Jane Emelin dziedziczy po zmarłej niedawno ciotce mieszkanie w starej
kamienicy. Przestronne pomieszczenia i niewygórowany czynsz zachęcają ją do
szybkiej przeprowadzki, ku rozczarowaniu jej chłopaka, Grega Harrisona, który liczył,
że kobieta zamieszka u niego. Po przeprowadzce Jane poznaje swoich nowych,
lekko ekscentrycznych sąsiadów, z którymi próbuje się zaprzyjaźnić. Nie udaje
jej się jedynie dotrzeć do staruszki mieszkającej piętro niżej, która wykazuje
daleko idącą irytację hałasami. Wkrótce owa lokatorka urządzi Jane prawdziwe
piekło. Na domiar złego podczas obserwowania przez okno sąsiadów z naprzeciwka kobieta
stanie się świadkiem sytuacji sugerującej zbrodnię, popełnioną przez ślusarza.
Debiutancki i jak na razie jedyny film wyreżyserowany przez Josha Klausnera
na podstawie jego własnego scenariusza, utrzymany w typowym dla thrillerów lat
90-tych mrocznym klimacie. Podczas pierwszego seansu „Czwartego piętra”
najbardziej zaskoczyła mnie odtwórczyni roli głównej, Juliette Lewis, którą wówczas
znałam jedynie z takich obrazów, jak „Przylądek strachu”, „Kalifornia” i „Urodzeni
mordercy”. We wszystkich tych produkcjach kreowała głupiutkie, jakże irytujące dziewczątka
z manieryczną mimiką, dlatego też nabrałam pewności, że inaczej grać nie
potrafi. Stąd też może zdziwienie bardziej poważną, stonowaną postacią Jane
Emelin, której może i nie odegrała idealnie, ale w porównaniu do jej
poprzednich kreacji bez posiłkowania się przesadzoną mimiką, co tylko wzmogło
złudzenie autentyczności tej postaci. Natomiast, jeśli chodzi o zachwyt
warsztatem aktora to zdecydowanie jak zwykle ucieszył mnie celowo demonizowany
Tobin Bell, w roli znakomicie wykreowanego, tajemniczego ślusarza.
Scenariusz Klausnera zauważalnie czerpie inspirację z „Okna na podwórze”
Alfreda Hitchcocka i „Slivera” na podstawie książki Iry Levina. Tutaj również
mamy wątki obserwowania ekscentrycznych sąsiadów, tyle, że bez kamer i lunety,
jak w „Sliverze”, ale przez okno. I podobnie, jak w „Oknie na podwórze” główna
bohaterka podczas tego cowieczornego szpiegowania przypadkiem staje się świadkiem
sytuacji, wskazującej na niedawne popełnienie zbrodni. Widzi ślusarza
mieszkającego naprzeciwko, który zmywa z rąk jakąś czerwoną substancję,
przypominającą krew i jego żonę leżącą bez ruchu w sypialni. Oczywiście
powiadamia o tym incydencie policję, która nie odnajduje żadnych śladów
przestępstwa. To bezpodstawne wezwanie władz wkrótce zaowocuje całkowitą
ignorancją kolejnych zgłoszeń Jane, zaalarmowana dziwacznym zachowaniem
sędziwej staruszki z mieszkania leżącego piętro niżej zaczyna podejrzewać, że
grozi jej jakieś niebezpieczeństwo. Przed swoimi drzwiami odnajduje karteczki z
groźbami, przestrzegającymi ją przed hałasowaniem, a ilekroć zignoruje te
wiadomości zirytowana sąsiadka uderza czymś w jej podłogę. Jak można się tego
spodziewać Jane wkrótce straci cierpliwość i przystąpi do regularnej wojny z
upartą staruszką, puszczając głośno muzykę i skacząc po salonie, co naturalną
koleją rzeczy sprowokuje jej odzew. Złośliwa sąsiadka zastawi na Jane pułapkę
na schodach i zacznie wpuszczać szczury do jej mieszkania, powoli acz
nieubłaganie doprowadzając ją do rozstrojenia nerwowego. Młoda kobieta,
terroryzowana przez lokatorkę z dołu zacznie szukać posłuchu u pozostałych
sąsiadów, którzy oprócz jednego starszego mężczyzny będą uważać, że wszystko to
sobie zmyśla oraz u swojego chłopaka, który w duchu ucieszy się z owej
sytuacji, ponieważ pragnie, aby ukochana wprowadziła się do niego.
Fabuła, pomimo swojej konwencjonalności, obfituje w wiele ciekawych
wydarzeń w towarzystwie jakże trzymającego w napięciu, mrocznego klimatu, co
sprawia, że mimo wszystko seans nie nudzi. Nawet w trakcie bardziej
dynamicznej, aczkolwiek na skutek licznych tropów podrzucanych przez twórców
mocno przewidywalnej drugiej połowy projekcji. Klausner bardzo się wówczas
stara wzbudzić w widzu podejrzenia, co do kondycji psychicznej głównej
bohaterki, ale z miernym skutkiem. Podejrzane zachowanie kilku innych postaci
oraz wątki jasno wskazujące na obecność jakiegoś psychopaty skutecznie psują
ten zamiar. Szybko można się domyślić, że Klausner obierze typowy dla tego rodzaju
thrillerów, bazujących na suspensie, finalny zwrot akcji, w którym UWAGA SPOILER najmniej podejrzana osoba
okazuje się mordercą KONIEC SPOILERA.
Nawet ostatnie, w gruncie rzeczy niepokojące ujęcie łatwo można przewidzieć,
ale pomimo tego i tak znakomicie współgra z wcześniejszymi wydarzeniami. Nie
wiem, czy w tym przypadku nie byłoby lepsze otwarte na wieloraką interpretację
zakończenie, pozostawiające widzów z pytaniem, czy wszystkie poprzednie
incydenty były wynikiem działalności bezimiennego psychopaty, czy jedynie rozgrywały
się w umyśle głównej bohaterki.
Abstrahując od przewidywalnej końcówki „Czwarte piętro” zasługuje na
uznanie, choćby za to przekucie konwencjonalnych motywów w coś mocno
intrygującego i oczywiście za ten typowy dla kina grozy lat 90-tych mroczny
klimat w scenerii starej kamienicy, pełnej podejrzanych lokatorów. Myślę, że scenariusz
skonstruowano na tyle sprawnie (poza finałem, rzecz jasna), że śmiało można
zaryzykować seans „Czwartego piętra”. Istnieje oczywiście szansa, że trafią się
widzowie, których znuży owe schematyczne podejście do tematu, ale szczerze
wątpię, że znajdzie się ktoś rozczarowany klimatem, bo na niego twórcy postawili
szczególny nacisk. Mnie ukontentowała zarówno atmosfera, jak i fabuła, za
wyjątkiem kilku ostatnich minut seansu.
Chyba nie dooglądałam tego do końca, bo nie pamiętam finału.
OdpowiedzUsuńCzy ktos wie o co chodzi z ta ostatnia scena? :) Ta, na ktorej pokazali slusarza, ktory maluje portret domu i pokazane sa wszystkie jego obrazy. Jest zblizenie na jeden obraz, ten ktory ukazuje chlopaka Jane i psychopate. Czyli, ze oni razem to uknuli? Moze ktos sie orientuje :)
OdpowiedzUsuńTo tak skomplikowane,że sama nie wiem czy jej chłopak nie maczał w tym palców no i ten portret...nie jarzę o co chodzi.
OdpowiedzUsuń