środa, 26 sierpnia 2015

„Cybernatural” (2014)


Podczas suto zakrapianej alkoholem imprezy Laura Barns zostaje sfilmowana w uwłaczającej sytuacji. Filmik zostaje opublikowany na różnego rodzaju portalach internetowych, co skutkuje niewybrednymi komentarzami internautów pod adresem Laury i złośliwościami w szkole. Przygnębiona dziewczyna w końcu popełnia samobójstwo, ale powraca w rocznicę swojej śmierci. Dawna przyjaciółka Laury, Blaire i kilkoro jej znajomych podczas wieczornej wideokonferencji zaczynają dostawać wiadomości wysyłane z profilu zmarłej koleżanki. Początkowo są przekonani, że ktoś podszywa się pod Laurę, ale kiedy ich prześladowczyni przechodzi do bardziej zdecydowanych ataków uświadamiają sobie, że dziewczyna wróciła, aby pomścić swoją śmierć.

Niezależny, zrealizowany za zaledwie milion dolarów horror gruzińskiego reżysera Levana Gabriadze. Scenariusz autorstwa Nelsona Greavesa zainspirowała głośna w Stanach Zjednoczonych sprawa piętnastoletniej Audrie Pott, która została wykorzystana seksualnie przez trzech nastolatków. Zdjęcia z gwałtu zamieszczono w Internecie, co popchnęło dziewczynę do samobójstwa przez powieszenie oraz tragedia Amandy Todd, która popełniła samobójstwo po opublikowaniu w Internecie jej roznegliżowanych zdjęć. „Cybernatural” (funkcjonujący też pod tytułem „Unfriended”) nie jest sfabularyzowanym zapisem rzeczywistych wydarzeń – ze spraw Pott i Todd czerpie jedynie ogólny koncept, który okazał się tak wyrazisty, że przekonał sporą rzeszę widzów i krytyków przynosząc blisko 60-milionowe zyski.

Modna ostatnimi czasy realizacja za pośrednictwem kamerek internetowych i skumulowania akcji filmu w ekranie komputera moim zdaniem miała być alternatywą dla tak zwanego kręcenia z ręki. Swego rodzaju kompromisem dla osób, których drażni rozchwiany obraz w filmach verite, ale posiadającym swoje własne przywary. Obrazując wszystkie wydarzenia za pośrednictwem komputera głównej bohaterki, Blaire, przyzwoicie wykreowanej przez Shelley Henning twórcy „Cybernatural” znacząco zwężyli miejsce akcji. Dziewczyna jest połączona na wideoczacie ze swoimi przyjaciółmi, co wymagało podzielenia obrazu. Kilka małych kwadracików, na których widzimy głowy zarówno głównej bohaterki, jak i jej znajomych oraz fragmenty ich pokoi istotnie obniżyły poziom narracji. Irytowały ograniczoną perspektywą i co ważniejsze przyprawiały o prawdziwy ból oczu koniecznością ciągłego przenoszenia wzroku z jednej osoby na drugą oraz usilnym wpatrywaniem się w któryś z malutkich okienek, celem dojrzenia jakichś szczegółów. Co więcej, Blaire często przykrywała podobizny swoich znajomych mnóstwem stron internetowych, z których czerpała informacje o Laurze Barnes, profili na Facebooku, filmików na YouTube oraz oknem komunikatora, za pośrednictwem, którego kontaktowała się ze swoim chłopakiem, Mitchem, również podłączonym do wideoczata. Taka aktywność głównej bohaterki nie dość, że wprowadzała niepotrzebne zamieszanie to na dodatek niszczyła napięcie, które momentami generowała oś fabularna. Scenariusz, co prawda odkrywczy nie jest, ale i tak wybija się ponad mierny poziom męczącej realizacji. Inspirując się sprawami Audrie Pott i Amandy Todd, Greaves zawiązuje akcję sceną samobójstwa Laury Barns, wymuszonego niesławą, jaką zyskała po publikacji w Internecie kompromitującego nagrania. W rocznicę swojej śmierci ktoś rozsyła z jej konta wiadomości do naszych bohaterów, z których jasno wynika, że chce ukarać młodych ludzi za cyberprzemoc. Z czasem zdolności prześladowcy (przechwytywanie telefonów na policję, blokowanie różnego rodzaju funkcji w przeglądarkach nastolatków, podłączanie się pod ich profile, czy wreszcie pojawianie w ich mieszkaniach) uświadamiają bohaterom, że nie mają do czynienia z uzurpatorem tylko duchem Laury Barns, pragnącej ukarać swoich oprawców. Przesłanie jest jasne i w gruncie rzeczy to największy atut „Cybernatural”. W czasach, w których stalking w dużej mierze przeniósł się do Internetu, w czasach, w których ludzie dowartościowują się atakowaniem innych pod płaszczykiem pozornej anonimowości i wreszcie w czasach, w których coraz częściej słyszy się o samobójstwach młodych ludzi na skutek takich okrutnych prześladowań, wydźwięk scenariusza jest aż nadto aktualny. I dający do myślenia (choć zapewne nie internetowym trollom, bo ich nawet rzeczywiste tragedie nie przekonują…). Widać, że Gabriadze chciał nakręcić film, o czymś ważnym, coś co konfrontowałoby niektórych bezmyślnych młodych ludzi z ewentualnymi skutkami ich czynów i zadawało pytania odnośnie skuteczności walki organów ścigania z przemocą w Internecie, która notabene rozprzestrzenia się, jak jakaś zaraza.

Moralizatorskiemu aspektowi scenariusza nie jestem w stanie niczego zarzucić, ale „Cybernatural” miał również egzystować w ramach filmowego horroru, co szczerze mówiąc niezbyt mu się udało. Choć szkielet fabuły nawiązuje do konwencji ghost story, nieśmiertelnego motywu mściwego ducha, to stylistyka zauważalnie próbowała otrzeć się o gore. Ataki Laury na poszczególnych bohaterów filmu są całkowicie wyjałowione z napięcie, a i efekt jej działań przedstawiono tak chaotycznie, że doprawdy trzeba się mocno wysilić, żeby cokolwiek zobaczyć. Szybkie, wątpliwej jakości migawki eliminowania nastolatków zapewne nikogo nie zniesmaczą, ale przynajmniej jedna sekwencja (mielenie chłopaka) była całkiem pomysłowa – szkoda, że podana tak amatorsko. Zresztą podobnie, jak pozostałe stricte horrorowe wydarzenia, sukcesywnie przerywane młodzieńczymi rozterkami bohaterów, ich nieistotnymi problemami i niesnaskami. W końcu „Cybernatural” kierowano głównie do młodych odbiorców, to do nich przede wszystkim miało dotrzeć przesłanie filmu, a więc nie dziwi wtłoczenie we właściwą akcję rozwlekłych konwersacji bohaterów o realiach, w jakich żyją. One również (wespół z realizacją) podkopują napięcie, które miejscami wypływa ze scenariusza, tak jakby twórcy nie mogli się zdecydować, czy kręcą horror, czy raczej moralitet, skierowany do młodych ludzi. Jeśli postawiliby na tę drugą ewentualność „Cybernatural” wypadłby o wiele lepiej – o ile, popracowaliby dłużej nad formą, ale w kategoriach kina grozy nie dostrzegam tutaj nic charakterystycznego. Gdyby zabrać przesłanie, zmuszające widzów do zastanowienia, kto tak naprawdę był tutaj prześladowcą, pozostałaby zwykła wydmuszka, produkcja próbująca dostosować się do prawideł, jakimi rządzi się filmowy horror, ale z niezadowalającym skutkiem. Bo raczej wątpię, żeby wówczas fani gatunku odnaleźli w tym obrazie coś na tyle wyrazistego, żeby przykuć ich uwagę. Ale na szczęście jest moralizatorski aspekt scenariusza, który wręcz niesie tę produkcję przez większą część seansu. Produkcji Gabriadze oczywiście nie udało się uniknąć monotonii, ale gdyby nie główna tematyka, jaką obrał Greaves film zapewne prezentowałby się o wiele gorzej.

Jeśli kogoś nie zniechęca narracja za pośrednictwem komputera jednej z bohaterek filmu i jeśli nie poszukuje mocnego, odznaczającego się większą oryginalnością horroru to może śmiało ryzykować projekcję „Cybernatural”. Dla przesłania, które zainspirowały prawdziwe wydarzenia, bo jakoś innych plusów w tej produkcji dostrzec nie potrafię. Lekko irytujący realizacją, pozbawiony napięcia i klimatu grozy „zapychacz wolnego czasu”, którego siłą jest wydźwięk scenariusza. Ale nie na tyle charakterystyczną, żeby wybić ten obraz ponad przeciętność.      

1 komentarz: