W
Sztokholmie zostają odnalezione zwłoki bezdomnego mężczyzny. Jego
tożsamość jest nieznana, ale jako że policjant prowadzący tę
sprawę nie widzi w jego zgonie niczego podejrzanego, nie zależy mu
zbytnio na jej ustaleniu. Fredrika Nyman, lekarka sądowa, do której
trafia ciało bezdomnego, ma zupełnie inne podejście. Wygląd zwłok
wskazuje na to, że w przeszłości człowiek ten wiele przeszedł,
ale ta mnogość znaków szczególnych nie naprowadza jej na
personalia mężczyzny. Fredriki to jednak nie zniechęca. Jest
zdecydowana zbadać każdy trop. A jednym z nich jest kartka
znaleziona w kieszeni denata, z nazwiskiem i numerem telefonu,
dziennikarza śledczego pracującego dla szwedzkiego magazynu
„Millennium”, Mikaela Blomkvista. Lekarka kontaktuje się z nim i
choć w ten sposób nie udaje jej się ustalić tożsamości
bezdomnego, to zyskuje sojusznika. Mikael angażuje się w tę
sprawę, korzystając przy tym z pomocy swojej przyjaciółki,
hakerki Lisbeth Salander, która obecnie bardziej koncentruje się na
swojej związanej z rosyjską mafią siostrze Camilli, teraz
posługującej się imieniem Kira. Lisbeth nie ma wątpliwości, że
dopóki Camilla żyje, ona i jej przyjaciele nie mogą czuć się
bezpiecznie. Zamiast więc czekać na atak, decyduje się uderzyć
pierwsza.
„Ta,
która musi umrzeć” to szósta odsłona poczytnej serii
„Millennium”. Pierwsze trzy części, „Mężczyźni, którzy
nienawidzą kobiet”, „Dziewczyna, która igrała z ogniem” i
„Zamek z piasku, który runął”, stworzył szwedzki pisarz i
dziennikarz Stieg Larsson, a po jego śmierci „pałeczkę przejął”
jego rodak David Lagercrantz, który oprócz pisania książek
(specjalizuje się w non-fiction) również zajmuje się
dziennikarstwem. Lagercrantz dołożył do „Millennium”
nieodżałowanego Stiega Larssona trzy cegiełki: „Co nas nie zabije”, „Mężczyznę, który gonił swój cień” i „Tą,
która musi umrzeć” („Hon som maste do” / „The Girl Who
Lived Twice”), która swoją światową (i Polską) premierę miała
w 2019 roku. I prawdopodobnie jest to ostatnie tego rodzaju spotkanie
David Lagercrantza z bohaterami „Millennium”.
„Co
nas nie zabije” i „Mężczyzna, który gonił swój cień”
odniosły niemały sukces. Ta pierwsza zajmowała pierwsze miejsce na
listach bestsellerów w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii,
Niemczech, Hiszpanii i Francji. Powstał też
niemiecko-szwedzko-amerykański wysokobudżetowy film na jej
podstawie, „Dziewczyna w sieci pająka” w reżyserii Fede
Alvareza, twórcy remake'u „Martwego zła” (2013) i thrillera
„Nie oddychaj” (2016). „Mężczyzna, który gonił swój cień”
też odnotował wysoką sprzedaż na świecie, ale największy sukces
odniósł w swojej rodzimej Szwecji (najlepiej sprzedająca się
książka w roku 2017). „Ta, która musi umrzeć” też zapewne
przyniesie spore wpływy, bo istnieje mnóstwo ludzi, którzy z
niecierpliwością wyczekują kolejnego spotkania ze swoimi
przyjaciółmi: Lisbeth Salander, Mikaelem Blomkvistem i innymi
bohaterami tej szpiegowsko-kryminalnej serii. Powiedziałabym, że
„Millennium” to już coś w rodzaju marki – sama ta etykietka
przyciąga jak magnes. Oczywiście, największa w tym zasługa Stiega
Larssona, autora pierwszych trzech odsłon owego niezwykle
dochodowego cyklu, ale choć mało kto uważa, że David Lagercrantz
w swoich kontynuacjach mrocznych przygód Salander i Blomkvista
dosięgnął wysoko zawieszonej przez niego poprzeczki, to trzeba
przyznać, że dużą część fanów „Millennium” jego wkład w
rzeczoną markę zadowolił. Bo i prawie nikt nie oczekiwał takiej
jakości, jaką pokazał Stieg Larsson. „Ta, która musi umrzeć”
najpewniej niczego w tej kwestii nie zmieni. Nie mam wątpliwości,
że szósta odsłona „Millennium”, tak samo jak dwie poprzednie,
nie zostanie tak dobrze przyjęta jak opus magnum Stiega Larssona.
Więcej nawet: podejrzewam, że „Ta, która musi umrzeć” w
oczach wielu będzie uchodzić za najsłabszą część całego tego
cyklu. Tak sądzę, pomimo tego, że sama uważam, iż dobija ona do
poziomu „Mężczyzny, który gonił swój cień”. Do „Co nas
nie zabije” według mnie trochę jej brakuje. Podczas lektury „Tej,
która musi umrzeć” nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że David
Lagercrantz jest już zmęczony tym projektem, że niezbyt uśmiechał
mu się ten kontakt z Lisbeth Salander i Mikaelem Blomkivistem. Jedna
z najpopularniejszych bohaterek beletrystyki współczesnej, genialna
hakerka, nonkonformistka i mścicielka, Lisbeth Salander, w „Tej,
która musi umrzeć” nie wyróżnia się już tak bardzo, jak w
poprzednich tomach (zwłaszcza pierwszych trzech). Na potrzeby
sprawy, którą aktualnie się zajmuje, zmienia swój image. Zamiast
zakolczykowanej, mocno umalowanej gotki, mamy pozbawioną makijażu i
kolczyków „szarą myszkę” w szykownym spodniumie. Do którego
to stroju Salander zresztą całkowicie się przekonuje. Zamiast
nadzwyczaj zdeterminowanej mścicielki, kobiety, która z uporem
maniaka dąży do celu, mamy osobę pełną wątpliwości, która tak
naprawdę nie może ufać samej sobie. A po drugiej stronie barykady
stoi jej siostra, Camilla, obecnie posługującą się imieniem Kira,
która jest związana z jedną z rosyjskich grup przestępczych.
Bardzo wpływową i bezwzględną. Dużo bardziej zdeterminowaną od
Lisbeth. Tytuł omawianej powieści równie dobrze może się odnosić
do Camilli, na którą poluje jej rodzona siostra, jak do tej
drugiej. Bo Camilla nie pozostaje jej dłużna. Sytuacja trochę jak w
„Harrym Potterze” - żadna nie może żyć, dopóki żyje ta
druga. Któraś z nich (ewentualnie obie) musi umrzeć. W takim
przekonaniu żyje każda z nich. Do czasu. Lisbeth zaczyna mieć
wątpliwości co do słuszności swojej wendety, a Camilla wręcz
przeciwnie – pragnienie zabicia własnej siostry z dnia na dzień w
niej narasta. W moich oczach właśnie ta postać jest największą
ozdobą „Tej, która musi umrzeć”. Mocno przykuwającą uwagę
antybohaterką, której jedynym felerem jest to, że rzadko się
pokazuje. David Lagercrantz przez to niestety nie wykorzystał w
pełni potencjału drzemiącego w tej niebezpiecznej postaci. Dużo
groźniejszej od mścicielki, którą fani „Millennium” zdążyli
już doskonale poznać. Niekoniecznie jednak od takiej strony, jaką
przedstawiono na kartach „Tej, która musi umrzeć”. Ta tutaj nie
elektryzuje już tak bardzo, niemniej... Powiedzmy, że nie wszystkie
jej znaki charakterystyczne odeszły w cień. To nadal Lisbeth
Salander – tyle że mniej zacietrzewiona, trochę łagodniejsza, że
tak powiem bardziej przystosowana społecznie. Aczkolwiek wciąż
polująca na tych złych.
„Wizerunek
społeczeństwa definiuje sposób, w jaki zajmuje się swoimi
najsłabszymi członkami.”
Pamiętacie
nadzwyczaj idealistycznego dziennikarza śledczego Mikaela
Blomkvista? Nie odpowiadajcie, to pytanie retoryczne. W „Tą, która
musi umrzeć” ten diablo charyzmatyczny bohater nadal pracujący
dla magazynu „Millennium”, wchodzi jako osoba niemalże wypalona
zawodowo. A na pewno mocno zniechęcona do pracy, która przyniosła
jej (jemu) niemałą sławę. Jako że artykuł, nad którym obecnie
pracuje opornie mu idzie, Mikael postanawia zrobić sobie mały
urlop. Ale nie dane mu będzie odpocząć, bo oto na horyzoncie
pojawia się „bezimienny” bezdomny. A ściślej jego zwłoki. W
sprawie tej nie brakuje wątków, które od zawsze leżą w sferze
zainteresowań Mikaela. Nic więc dziwnego w tym, że daje się w to
wciągnąć. I dobrze, bo wraz ze wzrostem jego zaangażowania w tę
wielce zagadkową i wydaje się, że bardzo złożoną, sprawę, z
cienia coraz bardziej wyłania się taki Blomkvist, jakiego znamy i
kochamy. No dobrze, nie do końca, bo nie da się ukryć, że Mikael,
podobnie jak jego przyjaciółka Lisbeth Salander, nie ma już takiej
energii jak niegdyś, że brakuje mu tej magicznej iskry, która
rozpalała tysiące (miliony?) czytelników z całego świata.
Chłopina trochę się zestarzał... Ale gdybym miała wskazać
największy mankament „Tej, która musi umrzeć”, to nie byłyby
to odrobinę wyblakłe sylwetki czołowych bohaterów „Millennium”,
tylko obrana przez Davida Lagercrantza narracja. A ściślej dwie
irytujące maniery, dla których nie potrafię znaleźć innego
wytłumaczenia, jak to, że autorowi bardzo śpieszyło się do
sfinalizowania owego projektu. Po pierwsze: dialogi. Wprawdzie nie
wszystkie, ale sporo przebiega mniej więcej tak: jedna osoba mówi,
a druga, często sam Mikael Blomkvist, od czasu do czasu wtrąca
tylko jakieś pojedyncze, zupełnie zbędne słowa bądź krótkie,
niekoniecznie pasujące do sytuacji zdania. A po drugie: tendencja
autora do błyskawicznego objaśniania pomniejszych zagadek. Stawia
oto jakieś pytanie, na które czym prędzej odpowiada. Szczęście,
że nie dotyczy to zagadki kryminalnej, którą aktualnie zajmuje się
szwedzki (fikcyjny) dziennikarz śledczy Mikael Blomkvist. Tworząc
tę intrygę David Lagercrantz bez wątpienia wykorzystał wiedzę,
którą pozyskał w latach 90-tych XX wieku, pracując nad biografią
szwedzkiego alpinisty Gorana Kroppa. I dobrze, bo wątek, który
wykluł się z tego na kartach „Tej, która musi umrzeć”
rozbudził we mnie niemałą ciekawość. Dla mnie ta odnoga fabuły
omawianej powieści okazała się najbardziej emocjonująca, bo choć
moją faworytką była Camilla alias Kira, to wątek na niej
skoncentrowany niezbyt mnie zajmował. Wiem nawet dlaczego: ot, motyw
przestępczości zorganizowanej nigdy nie należał do moich
ulubionych. Tutaj jednak w moich oczach sytuację częściowo
ratowało podejrzenie, że mafia ma jakieś powiązania z rządem
demokratycznego kraju. Podejrzenie konsekwentnie podsycane przez
autora książki. Pisarza, który w ogóle mnie nie zaskoczył, że
tak to ujmę, nadążaniem za rzeczywistością. Nie zaskoczył, bo
już coś takiego w „Millennium” mi pokazywał. „Coś takiego”,
czyli odniesienia do zjawisk omawianych w serwisach informacyjnych.
Tutaj mamy fabryki trolli, w Polsce lepiej znane jako farmy trolli.
Czarny PR, dezinformacja, zorganizowane niszczenie ludzi z
wykorzystaniem tak zwanego hejtu. David Lagercrantz dosyć sporo
miejsca poświęca temu haniebnemu zjawisku panoszącemu się we
współczesnym świecie. I nie pomija przy tym tego, co
najważniejsze, czyli niepowetowanej krzywdy, jaką ponoszą ofiary
tej przestępczej działalności. Bo potężniejsze od faktów są
jedynie fałszywe doniesienia. Tak, tylko czy ważna szwedzka
osobistość, która na kartach recenzowanej powieść jest celem
armii trolli, ma krystalicznie czyste sumienie? W to czytelnik
najpewniej raczy powątpiewać. David Lagercrantz, ku mojemu
zadowoleniu, prowadząc ten wątek nie pozwalał sobie na tak
jaskrawe rozgraniczenie. Oczywiście, nie ukrywa swojej niechęci do
internetowych trolli, hejterów i bezrefleksyjnie przekazujących
niesprowadzone informacje dziennikarzy, ale postać, którą czyni
ofiarą tego procederu (rykoszetem, jak to zwykle w takich
przypadkach bywa, dostają jej bliscy) w szóstej odsłonie
„Millennium” bez wątpienia będzie działać alarmująco na
czytelnika. Nie tylko dlatego, że to polityk:) I tak aż do
ostatniej partii, która nielicho mnie zdumiała. Nie, nie dlatego,
że rozwiązanie tej najszerzej omówionej intrygi
kryminalno-szpiegowskiej (zapoczątkowanej śmiercią pewnego
bezdomnego mężczyzny) było dla mnie jakąś wielką bombą. Nie
wszystko udało mi się przewidzieć, ale nie o to chodzi. Rzecz w
tym, że nawet niespodzianki większego wrażenia na mnie nie
zrobiły. To jednak i tak lepsze od ostatniego etapu wzajemnych
podchodów dwóch spokrewnionych kobiet. W coś takiego naprawdę
ciężko uwierzyć.
David
Lagercrantz wprawdzie nie planuje kolejnego podejścia do
„Millennium”, ale historia literatury (a jeszcze bardziej
kinematografii) każe z powątpiewaniem odbierać takie zapowiedzi.
Tym bardziej w przypadku czegoś tak wielce dochodowego, jak książki
spod znaku „Millennium”. A nawet jeśli kontynuator trylogii
Stiega Larssona już nieodwołalnie się z tą marką pożegnał, to
co z innymi pisarzami? Bo przypuszczam, że chętnych do tej schedy
nie brakuje... Przyszłość pokaże. A jeśli chodzi o „Tę, która
musi umrzeć”, przynajmniej na tę chwilę ostatnią odsłonę
dziejów między innymi Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista i
zarazem trzecią napisaną przez Davida Lagercrantza, to w mojej
ocenie jest tak sobie. Sympatyków poprzednich dwóch części
prawdopodobnie ta historia zbytnio na zawiedzie, ale też nie sądzę,
żeby znalazło się wielu takich, którzy uznają „Tę, która
musi umrzeć” za najlepsze dokonanie Davida Lagercrantza na poletku
„Millennium”. O trylogii Stiega Larssona już nie wspominając.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Najbardziej podobała mi się cześć pierwsza; miała taki fajny klimat i intrygującą historię rodziny z wątkiem morderstw kobiet. Następne części już mi nie podeszły. :(
OdpowiedzUsuń