Samotnie
wychowujący młodszą siostrę Michael 'Mike' Schmidt nie potrafi
długo utrzymać się w jednym miejscu pracy. Nie chcąc stracić
prawa do opieki nad dziesięcioletnią Abby, po utracie kolejnej
posady, przyjmuje pierwszą, niezbyt zachęcającą ofertę: nocne
zmiany we Freddy Fazbear's Pizza, od dawna zamkniętym lokalu, który
lata swojej świetności przeżywał w przedostatniej dekadzie XX
wieku. Niegdysiejsze rodzinne centrum rozrywki, najbardziej znane z
animatronicznych przyjaciół dzieci, wciąż przechowywanych w tym
zakurzonym przybytku. Praktykujący świadome śnienie w niesłabnącej
nadziei na odkrycie tożsamości człowieka, który zniszczył jego
idealną rodzinę, nowy nocny stróż niefunkcjonującej pizzerii ma
powody przypuszczać, że w tym smutnym miejscu wreszcie rozwiąże
przerażającą zagadkę przeszłości. Jego entuzjazm znacznie
osłabnie, gdy mała Abby zaprzyjaźni się z tutejszymi
mieszkańcami, mechanicznymi maskotkami z zabójczymi błyskami w
oczach.
|
Plakat filmu. „Five Nights at Freddy's” 2023, Blumhouse Productions, Universal Pictures, ScottGames |
Najbardziej
dochodowe z dotychczasowych przedsięwzięć Blumhouse Productions
(we współpracy z Universal Pictures i ScottGames). Rozbudowa
popularnej franczyzy Scotta Cawthona, twórcy serii gier
komputerowych z gatunku survival horror i autora powieści
„Five Nights at Freddy's” - wprowadzenie animatronicznych sław
do świata filmu. Pierwszą ujawnioną nabywczynią praw do
zaadaptowania na ekran hitowej historii Cawthona była wytwórnia
Warner Bros. Pictures, a blisko dwa lata po podaniu tej informacji do
wiadomości publicznej, w marcu 2017 roku, ojciec serii w mediach
społecznościowych doniósł o zasadniczych zmianach na tym
animatronicznym pokładzie, dając do zrozumienia, że nowym
producenckim opiekunem filmowego Freddy Fazbear's Pizza została
marka Jasona Bluma. W lutym 2018 roku ogłoszono, że scenariusz i
reżyserię powierzono Chrisowi Columbusowi, a sześć miesięcy
później pochwalono się zakończeniem prac nad scenariuszem,
podążającym za pierwszą cegiełką serii: wrzuconą na rynek w
2014 roku grą komputerową. Niedługo potem Jason Blum w mediach
społecznościowych napisał, że premierę filmowego wydania „Five
Nights at Freddy's” (pol. „Pięć koszmarnych nocy”)
zaplanowano na rok 2020. Następnie gruchnęła wiadomość o
odejściu z ekipy Scotta Cawthona, co opóźniło „roboty
budowlane”, ale pewnie nie tak, jak zejście z pokładu Chrisa
Columbusa, o czym założyciel Blumhouse Productions napomknął we
wrześniu 2021 roku, czyli już po upływie pierwszego terminu
uwolnienia animatronicznych straszydeł filmowych. Columbusa
zastąpiła Emma Tammi, którą fani kina grozy mogą kojarzyć
choćby z „The Wind” (pol. „Demony prerii” aka „Wiatr”).
I wrócił Scott Cawthon.
Emma
Tammi, Scott Cawthon i Seth Cuddeback Chris Lee Hill scenariusz
„Pięciu koszmarnych nocy” w reżyserii pierwszej z wymienionych,
napisali „pod dyktando” historii wymyślonej przez Scotta
Cawthona, Chrisa Lee Hilla i Tylera MacIntyre'a (m.in. „Patchwork”
2015, „Tragedy Girls” 2017, jeden segment filmowej antologii
grozy „V/H/S/99” 2022 i „Nóż w nocnej ciszy” 2023),
naturalnie przewidując przeróżne smaczki dla fanów gier i
powieści z cyklu „Five Nights at Freddy's”. Główne zdjęcia
rozpoczęły się na samym początku lutego 2023 w Nowym Orleanie pod
roboczym tytułem „Bad Cupcake”, a zakończyły w pierwszym
tygodniu kwietnia tego samego roku. W październiku 2023 ruszyła
szeroko zakrojona dystrybucja kinowa. Budżet oszacowano na
dwadzieścia milionów dolarów (po ulgach podatkowych), a wpływy
nielicho zaskoczyły. Niekoniecznie Jasona Bluma, od lat mocno
przywiązanego do tego projektu, ale czy wiążącego z nim większe
nadzieje niż chociażby z „Halloween” Davida Gordona Greena? Bo
zarobek okazał się wyższy, pomimo w większości negatywnych
recenzji krytyków i fanów filmowego horroru. Zachwyceni miłośnicy
gier i/lub powieści Scotta Cawthona o mechanicznych zabójcach i
rozczarowani nie-miłośnicy gier i/lub powieści Scotta Cawthona o
mechanicznych zabójcach? Mniej więcej tak to się przedstawia – z
naciskiem na „mniej więcej” (uogólnienie). Z doniesień
medialnych wynikało, że „Pięć koszmarnych nocy” Emmy Tammi
sprytnie przesuwa granicę kategorii PG-13, że twórcom udało się
przemycić treści, na które publiczność może nie być
przygotowana. Upiorności, jakich w horrorach dozwolonych od lat
trzynastu uświadczyć niepodobna. Ciekawe, bo
miałam niewątpliwą przyjemność obejrzeć względnie nowy horror jeszcze szerzej
otwarty na młodszych, „Straszne historie” Davida Yarovesky'ego,
który w moim przekonaniu wykazał się większą śmiałością. W
roli głównej, Michaela 'Mike'a' Schmidta, wystąpił Josh 'Peeta
Mellark' Hutcherson, któremu, poza wszystkim innym, udało się
poruszyć jakąś czułą strunę w moim wnętrzu. Przyznaję, że
nie przeszłam obojętnie obok zdesperowanego starszego brata
pełniącego też obowiązki rodzica, człowieka z nieprzepracowaną
traumą, któremu wiecznie wiatr w oczy. Stara się, ale mu nie
wychodzi. Ima się różnych zajęć, by utrzymać siebie i przede
wszystkim dziesięcioletnią Abby (nieprzekonująca kreacja Piper
Rubio), ponieważ nie potrafi utrzymać się w jednej nisko płatnej
pracy dłużej niż parę tygodni. Nie umie czy nie chce? Tak czy
inaczej, jego kurator Steve Raglan (niezawodny Matthew Lillard)
takiej kolekcji zwolnień dotąd chyba nie widział. A ostatni
wybryk... W zasadzie przestępstwo, które najwyraźniej przez tak
zwany wymiar sprawiedliwości zostało Mike'owi odpuszczone. Uznano,
że utrata pracy jest wystarczającą karą za pobicie człowieka?
Dziwne, ale taki już „urok” tej produkcji. Jakby postacie
„Pięciu koszmarnych nocy” żyły w próżni, jak gdyby nikogo
nie interesowało, kogo pobiją czy nawet zabiją. Efekt niedomykania
wątków, przechodzenia do porządku dziennego nad ofiarami w
ludziach.
|
Plakat filmu. „Five Nights at Freddy's” 2023, Blumhouse Productions, Universal Pictures, ScottGames |
Inwazja
zabawnych stworów zrobionych przez Jim Henson's Creature Shop.
Roboty i przebrania, z których korzystano w sekwencjach wymagających
większej mobilności ruchowej. Groteskowe animatroniczne zwierzaki
potencjalnym śmiertelnym zagrożeniem dla bohaterów „Pięciu
koszmarnych nocy” Emmy Tammi. Zwłaszcza małej Abby, uparcie
uciekającej w świat wyobraźni, w rysunkowy pancerz, przez który
bezskutecznie próbuje przebić się jej opiekun prawny. Może
dlatego, że zwykle szybko się poddaje? Brakuje mu cierpliwości,
brakuje energii. Przygnieciony życiem młody mężczyzna, który
zaczyna myśleć, że jego siostrze lepiej będzie z nieprzyjemną
ciotką Jane. Mike podejrzewa, że kobiecie bardziej zależy na
pieniądzach (zasiłek) niż dobru siostrzenicy, nie może jednak
oprzeć się wrażeniu, że to i tak lepsza opcja dla Abby od niego.
Życiowego nieudacznika, skrajnie niezaradnego obywatela dumnych
Stanów Zjednoczonych z niszczącą obsesją na punkcie tragedii z
dzieciństwa. Niepowetowana strata, do której czołowa postać
„Pięciu koszmarnych nocy” świadomie wraca w snach, wierząc, że
na nieszczęsnym rodzinnym kempingu w jego podświadomości utrwaliła
się twarz znienawidzonego człowieka. Wstrętnego zbrodniarza, który
w godny odnotowania sposób UWAGA SPOILER wcześniej zdradzi
swoją tożsamość widzom mającym w pamięci „Krzyk” Wesa
Cravena – charakterystyczny gest szalonego zabójcy KONIEC
SPOILERA. Miły gest, ale trzeba czegoś więcej, by zjednać
sobie długoletnich fanów kina grozy. To może krótkie ujęcie
chłopca roniącego krwawe łzy? Albo rzut oka na nielegalne
składowisko ludzkich ciał, z jednym niewąsko okaleczonym panem. Ja
najlepiej wspominam umowne wycieczki do krainy marzeń sennych świeżo
zatrudnionego jedynego pracownika Freddy Fazbear's Pizza (właściciel,
„w swojej mądrości”, uznał, że lokal wymaga ochrony tylko
nocą, że w świetle dziennym żaden złodziej, ani żaden inny
rzezimieszek nie odważy się wkroczyć na ten prywatny teren) –
trudne początki (irytująca powtarzalność) i frapujący rozwój w
klimacie lekko (naprawdę leciuteńko) pachnącym camp slasherami
z drugiej połowy XX wieku. Domyślam się, że filmowcom zależało
na przywołaniu magicznego ducha z przedostatniej dekady poprzedniego
stulecia, ale obiektywnie rzecz biorąc ta hipotetyczna próba
niezbyt się udała. Raczej kiepska stylizacja na stare, dobre...
siekaniny? Bardziej slasher czy opowieść o duchach? W każdym
razie budząca zastrzeżenia przyjaźń dziecka z cudacznymi
robotami. Najwyraźniej istotami rozumnymi, być może autentycznie
tęskniącymi za małoletnim towarzystwem, w którym swego czasu
brylowali. Kiedyś gwiazdy, teraz „rupiecie ze strychu”.
Zapomniane biedactwa, nad którymi ulitować mogło się tylko
dziecko. No dobrze, może nie tylko, bo takiej leśnej babci jak ja
też zrobiło się ich szkoda:), ale faktem jest, że kuriozalna
ferajna domniemanych morderców dziecięcą radość odzyskuje dzięki
najprawdopodobniej jedynej osobie, dla której główny bohater
„Pięciu koszmarnych nocy” Emmy Tammi nie ustaje w wysiłkach
uporządkowania swojego marnego żywota. Właściwie chłopak nie
docenia tego, co ma. Rozpamiętuje przeszłość, czemu bądź co
bądź trudno się dziwić, niemniej sam najlepiej wie, jak poważne
szkody jego obsesja wyrządza ich dwuosobowej drużynie. Nie potrafi
się powstrzymać, mimo że ma świadomość, że jego nietypowe
śledztwo może przynieść więcej szkody niż pożytku. Tak
naprawdę nieustępliwe przeszukiwanie podświadomości nie
naprowadziło go na żadne obiecujące tropy w sprawie nieuchwytnego
zbrodniarza, można wręcz powiedzieć, że ta sekretna inicjatywa
Mike'a najbardziej przysłużyła się ciotce Jane, diabelnie
zdeterminowanej, by odebrać mu Abby. „Misterny plany zrealizowany
w rytmie slash”. Niedrastyczny, za to odrobinę mroczny,
kawałek przerysowanej baśni o rozpaczliwym szukaniu swojego miejsca
w bezdusznych świecie, o nieustającej walce jedynego żywiciela
rodziny, wyzwaniach stojących przed niejednym rodzicem i oczywiście
o podcinającej skrzydła traumie. O niezwykłej przyjaźni w ogniu
poważnych podejrzeń i miłości, która może ją zwyciężyć.
Niedostatecznie mroczna opowieść rodzinna, właściwie to ciepła
opowiastka podobno z dreszczykiem. Horrorek na rozluźnienie.
Zachciało
się rasowego horroru? To szukaj dalej, bo „Pięć koszmarnych
nocy” Emmy Tammi to „straszenie w stylu Scooby-Doo”. Zabawna
opowieść niesamowita spod markowego szyldu Scotta Cawthona,
współscenarzysty tego niewykwalifikowanego straszydełka. Horroru
relaksującego albo poważnie niedomagającego, żeby nie powiedzieć
ułomnego. Tak czy inaczej, nie polecam poważnym fanom gatunku, ale
tak niepoważnym jak ja odradzać nie zamierzam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz