Recenzja
przedpremierowa
Minęło
kilka miesięcy od śledztwa w sprawie podwójnych zabójstw, które
wstrząsnęły Vitorią, ale prowadzący je inspektor Unai López de
Ayala nadal zmaga się ze skutkami bezpośredniego starcia z seryjnym
mordercą. Obrażenia, które wówczas odniósł sprawiły, że ma
trudności z porozumiewaniem się z innymi ludźmi, ale nie robi nic,
żeby odzyskać zdolność mowy. Zmienia nastawienie niedługo po
odebraniu wezwania na kolejne miejsce zbrodni. Ofiarą jest jego
pierwsza dziewczyna, Ana Belen Liano, autorka komiksów posługująca
się pseudonimem Annabel Lee oraz jej nienarodzone dziecko. Zwłoki
kobiety odnaleziono w górach, wiszące nad kotłem wypełnionym
wodą, co jak dowiadują się śledczy, może wskazywać na celtycki
rytuał potrójnej śmierci. Śledztwo prowadzi zawodowa partnerka
Ayali, inspektor Estibaliz Gauna, a Unai zostaje zaangażowany w
charakterze biegłego profilera. Mężczyzna ukrywa przed resztą
zespołu swoje wspomnienia związane z ofiarą, nie dzieli się z
nimi opowieścią z obozu w Kantabrii, na którym oboje spędzili
część lata 1992 roku, gdy mieli po szesnaście lat, pomimo tego,
że odkrycia, których wkrótce dokonują policjanci sugerują
związek rytualnego zabójstwa Any Belen Liano z tamtym okresem życia
Unaia.
Fenomen
hiszpańskiego rynku wydawniczego: Eva Garcia Saenz de Urturi,
autorka, która w krótkim czasie zrobiła oszałamiającą karierę.
Swoją pierwszą powieść, „La vieja familia: La saga de los
longevos” opublikowała na Amazonie w 2012 roku, podbijając serca
rzeszy czytelników, nie tylko ze swojej rodzimej Hiszpanii, ale po
przetłumaczeniu utworu na język angielski, również ze Stanów
Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii. W 2014 roku ukazała się
kontynuacja jej debiutanckiej powieści, „Los Hijos de Adan: La
saga de los longevos” oraz odrębna publikacja (niezwiązana z tym
cyklem), „Pasaje a Tahiti”. Wszystkie te powieści odniosły
międzynarodowy sukces, ale jeszcze głośniej o Evie Garcii Saenz de
Urturi zrobiło się dwa lata później, po premierze jej „El
silencio de la ciudad blanca”, która w Polsce po raz pierwszy
ukazała się w 2019 roku pt. „Cisza białego miasta”. To
pierwsza część „Trylogii Białego Miasta”, przełożona na
ekran przez Daniela Calparsoro. Drugi tom „Los ritos del agua”
(„Rytuały wody”) swoje pierwsze wydanie miał w 2017 roku, a
ostatni, jeszcze nieopublikowany w Polsce, „Los senores del tiempo”
rok później. W Hiszpanii sprzedano ponad milion egzemplarzy książek
z trylogii o Białym Mieście, co czyni Evę Garcię Saenz de Urturi
najlepiej sprzedającą się obecnie powieściopisarką z tamtego
rejonu świata.
„Cisza
białego miasta”, zgodnie z moimi przewidywaniami, rozkochała w
sobie również Polaków. Nikogo więc nie powinno dziwić, że
wydawnictwo Muza postanowiło pójść za ciosem i jeszcze w tym
samym roku (2019) wypuścić drugą odsłonę „Trylogii Białego
Miasta”. Thriller policyjny/kryminał pt. „Rytuały wody”
przedstawiający dalsze losy znanych z „Ciszy białego miasta”
postaci, z inspektorem Unaiem Lópezem de Ayalą na czele. I kolejną
sprawę seryjnych morderstw dokonywanych w Kraju Basków, w prowincji
Alava, stolicą której jest rodzinne miasto autorki, Vitoria.
Miasto, będące centralnych miejscem akcji „Trylogii Białego
Miasta”. Historia opisana w „Rytuałach wody” rozgrywa się
kilka miesięcy po wydarzeniach przedstawionych w „Ciszy białego
miasta”, które Eva Garcia Saenz de Urturi w wielkim skrócie tutaj
przytacza. Tym, którzy czytali poprzedni tom przypomina niedawne
dzieje między innymi inspektora Ayali i jego przełożonej, z którą
połączyła go miłość, podkomisarz Alby Diaz de Salvatierry,
obecnie będącej w ciąży, ale niekoniecznie z nim. Natomiast tym,
którzy „Ciszy białego miasta” nie znają, a mają w planach
poznać, psując zabawę. Urturi w „Rytuałach wody” zdradza
bowiem tożsamość seryjnego mordercy grasującego w Vitorii przed
paroma miesiącami, którego historię stopniowo odkrywamy w „Ciszy
białego miasta”. Tożsamość, którą w pierwszej odsłonie tego
niezwykle poczytnego cyklu autorka, mniej czy bardziej udanie,
starała się przed nami ukrywać. Aż do finału. Wniosek z tego
taki, że nie należy zaburzać chronologii. Swoją przygodę z
inspektorem Ayalą zacząć od „Ciszy białego miasta”. A gdy już
się z nią zapoznacie najpewniej nie będziecie potrzebowali żadnych
dodatkowych zachęt do sięgnięcia po „Rytuały wody”. Pierwszy
tom będzie wystarczającą zachętą do podjęcia dalszego etapu
mrocznej przygody u boku bardzo sympatycznego inspektora
vitoriańskiego wydziału zabójstw. I pozwolę sobie znowu powróżyć:
drugi tom „Trylogii Białego Miasta” nie zostanie gorzej przyjęty
przez polskich czytelników od swojego poprzednika. Bo moim skromnym
zdaniem „Rytuały wody” nie odstają od „Ciszy białego
miasta”. Eva Garcia Saenz de Urturi dosięgła poprzeczki bardzo
wysoko zawieszonej w pierwszej części swojego głośnego
trzytomowego cyklu kryminalnego. Dała „Rytuałom wody” wszystko
to, co świadczy o unikalności jej prozy. Znaki rozpoznawcze: tak
mocno charakterystyczne pierwiastki, iż nie mam najmniejszych
wątpliwości, że gdyby w moje ręce wpadł jakiś jej niepodpisany
utwór, utrzymany w podobnym duchu, jak opowieści o Białym Mieście,
to bez trudu zgadłabym, czyja ręka to skreśliła. W „Rytuałach
wody”, tak jak w „Ciszy białego miasta” Urturi kładzie nacisk
na historyczne aspekty Vitorii i okolic, obficie podlane mistycyzmem.
Sceneria, jaką przed naszymi oczami roztacza ta utalentowana
autorka, ma w sobie magię. Magię podszytą groźbą w postaci
nieuchwytnego mordercy, którego modus operandi nawiązuje do
celtyckiego rytuału potrójnej śmierci, gdzie ofiary palono,
topiono i wieszano. Wiele wskazuje na to, że pierwsza dziewczyna
inspektora Unaia Lópeza de Ayali, której ciało znaleziono w górach
zwisające nad zabytkowym kotłem wypełnionym wodą, padła ofiarą
kogoś starającego się odtworzyć tamten, wydawać by się mogło,
zapomniany rytuał. Z jednym wyjątkiem: kobieta nie została
spalona. Na jej ciele znaleziono jednak coś, co każe myśleć
detektywom, że oprawca zdecydował się na mniej kłopotliwy
substytut tego członu ceremonii potrójnej śmierci. Urturi w
„Rytuałach wody” skupia się na wierzeniach Celtów, specyfikę
których w sprytny sposób tchnie również w scenerię. Naturalne
krajobrazy, ale i zabytkowe budynki, szczegóły architektoniczne i
rzecz jasna historyczne niektórych zabytków tchną swoistym
celtyckim mistycyzmem (ukłony też dla tłumaczki Katarzyny
Okrasko). Stosownie do opowieści rozsnutej na kartach tej książki,
diablo ponurym klimatem pozornej nadnaturalności. Bo takiej
atmosfery według mnie nie powstydziłby się żaden horror o
zjawiskach nadprzyrodzonych, choć w „Rytuałach wody” zagrożenie
ma jak najbardziej fizyczną postać. To kolejny morderca z krwi i
kości, który zawitał do tej malowniczej krainy, jaką przynajmniej
w opowieściach Evy Garcii Saenz de Urturi jest prowincja Alava, a
szczególnie jej stolica, Vitoria. Nie minął nawet rok od
sfinalizowania śledztwa w sprawie innego seryjnego zabójcy, a
inspektor Unai López de Ayala i jego koledzy z pracy muszą zmierzyć
się z kolejnym psychopatą bądź psychotykiem, który celuje w
ludzi spodziewających się dziecka. Co więcej istnieje możliwość,
że tym razem śledczy mają do czynienia z więcej nim jednym
zbrodniarzem, że w Vitorii działa niebezpieczna sekta składająca
ofiary z ludzi swoim bogom.
Wątek
przewodni „Rytuałów wody” rozpoczyna się w listopadzie roku
2016, a kończy w styczniu roku 2017. Narratorem tego ciągu wydarzeń
jest główny bohater książki, inspektor Unai López de Ayala,
który zmaga się z afazją Broki i świadomością, że może nie
być ojcem dziecka, którego spodziewa się jego życiowa partnerka i
zarazem przełożona, podkomisarz Alba Diaz de Salvatierra. Postacie
te (i wiele innych występujących w „Rytuałach wody”)
poznaliśmy już w „Ciszy białego miasta”, w omawianym tomie
natomiast autorka pogłębia ich rysy psychologiczne i przedstawia
nowe fakty z ich życia. Z przeszłości, która w przypadku Ayali
może właśnie dopominać się o większą niż dotychczas uwagę.
Co jakiś czas autorka podaje nam rozdziały spisane w trzeciej
osobie, które sięgają roku 1992. Eva Saenz de Urturi stopniowo
zapoznaje nas z jednym z przełomowych momentów w życiu Unaia,
który rozegrał się na obozie w Kantabrii organizowanym przez
nauczyciela akademickiego, wykładowcę historii Saula Tovara.
Autorka nie ukrywa, że doszło tam do czegoś, o czym główny
bohater książki wolałby zapomnieć. Czegoś co miało związek nie
tylko z Aną Belen Liano, która jak już wiemy dwadzieścia cztery
lata później zostanie zamordowana przez osobę bądź grupę osób,
niezdrowo zafascynowanych religią Celtów, ale również z Saulem
Tovarem, który w tamtym czasie samotnie wychowywał nastoletnią
córkę. Dziewczynkę, która ewidentnie miała wówczas jakiś
poważny problem i rozpaczliwie szukała pomocy u niewiele od siebie
starszych uczestników letniego obozu, wśród których był także
Unai. Nietrudno domyślić się, z czym konkretnie zmagała się ta
zagubiona dziewczynka. Chociaż... Autorka przygotowała
niespodzianki, które pewnie trochę namieszają w głowach odbiorców
„Rytuałów wody”. Nie sądzę jednak, żeby wielu z nich udało
się Urturi maksymalnie zaciemnić dosyć złożone rozwiązanie
kryminalnej zagadki, z typową dla niej pieczołowitością
zbudowanej na kartach drugiego tomu mrocznych przygód inspektora
Ayali i jego znajomych. Z jednej strony przydałoby się trochę
popracować nad tą niełatwą przecież sztuką wywodzenia w pole
długoletnich odbiorców literatury kryminalnej, bo choć nie mogę
powiedzieć, że „Rytuały wody” żadnych zaskoczeń mi nie
przyniosły, to niestety, istotniejsze szczegóły tej bądź co bądź
niebanalnej sprawy przewidziałam. Ale z drugiej strony nie wiem, czy
chciałabym, żeby Urturi pozbawiła swoją mroczną opowieść tych
wszystkich wskazówek, które naprowadziły mnie na rozwiązanie
zagadki rytualnych morderstw, nad którą w umownej teraźniejszości
pracuje między innymi główny bohater książki (odjęłabym jednak
epilog – już sobie wyobrażam reakcję czytelników na takie
potężne niedopowiedzenie. Takie posunięcie na pewno spotęgowałoby
i tak niemałą ciekawość ostatnim tomem tego literackiego
fenomenu, jakim niewątpliwie jest cała trylogia o Białym Mieście).
Bo to wymagałoby przynajmniej uszczuplenia i tak przecież
nieobszernych wydarzeń z roku 1992, jeśli nie zrezygnowania z nich.
A przecież w retrospekcje wchodziłam równie chętnie jak w
aktualne dzieje inspektora Ayali. Letnia sielanka stosunkowo szybko
zamienia się w coś, co Unai będzie rozpamiętywał przez całe
swoje życie. Coś najprawdopodobniej strasznego nie tylko dla niego,
ale i jego najlepszych przyjaciół również uczestniczących w
obozie organizowanym przez ogromnego pasjonata historii Saula Tovara.
Pomimo tego, że wydarzenia z tego najpewniej feralnego dla między
innymi Unaia roku 1992, nie są długie, ich lektura pobudza
wyobraźnię nie mniej od dużo szerzej przedstawionego śledztwa w
sprawie rytualnych mordów, uatrakcyjnianego dosyć ciężką
sytuacją życiową głównego bohatera książki i kobiety, w której
ze wzajemnością się zakochał (ciąża i niełatwa przeszłość
Alby, problemy zdrowotne Unaia i jeszcze bardziej dotkliwsze dla
niego problemy miłosne – wiszące nad nim widmo rozpadu jego
związku z Albą, które ma ścisły związek z dzieckiem, którego
ojcem może być ktoś inny). Ponadto retrospekcje osnuto równie
sugestywnym klimatem nieuchronnie zbliżającego się zagrożenia,
może nawet nie jednego, oraz historycznymi, mitologicznymi i
pogańskimi emanacjami płynącymi tak naprawdę zewsząd. Z każdego
„elementu wystroju” Alavy, która w rękach Evy Garcii Seanz de
Urturi kolejny raz zamienia się w krainę rodem z dark fantasy.
O tyle o ile, bo siłą pisarstwa tej fenomenalnej Hiszpanki jest
między innymi to, że przy całej tej magii, którą niewątpliwie
jej opowieści o Białym Mieście promienieją, zachowuje realizm.
Jej Vitoria (i okolice) to świat magiczny, ale jednocześnie twarda,
niczym nieupiększona rzeczywistość. Nasza rzeczywistość, bo
dopóki „Rytuałów wody” nie zakończymy, bardziej będziemy w
jej, autorki świecie, niż w naszym własnym, którym pomimo
wypracowanej przez Saenz mistycznej otoczki, rządzą takie same
prawa jak rzeczywistością, w której sami żyjemy. Bohaterowie
„Trylogii Białego Miasta” to zwyczajni ludzi stawiający czoło
zwyczajnym zbrodniarzom, których potworne czyny pospolite raczej nie
są (zabójstwa inspirowane dawnymi wierzeniami). W urokliwej
scenerii tylko pozorującej swój nadnaturalny wymiar.
Ludzi,
którzy zakochali się w „Ciszy białego miasta” Evy Garcii Saenz
de Urturi, których notabene jest na pęczki, bo i trudno się w
tamtej powieści nie rozmiłować, namawiać do kontynuacji podróży
u boku inspektora Unaia Lópeza de Ayali nie muszę. Oni zapewne z
niecierpliwością wyczekują jej drugiego etapu. I trzeciego,
którego polską premierę zaplanowano na rok 2020. Muszę jednak
poprosić wszystkich tych fanów thrillerów i kryminałów, którzy
z jakiegoś powodu zwlekają z wejściem do Białego Miasta o
zagęszczenie ruchów. Bo wierzcie mi do Vitorii (i jej okolic) w
wydaniu tej odnoszącej, według mnie w pełni zasłużone, sukcesy
na arenie międzynarodowej hiszpańskiej powieściopisarki,
zdecydowanie łatwiej jest wejść niż z niej wyjść. Tak wspaniale
jest ona przedstawiona! „Rytuały wody”, tak jak „Cisza białego
miasta”, (od której zalecam rozpoczęcie mrocznej i mam nadzieję
bardzo długiej przygody z twórczością Evy Garcii Saenz de Urturi:
tutaj przymilny uśmiech do polskich wydawców) oferują maksymalnie
wciągającą, ponurą, brutalną, aczkolwiek nieszafującą
bezrozumną makabrą, intrygę. W tym przypadku intrygę silnie
zakorzenioną w kulturze Celtów i oczywiście Basków. Złożoną,
szczegółowo wyłuszczoną mroczną historię, w której trudno
znaleźć choćby jedną powierzchownie wykreśloną postać. Proszę,
nie odmawiajcie sobie przyjemności obcowania z czymś takim. Z
thrillerem policyjnym, albo jak kto woli kryminałem, który moim
zdaniem jest kontynuacją jak najbardziej godną „Ciszy białego
miasta”, jednego z moich największych odkryć literackich
ostatnich lat. I nie tylko moich.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
super
OdpowiedzUsuńZ chęcią ją przeczytam
OdpowiedzUsuń"Cisza białego miasta" to świetnie napisana książka i całą serię zdecydowanie warto rozpocząć od jej lektury. Będzie ona również wystarczającą zachętą do sięgnięcia po "Rytuał wody" - kolejny tytuł, który wciąga i czyta się go z ogromną przyjemnością. To pełnokrwisty kryminał, w którym spore wrażenie robi fabuła, ale istotne staje się również to, co spotyka głównych bohaterów. Polecamy wraz z Tobą! :)
OdpowiedzUsuń