wtorek, 7 lipca 2015

Bentley Little „Pociąg upiorów”


Angela Ramos przyjeżdża z rodzinnego Los Angeles do Flagstaff w Arizonie, żeby studiować na tutejszej uczelni. Przez brak wolnych pokoi w akademiku jest zmuszona wprowadzić się do starego domostwa, w którym mieszkania wynajmują młodzi ludzie. Jej współlokatorka Chrissie i para homoseksualistów z parteru wyjawiają jej, że w domu straszy, ale Angela nie przywiązuje do tego większej wagi. Do czasu, aż na własne uszy słyszy niepokojące szepty wydobywające się z jednego z mieszkań.
Strażnik Parku Narodowego Krainy Kanionów w Utah, Henry Cote, jest prześladowany przez cienie azjatyckich bliźniaczek, które pożywiają się jego nasieniem. Ponadto odkrywa akty wandalizmu na terenie parku, które nie mogły być dokonane przez człowieka.
Jolene rzuca pracę strażnika granicznego w Yumie i ksenofobicznego męża i wraz z ośmioletnim synem, Skylarem, przeprowadza się do domu matki alkoholiczki w Bear Flats w Kalifornii. Parę dni po przyjeździe zatrudnia się do pomocy przy urządzaniu muzeum w wiekowym domu rodu milionerów. Wewnątrz odkrywa przerażające rzeczy, które mogą mieć związek z innymi nadnaturalnymi wydarzeniami, mającymi miejsce w miasteczku.
Amerykanin chińskiego pochodzenia, Dennis Chen, wybiera się w samotną podróż po Stanach Zjednoczonych. Chłopak od zawsze czuł, że takie jest jego przeznaczenie, że coś przyciąga go do pewnych miejsc w kraju. W drodze upewnia się w tym przekonaniu, dzięki niejasnym, acz bardzo realistycznym koszmarom sennym.
Wkrótce wszyscy będą musieli zmierzyć się z zagrożeniem nie z tego świata, transportowanym przez pociąg widmo, przemierzający Stany Zjednoczone i siejący postrach wszędzie, gdzie się pojawi.

Amerykański pisarz Bentley Little specjalizuje się w literaturze ekstremalnej, osadzonej w uniwersum zbliżonym do światów kreowanych przez Edwarda Lee i Johna Eversona. Plotka głosi, że odkrył go Stephen King w 1990 roku, tym samym, w którym nagrodzono go Bram Stoker Award za powieść „The Revelation”. Trzy lata później do tej samej statuetki nominowano jego „The Summoning”. W Polsce Little’owi nie udało się zyskać takiego uznania czytelników, jak w Stanach Zjednoczonych i pewnie z tego powodu wydawcy po wypuszczeniu na nasz rynek trzech jego powieści zrezygnowali z wydawania innych długich form tego pisarza. A szkoda, bo bibliografia Little’a, podobnie jak wielu innych, szanujących się autorów literatury grozy, jest dosyć pokaźna. Wypadałoby więc, żeby polscy wydawcy zaspokoili oczekiwania fanów jego prozy i zaznajomili ich z innymi dziełami Little’a, nawet jeśli szerokiej opinii publicznej miałoby się to nie spodobać. „Pociąg upiorów” po raz pierwszy ukazał się w 2006 roku pod tytułem „The Burning” i choć ze wszystkich książek Little’a wydanych w Polsce jest zdecydowanie najsłabszą pozycją to i tak w porównaniu do innych horrorowych utworów (również autorstwa sławnych pisarzy) zalewających nasz rynek wypada całkiem dobrze. Literatura ekstremalna to bardzo specyficzny gatunek, celujący w pewną niszę, złożoną z czytelników z tak zwanymi żelaznymi żołądkami. Masowi odbiorcy zapoznali się z tą stylistyką głównie podczas boomu na prozę Edwarda Lee, która z jakiegoś nieznanego mi powodu zaskarbiła sobie ich silniejszą sympatię, aniżeli twórczość Bentley’a Little’a. Nie potrafię orzec, dlaczego tak się stało, wszak pisarstwo Little’a prezentuje zbliżony poziom do pióra Lee. Być może zawinił marketing – wydawnictwo Amber, które „wzięło pod swoje skrzydła” powieści Bentley’a nie zadbało o tak szumną reklamę, jak Replika, piastująca literaturę Edwarda.

„Obcy w obcym świecie szukający lepszego życia, a znajdujący tylko śmierć.”

Dedykując „Pociąg upiorów” swojemu synowi, Little zdradza, że powieść powstała na jego usilne prośby, spisania historii, w której pojawiałby się pociąg widmo i dwa groby oznaczone Matka i Córka. Z tych dwóch, na pierwszy rzut oka, niezwiązanych ze sobą elementów powstała umiarkowanie makabryczna (jak na tego autora) opowieść z przesłaniem, co nie jest częste w tym gatunku literackim. Wszystkie wydarzenia śledzimy z czterech różnych perspektyw. Jako, że główni bohaterowie mieszkają w różnych zakątkach Stanów Zjednoczonych, nie znają się i początkowo świadkują pozornie niezwiązanym ze sobą zjawiskom taka narracja przez jakiś czas może odrobinę dezorientować. Ale wydaje mi się, że właśnie taki był zamiar autora. Konstrukcja „Pociągu upiorów” przez długi czas utrzymuje czytelnika w niepewności. Bezwładnie porozrzucane elementy nadprzyrodzone, prezentujące różne charaktery, wydają się nie mieć ze sobą wiele wspólnego – tak jakby były częściami kilku innych układanek. Ale to tylko pozory, bowiem jak okaże się w miarę rozwoju akcji wszystkie cząstki się ze sobą łączą w dosyć osobliwy sposób, ale kto powiedział, że literatura ekstremalna ma się rządzić prawami fizyki? Jako, że Bentley Little przez cały utwór płynnie przeskakuje od jednego zakątku Stanów Zjednoczonych do drugiego naturalną koleją rzeczy dostajemy szeroki obraz chaosu szybko ogarniającego cały kraj. Początkowo najbardziej intrygowały mnie wątki skupiające się na studentce latynoskiego pochodzenia, Angeli Ramos. Aura tajemniczości, potęgowana sygnalizowaniem wkraczania nieznanego w zwyczajną rzeczywistość jest wyczuwalna przez całą pierwszą połowę powieści, w rozdziałach skupiających się na wszystkich bohaterach, ale ową nadnaturalność najsilniej odbierałam podczas ustępów poświęconych Angeli. Little sporo miejsce poświęca tutaj klasycznemu motywowi nawiedzonego domostwa, w którym co jakiś czas rozlegają się tajemnicze odgłosy, strasząc jego mieszkańców, ale nie na tyle, żeby chwilę po tych zjawiskach nie potrafili przejść nad nimi do porządku dziennego. Choć nie odnajdziemy w tych ustępach żadnej innowacyjności talent autora do budowania gęstej atmosfery niezdefiniowanego zagrożenia właściwie gwarantuje wielbicielom ghost stories wrażenia, jakich oczekują od tego rodzaju historii. Jeszcze ciekawiej robi się z chwilą odkrycia pod miastem tunelu pełnego zmumifikowanych ciał, które roznoszą na społeczeństwo czarną pleśń, zmieniającą osobowości białych przedstawicieli rasy ludzkiej. Opisy wręcz skąpanych w żywej mazi pomieszczeń i późniejszy obraz destrukcji, jaką owa substancja zapoczątkowuje zachwycają swoją ograniczoną do kilku zdań drobiazgowością. Mało który pisarz potrafi w kilku krótkich zdaniach odmalować przed oczami czytelników niepozostawiające miejsca na domysły koszmarne obrazy, które dzięki tym niedługim, acz trafnym opisom nie męczą co bardziej niecierpliwych odbiorców.

„Przeszłość należało zostawić w spokoju. Zła nie można pomścić – można je jedynie naprawić.”

Ale nadnaturalność „Pociągu upiorów” nie zasadza się jedynie na wydarzeniach, w których centrum tkwi Angela. Little rozkłada owe wątki na wszystkich bohaterów, w mniej lub bardziej udanym stylu. Strażnik Parku Narodowego, Henry Cote, uosabia głównie zamiłowanie tego autora do kompilowania erotyzmu z makabrą. Cienie, które prześladują Henry’ego nie pragną jego fizycznej krzywdy. Chcą jedynie posilić się jego nasieniem, dlatego też rozdziały koncentrujące się na tym bohaterze przez długi czas oscylują pomiędzy nadnaturalnością a czystym porno. Mieszanka miejscami mocno intrygująca, zmuszająca do prób rozszyfrowania prawdziwych motywów nasieniożernych cieni i ewentualnych następstw ich nasycenia, ale zabrakło mi tutaj czegoś, co wybiegałoby poza te ramy, wszak z czasem opisy kuriozalnych stosunków oralnych popadły w zbyt częstą powtarzalność. Podobnie miejscami nudziły mnie wątki koncentrujące się na podróży Dennisa Chena – jedynie jego niepokojące sny i konfrontacje z jawnie rasistowskimi postawami mieszkańców mijanych miasteczek miały w sobie większe pokłady tajemniczości. Szczegóły jego samotnej jazdy natomiast chwilami mocno mnie niecierpliwiły. Na szczęście rozdziały poświęcone ostatniej kluczowej bohaterce książki (pomijając pewnego agent FBI, który summa summarum nie odegrał większej roli w tej opowieści, mimo, że autor czasem zbaczał w jego stronę), Jolene i jej małemu synkowi zrekompensowały mi niedostatki historii Henry’ego i Dennisa. Samotne groby oznaczone, jako Matka i Córka, nieludzka twarz zaglądająca przez okno sypialni Jolene i jej syna, Skylar nawiązujący kontakt za pośrednictwem snów z jakimś bytem i wreszcie stare domostwo pełne zakonserwowanych części ludzkich ciał z gnieżdżącym się w jego murach czystym złem. Absolutnie wszystkie te zjawiska Little podał w nieznośnie klimatycznym stylu, przykładając wielką wagę do budowania napięcia i aury tajemniczości. Niby literatura ekstremalna, ale akurat w tej powieści lepiej sprawdziło się generowanie nastroju grozy, aniżeli liczne, choć oszczędne w opisach sceny gore.

„Żądza zemsty była zrozumiała, a w tych okolicznościach może nawet usprawiedliwiona, ale dwie złe rzeczy nie czynią dobra i bez względu na to, co twierdzą różne religie, za grzechy ojców dzieci nie powinny cierpieć.”

Wspominałam już, że „Pociąg upiorów” to książka z przesłaniem. Jej problematyka zasadza się na zjawisku imigracji, które w XIX wieku i na początku XX doprowadziło do skrajnych zachowań Amerykanów o podłożu ksenofobicznym i rasistowskim. Choć natura zagrożenia w „Pociągu upiorów” sięga XIX wieku to moralizatorski aspekt powieści z powodzeniem można przełożyć na współczesne czasy. Little z wielką zjadliwością podchodzi do tego rodzaju postaw rasy ludzkiej, szkalując dosłownie każdy przejaw antyimigranckiego zacietrzewienia. Mówi wprost, do czego niegdyś prowadziło takie zaściankowe, zabobonne myślenie i do czego w przyszłości może jeszcze nas zaprowadzić. Co więcej obrazuje krwawą zemstę uciśnionych, których motywy są co prawda zrozumiałe, ale nie do końca godne pochwały. Moralną ocenę owej zemsty Little pozostawia czytelnikom, a biorąc pod uwagę wszystkie fakty naprawdę nie jest łatwo jednoznacznie opowiedzieć się po którejś ze stron tego konfliktu, co tylko podnosi poziom „Pociągu upiorów”.

Proza nie dla każdego – tak w skrócie można podsumować twórczość Bentley’a Little’a. Wielbiciele powieści Edwarda Lee, Johna Eversona i Clive’a Barkera zapewne odnajdą się w „Pociągu upiorów”, chociaż mogą być nieco rozczarowani zbyt delikatnym, jak na tego rodzaju prozę podejście do wszelkiej makabryczności. Ona się pojawia i to nawet często, ale mało szczegółowe opisy zbyt wiele miejsca pozostawiają wyobraźni czytelników, czego nie można już powiedzieć o klimacie. I tutaj przechodzimy do drugiej grupy docelowej tej powieści – wielbicieli wszelkiej tajemniczości i zjawisk paranormalnych, którzy jeśli przymkną oko na krwawe ustępy „Pociągu upiorów” mają szansę równie dobrze się bawić, co fani bardziej dosadnej literatury. Dla każdego coś miłego, choć autorowi nie udało się uniknąć paru słabszych momentów. Mam jednak nadzieję, że zrekompensuje im je moralizatorski, dający do myślenia wydźwięk tej powieści. Nacjonalistów zapewne tylko zirytuje, ale odbiorcy prezentujący mniej skrajne postawy powinni przyklasnąć przenikliwości Bentley’a Little’a.

 Baza recenzji Syndykatu ZwB

3 komentarze:

  1. Czytałam "Instynkt śmierci" Little'a i przyznam, że nie zrobił na mnie wrażenia, ale "Pociąg upiorów" mam w swojej kolekcji, więc prędzej czy później przyjdzie czas na drugie spotkanie z pisarzem. Nie jestem jednak fanką makabry, więc to chyba tłumaczy dlaczego pióro Little'a mnie nie przekonało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam już dwie pozostałe powieści Little'a, "Pociąg..." z kolei czeka u mnie na swoją kolej. Bardzo żałuję, że wydawnictwo nie zdecydowało się na dalsze wydawanie, z drugiej jednak strony rozumiem, że każdy chce zarobić, a horror ekstremalny nie jest w naszym kraju zbyt popularny. Nawet Edward Lee, którego wydaje Replika, nie może się doczekać wydania kolejnych tytułów, mimo tego że próbowano rozpowszechniać jego teksty na większą skalę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Jedynym wyjściem zadowalającym obie strony, zarówno fanów literatury ekstremalnej, jak i wydawców byłoby powstanie wydawnictwa na kształt dawnego Phantom Press. Tanie wydania w niskich nakładach mogłyby zapewnić zysk wydawcom, chociaż to też tylko przypuszczenie. Niszowe powieści chyba jak na razie w Polsce muszą ustąpić miejsca utoworom, które mają szansę spodobać się większej grupie odbiorców, niestety:/

      Usuń