Dziesięć
miesięcy po nagłej śmierci żony Tom Kennedy postanawia
przeprowadzić się wraz z siedmioletnim synem Jake'em do małego
miasteczka Featherbank. Mężczyzna ma nadzieję, że ta zmiana
wpłynie korzystnie na nich obu, ale przede wszystkim kieruje nim
dobro jego syna. Tomowi zawsze z trudem przychodziło porozumiewanie
się z Jakiem, a po śmierci matki dystans pomiędzy nimi jeszcze się
zwiększył. Kennedy nade wszystko pragnie to zmienić i wierzy, że
przeprowadzka do nowego miejsca będzie pierwszym dużym krokiem w
tym kierunku. Tom nie wie, że w Featherbank niedawno zaginął
sześcioletni chłopiec i że ta sprawa łączy się z inną, również
nieznaną mu, sprawą sprzed dwudziestu lat. W miasteczku wówczas
grasował seryjny morderca małych chłopców zwany Szeptaczem.
Sprawcą okazał się jeden z mieszkańców Featherbank, Frank
Carter, który został schwytany i osadzony w więzieniu, w którym
przebywa do dziś. Wiele wskazuje jednak na to, że teraz Szeptacz
uderza ponownie, a swoich ofiar wciąż szuka wśród kilkuletnich
chłopców.
Alex
North to pseudonim literacki mieszkającego w Leeds w północnej
Anglii absolwenta Uniwersytetu w Leeds, gdzie studiował filozofię.
Później pracował tam na wydziale socjologii, a ponadto pisał
kryminały, które ukazywały się pod jego własnym nazwiskiem.
Jakim? Nie wiadomo. Nie wiadomo nawet, czy te skąpe informacje na
jego temat nie zostały aby sfabrykowane. Autor głośnej powieści
pt. „The Whisper Man”, pierwotnie wydanej w 2019 roku (prawa do
ekranizacji/adaptacji zostały sprzedane Anthony'emu i Joemu Russo),
to człowiek-zagadka. Rąbka tajemnicy na temat swojej być może
pierwszej, a być może nie, publikacji, zdecydował się jednak
uchylić. Zdradził, że historia ta zrodziła się z pragnienia
opowiedzenia o ojcach i synach. Chciał żeby była to historia
kryminalna z elementami horroru, ale kładąca nacisk na relację
owdowiałego mężczyzny z jego zamkniętym w sobie synem. Jeden z
pomysłów nieświadomie poddał mu jego własny syn, który krótko
po przeprowadzce ich rodziny do nowego domu opowiedział o chłopcu
mieszkającym w podłodze. Pisząc „Szeptacza” North nie czerpał
jednak zanadto z własnych doświadczeń, chociaż przyznaje, że
przedstawione na kartach jego powieści trudy rodzicielstwa nie są
mu kompletnie obce. Tak jak i wielu innym rodzicom.
Hitowy
„Szeptacz” to dobrana w nierównych proporcjach mieszanka
kryminału, thrillera psychologicznego i horroru. Powieść
skupiająca się między innymi na policyjnym śledztwie w sprawie
porywacza i zabójcy małego chłopca, który nie zamierza poprzestać
na tej jednej zbrodni. I którego potworna działalność przypomina
modus operandi innego oprawcy dzieci działającego na tym samym
terenie przed dwudziestoma laty. Seryjnego mordercy, któremu media
nadały złowieszczo brzmiący przydomek Szeptacz, ponieważ zwykł
nocami zakradać się pod okna upatrzonych ofiar i przemawiać do
nich ściszonym głosem. Brzmi upiornie, prawda? Wyobraźcie sobie,
że budzicie się w środku nocy i słyszycie szept dobiegający zza
okna. Szept wydobywający się z gardła obcego mężczyzny i
skierowany do Was. Myślę, że dorosłego człowieka w takiej
sytuacji ogarnąłby czysty lęk, a co dopiero dziecko. Bo tytułowy
antybohater bestsellerowej książki Alexa Northa na swoje cele
wybiera kilkuletnich chłopców. Albo wybierał, bo w okresie, w
którym toczy się akcja powieści, człowiek zwany Szeptaczem od
dawna przebywa w więzieniu. W miasteczku, w którym niegdyś siał
postrach pojawił się ktoś, kto prawdopodobnie kopiuje jego
odrażające czyny. Naśladowca albo partner. A przynajmniej tak
myślą śledczy z Featherbank, miasteczka, które po niemal
ćwierćwieczu znowu staje się areną strasznych zbrodni. Właśnie
do tej pozornej oazy przybywają czołowi bohaterowie książki:
częściowy narrator (znajdujemy tutaj też rozdziały spisane w
trzeciej osobie), powieściopisarz Tom Kennedy, który przed
dziesięcioma miesiącami stracił ukochaną żonę oraz jego
siedmioletni syn Jake, który stracił matkę. Co zrozumiałe, obaj
wciąż są pogrążeni w żałobie. Rozpaczliwie tęsknią za osobą,
którą tak bardzo kochali i próbują jakoś odnaleźć się w tej
arcytrudnej sytuacji. W zupełnie nowej dla nich rzeczywistości, z
którą każdy z nich mierzy się własnymi sposobami. Tom stara się
być dobrym ojcem i wrócić do pisania powieści (po śmierci żony
utracił wenę) oraz oczywiście urządzić dom, który dopiero co
zakupił. Sprawiającą upiorne wrażenie niewielką nieruchomość w
Featherbank wybraną przez Jake'a. Chłopiec, w przeciwieństwie do
jego ojca, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, ale wbrew
nadziejom Toma nowe miejsce nie uśmierzyło jego bólu po utracie
rodzicielki. Jake nadal tak jakby izoluje się od ojca, komunikując
głównie z, jak myśli Tom, wyimaginowaną przyjaciółką. W takim
przekonaniu trwa główny bohater „Szeptacza”, ale czytelnik,
któremu gatunek horroru nie jest obcy, najprawdopodobniej będzie
powątpiewał w to prozaiczne wyjaśnienie natury dziewczynki
niewidzialnej dla nikogo poza siedmioletnim Jakiem. W omawianej
historii moim zdaniem najlepsze jest bowiem to, że ciężko odgadnąć
w jakich gatunkowych ramach najsilniej egzystuje. Czy wszystkie
elementy rodem z nadprzyrodzonego horroru należy odczytywać
dosłownie, czy raczej przyjąć perspektywę Toma i założyć, że
to jedynie wytwory wybujałej wyobraźni. Cierpiącego,
przemęczonego, rozpaczającego umysłu. Nie tylko chłopca, ale też
jego, Toma Kennedy'ego. Bo mężczyzna również świadkuje
przynajmniej pozornie paranormalnym zjawiskom. On jednak w
przeciwieństwie do Jake'a ma ten komfort, że może spokojnie je
zracjonalizować i nie tylko dlatego, że jest dorosły, a więc
łatwiej jest mu oddzielić rzeczywistość od wyobrażeń. Jake'owi
tym trudniej to ignorować, ponieważ widzi i słyszy więcej od
Toma. Inna sprawa, czy chłopiec dobrze robi wsłuchując się w głos
widmowej dziewczynki. Jeśli jest ona tylko wytworem jego wyobraźni
Jake'a, to bez względu na to, jak bardzo wytrąca to z równowagi
jego ojca, z jej strony siedmiolatkowi raczej nic nie grozi. No, może
poza pogłębianiem się jego społecznego wyobcowania. Ale jeśli
jedyna przyjaciółka Jake'a jest duchem, to pytanie czy starającym
się mu pomóc, czy raczej chcącym go skrzywdzić? To jedna z
pomniejszych wątpliwości zasianych w „Szeptaczu” przez
człowieka posługującego się pseudonimem Alex North. Pytanie, na
które łatwo udzielić sobie dobrej odpowiedzi. Najważniejsza
pytanie to – a jakże! - kto jest zabójcą? I dalej: co go łączy
ze sprawą seryjnych morderstw sprzed dwudziestu lat. Morderstw, za
które skazano niejakiego Franka Cartera alias Szeptacza.
„Jeśli
drzwi nie zamkniesz w porę, szeptać zacznie ktoś wieczorem.
Jeśli
na dwór wyjdziesz sam, złego pana spotkasz tam.
Jeśli
okno uchylisz choć trochę, pukanie w szybę usłyszysz przed
zmrokiem.
Jeśli
jesteś sam i miewasz się źle, pan Szeptacz na pewno odwiedzi cię.”
W
mojej ocenie „Szeptacz” posiada dosyć solidne podłoże
psychologiczne. Portrety pogrążonych w żałobie Toma i Jake'a
Kennedych, którzy pragną się do siebie zbliżyć, ale ich starania
w tym kierunku nie przynoszą wymiernych korzyści, może i nie
odznaczają się szczególną głębią, ale Alex North przedstawił
tę relację na tyle wyczerpująco i niewymuszenie, wiarygodnie, że
z łatwością silnie się w nią zaangażowałam. To samo mogę
powiedzieć o życiowych rozterkach komisarza Petera Willisa,
policjanta, który przed laty rozwiązał sprawę Szeptacza, a teraz
został zaangażowany w śledztwo tropem prawdopodobnie jego
naśladowcy lub wspólnika, prowadzone przez komisarz Amandę Beck,
którą North w moim poczuciu mocno zaniedbał. Informacje na temat
tej przecież nie nieistotnej postaci są tak luźne, mało znaczące,
że gdyby nie partnerujący jej Pete Willis, którego w
przeciwieństwie do Amandy, nie nazwałabym sylwetką papierową,
pewnie miałabym spore trudności z przebrnięciem przez stricte
kryminalną płaszczyznę „Szeptacza”. Niezbyt skomplikowane,
miejscami może nawet odrobinę naiwne, śledztwo śladami porywacza
i zabójcy sześcioletniego chłopca z miasteczka Featherbank,
związane z seryjnym morderstwami nieletnich, które wstrząsnęły
tym miejscem dwadzieścia lat wcześniej. Trzeba Alexowi Northowi
oddać, ze wymyślił interesujące modus operandi sprawcy/sprawców.
Najpierw Szeptacz, a teraz jego domniemany naśladowca, zwykli przed
planowanym porwaniem przyglądać się swoim przyszłym ofiarom.
Śledzić je, a nawet starać się je sobie zjednać. I przerazić.
Bo trudno się nie bać, kiedy nocami słyszy się upiorny szept
dobiegający zza okna, bo właśnie to niegdyś robił wybranym
chłopcom Szeptacz, który zdaje się właśnie powrócił do
Featherbank. Albo przez cały czas tutaj mieszkał. I czekał. Czekał
na dogodny moment do czy to dopiero pierwszego, czy kolejnego ataku
na jakieś niewinne dziecko. Alex North nie podważa wprawdzie
słuszności skazania niejakiego Franka Cartera za zbrodnie na
bezbronnych chłopcach, ale sugeruje, że prawdopodobne otwarcie
nowej serii mordów w Featherbank zostało dokonane przez jego
ówczesnego wspólnika. Że Carter nie działał wówczas sam, a
osoba, która mu pomagała, dopiero teraz, w pewnym sensie, wyszła z
ukrycia. Najbardziej charakterystyczny człon modus operandi
Szeptacza został zachowany. Aktualnie grasujący w Featherbank
czarny charakter też przemawia ściszonych głosem do swoich
przyszłych ofiar, a gdy już pozbawi ich życia naciąga im koszulki
na twarze. To znaczy robi to raz, ale wszystko wskazuje na to, że ma
w planach kolejne ofiary. Kogo upatrzy sobie na drugą ofiarę
nietrudno się domyślić, ale to nie oznacza, że ten nowy (albo
stary) Szeptacz nie kryje w sobie żadnych niespodzianek. Alex North
trochę ich przewidział - także w sferze osobistej niektórych
pozytywnych bohaterów – i chociaż żadna z nich nie wstrząsnęła
mną do głębi, to i za te atrakcje jestem wdzięczna autorowi.
Nieprzewidywalne, ale przede wszystkim zmuszające do podkręcenia
tempa czytania. Znacie to: myślimy sobie, że doczytamy do końca
rozdziału i zrobimy sobie przerwę od lektury, ale nierzadko okazuje
się to niemożliwe, bo finał tegoż przynosi jakąś rewelację,
którą chce się natychmiast (już, teraz) zgłębić. Alex North
właśnie tę sztuczkę wykorzystuje. Co prawda skuteczność
rzeczonych zagrań była różna, ale w sumie dosyć często dawałam
się porwać zewowi. Skusić na jeszcze kawałek, a potem... jeszcze
chwilka, a potem już naprawdę przerwa. Styl, w jakim „Szeptacza”
spisano szczególnie rozbudowany nie jest. Żadne tam bogactwo słów
składające się na długie zdania opisowe i dialogowe, ale mimo
tego, że preferuję większy językowy rozmach, autorowi „Szeptacza”
zazwyczaj udawało się pobudzić moją wyobraźnię. Nie zawsze, bo
jednak przez niektóre odcinki fabuły autor przechodzi nazbyt
skrótowo, a i co najmniej dwie bohaterki „Szeptacza”, moim
zdaniem, przedstawił jedynie powierzchownie. Takich zastrzeżeń nie
mam jednak do ustępów, naturalnie, najmocniej mnie nęcących,
czyli wydarzeń wyrosłych z tradycji tak literackiego, jak filmowego
horroru. Horroru o zjawiskach nadprzyrodzonych, a konkretniej ghost
story, bo z tym nurtem „Szeptacz” w tych momentach najsilniej
się kojarzy. Mała dziewczynka, którą (chyba) widzi tylko
siedmioletni Jake Kennedy; być może nawiedzony, a na pewno dosyć
upiornie się prezentujący dom w małym miasteczku, który pewnie
niejednemu odbiorcy powieści każe myśleć o prozie Stephena Kinga
– dom, w którym może mieszkać nieprzyjazny duch małego chłopca,
ale i do którego groźba dochodzi z zewnątrz. Najpewniej pod
postacią człowieka z krwi i kości, psychopaty czyhającego na
małych chłopców z Featherbank, który z tym swoim szeptem
doskonale wpasowuje się klimat panujący w nowym domu Kennedych.
Perspektywa Jake'a (North ujmuje ją w trzeciej osobie) może jednak
narzucać nam inny pogląd na Szeptacza, a mianowicie taki, że jest
on postacią nadprzyrodzoną. Punkt widzenia chłopca, ale i
doświadczenie z wszelkiej maści tak literackimi, jak filmowymi
opowieściami o istotach z zaświatów. North wykorzystuje niektóre
popularne motywy horroru do wykreślenia własnej, dosyć złowieszczo
brzmiącej, aczkolwiek można to było znacznie podkręcić, w miarę
wciągającej i umiarkowanie trzymającej w napięciu opowieści o...
duchach? Sami się przekonajcie.
Nie
ukrywam, że „Szeptacz” nie do końca sprostał moim wymaganiom.
Może trochę dlatego, że zbyt wiele sobie po tej publikacji
obiecywałam. Z jakiegoś powodu zakładałam, że Alex North
zabierze mnie w jedną z tych niezapomnianych literackich podróży,
których w życiu trochę już odbyłam. Nie wiem skąd to
podejrzenie graniczące z przekonaniem, bo entuzjastyczne recenzje
książki, głośna kampania reklamowa i bądź co bądź wpadająca
w oko okładka zaprojektowana przez Tomasza Majewskiego raczej nie
grały w tym żadnej roli. Nie żebym żałowała, że pozwoliłam
człowiekowi ukrywającemu się pod pseudonimem Alex North
zaprowadzić się do małego miasteczka, w którym naprawdę źle się
dzieje. Do którego powraca koszmar sprzed lat: tytułowy Szeptacz,
postrach tego niewielkiego społeczeństwa. Nie, nie żałuję tego
spotkania. Poznania tej konkretnej historii całkiem zgrabnie
łączącej w sobie stylistykę thrillera psychologicznego, kryminału
i horroru nadprzyrodzonego, aczkolwiek aż proszącej się o większe
rozbudowanie tak fabularne, jak językowe. Innymi słowy: jest
dobrze, ale mogło być wspaniale. I może kiedyś będzie, bo mam
nadzieję, że ten nieźle rokujący powieściopisarz będzie nadal
działał w podobnych klimatach.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz