Berlin.
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych profesor
Herbert Thompson i współpracujący z nim Will Cantor zmierzają na
szczyt polityczny zwołany z powodu zbliżającego się największego
w dziejach światowego kryzysu gospodarczego, gdzie Thompson ma
wygłosić przemówienie. Noblista zamierza przedstawić wyniki pracy
swojej i Cantora mogące zrewolucjonizować świat, ale jego plany
zostają pokrzyżowane przez grupę wyszkolonych zabójców.
Thompson, Cantor i ich kierowca padają ich ofiarami w drodze na
szczyt, a jedynym świadkiem tego wydarzenia jest osiemnastoletni Jan
Wutte, który w związku z tym staje się kolejnym celem zabójców.
Ścigany również przez policję chłopak odnajduje człowieka, na
którego nakierował go umierający Cantor: pochodzącego z Wielkiej
Brytanii hazardzistę Fitzroya Peela. Wspólnie będą starali się
rozwikłać zagadkę śmierci odkrywców przełomowej teorii
ekonomicznej, bo to najprawdopodobniej jedyny sposób na oczyszczenie
Jana z podejrzeń w związku ze śmiercią trzech osób. I przede
wszystkim na ocalenie życia, ponieważ nie ma wątpliwości, że
osoby, które dokonały tej zbrodni są gotowe zrobić wszystko, by
prawda nie wyszła na jaw.
Austriacki
pisarz Marcus Rafelsberger, publikujący również pod pseudonimem
Marc Elsberg, na rynku literackim zadebiutował w 2004 roku wydaną
pod własnym nazwiskiem powieścią detektywistyczną „Das Prinzip
Terz”. Potem napisał jeszcze dwie powieści, ale głośno o tym
autorze zrobiło się dopiero za sprawą jego „Blackout”,
thrillera z 2012 roku opublikowanego pod pseudonimem Marc Elsberg.
Książka ta otworzyła Austriakowi drzwi do międzynarodowej
kariery. Jego kolejne utwory wydane pod tym samym pseudonimem, „Zero”
i „Helix” (w Polsce wydana pod tytułem „Helisa”) również
przyciągnęły wielu czytelników z różnych rejonów świata.
„Chciwość” (oryg. „Gier”), kolejny thriller tego
mieszkającego w Wiedniu autora swoją światową i polską premierę
miał w 2019 roku i już zdążył zaskarbić sobie trochę fanów.
Grupa ta zapewne w szybkim tempie będzie się rozrastać, bo Marc
Elsberg nie odchodzi w owej powieści od tego, z czego przede
wszystkim słynie. Czyli po raz kolejny przedstawia bardzo realną
wizją globalnej katastrofy. Tym razem gospodarczej.
Jak
jest teraz? Bogaci bogacą się kosztem biednych. A jak powinno być?
Majątek obywateli winien być, w miarę możliwości, wyrównany?
Nie, bo to byłby komunizm, a jak słusznie zauważa Marc Elsberg w
omawianej powieści wiemy już, że ustrój ten nie zdaje egzaminu.
Więc pozostaje krwiożerczy kapitalizm. Lepsza droga nie istnieje. A
przynajmniej tak może się co poniektórym wydawać. Akcję
„Chciwości” zawiązuje zabójstwo między innymi człowieka,
który zmierzał na szczyt polityczny zorganizowany w Berlinie, celem
przedstawienia pracy mogącej całkowicie zmienić oblicze świata.
Pracy, która mogłaby zrewolucjonizować światową gospodarkę i
nie tylko. W teorii odkrycie to mogłoby znacznie poprawić jakość
życia na Ziemi w prawie wszystkich jego aspektach. Dobrobyt dla
wszystkich nieuchylających się od pracy, brak wojen, a może nawet
przywrócenie równowagi naturalnej planecie, którą my ludzie już
prawie zniszczyliśmy. Jeszcze nie do końca, ale już niedługo
pewnie dopniemy swego. W końcu jesteśmy na najlepszej drodze ku
temu. To samo można powiedzieć o światowej gospodarce. W świecie
przedstawionym w „Chciwości” największy w dziejach kryzys
ekonomiczny jest już pewnikiem. Obywatele co prawda jeszcze nie
odczuwają jego skutków, ale to niedługo się zmieni. Możni tego
świata biorący udział w szczycie politycznym zorganizowanym w
Berlinie wiedzą już, że nie da się tego uniknąć. Co nie znaczy,
że nie robią nic, by... to powstrzymać? Nie. Los ludzi z niższych
warstw społecznych, co nikogo nie powinno zaskoczyć, w ogóle ich
nie obchodzi. Dbają wyłącznie o siebie. Wiedzą, że w tej
sytuacji też można szybko pomnożyć swoje majątki. Trzeba tylko
sprytnie to rozegrać, a potem spokojnie patrzeć jak inni umierają
z głodu. Marc Elsberg nie jest cynikiem tylko realistą. Widzi świat
takim, jakim jest. A to zdumiewająco rzadka zdolność w
dzisiejszych czasach. Ten austriacki pisarz na kartach swojej
„Chciwości” bez ogródek mówi nam to, co dla wszystkich powinno
być oczywiste. Ale jakoś nie jest. Niemała część ludzkości
wciąż wierzy w niezawodność systemu rzekomo demokratycznego.
Rzekomo, bo w wielu (jeśli nie we wszystkich) krajach
demokratycznych tak naprawdę rządzi garstka bogaczy.
Multimilionerów i multimiliarderów wśród których pewnie i są
altruiści, ale większość dba wyłącznie o własny interes. Żyją
po to, by mnożyć swoje majątki. Bo pieniądz daje władzę. A
gdzie w tym wszystkim są politycy? Wybrańcy narodu? Cóż, niewiele
mają do powiedzenia, ale oczywiście się nie poddają... Starają
się uszczknąć coś dla siebie. „Chciwość” to woda na mój
młyn – powieść zawierająca w sobie wnioski, które sama już
dużo wcześniej zdążyłam wyciągnąć. I od tego czasu już tylko
dziwię się, że tak, zdaje się, wielu ludzi tego nie dostrzega.
Akcja „Chciwości” rozgrywa się w Berlinie, na ulice którego
wyległo mnóstwo demonstrantów upominających się o swoją część
tortu. Sprzeciwiających się układowi, co się zowie kapitalizmem.
Ciężko pracujący ludzie mają dość utrzymywania bogaczy. Bo
właśnie do tego to się sprowadza – biedni pracują, a bogaci
czerpią z tego największe korzyści. Co więcej Elsberg przytomnie
zauważa, że ludzie z niższych warstw społecznych nie mają
praktycznie żadnych szans na dostanie się do tego zaklętego kręgu
osób władających światem. To warunkuje przede wszystkim urodzenie
i/lub odpowiednie znajomości. Wykształcenie zazwyczaj w tym nie
pomaga, ale na przykładzie Jeanne Dalli, asystentki multimiliardera
Teda Holdena, Elsberg pokazuje, że takie cuda też się zdarzają.
Tylko że Jeanne została szczodrze obdarzona przez naturę. Jej
wygląd i już w mniejszym stopniu imponujący umysł ścisły
(utalentowana ekonomistka) w połączeniu z jej sprytną strategią,
pozwoliły tej wywodzącej się z klasy robotniczej i niemającej na
starcie tak zwanych dobrych znajomości, jeszcze przed trzydziestką
wspiąć się dużo wyżej od większości śmiertelników. Dalli
towarzyszy swojemu szefowi na szczycie w Berlinie zwołanym w związku
ze zbliżającym się kryzysem gospodarczym, a w tym samym czasie
główny bohater książki, osiemnastoletni Jan Wutte walczy o życie
u boku hazardzisty Fitzroya Peela. Wieloletniego przyjaciela właśnie
zamordowanego Willa Cantora, współautora teorii ekonomicznej, która
może doprowadzić do tego, że powiedzenie „nie ma sprawiedliwości
na tym świecie” przejdzie do historii.
„Chciwość”
została spisana w niezbyt komfortowym dla mnie stylu. Krótkie
rozdziały zbudowane z maksymalnie uproszczonych zdań, w których
wydaje się nie ma czasu na dokładne przyglądanie się bohaterom i
antybohaterom, ani nawet odpowiednie zobrazowanie poszczególnych
miejsc w Berlinie, w których dwóch do niedawna nieznających się
mężczyzn walczy o życie. Jednocześnie prowadząc swoje amatorskie
śledztwo związane z potrójnym zabójstwem, którego na początku
książki dopuścili się tajemniczy mężczyźni teraz podążający
ich śladem. Zbrodnia ta dokonała się bowiem na oczach kształcącego
się na pielęgniarza osiemnastoletniego Jana Wutte, któremu nie
dość, że nie udało się przekonać policji do tego, co na swoje
nieszczęście widział, to na domiar złego podejrzenia śledczych
skierowały się na niego. Jak już wspomniałam Marc Elsberg w
bardzo powierzchowny sposób wykreśla postacie zaludniające
„Chciwość”. Głównego bohatera i jego kompana, Brytyjczyka
Fitzroya Peela, autor zaszczycił wprawdzie trochę uważniejszym
spojrzeniem od pozostałych postaci występujących w tej nie tak
znowu złożonej opowieści, ale spory niedosyt i tak niestety
miałam. Tym bardziej, że to, czego Elsberg pozwolił mi dowiedzieć
się o ludziach, którzy nieoczekiwanie znaleźli się w samym
centrum śmiertelnie niebezpiecznej intrygi najprawdopodobniej ściśle
związanej z przełomową pracą profesora Herberta Thompsona i Willa
Cantora, brzmiało nader obiecująco. Widziałam w nich niemały
potencjał – materiał na pamiętny duet fikcyjnych bohaterów. Ich
charaktery są skrajnie różne, ale to akurat bardzo im się
przydaje w tej zupełnie nowej dla nich sytuacji, w której
przypadkiem się znaleźli. Dopełniają się nawzajem. Fitzroy to
umysł ścisły – człowiek, który patrzy na świat poprzez
liczby, matematyk i fizyk, który od jakiegoś czasu swoje talenty
wykorzystuje wyłącznie w hazardzie. Nic więc dziwnego w tym, że
ogromnie zależy mu na zapoznaniu się z teorią ekonomiczną
opracowaną przez jego długoletniego przyjaciela Willa Cantora i
profesora Herberta Thompsona, którzy właśnie stracili życie z
rąk, jak wszystko na to wskazuje, zawodowych zabójców. Tymczasem
jedyny świadek tego wydarzenia, młody mężczyzna, który znajduje
sojusznika w Fitzu, jak zwykł nazywać Fitzroya, Jan Wutte, myśli,
jak większość z nas. Nie ma większej ochoty rozmawiać o
skomplikowanych równaniach matematycznych, teoriach ekonomicznych,
systemach gospodarczych na nich zbudowanych etc. Jego interesuje
przede wszystkim wyjście cało z sytuacji, w której ni z tego, ni z
owego się znalazł. Co nie znaczy, że nie ma nic do powiedzenia na
temat ustroju, w którym przyszło mu żyć. Owszem ma, a że są to
obserwacje poczynione przez osobę znajdującą się na tym lub
bardzo mu bliskim poziomie hierarchii społecznej, na której
znajduje się lwia część ludzkości, to spora część odbiorców
najpewniej to właśnie z nim będzie się najsilniej solidaryzować.
Ale to, jeśli już, przyjdzie z czasem. Kiedy już rozeznamy się w
gąszczu postaci i zsynchronizujemy się z dynamicznym rytmem tej
opowieści. Bo już na początku książki zostajemy wrzuceni niejako
w sam środek akcji, która w dalszych etapach z rzadka będzie
zwalniać i to tylko na chwilę. Wydarzenia następują po sobie we
wręcz zastraszającym tempie, a odbiór dodatkowo komplikuje mnogość
postaci, przeskoki z jednej perspektywy w inną (w narracji
trzecioosobowej). Tak naprawdę odbywające się przez cały czas
trwania lektury, ale nie to najbardziej utrudniało mi odnalezienie
się w tej opowieści tylko skąpienie informacji o postaciach. Z
czasem dowiedziałam się o nich więcej, ale przez jakiś czas
miałam problem w rozróżnieniu kto jest kim. Albo inaczej: nie
bardzo potrafiłam się zorientować, jaką rolę w tej historii
pełnią niektórzy z nich, a pozostałych mogłam tylko uszeregować
jako tych złych, tych dobrych i tych najmniej rozeznanych w
sytuacji, czyli policjantów pracujących nad tą zagadkową sprawą.
No dobrze, niezbyt tajemniczą, bo kiedy już zdołałam sobie to
wszystko poukładać, w czym bardzo pomogło poszerzenie portretów
kluczowych postaci (w lwiej części przypadków bardzo lekkie, a w
pozostałych dwóch-trzech tylko trochę większe), tajemnicą
pozostawało już dla mnie tylko odkrycie, jakiego dokonali profesor
Herbert Thompson i Will Cantor. Niemniej od tego momentu dużo lepiej
już mi się to czytało. Nadal oczywiście ubolewałam nad
ewidentnymi zaniedbaniami bohaterów (o czarnych charakterach już
nie wspominając) oraz szczątkowymi opisami poszczególnych miejsc,
w które trafiali podczas tej śmiertelnie niebezpiecznej rozgrywki,
w której stawką było nie tylko ich życie, ale także przyszłość
całego świata (zakładając, że jakąś ma, a to przecież bardzo
śmiałe założenie). Tak, to nadal stanowiło niemałe
uniedogodnienie w tej podróży między innymi u boku Jana Wutte,
Fitzroya Peela i Jeanne Dalli, której towarzystwo tak naprawdę
najbardziej sobie ceniłam. Według mnie to najciekawsza i najmniej
przewidywalna postać w tym dosyć szerokim gronie osób niezbyt
wprawnie wykreowanych przez Marca Elsberga. A na pewno mniej zgrabnie
od wizji świata, który nie jest nam tak zupełnie obcy, bo
pamiętamy przecież poważny kryzys finansowy. Tylko, że ten z lat
2007-2009 przy scenariuszu wykreślonym przez Elsberga na kartach
„Chciwości” jest co najwyżej drobną uciążliwością.
Austriacki autor przygotował dla swoich bohaterów coś
nieporównanie gorszego. I nas też to czeka, jeśli nie zmienimy
myślenia. Praca profesora Herberta Thompsona i Willa Cantora może
być remedium na wszystko, kluczem do stworzenia istnej utopii.
Kluczem, który tak naprawdę od zawsze jest nam znany. Czemu więc z
niego nie skorzystaliśmy? Marc Elsberg udzieli na to odpowiedzi, ale
to nie znaczy, że nie można tłumaczyć sobie tego na swój sposób.
Co trzeba jeszcze dodać w „Chciwości”, jak pewnie zdążyliście
się już domyślić, aż roi się od matematyki. O zgrozo...! Nie,
nie, spokojnie. Autor przedstawił to wszystko w taki sposób, żeby
nawet laik (jak przyznaje w posłowiu taki jak on) albo taki
kompletny głąb matematyczny jak ja mógł bez większego trudu w
wystarczającym stopniu wszystko to sobie przyswoić. Nie czuć się
przytłoczonym, ujmując rzecz w skrócie, liczbami i równaniami.
Thriller
„Chciwość” autorstwa Marca Elsberga (właściwie Marcusa
Rafelsbergera), austriackiego bestsellerowego powieściopisarza,
który zyskał międzynarodową sławę dzięki swoim
katastroficznym, wielce prawdopodobnym wizjom, niepokojącym
scenariuszom będącym siłą napędową jego najpoczytniejszych
książek, wpisuje się w ten trend. Elsberg znowu przedstawia
realistyczną wizję końca znanego nam świata, przy okazji
zmuszając nas do głębokiego zastanowienia się nad
rzeczywistością, w której przyszło nam żyć. Nad systemem, który
pozwala bogatym bogacić się kosztem biednych. Prawdopodobnie to nie
będzie pierwszy raz, kiedy przyjdzie Wam roztrząsać w myślach te
problemy współczesnego świata, które Marc Elsberg zechciał w
rzeczonej publikacji przedstawić, ale istnieje niemała szansa, że
co poniektórych przekona on do wyciągnięcia z tego wniosków
różniących się od tych, do których sam wcześniej doszedł.
Przede wszystkim innego spojrzenia na tak zwany demokratyczny ustrój.
System, w którym w teorii rządzi większość obywateli (z
poszanowaniem praw mniejszości), a w praktyce garstka najbogatszych.
„Chciwość” moim zdaniem nie jest thrillerem idealnym – daleko
mu do tego – ale i tak uważam, że warto poświęcić mu trochę
czasu, nie tylko dlatego, że można czegoś się z tej powieści
nauczyć, ale też dla jej walorów stricte rozrywkowych. Bo takowe
też posiada, choć bardzo pobieżny warsztat autora dla co
poniektórych może stanowić niemałe utrudnienie. Przynajmniej
przez jakiś czas, bo z własnego doświadczenia wiem, że można się
z nim oswoić na tyle, żeby móc czerpać jako taką przyjemność z
tej dynamicznej opowieści o między innymi pewnym przełomowym
odkryciu i dwóch mężczyznach, którzy niechcący uwikłali się w
niebezpieczną intrygę, rozwój której Marc Elsberg pozwala nam
prześledzić. Wprawdzie niezbyt dokładnie, ale przypuszczam, że
miłośnicy thrillerów i tak do pewnego stopnia dadzą się temu
ponieść.
Za
książkę bardzo dziękuję grupie wydawniczej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz