niedziela, 27 października 2019

Alex North „Szeptacz”


Dziesięć miesięcy po nagłej śmierci żony Tom Kennedy postanawia przeprowadzić się wraz z siedmioletnim synem Jake'em do małego miasteczka Featherbank. Mężczyzna ma nadzieję, że ta zmiana wpłynie korzystnie na nich obu, ale przede wszystkim kieruje nim dobro jego syna. Tomowi zawsze z trudem przychodziło porozumiewanie się z Jakiem, a po śmierci matki dystans pomiędzy nimi jeszcze się zwiększył. Kennedy nade wszystko pragnie to zmienić i wierzy, że przeprowadzka do nowego miejsca będzie pierwszym dużym krokiem w tym kierunku. Tom nie wie, że w Featherbank niedawno zaginął sześcioletni chłopiec i że ta sprawa łączy się z inną, również nieznaną mu, sprawą sprzed dwudziestu lat. W miasteczku wówczas grasował seryjny morderca małych chłopców zwany Szeptaczem. Sprawcą okazał się jeden z mieszkańców Featherbank, Frank Carter, który został schwytany i osadzony w więzieniu, w którym przebywa do dziś. Wiele wskazuje jednak na to, że teraz Szeptacz uderza ponownie, a swoich ofiar wciąż szuka wśród kilkuletnich chłopców.

Alex North to pseudonim literacki mieszkającego w Leeds w północnej Anglii absolwenta Uniwersytetu w Leeds, gdzie studiował filozofię. Później pracował tam na wydziale socjologii, a ponadto pisał kryminały, które ukazywały się pod jego własnym nazwiskiem. Jakim? Nie wiadomo. Nie wiadomo nawet, czy te skąpe informacje na jego temat nie zostały aby sfabrykowane. Autor głośnej powieści pt. „The Whisper Man”, pierwotnie wydanej w 2019 roku (prawa do ekranizacji/adaptacji zostały sprzedane Anthony'emu i Joemu Russo), to człowiek-zagadka. Rąbka tajemnicy na temat swojej być może pierwszej, a być może nie, publikacji, zdecydował się jednak uchylić. Zdradził, że historia ta zrodziła się z pragnienia opowiedzenia o ojcach i synach. Chciał żeby była to historia kryminalna z elementami horroru, ale kładąca nacisk na relację owdowiałego mężczyzny z jego zamkniętym w sobie synem. Jeden z pomysłów nieświadomie poddał mu jego własny syn, który krótko po przeprowadzce ich rodziny do nowego domu opowiedział o chłopcu mieszkającym w podłodze. Pisząc „Szeptacza” North nie czerpał jednak zanadto z własnych doświadczeń, chociaż przyznaje, że przedstawione na kartach jego powieści trudy rodzicielstwa nie są mu kompletnie obce. Tak jak i wielu innym rodzicom.

Hitowy „Szeptacz” to dobrana w nierównych proporcjach mieszanka kryminału, thrillera psychologicznego i horroru. Powieść skupiająca się między innymi na policyjnym śledztwie w sprawie porywacza i zabójcy małego chłopca, który nie zamierza poprzestać na tej jednej zbrodni. I którego potworna działalność przypomina modus operandi innego oprawcy dzieci działającego na tym samym terenie przed dwudziestoma laty. Seryjnego mordercy, któremu media nadały złowieszczo brzmiący przydomek Szeptacz, ponieważ zwykł nocami zakradać się pod okna upatrzonych ofiar i przemawiać do nich ściszonym głosem. Brzmi upiornie, prawda? Wyobraźcie sobie, że budzicie się w środku nocy i słyszycie szept dobiegający zza okna. Szept wydobywający się z gardła obcego mężczyzny i skierowany do Was. Myślę, że dorosłego człowieka w takiej sytuacji ogarnąłby czysty lęk, a co dopiero dziecko. Bo tytułowy antybohater bestsellerowej książki Alexa Northa na swoje cele wybiera kilkuletnich chłopców. Albo wybierał, bo w okresie, w którym toczy się akcja powieści, człowiek zwany Szeptaczem od dawna przebywa w więzieniu. W miasteczku, w którym niegdyś siał postrach pojawił się ktoś, kto prawdopodobnie kopiuje jego odrażające czyny. Naśladowca albo partner. A przynajmniej tak myślą śledczy z Featherbank, miasteczka, które po niemal ćwierćwieczu znowu staje się areną strasznych zbrodni. Właśnie do tej pozornej oazy przybywają czołowi bohaterowie książki: częściowy narrator (znajdujemy tutaj też rozdziały spisane w trzeciej osobie), powieściopisarz Tom Kennedy, który przed dziesięcioma miesiącami stracił ukochaną żonę oraz jego siedmioletni syn Jake, który stracił matkę. Co zrozumiałe, obaj wciąż są pogrążeni w żałobie. Rozpaczliwie tęsknią za osobą, którą tak bardzo kochali i próbują jakoś odnaleźć się w tej arcytrudnej sytuacji. W zupełnie nowej dla nich rzeczywistości, z którą każdy z nich mierzy się własnymi sposobami. Tom stara się być dobrym ojcem i wrócić do pisania powieści (po śmierci żony utracił wenę) oraz oczywiście urządzić dom, który dopiero co zakupił. Sprawiającą upiorne wrażenie niewielką nieruchomość w Featherbank wybraną przez Jake'a. Chłopiec, w przeciwieństwie do jego ojca, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, ale wbrew nadziejom Toma nowe miejsce nie uśmierzyło jego bólu po utracie rodzicielki. Jake nadal tak jakby izoluje się od ojca, komunikując głównie z, jak myśli Tom, wyimaginowaną przyjaciółką. W takim przekonaniu trwa główny bohater „Szeptacza”, ale czytelnik, któremu gatunek horroru nie jest obcy, najprawdopodobniej będzie powątpiewał w to prozaiczne wyjaśnienie natury dziewczynki niewidzialnej dla nikogo poza siedmioletnim Jakiem. W omawianej historii moim zdaniem najlepsze jest bowiem to, że ciężko odgadnąć w jakich gatunkowych ramach najsilniej egzystuje. Czy wszystkie elementy rodem z nadprzyrodzonego horroru należy odczytywać dosłownie, czy raczej przyjąć perspektywę Toma i założyć, że to jedynie wytwory wybujałej wyobraźni. Cierpiącego, przemęczonego, rozpaczającego umysłu. Nie tylko chłopca, ale też jego, Toma Kennedy'ego. Bo mężczyzna również świadkuje przynajmniej pozornie paranormalnym zjawiskom. On jednak w przeciwieństwie do Jake'a ma ten komfort, że może spokojnie je zracjonalizować i nie tylko dlatego, że jest dorosły, a więc łatwiej jest mu oddzielić rzeczywistość od wyobrażeń. Jake'owi tym trudniej to ignorować, ponieważ widzi i słyszy więcej od Toma. Inna sprawa, czy chłopiec dobrze robi wsłuchując się w głos widmowej dziewczynki. Jeśli jest ona tylko wytworem jego wyobraźni Jake'a, to bez względu na to, jak bardzo wytrąca to z równowagi jego ojca, z jej strony siedmiolatkowi raczej nic nie grozi. No, może poza pogłębianiem się jego społecznego wyobcowania. Ale jeśli jedyna przyjaciółka Jake'a jest duchem, to pytanie czy starającym się mu pomóc, czy raczej chcącym go skrzywdzić? To jedna z pomniejszych wątpliwości zasianych w „Szeptaczu” przez człowieka posługującego się pseudonimem Alex North. Pytanie, na które łatwo udzielić sobie dobrej odpowiedzi. Najważniejsza pytanie to – a jakże! - kto jest zabójcą? I dalej: co go łączy ze sprawą seryjnych morderstw sprzed dwudziestu lat. Morderstw, za które skazano niejakiego Franka Cartera alias Szeptacza.

Jeśli drzwi nie zamkniesz w porę, szeptać zacznie ktoś wieczorem.
Jeśli na dwór wyjdziesz sam, złego pana spotkasz tam.
Jeśli okno uchylisz choć trochę, pukanie w szybę usłyszysz przed zmrokiem.
Jeśli jesteś sam i miewasz się źle, pan Szeptacz na pewno odwiedzi cię.”

W mojej ocenie „Szeptacz” posiada dosyć solidne podłoże psychologiczne. Portrety pogrążonych w żałobie Toma i Jake'a Kennedych, którzy pragną się do siebie zbliżyć, ale ich starania w tym kierunku nie przynoszą wymiernych korzyści, może i nie odznaczają się szczególną głębią, ale Alex North przedstawił tę relację na tyle wyczerpująco i niewymuszenie, wiarygodnie, że z łatwością silnie się w nią zaangażowałam. To samo mogę powiedzieć o życiowych rozterkach komisarza Petera Willisa, policjanta, który przed laty rozwiązał sprawę Szeptacza, a teraz został zaangażowany w śledztwo tropem prawdopodobnie jego naśladowcy lub wspólnika, prowadzone przez komisarz Amandę Beck, którą North w moim poczuciu mocno zaniedbał. Informacje na temat tej przecież nie nieistotnej postaci są tak luźne, mało znaczące, że gdyby nie partnerujący jej Pete Willis, którego w przeciwieństwie do Amandy, nie nazwałabym sylwetką papierową, pewnie miałabym spore trudności z przebrnięciem przez stricte kryminalną płaszczyznę „Szeptacza”. Niezbyt skomplikowane, miejscami może nawet odrobinę naiwne, śledztwo śladami porywacza i zabójcy sześcioletniego chłopca z miasteczka Featherbank, związane z seryjnym morderstwami nieletnich, które wstrząsnęły tym miejscem dwadzieścia lat wcześniej. Trzeba Alexowi Northowi oddać, ze wymyślił interesujące modus operandi sprawcy/sprawców. Najpierw Szeptacz, a teraz jego domniemany naśladowca, zwykli przed planowanym porwaniem przyglądać się swoim przyszłym ofiarom. Śledzić je, a nawet starać się je sobie zjednać. I przerazić. Bo trudno się nie bać, kiedy nocami słyszy się upiorny szept dobiegający zza okna, bo właśnie to niegdyś robił wybranym chłopcom Szeptacz, który zdaje się właśnie powrócił do Featherbank. Albo przez cały czas tutaj mieszkał. I czekał. Czekał na dogodny moment do czy to dopiero pierwszego, czy kolejnego ataku na jakieś niewinne dziecko. Alex North nie podważa wprawdzie słuszności skazania niejakiego Franka Cartera za zbrodnie na bezbronnych chłopcach, ale sugeruje, że prawdopodobne otwarcie nowej serii mordów w Featherbank zostało dokonane przez jego ówczesnego wspólnika. Że Carter nie działał wówczas sam, a osoba, która mu pomagała, dopiero teraz, w pewnym sensie, wyszła z ukrycia. Najbardziej charakterystyczny człon modus operandi Szeptacza został zachowany. Aktualnie grasujący w Featherbank czarny charakter też przemawia ściszonych głosem do swoich przyszłych ofiar, a gdy już pozbawi ich życia naciąga im koszulki na twarze. To znaczy robi to raz, ale wszystko wskazuje na to, że ma w planach kolejne ofiary. Kogo upatrzy sobie na drugą ofiarę nietrudno się domyślić, ale to nie oznacza, że ten nowy (albo stary) Szeptacz nie kryje w sobie żadnych niespodzianek. Alex North trochę ich przewidział - także w sferze osobistej niektórych pozytywnych bohaterów – i chociaż żadna z nich nie wstrząsnęła mną do głębi, to i za te atrakcje jestem wdzięczna autorowi. Nieprzewidywalne, ale przede wszystkim zmuszające do podkręcenia tempa czytania. Znacie to: myślimy sobie, że doczytamy do końca rozdziału i zrobimy sobie przerwę od lektury, ale nierzadko okazuje się to niemożliwe, bo finał tegoż przynosi jakąś rewelację, którą chce się natychmiast (już, teraz) zgłębić. Alex North właśnie tę sztuczkę wykorzystuje. Co prawda skuteczność rzeczonych zagrań była różna, ale w sumie dosyć często dawałam się porwać zewowi. Skusić na jeszcze kawałek, a potem... jeszcze chwilka, a potem już naprawdę przerwa. Styl, w jakim „Szeptacza” spisano szczególnie rozbudowany nie jest. Żadne tam bogactwo słów składające się na długie zdania opisowe i dialogowe, ale mimo tego, że preferuję większy językowy rozmach, autorowi „Szeptacza” zazwyczaj udawało się pobudzić moją wyobraźnię. Nie zawsze, bo jednak przez niektóre odcinki fabuły autor przechodzi nazbyt skrótowo, a i co najmniej dwie bohaterki „Szeptacza”, moim zdaniem, przedstawił jedynie powierzchownie. Takich zastrzeżeń nie mam jednak do ustępów, naturalnie, najmocniej mnie nęcących, czyli wydarzeń wyrosłych z tradycji tak literackiego, jak filmowego horroru. Horroru o zjawiskach nadprzyrodzonych, a konkretniej ghost story, bo z tym nurtem „Szeptacz” w tych momentach najsilniej się kojarzy. Mała dziewczynka, którą (chyba) widzi tylko siedmioletni Jake Kennedy; być może nawiedzony, a na pewno dosyć upiornie się prezentujący dom w małym miasteczku, który pewnie niejednemu odbiorcy powieści każe myśleć o prozie Stephena Kinga – dom, w którym może mieszkać nieprzyjazny duch małego chłopca, ale i do którego groźba dochodzi z zewnątrz. Najpewniej pod postacią człowieka z krwi i kości, psychopaty czyhającego na małych chłopców z Featherbank, który z tym swoim szeptem doskonale wpasowuje się klimat panujący w nowym domu Kennedych. Perspektywa Jake'a (North ujmuje ją w trzeciej osobie) może jednak narzucać nam inny pogląd na Szeptacza, a mianowicie taki, że jest on postacią nadprzyrodzoną. Punkt widzenia chłopca, ale i doświadczenie z wszelkiej maści tak literackimi, jak filmowymi opowieściami o istotach z zaświatów. North wykorzystuje niektóre popularne motywy horroru do wykreślenia własnej, dosyć złowieszczo brzmiącej, aczkolwiek można to było znacznie podkręcić, w miarę wciągającej i umiarkowanie trzymającej w napięciu opowieści o... duchach? Sami się przekonajcie.

Nie ukrywam, że „Szeptacz” nie do końca sprostał moim wymaganiom. Może trochę dlatego, że zbyt wiele sobie po tej publikacji obiecywałam. Z jakiegoś powodu zakładałam, że Alex North zabierze mnie w jedną z tych niezapomnianych literackich podróży, których w życiu trochę już odbyłam. Nie wiem skąd to podejrzenie graniczące z przekonaniem, bo entuzjastyczne recenzje książki, głośna kampania reklamowa i bądź co bądź wpadająca w oko okładka zaprojektowana przez Tomasza Majewskiego raczej nie grały w tym żadnej roli. Nie żebym żałowała, że pozwoliłam człowiekowi ukrywającemu się pod pseudonimem Alex North zaprowadzić się do małego miasteczka, w którym naprawdę źle się dzieje. Do którego powraca koszmar sprzed lat: tytułowy Szeptacz, postrach tego niewielkiego społeczeństwa. Nie, nie żałuję tego spotkania. Poznania tej konkretnej historii całkiem zgrabnie łączącej w sobie stylistykę thrillera psychologicznego, kryminału i horroru nadprzyrodzonego, aczkolwiek aż proszącej się o większe rozbudowanie tak fabularne, jak językowe. Innymi słowy: jest dobrze, ale mogło być wspaniale. I może kiedyś będzie, bo mam nadzieję, że ten nieźle rokujący powieściopisarz będzie nadal działał w podobnych klimatach.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz