poniedziałek, 15 września 2014

„Boogeyman 3: Ostatni rozdział” (2008)


Studentka psychologii, Sarah, próbuje pomóc swojej przyjaciółce, Audrey, przekonanej, że jest prześladowana przez Boogeymana, który jakiś czas temu zabił jej ojca. Kiedy pewnego wieczora martwa Audrey zostaje znaleziona w swoim pokoju w akademiku wszyscy są przekonani, że dziewczyna popełniła samobójstwo. Wszyscy oprócz Sarah, która zdążyła dojrzeć szkaradną postać duszącą jej znajomą. Od tej chwili dziewczyna stara się przestrzec swoich przyjaciół przed grożącym im niebezpieczeństwem.

Trzecia, i jak na razie ostatnia część znanego cyklu o Boogeymanie, zapoczątkowanego w 2005 roku przez Stephena Kay’a. Tym razem na krześle reżyserskim zasiadł niezbyt obiecujący Gary Jones, który w swojej karierze szczególnie skupił się na animal attack’ach, typu „Komary” (1995), „Pająki” (2000), czy „Bestia z mokradeł” (2002), a w 2013 roku sięgnął po legendę Paula Bunyana pt. „Bezlitosny topór”. „Boogeyman 3” to taka typowa młodzieżowa rąbanka, która z marnym skutkiem próbuje również straszyć. Twórcy w tej ponoć ostatniej odsłonie postanowili odnieść się zarówno do estetyki jedynki, skupiającej się na wątkach nadprzyrodzonych, jak i slasherowej dwójki. Założenie całkiem ciekawe – taki zamykający serię miszmasz jej poprzedników. Szkoda tylko, że scenarzysta Brian Sieve troszkę zaniedbał fabułę.

Scenariusz „Boogeymana 3”, czerpie z estetyki teen slasherów, chwilami skłaniając się też w stronę wątków nadprzyrodzonych. A więc mamy mocno konwencjonalną fabułę, rozgrywającą się w akademiku, która pomijając wszystkie ozdobniki skupia się na legendarnym upiorze, wykańczającym studentów na różne widowiskowe sposoby. Najpierw poznajemy Audrey, córkę doktora Allena z drugiej części, którą prześladuje Boogeyman. Dziewczyna szuka pomocy u koleżanki z roku, Sarah, która pracuje w studenckim radiu. Oczywiście, początkowo nikt nie chce dać wiary jej słowom. Do czasu morderstwa, którego Sarah jest mimowolnym świadkiem. Audrey umiera, a wszyscy oprócz Sarah są przekonani, że popełniła samobójstwo. Jak na film nakręcony na potrzeby DVD z relatywnie niskim budżetem „Boogeyman 3” może pochwalić się całkiem zgrabną realizacją. Niestety, pozbawioną większego napięcia, ale za to pełną udanych jump scenek. Wygląd Boogeymana, stylizowanego na sędziwego starca z wyłupiastymi oczami również jest dopracowany, ale największe wrażenie robi montaż, gdy pojawia się na ekranie – szybkie przejścia, imitujące rozpływanie się w powietrzu, z delikatną ingerencją efektów komputerowych. Względnie profesjonalne są również liczne umiarkowanie krwawe sceny. Nabicie chłopaka na fajkę wodną i późniejsza sekwencja przeżuwania pokruszonego szkła, która co prawda kojarzy się z „Tamarą” z 2005 roku, ale zrealizowana jest całkiem przekonująco. To samo z momentem wciągania chłopaka do wnętrza skrzynki, kiedy to jego kości łamią się pod fantazyjnymi kątami. Ale tutaj również daleko było twórcom do innowacyjności, na miarę „Boogeymana 2”, bo podobne ujęcie widziałam już w choćby „Freddy kontra Jason”, tyle że z łóżkiem w roli łamacza kości. Zdecydowanie najciekawsze sceny gore mają miejsce podczas przywidzeń Sarah, kiedy obserwuje ściany spływające krwią, która również bryzga z otworów wentylacyjnych w suficie. Późniejsza sekwencja przechadzania się po korytarzu pełnym poćwiartowanych ciał również jest całkiem udana, szczególnie, że twórcy unikają skupiania się na najdrobniejszych szczegółach rzezi, które mogłyby wypaść groteskowo. Jedyna maksymalnie sztuczna scena z posoką, ma miejsce, kiedy pikselowa krew wylewa się z pralek, ale poza tym Jones unika większej ingerencji CGI. Krótko mówiąc, odwagi twórcom nie brakowało. Krwawe momenty oczywiście są na tyle oszczędne, aby nikogo nie zniesmaczyć, ale równocześnie tak dalece dopracowane, ażeby nie zirytować widzów.

Gorzej sprawa ma się z klimatem.  Brak dosadnej ścieżki dźwiękowej i mrocznej kolorystyki obrazu właściwie wykluczają jakiekolwiek napięcie. Jones stawia raczej na zaskakiwanie widzów licznymi jump scenkami, które w towarzystwie odważniejszej atmosfery grozy pewnie lepiej wywiązałyby się ze swojego zadania. Kolejnym niewypałem jest scenariusz i bynajmniej nie mówię tutaj o braku oryginalności, bo gdybym tego szukała w gatunku to na pewno nie byłabym jego fanką tylko o dziurach logistycznych. Największa to inspiracja Freddy’m Kruegerem. Sarah z czasem dochodzi do wniosku, że Boogeyman do istnienia potrzebuje wiary swoich ofiar – nie może istnieć, kiedy jego legenda odchodzi w zapomnienie. Już pomijając ewidentne kopiowanie od „Koszmarów z ulicy Wiązów”, albo prędzej z „Freddy kontra Jason”, w którym to ten wątek był najbardziej uwypuklony, ta teoria zwyczajnie kłóci się z początkowymi mordami, na osobach, które w Boogeymana nie wierzyły. Drugim wątkiem, który wzbudził mój niesmak była łatwość, z jaką Sarah przekonała cały akademik, łącznie z wykładowcą psychologii, że legendarny potwór istnieje. Właściwie wszyscy zaczęli wierzyć jej na słowo, tak jakby istnienie upiora, wykańczającego ludzi nie podlegało żadnym negocjacjom. Poza tym dziwi mnie, że scenarzysta, który skonstruował fabułę do „Boogeymana 2” tak szybko zapomniał, o czym traktowała poprzednia część. Nawiązując do niej ukuł teorię, że ówczesny morderca był ofiarą spisku Boogeymana, który wykorzystał go do propagowania swojej osoby. Ciekawa koncepcja, tylko, że w dwójce nie ma ani jednego ujęcia sugerującego istnienie prawdziwego Boogeymana, za to mamy tam typowo slasherowego zabójcę z krwi i kości…

Gdyby twórcy „Boogeymana 3” nie przekombinowali z jego motywami w drugiej połowie seansu film mógłby okazać się całkiem zgrabną rąbanką, bez przesadnego epatowania przemocą, ale równocześnie na tyle odważną, ażeby nie znużyć odbiorców. Dopracowana realizacja i sylwetka antagonisty praktycznie by to gwarantowały. Ale brak klimatu grozy i denerwujące dziury logistyczne znacznie obniżyły poziom tej produkcji, w moim mniemaniu zrównując ją ze średnią jedynką.

4 komentarze:

  1. Hej, napisałabyś o Wither/Cabin of the Death? Bardzo mi zależy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po opisie wnoszę, że to jakaś zrzynka z "Martwego zła", ale jeszcze nie widziałam, więc mogę się mylić. Zachęcające jest, że to produkcja szwedzka, więc pewnie zaryzykuję seans. Postaram się jeszcze w tym tygodniu coś o nim napisać.

      Usuń
  2. Obejrzałam pierwszą część i to jeszcze wtedy jak byłam małą dziewczynką. Wtedy zrobiło na mnie duże wrazenie, ale teraz chyba efekt nie byłby taki sam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja chyba nigdy tej serii nie polubię. Tak jak napisałaś - to taka "młodzieżowa rąbanka", a i wcześniejsze części też jakoś nie przypadły mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń