Studentka psychologii, Sarah, próbuje pomóc swojej przyjaciółce, Audrey,
przekonanej, że jest prześladowana przez Boogeymana, który jakiś czas temu
zabił jej ojca. Kiedy pewnego wieczora martwa Audrey zostaje znaleziona w swoim
pokoju w akademiku wszyscy są przekonani, że dziewczyna popełniła samobójstwo.
Wszyscy oprócz Sarah, która zdążyła dojrzeć szkaradną postać duszącą jej
znajomą. Od tej chwili dziewczyna stara się przestrzec swoich przyjaciół przed
grożącym im niebezpieczeństwem.
Trzecia, i jak na razie ostatnia część znanego cyklu o Boogeymanie,
zapoczątkowanego w 2005 roku przez Stephena Kay’a. Tym razem na krześle
reżyserskim zasiadł niezbyt obiecujący Gary Jones, który w swojej karierze
szczególnie skupił się na animal attack’ach, typu „Komary” (1995), „Pająki”
(2000), czy „Bestia z mokradeł” (2002), a w 2013 roku sięgnął po legendę Paula
Bunyana pt. „Bezlitosny topór”. „Boogeyman 3” to taka typowa młodzieżowa
rąbanka, która z marnym skutkiem próbuje również straszyć. Twórcy w tej ponoć
ostatniej odsłonie postanowili odnieść się zarówno do estetyki jedynki,
skupiającej się na wątkach nadprzyrodzonych, jak i slasherowej dwójki. Założenie całkiem ciekawe – taki zamykający
serię miszmasz jej poprzedników. Szkoda tylko, że scenarzysta Brian Sieve
troszkę zaniedbał fabułę.
Scenariusz „Boogeymana 3”, czerpie z estetyki teen slasherów, chwilami skłaniając się też w stronę wątków
nadprzyrodzonych. A więc mamy mocno konwencjonalną fabułę, rozgrywającą się w
akademiku, która pomijając wszystkie ozdobniki skupia się na legendarnym upiorze,
wykańczającym studentów na różne widowiskowe sposoby. Najpierw poznajemy Audrey,
córkę doktora Allena z drugiej części, którą prześladuje Boogeyman. Dziewczyna
szuka pomocy u koleżanki z roku, Sarah, która pracuje w studenckim radiu. Oczywiście,
początkowo nikt nie chce dać wiary jej słowom. Do czasu morderstwa, którego
Sarah jest mimowolnym świadkiem. Audrey umiera, a wszyscy oprócz Sarah są
przekonani, że popełniła samobójstwo. Jak na film nakręcony na potrzeby DVD z
relatywnie niskim budżetem „Boogeyman 3” może pochwalić się całkiem zgrabną
realizacją. Niestety, pozbawioną większego napięcia, ale za to pełną udanych jump scenek. Wygląd
Boogeymana, stylizowanego na sędziwego starca z wyłupiastymi oczami również
jest dopracowany, ale największe wrażenie robi montaż, gdy pojawia się na
ekranie – szybkie przejścia, imitujące rozpływanie się w powietrzu, z delikatną
ingerencją efektów komputerowych. Względnie profesjonalne są również liczne
umiarkowanie krwawe sceny. Nabicie chłopaka na fajkę wodną i późniejsza sekwencja
przeżuwania pokruszonego szkła, która co prawda kojarzy się z „Tamarą” z 2005
roku, ale zrealizowana jest całkiem przekonująco. To samo z momentem wciągania
chłopaka do wnętrza skrzynki, kiedy to jego kości łamią się pod fantazyjnymi
kątami. Ale tutaj również daleko było twórcom do innowacyjności, na miarę
„Boogeymana 2”, bo podobne ujęcie widziałam już w choćby „Freddy kontra
Jason”, tyle że z łóżkiem w roli łamacza kości. Zdecydowanie najciekawsze sceny
gore mają miejsce podczas przywidzeń
Sarah, kiedy obserwuje ściany spływające krwią, która również bryzga z otworów
wentylacyjnych w suficie. Późniejsza sekwencja przechadzania się po korytarzu
pełnym poćwiartowanych ciał również jest całkiem udana, szczególnie, że twórcy unikają
skupiania się na najdrobniejszych szczegółach rzezi, które mogłyby wypaść
groteskowo. Jedyna maksymalnie sztuczna scena z posoką, ma miejsce, kiedy
pikselowa krew wylewa się z pralek, ale poza tym Jones unika większej
ingerencji CGI. Krótko mówiąc, odwagi twórcom nie brakowało. Krwawe momenty
oczywiście są na tyle oszczędne, aby nikogo nie zniesmaczyć, ale równocześnie tak
dalece dopracowane, ażeby nie zirytować widzów.
Gorzej sprawa ma się z klimatem. Brak dosadnej ścieżki dźwiękowej i mrocznej
kolorystyki obrazu właściwie wykluczają jakiekolwiek napięcie. Jones stawia
raczej na zaskakiwanie widzów licznymi jump
scenkami, które w towarzystwie odważniejszej atmosfery grozy pewnie lepiej
wywiązałyby się ze swojego zadania. Kolejnym niewypałem jest scenariusz i
bynajmniej nie mówię tutaj o braku oryginalności, bo gdybym tego szukała w
gatunku to na pewno nie byłabym jego fanką tylko o dziurach logistycznych.
Największa to inspiracja Freddy’m Kruegerem. Sarah z czasem dochodzi do
wniosku, że Boogeyman do istnienia potrzebuje wiary swoich ofiar – nie może
istnieć, kiedy jego legenda odchodzi w zapomnienie. Już pomijając ewidentne
kopiowanie od „Koszmarów z ulicy Wiązów”, albo prędzej z „Freddy kontra Jason”,
w którym to ten wątek był najbardziej uwypuklony, ta teoria zwyczajnie kłóci
się z początkowymi mordami, na osobach, które w Boogeymana nie wierzyły. Drugim
wątkiem, który wzbudził mój niesmak była łatwość, z jaką Sarah przekonała cały
akademik, łącznie z wykładowcą psychologii, że legendarny potwór istnieje.
Właściwie wszyscy zaczęli wierzyć jej na słowo, tak jakby istnienie upiora,
wykańczającego ludzi nie podlegało żadnym negocjacjom. Poza tym dziwi mnie, że
scenarzysta, który skonstruował fabułę do „Boogeymana 2” tak szybko zapomniał,
o czym traktowała poprzednia część. Nawiązując do niej ukuł teorię, że ówczesny
morderca był ofiarą spisku Boogeymana, który wykorzystał go do propagowania swojej
osoby. Ciekawa koncepcja, tylko, że w dwójce nie ma ani jednego ujęcia
sugerującego istnienie prawdziwego Boogeymana, za to mamy tam typowo slasherowego zabójcę z krwi i kości…
Gdyby twórcy „Boogeymana 3” nie przekombinowali z jego motywami w drugiej
połowie seansu film mógłby okazać się całkiem zgrabną rąbanką, bez przesadnego
epatowania przemocą, ale równocześnie na tyle odważną, ażeby nie znużyć
odbiorców. Dopracowana realizacja i sylwetka antagonisty praktycznie by to
gwarantowały. Ale brak klimatu grozy i denerwujące dziury logistyczne znacznie
obniżyły poziom tej produkcji, w moim mniemaniu zrównując ją ze średnią
jedynką.
Hej, napisałabyś o Wither/Cabin of the Death? Bardzo mi zależy
OdpowiedzUsuńPo opisie wnoszę, że to jakaś zrzynka z "Martwego zła", ale jeszcze nie widziałam, więc mogę się mylić. Zachęcające jest, że to produkcja szwedzka, więc pewnie zaryzykuję seans. Postaram się jeszcze w tym tygodniu coś o nim napisać.
UsuńObejrzałam pierwszą część i to jeszcze wtedy jak byłam małą dziewczynką. Wtedy zrobiło na mnie duże wrazenie, ale teraz chyba efekt nie byłby taki sam.
OdpowiedzUsuńA ja chyba nigdy tej serii nie polubię. Tak jak napisałaś - to taka "młodzieżowa rąbanka", a i wcześniejsze części też jakoś nie przypadły mi do gustu.
OdpowiedzUsuń