czwartek, 30 listopada 2023

„Pięć koszmarnych nocy” (2023)

 
Samotnie wychowujący młodszą siostrę Michael 'Mike' Schmidt nie potrafi długo utrzymać się w jednym miejscu pracy. Nie chcąc stracić prawa do opieki nad dziesięcioletnią Abby, po utracie kolejnej posady, przyjmuje pierwszą, niezbyt zachęcającą ofertę: nocne zmiany we Freddy Fazbear's Pizza, od dawna zamkniętym lokalu, który lata swojej świetności przeżywał w przedostatniej dekadzie XX wieku. Niegdysiejsze rodzinne centrum rozrywki, najbardziej znane z animatronicznych przyjaciół dzieci, wciąż przechowywanych w tym zakurzonym przybytku. Praktykujący świadome śnienie w niesłabnącej nadziei na odkrycie tożsamości człowieka, który zniszczył jego idealną rodzinę, nowy nocny stróż niefunkcjonującej pizzerii ma powody przypuszczać, że w tym smutnym miejscu wreszcie rozwiąże przerażającą zagadkę przeszłości. Jego entuzjazm znacznie osłabnie, gdy mała Abby zaprzyjaźni się z tutejszymi mieszkańcami, mechanicznymi maskotkami z zabójczymi błyskami w oczach.

Plakat filmu. „Five Nights at Freddy's” 2023, Blumhouse Productions, Universal Pictures, ScottGames

Najbardziej dochodowe z dotychczasowych przedsięwzięć Blumhouse Productions (we współpracy z Universal Pictures i ScottGames). Rozbudowa popularnej franczyzy Scotta Cawthona, twórcy serii gier komputerowych z gatunku survival horror i autora powieści „Five Nights at Freddy's” - wprowadzenie animatronicznych sław do świata filmu. Pierwszą ujawnioną nabywczynią praw do zaadaptowania na ekran hitowej historii Cawthona była wytwórnia Warner Bros. Pictures, a blisko dwa lata po podaniu tej informacji do wiadomości publicznej, w marcu 2017 roku, ojciec serii w mediach społecznościowych doniósł o zasadniczych zmianach na tym animatronicznym pokładzie, dając do zrozumienia, że nowym producenckim opiekunem filmowego Freddy Fazbear's Pizza została marka Jasona Bluma. W lutym 2018 roku ogłoszono, że scenariusz i reżyserię powierzono Chrisowi Columbusowi, a sześć miesięcy później pochwalono się zakończeniem prac nad scenariuszem, podążającym za pierwszą cegiełką serii: wrzuconą na rynek w 2014 roku grą komputerową. Niedługo potem Jason Blum w mediach społecznościowych napisał, że premierę filmowego wydania „Five Nights at Freddy's” (pol. „Pięć koszmarnych nocy”) zaplanowano na rok 2020. Następnie gruchnęła wiadomość o odejściu z ekipy Scotta Cawthona, co opóźniło „roboty budowlane”, ale pewnie nie tak, jak zejście z pokładu Chrisa Columbusa, o czym założyciel Blumhouse Productions napomknął we wrześniu 2021 roku, czyli już po upływie pierwszego terminu uwolnienia animatronicznych straszydeł filmowych. Columbusa zastąpiła Emma Tammi, którą fani kina grozy mogą kojarzyć choćby z „The Wind” (pol. „Demony prerii” aka „Wiatr”). I wrócił Scott Cawthon.

Emma Tammi, Scott Cawthon i Seth Cuddeback Chris Lee Hill scenariusz „Pięciu koszmarnych nocy” w reżyserii pierwszej z wymienionych, napisali „pod dyktando” historii wymyślonej przez Scotta Cawthona, Chrisa Lee Hilla i Tylera MacIntyre'a (m.in. „Patchwork” 2015, „Tragedy Girls” 2017, jeden segment filmowej antologii grozy „V/H/S/99” 2022 i „Nóż w nocnej ciszy” 2023), naturalnie przewidując przeróżne smaczki dla fanów gier i powieści z cyklu „Five Nights at Freddy's”. Główne zdjęcia rozpoczęły się na samym początku lutego 2023 w Nowym Orleanie pod roboczym tytułem „Bad Cupcake”, a zakończyły w pierwszym tygodniu kwietnia tego samego roku. W październiku 2023 ruszyła szeroko zakrojona dystrybucja kinowa. Budżet oszacowano na dwadzieścia milionów dolarów (po ulgach podatkowych), a wpływy nielicho zaskoczyły. Niekoniecznie Jasona Bluma, od lat mocno przywiązanego do tego projektu, ale czy wiążącego z nim większe nadzieje niż chociażby z „Halloween” Davida Gordona Greena? Bo zarobek okazał się wyższy, pomimo w większości negatywnych recenzji krytyków i fanów filmowego horroru. Zachwyceni miłośnicy gier i/lub powieści Scotta Cawthona o mechanicznych zabójcach i rozczarowani nie-miłośnicy gier i/lub powieści Scotta Cawthona o mechanicznych zabójcach? Mniej więcej tak to się przedstawia – z naciskiem na „mniej więcej” (uogólnienie). Z doniesień medialnych wynikało, że „Pięć koszmarnych nocy” Emmy Tammi sprytnie przesuwa granicę kategorii PG-13, że twórcom udało się przemycić treści, na które publiczność może nie być przygotowana. Upiorności, jakich w horrorach dozwolonych od lat trzynastu uświadczyć niepodobna. Ciekawe, bo miałam niewątpliwą przyjemność obejrzeć względnie nowy horror jeszcze szerzej otwarty na młodszych, „Straszne historie” Davida Yarovesky'ego, który w moim przekonaniu wykazał się większą śmiałością. W roli głównej, Michaela 'Mike'a' Schmidta, wystąpił Josh 'Peeta Mellark' Hutcherson, któremu, poza wszystkim innym, udało się poruszyć jakąś czułą strunę w moim wnętrzu. Przyznaję, że nie przeszłam obojętnie obok zdesperowanego starszego brata pełniącego też obowiązki rodzica, człowieka z nieprzepracowaną traumą, któremu wiecznie wiatr w oczy. Stara się, ale mu nie wychodzi. Ima się różnych zajęć, by utrzymać siebie i przede wszystkim dziesięcioletnią Abby (nieprzekonująca kreacja Piper Rubio), ponieważ nie potrafi utrzymać się w jednej nisko płatnej pracy dłużej niż parę tygodni. Nie umie czy nie chce? Tak czy inaczej, jego kurator Steve Raglan (niezawodny Matthew Lillard) takiej kolekcji zwolnień dotąd chyba nie widział. A ostatni wybryk... W zasadzie przestępstwo, które najwyraźniej przez tak zwany wymiar sprawiedliwości zostało Mike'owi odpuszczone. Uznano, że utrata pracy jest wystarczającą karą za pobicie człowieka? Dziwne, ale taki już „urok” tej produkcji. Jakby postacie „Pięciu koszmarnych nocy” żyły w próżni, jak gdyby nikogo nie interesowało, kogo pobiją czy nawet zabiją. Efekt niedomykania wątków, przechodzenia do porządku dziennego nad ofiarami w ludziach.

Plakat filmu. „Five Nights at Freddy's” 2023, Blumhouse Productions, Universal Pictures, ScottGames

Inwazja zabawnych stworów zrobionych przez Jim Henson's Creature Shop. Roboty i przebrania, z których korzystano w sekwencjach wymagających większej mobilności ruchowej. Groteskowe animatroniczne zwierzaki potencjalnym śmiertelnym zagrożeniem dla bohaterów „Pięciu koszmarnych nocy” Emmy Tammi. Zwłaszcza małej Abby, uparcie uciekającej w świat wyobraźni, w rysunkowy pancerz, przez który bezskutecznie próbuje przebić się jej opiekun prawny. Może dlatego, że zwykle szybko się poddaje? Brakuje mu cierpliwości, brakuje energii. Przygnieciony życiem młody mężczyzna, który zaczyna myśleć, że jego siostrze lepiej będzie z nieprzyjemną ciotką Jane. Mike podejrzewa, że kobiecie bardziej zależy na pieniądzach (zasiłek) niż dobru siostrzenicy, nie może jednak oprzeć się wrażeniu, że to i tak lepsza opcja dla Abby od niego. Życiowego nieudacznika, skrajnie niezaradnego obywatela dumnych Stanów Zjednoczonych z niszczącą obsesją na punkcie tragedii z dzieciństwa. Niepowetowana strata, do której czołowa postać „Pięciu koszmarnych nocy” świadomie wraca w snach, wierząc, że na nieszczęsnym rodzinnym kempingu w jego podświadomości utrwaliła się twarz znienawidzonego człowieka. Wstrętnego zbrodniarza, który w godny odnotowania sposób UWAGA SPOILER wcześniej zdradzi swoją tożsamość widzom mającym w pamięci „Krzyk” Wesa Cravena – charakterystyczny gest szalonego zabójcy KONIEC SPOILERA. Miły gest, ale trzeba czegoś więcej, by zjednać sobie długoletnich fanów kina grozy. To może krótkie ujęcie chłopca roniącego krwawe łzy? Albo rzut oka na nielegalne składowisko ludzkich ciał, z jednym niewąsko okaleczonym panem. Ja najlepiej wspominam umowne wycieczki do krainy marzeń sennych świeżo zatrudnionego jedynego pracownika Freddy Fazbear's Pizza (właściciel, „w swojej mądrości”, uznał, że lokal wymaga ochrony tylko nocą, że w świetle dziennym żaden złodziej, ani żaden inny rzezimieszek nie odważy się wkroczyć na ten prywatny teren) – trudne początki (irytująca powtarzalność) i frapujący rozwój w klimacie lekko (naprawdę leciuteńko) pachnącym camp slasherami z drugiej połowy XX wieku. Domyślam się, że filmowcom zależało na przywołaniu magicznego ducha z przedostatniej dekady poprzedniego stulecia, ale obiektywnie rzecz biorąc ta hipotetyczna próba niezbyt się udała. Raczej kiepska stylizacja na stare, dobre... siekaniny? Bardziej slasher czy opowieść o duchach? W każdym razie budząca zastrzeżenia przyjaźń dziecka z cudacznymi robotami. Najwyraźniej istotami rozumnymi, być może autentycznie tęskniącymi za małoletnim towarzystwem, w którym swego czasu brylowali. Kiedyś gwiazdy, teraz „rupiecie ze strychu”. Zapomniane biedactwa, nad którymi ulitować mogło się tylko dziecko. No dobrze, może nie tylko, bo takiej leśnej babci jak ja też zrobiło się ich szkoda:), ale faktem jest, że kuriozalna ferajna domniemanych morderców dziecięcą radość odzyskuje dzięki najprawdopodobniej jedynej osobie, dla której główny bohater „Pięciu koszmarnych nocy” Emmy Tammi nie ustaje w wysiłkach uporządkowania swojego marnego żywota. Właściwie chłopak nie docenia tego, co ma. Rozpamiętuje przeszłość, czemu bądź co bądź trudno się dziwić, niemniej sam najlepiej wie, jak poważne szkody jego obsesja wyrządza ich dwuosobowej drużynie. Nie potrafi się powstrzymać, mimo że ma świadomość, że jego nietypowe śledztwo może przynieść więcej szkody niż pożytku. Tak naprawdę nieustępliwe przeszukiwanie podświadomości nie naprowadziło go na żadne obiecujące tropy w sprawie nieuchwytnego zbrodniarza, można wręcz powiedzieć, że ta sekretna inicjatywa Mike'a najbardziej przysłużyła się ciotce Jane, diabelnie zdeterminowanej, by odebrać mu Abby. „Misterny plany zrealizowany w rytmie slash”. Niedrastyczny, za to odrobinę mroczny, kawałek przerysowanej baśni o rozpaczliwym szukaniu swojego miejsca w bezdusznych świecie, o nieustającej walce jedynego żywiciela rodziny, wyzwaniach stojących przed niejednym rodzicem i oczywiście o podcinającej skrzydła traumie. O niezwykłej przyjaźni w ogniu poważnych podejrzeń i miłości, która może ją zwyciężyć. Niedostatecznie mroczna opowieść rodzinna, właściwie to ciepła opowiastka podobno z dreszczykiem. Horrorek na rozluźnienie.

Zachciało się rasowego horroru? To szukaj dalej, bo „Pięć koszmarnych nocy” Emmy Tammi to „straszenie w stylu Scooby-Doo”. Zabawna opowieść niesamowita spod markowego szyldu Scotta Cawthona, współscenarzysty tego niewykwalifikowanego straszydełka. Horroru relaksującego albo poważnie niedomagającego, żeby nie powiedzieć ułomnego. Tak czy inaczej, nie polecam poważnym fanom gatunku, ale tak niepoważnym jak ja odradzać nie zamierzam:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz