trakcie jednej nocy, kiedy to Juddowi puszczają hamulce i zaczyna okaleczać gości, karmiąc ich ciałami swojego pupila. W jednej z ról zobaczymy Roberta Englunda (późniejszego Freddy’ego Kruegera), ale to odtwórca postaci antagonisty, Neville Brand przyciąga największą uwagę. Na akcję narzekać nie można, ponieważ morderca zaczyna działać już od pierwszych minut seansu, najczęściej wprawiając w ruch kosę. Sceny, w których raz po raz dźga swoje ofiary są umiarkowanie krwawe i mało oryginalne (poza zataczaniem się mężczyzny z kosą wbitą w szyję), a podczas konsumpcji ich ciał przez krokodyla niewiele widać (nie licząc finalnej nogi pływającej w mini zbiorniku wodnym). Jednak klimat wszechobecnej degeneracji znacznie potęguje dyskomfort widza. Brudne, zaniedbane wnętrza hotelu, błoto zalegające przed budynkiem, odstręczający wygląd Judda i gęsta mgła, punktowo oświetlana czerwonymi reflektorami składają się na naprawdę niezapomnianą, dopracowaną w najmniejszych szczegółach aurę. Zresztą Hooper już trzy lata wcześniej swoją „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” udowodnił, że nie potrzebuje dużego budżetu do stworzenia integralnej dla obrazów gore atmosfery wszechobecnego rozpadu. Podejrzewam, że właśnie ten chory klimat i charakterystyka mordercy w znacznej mierze przyczyniły się do umieszczenia tej pozycji na liście video nasty przez brytyjskich cenzorów. „Zjedzeni żywcem” w Wielkiej Brytanii czekali do 1992 roku na dystrybucję – wówczas zalegalizowano film w wersji skróconej o 25 sekund. W całości wydano go dopiero w 2000 roku.

„Siedem bram piekieł” (1981), reż. Lucio Fulci

Arcydzieło kina gore, włoskiego mistrza gatunku, Lucio Fulci’ego. Pierwsza część umownie nazywanej „Trylogii śmierci”, w skład której weszło jeszcze „Miasto żywej śmierci” i „Dom przy cmentarzu” . Współpracując z Dardano Sacchetti i Giorgio Mariuzzo Fulci stworzył ponadczasowe dzieło, w onirycznej stylistyce. Fabuła skupia się na Lizie Merril, która próbuje odrestaurować oddziedziczony po wujku stary hotel. Kiedy tajemnicza, niewidoma kobieta przestrzega ją przed złem gnieżdżącym się w budynku nie daje wiary jej słowom. Sceptycyzm Lizy wkrótce sprowadzi na mieszkańców miasta przekleństwo. Leżący na jednej z siedmiu bram piekieł hotel stanie się portalem, przez który byty zza światów przedostaną się na Ziemię, ożywiając zmarłych, którzy zaczną siać spustoszenie w miasteczku. Wiele produkcji Lucio Fulci'ego figurowało na niesławnej brytyjskiej liście filmów zakazanych, ponieważ reżyser często dawał ujście swojemu maniakalnemu wręcz zamiłowaniu do obrazowania wszystkich scen gore na maksymalnych zbliżeniach. W ten sposób takie trywialne dla tego nurtu ujęcia, jak przybijanie nadgarstków do ściany, czy wydłubanie oka nabierały innego wymiaru. Fulci stworzył nową jakość z wykorzystaniem minimalnego budżetu, a to chyba największy dowód geniuszu. „Siedem bram piekieł” jest jego najbardziej znanym dziełem, głównie dzięki dojrzałemu, brudno-onirycznemu klimatowi i fenomenalnej ścieżce dźwiękowej, skomponowanej przez Fabio Frizzi’ego, ale w jego popularności niemałą rolę odegrały również, tak krytykowane przez cenzorów, sceny gore. Rozwleczona do granic możliwości sekwencja zjadania człowieka przez pająki (na której w trakcie pierwszego seansu zasłabłam), kwas zżerający twarz kobiety, czy rozszarpanie dziewczyny przez psa. Krwawych scen jest oczywiście o wiele więcej i robią równie mocne wrażenie, co żywe trupy, z rozkładającymi się ciałami. Biorąc to wszystko pod uwagę nie dziwi, że „Siedem bram piekieł” był cenzurowany w wielu krajach, w tym w Stanach Zjednoczonych oraz zakazany w Wielkiej Brytanii do 1987 roku, kiedy to wypuszczono go w wersji okrojonej o około 2 minuty – całość „ujrzała światło dzienne” w 2001 roku.

„Martwe zło” (1981), reż. Sam Raimi

Zrealizowany za śmiesznie niską cenę kultowy horror Sama Raimi’ego. Reżyser nakręcił go z pomocą kilku przyjaciół, w tym Bruce’a Campbella, producenta wykonawczego oraz odtwórcy głównej roli, legendarnego Asha. Ogromny sukces „Martwego zła” był pewnie zaskoczeniem nawet dla Raimi’ego. Jak dotąd obraz doczekał się dwóch sequeli (chociaż dwójka to bardziej remake) i nowej wersji w 2013 roku oraz wciąż rosnącej liczby fanów. Lekkość, z jaką twórcy podeszli do konwencji kina gore i już wówczas widoczna ogromna pasja do horrorów zapewne przypieczętowały popularność tej produkcji, ale niemałe znaczenie miały też efekty specjalne. Mało jest twórców, którzy w tak porywającym stylu potrafią zrobić coś z niczego. Moim zdaniem miarą geniuszu reżysera jest stworzenie dobrego filmu niskim nakładem pieniężnym, a Raimi jest chyba modelowym przykładem takiego indywiduum. Scenariusz koncentruje się na grupce przyjaciół, którzy przyjeżdżają do drewnianej chatki w lesie. Na miejscu znajdują nagranie z inkantacją przywołującą demony. Od momentu jej odsłuchania w ich pobliżu mają miejsce dziwne wydarzenia. Wkrótce młodzi ludzie kolejno zaczynają być zawłaszczani przez demony. Brakłoby mi czasu, gdybym miała wymieniać wszystkie obrzydliwości rozgrywające się na ekranie, ponieważ po krótkim prologu scenariusz poświęca się przede wszystkim rzezi. Najczęściej chwaloną (i krytykowaną) sceną „Martwego zła” był znakomicie zrealizowany gwałt przez drzewo, który zapoczątkowuje litanię przemocy. Krew, płyny i kończyny dosłownie latają po ekranie – aż trudno nadążyć za tymi wszystkimi sekwencjami rozczłonkowywania ciał, miażdżenia głów i wypływania wnętrzności. Ale oprócz mnóstwa scen gore Raimi wykazał się również w budowaniu naprawdę mrocznego klimatu wszechobecnego zagrożenia, w czym znacznie pomogła znakomita praca kamery, szybko przedzierającej się przez las i wnętrze drewnianej chatki. Czystej grozy również można tutaj uświadczyć – szczególnie w scenie inspirowanej „Egzorcystą”, kiedy to dziewczyna Asha siedzi na podłodze i śpiewa dziecięcą wyliczankę. Jej manieryczna, ale pasująca do sytuacji mimika, fantazyjna fryzura, zniekształcona twarz i przede wszystkim białe oczy mogą się przyśnić niejednemu widzowi o słabszych nerwach. Aż nie sposób uwierzyć, że „Martwe zło” zrealizowano tak niskim kosztem przez mało doświadczonego twórcę, ponieważ dosłownie wszystko stoi tutaj na najwyższym możliwym poziomie. Brytyjscy cenzorzy nie zauważyli zabawy Raimi’ego gatunkiem, za to uznali, że daleko idąca makabra może mieć zgubny wpływ na widzów. Zakazali dystrybuowania filmu do 1990 roku, kiedy to dopuścili go na rynek w wersji skróconej o około dwie minuty. Natomiast wersję nieokrojoną Brytyjczycy legalnie mogli obejrzeć dopiero w 2001 roku.  

1 komentarz:

  1. Trzej wielcy twórcy i trzy świetne filmy. Największe wrażenie zrobiło na mnie „Siedem bram piekieł”. Częściowy wpływ na odbiór tego filmu miał pewnie mój zbyt młody wiek w jakim go pierwszy raz oglądałem. Od tego filmu zaczęła się moja fascynacja giallo.

    OdpowiedzUsuń