niedziela, 5 stycznia 2025

„Cichy krzyk” (1979)

 
Studentka Scotty Parker wynajmuje pokój w wiktoriańskim domu na klifie w Południowej Kalifornii. Pensjonat należy do stroniącej od ludzi pani Engels, ale wszystkim zajmuje się jej syn Mason, skryty młodzieniec, czas wolny zawsze spędzający przed telewizorem. W zacisznym domu Engelsów mieszkają też inni studenci: Doris Prichart, Jack Towne i Peter Ransom, nowa paczka Scotty, która nadzwyczaj szybko zacznie się rozpadać. Za sprawą niebezpiecznej jednostki poszukiwanej przez policyjnych detektywów, porucznika Sandy'ego McGivera i sierżanta Manny'ego Ruggina, którzy praktycznie od początku śledztwa koncentrują się na Engelsach. Podczas gdy śledczy powoli zgłębiają historię podejrzanej rodziny, śmierć nieubłaganie podkrada się do nieświadomych zagrożenia młodych ludzi, którzy na swoje nieszczęście znaleźli zakwaterowanie w ponurym domiszczu niedostępnej starszej kobiety i jej dziwnego syna.

Plakat filmu. „Silent Hill” 1979, Denny Harris

W 1977 roku nieżyjący już Denny Harris przeznaczył czterysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów na produkcję filmu grozy opartego na własnym scenariuszu, która odbyła się w Los Angeles. Dziełko uznano za „niemożliwe do wydania”, kompletnie nietrafiona inwestycja nie zniechęciła jednak początkującego filmowca do realizacji swego marzenia. Przekazał scenariusz Kenowi i Jimowi Wheatom, którzy podobnie jak Denny Harris dopiero zaczynali przygodę z przemysłem filmowym, ale w odróżnieniu od niego nie zakończyli jej na „The Silent Hill” (pol. „Cichy krzyk”). Udział w tym przedsięwzięciu (także główni producenci) później pomógł braciom Wheat w pozyskaniu dystrybutora (Metro-Goldwyn-Mayer) dla ich zbioru krótkich opowieści z dreszczykiem wydanego pod tytułem „After Midnight” (pol. „Po północy”), ale rozpoznawalność w światku grozy zyskali głównie dzięki działalności pisarskiej: współscenarzyści „Koszmaru z ulicy Wiązów 4: Władcy snów” Renny'ego Harlina, „Muchy 2” Chrisa Walasa i „Ptaków II” Ricka Rosenthala. Pomysłowi bracia kompletnie przerobili historię Denny'ego Harrisa – w przygotowaniach ostatecznej wersji scenariusza „The Silent Scream” uczestniczył też Wallace C. Bennett, w czołówce filmu uwzględniony tuż obok Wheatów. Na początku 1978 roku zmieniono część obsady aktorskiej – z pokładu wyproszono między innymi Diane McBain, której szczyt popularności przypadł na pierwszą połowę lat 60. XX wieku. Z pierwotnego materiału (praca na scenariuszu Denny'ego Harrisa) zostawiono około piętnastu procent, a główne lokalizacje (w Los Angeles) pozostały bez zmian – Occidental College, dzielnice Eagle Rock i Highland Park, gdzie znaleziono pensjonat Engelsów; posiadłość Smith Estate na szczycie wzgórza, w której wcześniej kręcono „Spider Baby, or The Maddest Story Ever Told” Jacka Hilla, a później „Naznaczonego: rozdział 2” Jamesa Wana.

Cichy krzyk” Denny'ego Harrisa zapisał się w historii jako jeden z najbardziej dochodowych niezależnych horrorów lat 70. XX wieku. W listopadzie 1979 roku American Cinema Productions, hollywoodzka firma założona w 1975 roku, która sześć lat później ogłosiła upadłość, wprowadziła to dziełko do wybranych amerykańskich kin, a wysoka frekwencja zachęciła do wznowienia i rozszerzenia dystrybucji kinowej na terenie Stanów Zjednoczonych, co nastąpiło już w styczniu 1980 (w drugiej połowie roku wystartowała dystrybucja na arenie międzynarodowej). Budżet produkcji oszacowano na sześćset tysięcy dolarów, a wpływy z biletów miały wynieść niecałe osiem milionów dolarów. W premierowo wyemitowanym w 1980 roku odcinku specjalnym „Sneak Previews” (1975-1996), film review show Rogera Eberta i Gene'a Siskela, „Cichy krzyk” posłużył jako argument w krytycznym wywodzie na temat trendu, według gospodarzy rzeczonego programu, zapoczątkowanego przez „Halloween” Johna Carpentera (i Debry Hill). Dwa fragmenty jedynego filmu Denny'ego Harrisa – szukanie niedrogiego pokoju do wynajęcia i nieuchronne zbliżanie się do śmierci (a przynajmniej tak to zostało przedstawione w tym amerykańskim programie telewizyjnym) przez „agresywną kobietę” - miały wykazać, że w tych paskudnych filmach (slasherach) nawet najzaradniejsza, najwytrwalsza protagonistka koniec końców zostawia widzów z przekonaniem, że nie powinna samodzielnie podejmować decyzji, bo gdy tylko zacznie, jak to ujął pan Ebert, „można prawie się założyć, że zapłaci za to swoim życiem, i to okropnie”. Wydaje się, że łatkę kalki „Halloween” Johna Carpentera „Cichemu krzykowi” Denny'ego Harrisa przylepili pierwsi profesjonalni recenzenci (niektórzy krytycy filmowi), ale na ten trop mogli naprowadzić ich dystrybutorzy lub sami twórcy „Cichego krzyku”. Nadal mówi się, że pierwszy film z Michaelem Myersem, seryjnym mordercą z fikcyjnego miasteczka Haddonfield w stanie Illinois był główną inspiracją dla autorów opowieść o przeklętym pensjonacie w Kalifornii. „Halloween” Johna Carpentera uwolniono w październiku 1978 roku, a produkcja „Cichego krzyku” Denny'ego Harrisa (po zmianie scenariusza) ruszyła w pierwszym kwartale tego samego roku, więc... Może „Cichy krzyk” nakręcono po raz trzeci po premierze „Halloween”? Albo opinia publiczna nie poznała prawdziwej daty realizacji scenariusza Jima i Kena Wheatów oraz Wallace'a C. Bennetta. Albo ktoś coś podsłuchał przed rozpoczęciem zdjęć do „Halloween”, które - gwoli przypomnienia - odbyły się w maju 1978. Jak widać różnie można to sobie tłumaczyć, o ile dostrzega się wielkie podobieństwa między slasherem Johna Carpentera i slasherem Denny'ego Harrisa.

Kadr z filmu. „The Silent Hill” 1979, Denny Harris

Dlaczego kalkowanie Johna Carpentera, a nie Alfreda Hitchcocka? Bo na przełomie lat 70. i 80. XX wieku „sprawa Michaela Myersa” była świeża, na dodatek już zaczęły spełniać się kasandryczne proroctwa samozwańczych strażników moralności publicznej, ostrzeżenia przed dalszą eskalacją przemocy w kinie. Część długoletnich fanów gatunku uważa „Halloween” (1978) za pierwszy pełnoprawny slasher, inni to zaszczytne miano przyznają „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera, a jeszcze inni „Krwawemu obozowi” Mario Bavy. Większa zgoda w tym środowisku panuje w kwestii „Psychozy” Alfreda Hitchcocka – może nie jednomyślnie, ale ten wybitny dreszczowiec, na podstawie powieści Roberta Blocha, jest uważany za jednego z prekursorów kina slash. „Cichy krzyk” Denny'ego Harrisa był oskarżany (rzadziej chwalony) za powiązania z „Halloween” Johna Carpentera, a w rzeczywistości wzorował się na „Psychozie” Alfreda Hitchcocka? Przynajmniej jedna scena dobitnie na to wskazuje – zabójstwo w piwnicy służącej za pralnię przypuszczalnym hołdem dla kultowej sceny pod prysznicem; mniej dosadna akcja niż w Bates Motel z wymownym zbliżeniem na dłoń umierającej kobiety zaciskającą się na rozwieszonej tkaninie – ale podejrzenia mogą pojawić się już na początku seansu. Po prologu w slow motion. Na mecie desperackich poszukiwań studentki pierwszego roku Scotty Parker (poprawny występ nieżyjącej już Rebekki Balding), która nie pomyślała o zarezerwowaniu sobie miejsca w akademiku. Wolne pokoje znajduje w osamotnionej wiktoriańskiej rezydencji górującej nad posępną plażą. W rzeczywistości stojącej dość blisko innych nieruchomości, ale bądź co bądź miejscu bardzo dogodnym dla filmowców, którym zależało na wrażeniu izolacji: nietrudno było „ukryć” budynki sąsiadujące ze Smith Estate i dorobić temu zabytkowemu budynkowi, zbudowanemu w 1887 roku, widok na Ocean Spokojny – wystarczyło dokręcić parę zdjęć w innym domu. W intensywnie ponurym świecie przedstawionym w „Cichym krzyku” rzeczona rezydencja należy do starszej kobiety, która chyba nigdy nie opuszcza najwyższej kondygnacji budynku – pani Engels (intrygujące wcielenie też nieżyjącej już Yvonne De Carlo) zajmuje pokój dokładnie naprzeciwko lekko zagraconego i mocno zakurzonego strychu – a piętro niżej urzęduje jej syn Mason (ładnie popisujący się Brad Rearden). Opis tej postaci ponoć był pierwszą rzeczą zmienioną przez braci Wheat – w pierwszej, niewydanej wersji „Cichego krzyku” Mason (grany przez Murraya Langstona), w opinii Kena, był „obraźliwie wyolbrzymionym, złowrogim” homoseksualistą. Ostatecznie widzowie dostali szczupłego młodzieńca w okularach, którego najlepszym przyjacielem jest telewizor (na ekranie którego zobaczymy nakręcony przed zmianą scenariusza atak na Susan Backlinie, znaną choćby ze „Szczęk” Stevena Spielberga) „strzegący” skrzyni z największymi skarbami Masona. Samotnik być może nadmiernie przywiązany do matki, a już ponad wszelką wątpliwość w pojedynkę prowadzący niedawno otwarty, skromny rodzinny biznes założony w ich gospodarstwie domowym. Wielce podejrzanych Engelsów, którzy moim zdaniem wypadliby lepiej, gdyby darowano sobie UWAGA SPOILER zbliżenie na podglądaczkę siedzącą za ścianą podczas szybkich oględzin nowego lokum dokonanych przez uszczęśliwioną Scotty Parker. Starszą siostrę Masona, Victorię Engels (fenomenalna kreacja Barbary Steele; m.in. „Maska szatana” Mario Bavy, „Studnia i wahadło” Rogera Cormana, „Dreszcze” Davida Cronenberga”, „Pirania” Joe Dantego), poprzednią właścicielkę tego ciasnego pokoju, jak niepotrzebnie informuje nas jej rzekomy brat. Swoją drogą, ten moment przypomniał mi pewien horror z początku lat 90. XX wieku, wyreżyserowany przez „ojca” Freddy'ego Kruegera. Zagadka (niecała) rozwiązuje się już w pierwszej partii „Cichego krzyku”, KONIEC SPOILERA jeszcze przed wszczęciem śledztwa w sprawie zabójstwa. Prowadzonego przez porucznika Sandy'ego McGivera (zmarły w 1994 roku Cameron Mitchell; m.in. „Rój” Irwina Allena, „Ostrzeżenie” Greydona Clarka, „Od szeptu w krzyk” Jeffa Burra, „Strażnik doliny śmierci” Roberta C. Hughesa), który wcześniej był kobietą – zajął miejsce Diane McBain – a partneruje mu sierżant Manny Ruggin (Avery Schreiber). Kryminalny wątek poboczny, a w każdym razie niezbyt rozwinięty, którego wprowadzenie mogło zostać podyktowane popularnością włoskiego nurtu giallo. Najpierw John Carpenter, potem Alfred Hitchcock, a teraz Dario Argento? Tak czy inaczej, zaskakująco wydajny miks slashera, kryminału i psychothrillera. Sztuczna krew - z naciskiem na sztuczna - nie leje się obficie, ale napięcie przepięknie rośnie; wspaniała żonglerka na niebajecznej plaży po wieczornej popijawie w szerszym gronie (w całości improwizowana krótka sekwencja w knajpie) i w obskurnej pralni z erotyczną ścieżką dźwiękową oraz prawdziwe mistrzostwo budowania dramaturgii w małej przestrzeni – powolny spacer klaustrofobicznym tunelem pełnym lepkich pajęczyn. Wspinaczka w korytarzu śmierci. Nie wspominając już o niebezpiecznie dynamicznym rozwoju sytuacji w finale.

W swoim czasie popularny, obecnie mało znany operatywny niskobudżetowiec działający na styku slashera i dreszczowca. Klimatyczna perełka wyrosła z nieskutecznej fantazji swego reżysera, producenta telewizyjnego Denny'ego Harrisa. Skutecznie przerobiona opowieść o nieprzytulnym pensjonacie. „Cichy krzyk” nie jest filmem doskonałym, ale w żadnym razie nie zasłużył sobie na odejście w zapomnienie. Tak uważam, dlatego nieśmiało apeluję o odkurzanie tego nastrojowego dziełka.

piątek, 3 stycznia 2025

Tiffany D. Jackson „Niewinna”

 
Mary Beth Addison w wieku dziewięciu lat została skazana za nieumyślne spowodowanie śmierci trzymiesięcznej Alyssy Richardson, która tego tragicznego wieczora przebywała pod opieką samotnie wychowującej córkę Dawn Marie Cooper-Addison. Po sześciu latach znienawidzona przez opinię publiczną dziewczyna zostaje przeniesiona z więzienia dla kobiet do żeńskiego ośrodka wychowawczego na Brooklynie, gdzie szybko staje się ulubionym celem ataków współosadzonych. W miejscu wykonywania prac społecznych, domu opieki Greenview, Mary poznaje innego nastoletniego wolontariusza, niebawem mającego opuścić ośrodek wychowawczy dla chłopców Teda, a parę tygodni przed swoimi szesnastymi urodzinami odkrywa, że jest w ciąży. Dziewczyna uznana za dzieciobójczynię chce zatrzymać dziecko, ale jedynym sposobem na spełnienie tego marzenia jest wznowienie postępowania w sprawie śmierci Alyssy i udowodnienie swojej niewinności. W czym może jej pomóc matka... ale czy zechce?

Okładka książki. „Niewinna”, We need YA 2024

Nominowana do NAACP Image Award za wybitne dzieło literackie dla młodzieży/nastolatków, debiutancka powieść Tiffany D. Jackson, wychowanej w Brooklyn Heights absolwentki Hendrick Hudson High School w Nowym Jorku i Howard University w Waszyngtonie, gdzie studiowała filmoznawstwo. Tytuł magistra (medioznawstwa) uzyskała w nowojorskiej The New School, prywatnej uczelni badawczej, wcześniej działającej pod nazwami The New School for Social Research i New School University. Ponad dziesięć lat realizowała się w branży telewizyjnej (National Geographic, BBC). Szczegółowy szkic „Allegedly” (pol. „Niewinna”) sporządziła w 2012 roku w trakcie huraganu Sandy, co zajęło jej około tygodnia. Następnie przeprowadziła badania w domach dziecka, ośrodkach wychowawczych i poprawczakach, poznając mnóstwo poruszających historii dziewcząt wytrwale walczących o lepszą przyszłość. Rozmawiała też z lekarzami, prawnikami, pracownikami socjalnymi, strażnikami więziennymi, detektywami i ludźmi pracującymi w domach opieki. W 2014 roku Jackson zaczęła wysyłać tekst agentom literackim, a trzy lata później doczekała się wydania - przez Katherine Tegen Books - pierwszej książki. Thrillera/dramatu psychologicznego z kategorii young adult.

Laureatka John Steptoe New Talent Award 2019, Tiffany D. Jackson, powieściopisarka mieszkająca w starej nowojorskiej dzielnicy Brooklyn, do 2021 roku z sukcesami wyrabiała sobie opinię autorki niefantastycznej literatury młodzieżowej – „Allegedly” (2017), uznana za najlepszą książkę roku 2018 przez School Library Journal „Monday's Not Coming” (pol. „Monday nie przyjdzie”), „Let Me Hear a Rhyme” (2019), nominowany do Goodreads Choice Award bestseller New York Timesa pt. „Grown” (pol. „Dorosła”), opowieść zainspirowana sprawą amerykańskiego piosenkarza, autora tekstów i producenta muzycznego Roberta Sylwestra Kelly'ego, skazanego za wymuszenia, handel ludźmi w celach seksualnych i wykorzystywanie seksualne nieletnich. W rzeczonym 2021 roku swoją światową premierę miał napisany pod natchnieniem ciekawej wycieczki do Detroit i historii pewnego nawiedzonego domu w Japonii, uznawany za pierwszy horror dla młodzieży Tiffany Jackson, „Biały dom” (oryg. „White Smoke”), który wspiął się na szóste miejsce listy bestsellerów Young Adult Hardcover New York Times. Jej druga powieść grozy, „The Weight of Blood” - hołd dla „Carrie” Stephena Kinga, w młodości jednej z najukochańszych lektur Jackson, doprawiony niechlubną historią Stanów Zjednoczonych (segregacja rasowa) – ukazała się już w 2022 roku, a mniej więcej dwa lata później, pojawiło się premierowe polskie wydanie jej debiutanckiej powieści. W ofercie wydawnictwa We need YA – przełożył Arthur Łuksza, a okładkę zaprojektowała Magda Bloch. Współautorka „Blackout. Gdy zgasną światła” i „Whiteout. Gdy śnieg zasypie miasto”, wielka miłośniczka literackiej twórczości Courtney Summers, Jesmyn Ward - „Salvage the Bones” (pol. „Zbieranie kości”) to jedna z jej ulubionych książek – i Jasona Reynoldsa, swoją pisarską karierę zaczynała od dramatycznej historii Mary Beth Addison, fikcyjnej postaci, która nader szybko wpadła w niefikcyjne tryby bezdusznej machiny systemu sprawiedliwości. Stany Zjednoczone to jedyny członek Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ), który nie ratyfikował konwencji o prawach dziecka, zakazującej między innymi wymierzania nieletnim kary śmierci i bezwzględnego dożywocia oraz pozbawiania dzieci wolności w sposób bezprawny lub arbitralny. W 2022 roku w więzieniach dla dorosłych w Stanach Zjednoczonych przebywało tysiąc dziewięćset osób poniżej osiemnastego roku życia. Jeszcze w 2018 roku media donosiły, że wszystkich osób (też już dorosłych) odsiadujących wyrok dożywotniego więzienia bez możliwości ubiegania się o zwolnienie warunkowe, który zapadł zanim osiągnęli pełnoletność jest ponad dwa i pół tysiąca. Najmłodszy skazaniec w dotychczasowej historii USA (osadzony w zakładzie karnym za morderstwo) miał dwanaście lat, a najmłodszy skazany na śmierć – czternaście. Tiffany Jackson wierzyła, że zbierając informacje do „Niewinnej” wreszcie pozna mechanizm działania systemu sprawiedliwości dla nieletnich. Chciała - potrzebowała - uzyskać konkretne odpowiedzi na od dawna nurtujące ją pytania. Na przykład dowiedzieć się, dlaczego jedno dziecko za potencjalną kradzież plecaka trafia do więzienia na trzy lata, a inne na jedną noc. Przerażała ją sama myśl o nieuzasadnionym różnicowaniu praw małoletnich. Miała nadzieję umocnić się w wierze w instytucjonalną sprawiedliwość. A potem ogarnęła ją przemożna potrzeba zwrócenia uwagi na poważne wady amerykańskiego systemu sądownictwa.

Okładka książki. „Allegedly”, Katherine Tegen Books 2017

Niektóre dzieci zwyczajnie rodzą się złe, tak po prostu. Te dzieci nie mieszczą się w żadnych statystykach. Za ich zachowanie nie można winić otoczenia ani wychowania. Nauka nie potwierdziła dziedziczności takiej cechy. Tacy nieletni są socjologiczną anomalią” - fragment (nieistniejącej) książki Jane E. Woods pt. „Dzieci zabijające dzieci. Profile osobowości nastoletnich morderców”. Pierwszy akapit „Niewinnej” Tiffany D. Jackson. Umownej bezpośredniej relacji nastoletniej dziewczyny umieszczonej w ośrodku wychowawczym we Flatlands (część Brooklynu), poprzetykanej w większości niepełnymi (wybrane fragmenty) transkrypcjami przesłuchań świadków i dziewięcioletniej głównej podejrzanej, opiniami biegłych, raportami policyjnymi, wywiadami przeprowadzonymi w więzieniu dla kobiet, notatkami lekarzy, sensacyjnymi artykułami prasowymi i oczywiście wyjątkami z literatury non-fiction, dzieł istniejących tylko w świecie Mary Beth Addison, które być może miały zarekomendować ich czytelnikom stosowanie zasady ograniczonego zaufania. W każdym razie te pseudo-eksperckie analizy dzieciobójczyni z Nowego Jorku momentami wydają się kompletnie oderwane od rzeczywistości – zupełnie nie pokrywają się ze wspomnieniami narratorki (niewiarygodnej?), nie wspominając już o podpieranie się (przez panią Jane E. Woods) fikcyjną historią. „Ten typ dziecka został idealnie zobrazowany w klasycznym filmie z lat pięćdziesiątych The Bad Seed, który powstał na podstawie książki Williama Marcha […] Mary to wcielenie Rhody”. Ciekawe, czy w dalszych wywodach na temat panny Addison Woods wspomniała najtrudniejszy przypadek w karierze światowej sławy psychiatry, doktora Samuela Loomisa:) Winna czy niewinna – Jackson najwyraźniej nie chciała byśmy od rozwiązania tego dylematu uzależniali ocenę postępowania poszczególnych organów państwowych w sprawie dziecka, które miało posiniaczyć i udusić niemowlę. Zależało jej na tym, byśmy nie patrzyli na ten złożony problem nazywany wymiarem sprawiedliwości dla nieletnich z perspektywy wściekłego tłumu domagającego się kary śmierci dla dziewięciolatki. Jackson zastanawia się, czy ten częściowo zrozumiały gniew społeczeństwa byłby równie silny, gdyby, że tak nieelegancko to ujmę, ofiara i oskarżona zamieniły się na kolorem skóry. „Częściowo zrozumiały”, bo autorka depresyjnej „biografii” ciemnoskórej dziewczynki skazanej za nieumyślne spowodowanie śmierci białoskórej dziewczynki jest zwolenniczką domniemania niewinności i rozstrzygania wszelkich wątpliwości na korzyść oskarżonych oraz przeciwniczką kary śmierci - zupełnie nie przemawia do niej logika „zabójstwo ukarzmy zabójstwem”. Mary Addison nigdy nie opowiadała o wieczorze, w którym bezpowrotnie straciła „swoją przyszywaną siostrzyczkę”, za to szczegółowe zaznania złożyła jej opiekunka prawna, potencjalnie toksyczna matka, która obiecała przyjaciółce należycie zająć się jej jedynym dzieckiem. To Dawn Marie Cooper-Addison wezwała policję na miejsce zbrodni lub wypadku i wskazała sprawczynię. Akt oskarżenia opierał się głównie na zeznaniach kobiety, którą narratorka „Niewinnej” już w pierwszym rozdziale książki nazywa demonem, który wydał ją na ten świat. I wyśmiewa opinię jednego strażnika więziennego, który „za całą tę miłość wobec małej psychopatycznej morderczyni” przyznałby jej „tytuł matki roku”. Jak na ironię w ośrodku wychowawczym Mary czuje się mniej bezpiecznie niż w zakładzie karnym, gdzie spędziła sześć długich lat – głównie w izolatce, ale zdaje się, że w międzyczasie udało jej się skruszyć parę rzekomo skamieniałych serc. W obskurnym domu despotycznej pani Stein i pozornie mniej groźnej Reby, Mary przez swoje uporczywe milczenie „zyskała” ksywkę Świruska i przynajmniej do przybycia Nowej była ulubionym „żywym workiem treningowym” nastoletnich współlokatorek. Wydawać by się mogło, że ten zapał do przemocy ostudzi Fasolka, bo tak, w swoim mniemaniu gotowi na rodzicielstwo, Mary i Ted nazywają pączkujący owoc ich sekretnego związku. Impuls do walki, która dla tytułowej „Niewinnej” jest czymś nowym. Odkąd Mary sięga pamięcią bez słowa skargi przyjmowała swój okropny los (przeklęta od urodzenia, przegrana na starcie – jedno z zatrważająco wielu bezsensownie zmarnowanych istnień ludzkich), część niej uważała, że z nawiązką sobie na to zasłużyła, bo nie ochroniła Alyssy, ale czy mogłaby żyć ze świadomością, że sromotnie zawiodła aż dwie bezbronne istoty? Tak czy inaczej, przypuszczalnie kogoś będzie musiała poświęcić.

Przez polskiego wydawcę powieść rekomendowana od lat szesnastu. Empatyczna opowieść o młodych ludziach nieprzystosowanych społecznie. Ograbionych z beztroskiego dzieciństwa, zdanych wyłącznie na siebie w miejskiej dżungli pełnej drapieżników. Zdradzonych przez bliskich i fatalnie zaopiekowanych przez państwo. Bezlitośnie osądzanych przez praworządnych obywateli, którzy w całym swoim życiu nie zbiorą takiego bagażu doświadczeń, jaki dźwigają wyklinani przez nich małoletni. Prawdziwe cierpienie poznający już w pierwszych latach życia. Niewidzialni, dopóki nie popełnią przestępstwa – wówczas na własne skórze poznający działanie usankcjonowanych narzędzi tortur. „Niewinna” Tiffany D. Jackson stylistycznie pozostawia trochę do życzenia – gwałtowne przeskoki akcji, wątki frustrująco ucinane i niedostatecznie rozwinięte portrety psychologicznie, także postaci przewodniej – najważniejsze jednak, że spuszcza potężny ładunek brzydkiej prawdy o rzekomo doskonałej, mitologizowanej organizacji wymiaru sprawiedliwości. Zaraźliwe patologie systemu prawa.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu